Ręce precz od naszej dysypliny, czyli jak Norwegowie opóźniali rozwój skoków

  • 2017-03-20 10:59

Festiwal rekordów w Vikersund, jak mieliśmy przyjemność obserwować w miniony weekend, na zawsze pozostanie w pamięci kibiców, zawodników, trenerów, działaczy i wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób związani są ze skokami narciarskimi. Trudno dziś wyobrazić sobie, że Norwegowie, którzy stworzyli tak wspaniały obiekt jak Vikersundbakken i jako pierwsi umożliwili zawodnikom loty na ponad ćwierć kilometrowe odległości, przez całe dziesięciolecia byli największym "hamulcowym" rozwoju skoków narciarskich. Poniższy tekst publikowaliśmy już na naszych łamach, uznaliśmy jednak, że w kontekście weekendowych wydarzeń warto go przypomnieć.

Żadnych skoków na igrzyskach...

Pomimo, iż Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej rozgrywane są od 1930 roku, reprezentanci ojczyzny futbolu, czyli Anglicy, zadebiutowali w tej imprezie dwadzieścia lat później. Jako dumni "wynalazcy" tej dyscypliny nie życzyli sobie organizowania takiego turnieju i konsekwentnie bojkotowali rywalizację o tytuł najlepszej drużyny globu. Podobnie w odniesieniu do skoków narciarskich postępowali ich pionierzy, Norwegowie.

Zaczęło się od starań, by nie dopuścić do włączenia do programu igrzysk olimpijskich konkurencji narciarstwa klasycznego. Istniały wszakże plany, by program letnich igrzysk (lub po prostu igrzysk, bo zimowych jeszcze wówczas nie było) w 1916 roku poszerzyć o konkursy w skokach narciarskich, biegach i kombinacji norweskiej. Dziś ten pomysł może budzić zdziwienie, ale pamiętać należy, że już w 1908 roku podczas igrzysk w Londynie rozegrano konkurencję łyżwiarstwa figurowego, a w 1920 roku w Antwerpii do programu włączono hokej. Norwegia miała swoje słynne zawody w Oslo Holmenkollen i przedstawiciele tamtejszego narciarstwa starali się nie dopuścić do powstania imprezy mogącej się cieszyć większym prestiżem. Z uwagi na wybuch I Wojny Światowej do olimpijskiego debiutu narciarstwa jednak nie doszło.

Norwegowie nie byli też entuzjastami organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Dali się przekonać do udziału w nich dopiero po zapewnieniach, że w programie olimpiady nie znajdzie się "wrogie" ich dyscyplinie narciarstwo alpejskie. Całe "skokowe" podium pierwszych igrzysk rozegranych w Chamonix przypadło wówczas Norwegom, jednak po czterdziestu latach na jaw wyszła pomyłka organizatorów, którzy błędnie obliczyli notę trzeciego w konkursie Thorleifa Hauga. Nieżyjącemu już wtedy Norwegowi odebrano brązowy medal i przyznano go reprezentantowi USA, Andersowi Haugenowi. W pewnym sensie jednak nadal był to norweski medal, bowiem Haugen urodził się w norweskim Boe, skąd w 1908 roku wyemigrował za ocean i przyjął amerykańskie obywatelstwo.

...i mistrzostwach świata

Rozegrane w 1925 roku zawody w Jańskich Łaźniach, które później otrzymały rangę mistrzostw świata, Norwegowie także zamierzali zbojkotować, uznając je po prostu za niepotrzebne. Ostatecznie na starcie zawodów w Czechosłowacji stanęło dwóch zawodników z kraju wikingów, ale nie byli to czołowi norwescy skoczkowie. Niemniej ich reprezentant, Henry Ljungmann, zdołał wywalczyć w tych zawodach srebrny medal. Rok później w Lahti wystartował już pierwszy garnitur norweskich skoczków, którzy zajęli całe podium, ale podczas kolejnego czempionatu w Cortina d’Ampezzo żaden z nich z nich nie stanął na starcie.

Na trzech kolejnych imprezach Norwegowie zdobyli siedem na dziewięć możliwych medali, ale do Innsbrucku w 1933 roku się nie wybrali. Powód? Wielopłaszczyznowe tarcia na linii FIS-Norweski Związek Narciarski, między innymi przedłużające się, problematyczne starania o przeforsowanie kandydatury Norwega, kpt. Oestgaarda, na przewodniczącego Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Działacze z kraju fiordów pozbawili więc po raz kolejny swoich zawodników niemal pewnych medali, a najbardziej ucierpiał na tym Birger Ruud, najlepszy wówczas skoczek świata, który był wtedy w wielkiej formie i zdobycie złotego krążka podczas austriackiej imprezy mogło być dla niego formalnością.

Loty nie dla Norwegów...

Pomimo tego, że w latach 30-tych kilku Norwegów dzierżyło rekord świata w długości skoku, szef Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, wspomniany Nikolai Oestgaard, przeforsował uchwałę zakazującą organizacji zawodów na skoczniach pozwalających na skoki powyżej 80 metra, co jednak w głębokim poważaniu mieli działacze sportowi ze Słowenii. Kiedy w 1936 roku Austriak Sepp Bradl przekroczył na Velikance w słoweńsckiej Planicy jako pierwszy odległość 100 metrów, rozżaleni norwescy skoczkowie z Birgerem Ruudem na czele, oglądający zawody jako kibice, opuścili do połowy masztu flagę swojego kraju.

Norwegowie nie przywiązywali tak wielkiej wagi do uzyskiwania coraz to dłuższych odległości i bicia rekordów, jak robiły to inne nacje. Dla nich bardziej niż długość skoków liczyło się piękno samego lotu. Podczas gdy w 1952 roku rekord Wielkiej Krokwi wynosił 85 metrów, na skoczni w Oslo, na której rozgrywano wówczas zawody podczas igrzysk olimpijskich, nikt z uczestników konkursu nie osiągnął nawet 70 metrów. Pierwszym Norwegiem, który przekroczył odległość 100 metrów był Asbjoern Aursand, a dokonał tego na skoczni w Renie dopiero 21 lat po wyczynie Bradla – w 1957 roku.

...skoki na igelicie i styl V też nie

Norwegowie przez lata konsekwentnie bojkotowali też skoki na igelicie, tłumacząc, że nie wpisują się one w żaden sposób w tradycję wymyślonej przez nich przecież dyscypliny. Był to swego rodzaju strzał w kolano. Fakt, że norwescy skoczkowie pozbawieni byli możliwości odbycia treningu na skoczni poza sezonem zimowym wskazuje się jako jedną z przyczyn głębokiego, wieloletniego kryzysu tamtejszych skoków, który rozpoczął się pod koniec lat 60-tych. Podczas gdy Polska dysponowała igelitową skocznią już pod koniec lat 50-tych ("Skarpa" w Warszawie o punkcie K-38), Norwegowie pierwszy taki obiekt otworzyli dopiero w 1975 roku w Bærum i miał on punkt konstrukcyjny usytuowany zaledwie na 50-tym metrze. Zanim rozwinęła się tam pełna baza do uprawiania letnich skoków minęło jeszcze ładnych parę lat.

Działacze narciarscy ze Skandynawskiego państwa nie byliby również sobą, gdyby nie protestowali przeciwko wprowadzeniu stylu V w miejsce równoległego prowadzenia nart przez skoczka podczas lotu, godzącego przecież w ich piękną, ponad stuletnią narciarską tradycję. Po katastrofalnym dla Norwegów sezonie 1991/92, klęsce w zawodach Pucharu Świata i na igrzyskach olimpijskich przestali jednak protestować i pogodzili się z faktem, że jest to zmiana, której nie da się zatrzymać.

Było, minęło…

Dziś Norwegowie na szczęście nie hamują już w żaden sposób skoków narciarskich, a wręcz przeciwnie, mają duży wkład w ich rozwój. To w końcu w Norwegii znajduje się największa obecnie skocznia na świecie, która w sobotę stała się areną jednego z najpiękniejszych konkursów w historii skoków narciarskich. Gdy jeszcze do niedawna w planach tamtejszych działaczy istniał temat organizacji igrzysk olimpijskich w 2022 roku, zastanawiano się poważnie nad propozycją włączenia do ich programu lotów narciarskich, twierdząc, że wówczas nikogo nie będą już interesowały skoki na obiektach 90-metrowych.

Źródła:
Wiesław Biedroń: "Na światowych skoczniach i trasach"
Jon Gangdal: "Mika Kojonkoski. Tajemnica sukcesu"
Źródła własne.


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (25367) komentarze: (12)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • Oreo profesor

    Jaki jest cel w ogóle skoczni mamucich skoro nie wolno na nich trenować... stoją i niszczeją? W ogóle co to za zasada że nie wolno tam trenować. Nigdy tego nie rozumiałem.

  • Lestek weteran

    "najbardziej ucierpiał na tym Birger Ruud, najlepszy wówczas skoczek świata, który był wtedy w wielkiej formie i zdobycie złotego krążka podczas austriackiej imprezy mogło być dla niego formalnością."

    Dzień po konkursie mistrzowskim Ruud na treningu o 3,5 m pobił ustanowiony w zawodach rekord skoczni.

  • Kolos profesor
    @Janeman @Janeman

    Właściwie to by nie było absurdalne - gdy FIS nie był hamulcowym to by na mamutach organizowano zawody pokazowe - komercyjne i dobrze finasowo by na tym eychodzili.

    Ciekawe czy chińczycy wybudują tą planowaną skocznię mamucią u siebie.. Plany były...

  • anonim

    I pewnie dyskwalifikowali za brak czapki :) Skoki w tamtych czasach były strasznie niebezpieczne

  • gyurcsops doświadczony

    Fajne mieli kostiumy . Pewnie każdy skakał w czym chciał nawet w piżamie

  • Wojciechowski profesor
    @MarcinBB @MarcinBB

    Faktem jest, że dawniej, kiedy powstały MŚ w lotach, same loty różniły się od skoków znacznie wyraźniej, choćby pod względem organizacyjnym: większa liczba serii ogółem, większa liczba serii punktowanych, kilka dni rywalizacji, nawet odmienny pomiar odległości (nie liczono połówek metrów), inny system punktacji za odległość. Z tego w zasadzie nic nie zostało (jedynie rywalizacja dłużej niż jeden dzień, ale tylko w MŚL).

  • Janeman profesor
    MarcinBB

    Pomysł włączenia lotów na stałe do programu olimpijskiego , jest biorąc pod uwagę losy większości olimpijskich skoczni po Igrzyskach , absurdalny ze względów finansowych. Natomiast jeśli Igrzyska odbywały by się w kraju w którym mamut już istnieje, to takie zawody mogły by by włączone do programu choćby jako konkurencja pokazowa.

  • MarcinBB redaktor
    loty

    Moim zdaniem pomysł włączenia lotów do programu ZIO jak i MŚ jest teoretycznie jak najbardziej słuszny. Tylko że nierealny. Są już tylko 4 czynne skocznie mamucie, nawet jak wskrzeszą Certaka, to ZIO i MŚ nie mogą się odbywać w kółko w 5 miejscach na świecie a właściwie w Europie. I te kwestie organizacyjne sprawiają, że w skokach istnieje takie dziwne cuś jak MŚ w Lotach. Trochę jakby Mistrzostwa Świata w Slalomie albo Mistrzostwa Świata w łyżwiarstwie figurowym par tanecznych.

  • Janeman profesor
    @redakcja

    Miło, że przypomnieliście ten artykuł , ale tak nawiasem mówiąc jakoś mało w tym roku artykułów o historii skoków - w ubiegłych latach pojawiały się dużo częściej i wydaje mis się, że były bardzo cenione przez większość czytelników. Może jakiś ciekawy cykl w przyszłym roku ?

  • SzczadowazySradomiski początkujący

    To tak, jak sołtys Rzepisko w naszych Sradomiskach.
    Jako pierwszy miał we wsi telewizor. Przez 13 lat blokował powstanie świetlicy przy remizie, bo wójt obiecał dofinansować nasze Sradomiski czarno-białym rubinem i sołtys bał się, że nie będzie już jedynym z teleodbiornikiem. Parę lat później podobna sytuacja była z telefonem - sołtys Rzepisko miał telefon jao jedyny we wsi. Pielgrzymki przychodziły do niego, żeby umówić się na telefon od kogoś z rodziny, a Rzepisko-panisko (tak na niego mówiliśmy) wielki dobrodziej zgadzał się, ale jednocześnie podsłuchiwał z drugiego pokoju wszystkie rozmowy, przykładając ucho do miedzianego garnka opartego o ścianę.
    Dziś na szczęście Rzepisko nie hamuje już postępu i rozwoju w naszych Sradomiskach.
    Bo umarł.

  • anonim
    Dziwactwo Norwegów...

    Pamiętam jak na początku tego sezonu zimowego,zagraniczne ekipy w tym nasza bodajże, oddawały pierwsze skoki na śniegu w Lillehammer na k90,gdy goście spoza norwegi wyjechali, to gospodarze wtedy zaczęli naśnieżać dopiero większe obiekty dla swoich zawodników :D

  • rmateja bywalec

    Ciekawy artykuł. Dzięki za opublikowanie.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl