Polscy skoczkowie na igrzyskach olimpijskich, część 2

  • 2009-12-13 19:16

XXI Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Vancouver coraz bliżej. W oczekiwaniu na dobry występ naszych reprezentantów na kanadyjskiej ziemi w lutym przyszłego roku, chcemy zaprezentować historię dotychczasowych zmagań skoczków z Beskidów oraz spod tatrzańskich regli na najważniejszej dla każdego sportowca imprezie. W drugiej części opowieści o olimpijskich bojach polskich skoczków zajmiemy się tym, co działo się na igrzyskach rozgrywanych w latach 1960 – 1984.

Igrzyska Olimpijskie w VancouverIgrzyska Olimpijskie w Vancouver
fot. FIS

Przed igrzyskami w 1960 w Sqaw Valley jednym z faworytów do olimpijskiego złota był polski skoczek, Zdzisław Hryniewiecki. W sezonie przedolimpijskim i olimpijskim na skoczniach świata prezentował znakomitą formę. Potrafił wygrywać z całą światową czołówką na skoczniach w Obervisenthal, Klingenthal czy Lauscha. Wygrał też Memoriał Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny oraz konkurs o Mistrzostwo Polski. W 1959 roku na skoczni w Kulm ustanowił rekord Polski – 116 metrów. Niestety krótko przed odlotem do Stanów Zjednoczonych Hryniewicki miał tragiczny upadek na skoczni w Wiśle Malince, który na zawsze wyeliminował go ze sportu. Jednym Polakiem, który wystąpił w olimpijskim konkursie skoków był przyjaciel „Dzidka”, Władysław Tajner. Na treningu przed konkursem miał bardzo poważny upadek, w wyniku którego pękła mu łękotka w kolanie. Stanął jednak na starcie rywalizacji. W pierwszym skoku uzyskał 78,5 m., jego skok został jednak fatalnie oceniony przez sędziów (14.5 13.5 13.5 12.5 13.0 pkt.) i zajmował jedno z ostatnich miejsc. W drugiej serii, w której zawodnicy osiągali krótsze odległości, skoczył w trochę lepszym stylu o metr dalej i przesunął się na 31 miejsce. Zwyciężył Niemiec, Helmut Recknagel dwoma ładnymi skokami na 93,5 i 84,5 m. Był to pierwszy triumf olimpijski skoczka spoza Europy Północnej.

Igrzyska Olimpijskie w Innsbrucku w 1964 roku były pierwszymi, podczas których rozegrano dwa konkursy skoków, a zarazem pierwszymi i ostatnimi, na których w skład każdej ocenianej serii wchodziły trzy skoki. 31 stycznia odbyły się zawody na skoczni K-70. Wygrał je Veikko Kankkonen z Finlandii po oddaniu skoków na 77, 80 i 79 metrów. Największa nadzieja Polaków, mający za sobą świetny występ w Turnieju Czterech Skoczni, Józef Przybyła, konkurs ukończył na 18 pozycji (78, 74, 73 m.). Na 22 miejscu znalazł się Piotr Wala (74, 75, 74 m.). Mistrz Świata sprzed dwóch lat z Zakopanego Antoni Łaciak zajął dopiero 34 miejsce (72,5, 74, 71 m.), a Ryszard Witke 45. (67, 73,5, 72 m.). 9 lutego odbył się konkurs na większym obiekcie, K-90. Znacznie lepiej spisali się w nim Polacy. Józef Przybyła wskoczył do czołowej „10” zajmując ostatecznie 9 pozycję. Słynny „polnische Rekord Jaegger” oddał świetne dwa pierwsze skoki: 92 i 87,5 metra, niestety zepsuł trzeci (74,5 m.) i marzenia o jeszcze wyższej pozycji zostały szybko rozwiane. Nieźle wypadł Piotr Wala. Oddał skoki na odległość 86,5, 88 i 80 m. i sklasyfikowano go na 15 miejscu. 26 był Andrzej Sztolf (85, 82 i 79,5 m.) Występ ponownie nie wyszedł Ryszardowi Witke – 35 lokata po skokach na 86, 78, 74 m. Konkurs ten wygrał Norwego, Toralf Engan.

Cztery lata później, jubileuszowe, dziesiąte igrzyska powróciły na francuską ziemię. Imprezę gościło miasto Grenoble. Konkursy skoków rozegrano w St. Nizier. Złote medale zdobyli: Czechosłowak Jiri Raska (na skoczni K-70) i Władimir Biełousow z ZSRR (K-90). W konkursie na mniejszym obiekcie bardzo słabo spisali się reprezentanci Polski: Józef Przybyła był 27 (72,5 i 71 m.), Erwin Fiedor 30., Ryszard Witke 32., a Józef Kocyan 35. Na większej skoczni poprawił się Józef Przybyła, który wskoczył na 14 miejsce, dzięki skokom na 98 i 90,5 m. Fiedor był ponownie 30., Witke 31., a Kocyan dopiero 45.

Sapporo jest dla naszych skoków mniej więcej tym, czym Wembley dla polskiego futbolu - miejscem symbolicznym, niemal sakralnym. Wszystko to, rzecz jasna, za sprawą obrosłego legendą, złotego olimpijskiego skoku Wojciecha Fortuny z 1972 roku. Młodziutki zawodnik z Zakopanego, który o tym, że jedzie na igrzyska dowiedział się dosłownie w ostatniej chwili, stał się jedną z największych sensacji tych igrzysk. Fortuna od początku pobytu w Sapporo prezentował wyborną formę. Zasygnalizował ją już podczas treningów do konkursu na skoczni K-70, podczas których lądował regularnie w pobliżu rekordu skoczni. Zawody ukończył na szóstej pozycji, oddając skoki na 82 i 76,5 m. Lokata mogła być jeszcze wyższa, jednakże oba skoki zostały stosunkowo nisko ocenione przez sędziów. Na podium stanęła trójka Japończyków z Yukio Kasayą na czele (84 i 79 m.). Na dużym obiekcie po bardzo dramatycznym konkursie wygrał Polak, oddając w pierwszej serii fantastyczny skok na odległość 111 metrów. Co prawda zepsuł drugą próbę i po rachitycznym locie wylądował na 87,5 metrze, na szczęście swoje skoki psuli też inni. Ostatecznie Fortuna o 0,1 pkt wyprzedził Szwajcara Waltera Steinera i sięgnął po pierwszy złoty medal olimpijski dla polskich sportów zimowych oraz setny w historii polskiego olimpizmu. Wszyscy japońscy medaliści z pierwszego konkursu znaleźli się poza podium. Oto jak sam Wojciech Fortuna wspominał swój złoty skok w książce „Szczęście w powietrzu”:
„W górę! Czułem tę siłę, która mnie porwała z progu i rzuciła wiatrowi w ramiona. Wychyliłem się ile można. Zapanowała cisza. Tylko poświst rozcinanego powietrza. Spokój. Ręce przy sobie. Niosła mnie fala, niewidoczna, ale ja ją czułem. Niezawodna. Patrzyłem przed siebie, migały krechy długościowe. Miałem pewnie 100 metrów za sobą, kiedy poczułem opór przed nartami. Instynkt kazał mi się jeszcze wychylić. Lecimy! Na spotkanie z grubą czerwoną krechą. Nie słyszałem uderzenia nart o śnieg. Tylko ciałem wstrząsnął dreszcz. Wtedy ręce same wyskoczyły nad głowę.” Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy jeszcze wyniki pozostałych Polaków: Adam Krzysztofiak był 24 i 29, Tadeusz Pawlusiak 32 i 18, a Stanisław Gąsienica-Daniel 39 i 31.

Igrzyska olimpijskie w 1976 roku przyznano amerykańskiemu Denver. Miasto to jednak dość niespodziewanie zrezygnowało z przeprowadzenia tej imprezy i w nagłym trybie powierzono organizację olimpiady sprawdzonemu austriackiemu ośrodkowi sportowemu, Innsbruckowi. Fatalnie na igrzyskach zaprezentowali się polscy skoczkowie. Za jednego z faworytów do medalu uważano, mającego świetny sezon Stanisława Bobaka. Polak zajął 6 miejsce w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni, na skoczni w Seefeld pokonał przed igrzyskami samego Toniego Innauera. Start olimpijski zupełnie mu się jednak nie udał, zajął na mniejszej skoczni 28 miejsce po skokach na 74 i 75 metrów, na większej odległą 37 pozycję (81 i 81,5). Jeszcze gorzej zaprezentowali się pozostali Polacy: Tadeusz Pawlusiak był 31 i 52, Janusz Waluś 52 i 39, Adam Krzysztofiak 38 na małym obiekcie, a Marek Pach 40 na dużej skoczni. Złotymi medalami podzielili się Niemiec Hans-Georg Aschenabach (na mniejszej skoczni wygrał po skokach na 84,5 i 82 m.) i Austriak Karl Schnabl (po skokach 97,5 i 97 m. zwyciężył na dużej skoczni). Bardzo dobry występ odnotowali gospodarze, jednak duży udział w ich sukcesie miały innowacyjne kombinezony, wykorzystujące lukę w przepisach.

XIII Zimowe Igrzyska odbyły się w Lake Placid, zresztą już po raz drugi osada ta gościła reprezentantów sportów zimowych w ramach olimpiady. W skokach do głównych faworytów zaliczano Austriaków, Niemców i Finów. Polscy kibice po cichu liczyli na wysokie, może nawet medalowe pozycje naszych skoczków, którzy bardzo dobrze radzili sobie w rozgrywanym po raz pierwszy cyklu Pucharu Świata. Stanisław Bobak wygrał na Średniej Krokwi w Zakopanem, był drugi na Wielkiej Krokwi i trzeci w St. Nizier. Piotr Fijas zwyciężył na Wielkiej Krokwi i w St. Nizier, a kończący TCS konkurs w Bischofshofen zakończył na trzeciej pozycji. 17 lutego 1980 roku rozegrano zawody na skoczni K-70. Zwyciężył bezapelacyjnie Austriak Toni Innauer po dwóch wspaniałych skokach na 89 i 90 metrów. Stanisław Bobak uzyskał w pierwszej serii 86 metrów, odległość ta dała mu bardzo wysokie, czwarte miejsce i realną szanse na medal. Niestety nasz reprezentant nie wytrzymał ciśnienia, oddał w drugiej serii krótszy skok na odległość 82 metrów i spadł na dziesiąte miejsce. Koszmarny start zaliczył Piotr Fijas, zajmując przedostatnie 47 miejsce, w drugiej serii skacząc zaledwie 59 metrów. Na 40 pozycji zawody ukończył Stanisław Pawlusiak. 23 lutego odbył się konkurs na dużej skoczni. Triumf odniósł Fin, Jouko Tormanen, oddając najdłuższe skoki w obu seriach, 114,5 i 117 metrów. Piotr Fijas znalazł się tym razem na 14 miejscu (107 i 101 m.), a Stanisław Bobak na 22 (104 i 97 metrów). Znów bardzo słabo wypadł Pawlusiak. Skoki na 92 i 88, 5 m. dały mu 43 miejsce w gronie 50 startujących. Po igrzyskach pozostał więc u polskich kibiców spory niedosyt.

W 1984 roku igrzyska olimpijskie zorganizowało półmilionowe Sarajewo, położone w Bośni i Hercegowinie. Jugosłowianie wbrew wielu obawom doskonale poradzili sobie z przeprowadzeniem imprezy i stworzyli barwną i wesołą olimpiadę. Konkursy skoków były pojedynkiem dwóch największych zawodników tamtej epoki, Jensa Weissfloga i Mattiego Nykaenena, którzy podzielili się złotymi medalami. W pierwszych zawodach, na mniejszym obiekcie dobrze radził sobie Piotr Fijas. Po pierwszej serii był piąty, a w końcowej klasyfikacji znalazł się na 7 pozycji. Gdyby wziąć pod uwagę tylko odległości uzyskiwane przez zawodników, Fijas zająłby drugie miejsce ex-equo z Nykaenenem!!! Polak uzyskał 87 i 88 metrów, jednak jego skoki, zwłaszcza drugi, zostały bardzo nisko ocenione przez sędziów (16.0 15.0 15.0 14.5 13.0 pkt.). Na 30 pozycji znalazł się Janusz Malik, który skoczył 78 i 82,5 metra. W drugim konkursie Fijas wypadł słabiej i po skokach na 103 i 95 m. zajął 17 pozycję, Janusz Malik był dopiero 46 (85 i 84 m.). Swój olimpijski start Piotr Fijas po latach wspominał bez większego sentymentu:
„W Sarajewie dobrze skakałem tylko na średniej skoczni, na której byłem siódmy. Uważam, że był to jednak zupełnie nieudany występ. Byłem wtedy w życiowej formie. Najlepiej przygotowany, skakałem bardzo daleko, ale niestety nie udało się. Liczyłem na trzecie miejsce. Było tam dwóch bardzo dobrych skoczków: Nykaenen i Weissflog, ale reszta była do ogrania. Na dużej skoczni byłem siedemnasty. Dla mnie te wyniki były porażką.” (Wypowiedź P. Fijasa pochodzi z książki Wojciecha Szatkowskiego „Od Marusarza do Małysza”)

CDN...

Zobacz część 1 artykułu >>

Opracowano na pdst.:

L. Fisher, J. Kapeniak, M. Matzenauer, „Kronika śnieżnych tras”, Warszawa 1977
W. Biedroń „Na światowych skoczniach i trasach”, Krosno 2000 r.
W. Szatkowski „Od Marusarza do Małysza”, Zakopane 2004 r.
W. Fortuna "Szczęście w powietrzu", Chicago 2000 r.
źródła własne.


Adrian Dworakowski, źródło: informacja własna
oglądalność: (15810) komentarze: (15)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • 12marcin początkujący
    skoki

    Pokładam na dzieja w Adamie Małyszu w tej imprezie

  • anonim

    Witam fanów skoków! Tworzę serwis o skokach narciarskich, poszukuję ludzi do pomocy. Do ich zadań należałoby pisanie wiadomości nt. tego sportu. Mamy wiele wolnych funkcji: np. newsman, publicysta, videoman, grafik itp. Poszukujemy również redaktora naczelnego. W zamian za pracę oferujemy e-mail w domenie serwisu, a także legitymacje prasowe i akredytacje na zawody. Dla najlepszych przewidziane wynagrodzenie pieniężne. Kontakt: E-mail: Sebak85@wp.pl, GG: 393 0334 (bez spacji). Zapraszam każdego fana skoków! Czekamy na Was!

  • anonim
    Vancouver

    STAC GO ADAMA NA WIELE

  • luki stały bywalec
    Vancouver

    ja wieze w MAŁYSZA STAC GO NA WIELE

  • sledzik16 weteran

    Materiał jak najbardziej ciekawy

  • anonim
    -

    MAŁYSZ już ma dwa medale na IO i on może jeszcze zdobędzi ( oby złote),a na resztę niema co liczyć może za 20 -50 lat. A drużynowo musielibyśmy mieć wielkie szczęście i żeby inne drużyny popsuły skoki ale to na IO mało kiedy się zdaża bo jest wiele drużyn lepszych od nas.

    *** Komentarz zmodyfikowany przez Moderatora(11298), 2009-12-14 14:46:58 ***

  • Piotr stały bywalec

    Nie długo się pojawią jeszcze Stoch,Małysz,Miętus...oraz złota drużyna :D

  • fff doświadczony

    Ten sędzia był Czechem jak coś :)

  • anonim
    Fortuna

    Wiele osób pamięta tylko o złocie Fortuny, a zapomina o 6. miejscu. A gdyby nie to 6. miejsce najprawdopodobniej nie byłoby tego złota, Czemu? Podobno po tym fantastycznym skoku na 111 metrów jeden z sędziów chciał przerwać konkurs i obniżyć belkę, bo Fortuna to jakiś przeciętniak i jak on tak daleko skacze to strach pomyśleć gdzie wyląduje np. Kasaja. Ale inny sędzia powiedział, żeby nie powtarzać, bo to nie byle jaki skoczek bo był 6. w poprzednim konkursie i zwyczajnie jest w formie. I dlatego Fortuna nie musiał jeszcze raz skakać.

  • kamka weteran

    bardzo fajnioe ze takei materiały sie pojawiaja

  • xxx doświadczony

    spoko materiał

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl