Łyk historii - najciekawsze zmagania o tytuł najlepszego lotnika świata

  • 2018-01-17 20:18

Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich są imprezą cieszącą się dużo mniejszym prestiżem niż ich dużo starszy "klasyczny" odpowiednik. Historia tej nieco chyba niedocenianej imprezy jest jednak bardzo ciekawa. W przeddzień jubileuszowych, 25. zmagań o tytuł najlepszego lotnika globu, proponujemy przegląd wybranych edycji mistrzostw świata w lotach, które z różnych powodów warto przypomnieć.

Na zakończenie, jakże miło wspominanego w Polsce olimpijskiego sezonu 1971/72, rozegrano po raz pierwszy Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich. Areną inauguracyjnych zawodów uczyniono największy wówczas obiekt mamuci – skocznię w Planicy, jedną z czterech funkcjonujących wtedy w Europie skoczni przeznaczonych do lotów narciarskich. Premierową odsłonę nowej imprezy zepsuła jednak w dużej mierze pogoda, z której to przyczyny z zaplanowanych trzech dni rywalizacji zaliczono zmagania tylko dwóch serii rozegranych 25 marca. Co ciekawe FIS brała pod uwagę nawet takie rozwiązanie, by jako wyniki mistrzostw zaliczyć rezultaty serii treningowych, jeśli pogoda nie pozwoliłaby na przeprowadzenie serii konkursowych.  Na końcową notę każdego z zawodników składały się więc tylko dwa skoki. Oprócz porywistego wiatru organizatorzy musieli zmagać się z dodatnimi temperaturami. By przygotować obiekt chwytano się różnych środków łącznie z pokrywaniem zeskoku... styropianem. Kibice zgromadzeni pod mamutem byli świadkami kilku bardzo groźnie wyglądających upadków. Takowy już w serii próbnej stał się udziałem m.in. Stanisława Gąsienicy-Daniela, który nie wystąpił przez to w konkursie głównym. Bolesne zderzenie ze źle przygotowanym miejscami zeskokiem przeżył też Yukio Kasaia. Pierwszym mistrzem świata został Szwajcar Walter Steiner, jeden z najwybitniejszych "lotników" w historii. 21-letni snycerz z Wildhaus, malutkiego miasteczka w szwajcarskim kantonie Sankt Gallen, który półtora miesiąca wcześniej przegrał z Wojciechem Fortuną o 0,1 pkt. mistrzostwo olimpijskie, tym razem sięgnął po złoto w sposób więcej niż pewny. W swoich próbach na Velikance uzyskał 155 i 158 m. Drugiego w klasyfikacji, reprezentanta NRD, Heinza Wosipiwo wyprzedził o 32,5 pkt. Brązowy medal wywalczył bardzo doświadczony już wtedy Czechosłowak Jiri Raska, mistrz i v-ce mistrz olimpijski z Grenoble z 1968 roku. Polacy liczyli rzecz jasna bardzo mocno na Wojciecha Fortunę. Ten jednak tuż po igrzyskach miał długą przerwę w treningach. Zakopiańczyk w serii próbnej ustanowił swój rekord życiowy skokiem na 132 metry. Takie odległości w konkursie dałyby mu miejsce w czołówce. W zawodach uzyskał jednak 114 i 117 metrów, co pozwoliło na zajęcie 20 lokaty. Tuż za Polakiem znalazł się Yukio Kasaia. Na 26 pozycji sklasyfikowano Adama Krzysztofiaka.

W 1979 roku mistrzostwa powróciły do Planicy, a na ich start polscy skoczkowie i to w stylu dużo lepszym niż można się było spodziewać. Niewiele jednak brakowało, a zarówno Piotr Fijas jak i Stanisław Bobak w ogóle do Jugosławii by nie pojechali. Polski Związek Narciarski nie wydał zgody na wyjazd naszych skoczków na loty, wysłano ich w zamian na zawody do Oberhofu. Tam spisywali się świetnie, nie ustępując przygotowującym się do udziału w mistrzostwach Niemcom. Trener Tadeusz Kołder używając fortelu, bez zgody narciarskiej centrali, na własną odpowiedzialność zabrał naszych najlepszych zawodników do Planicy. Debiutujący na tak wielkiej skoczni Fijas mimo problemów na treningach w zawodach skakał wprost sensacyjnie. Ostatecznie po dwóch dniach rywalizacji i sześciu skokach został sklasyfikowany na trzecim miejscu, zdobywając brązowy medal. Z triumfu cieszył się 23-letni Armin Kogler, który jako pierwszy Austriak sięgnął po złoto mistrzostw w lotach. Srebro wywalczył reprezentant NRD, Axel Zitzman. Niemiec w jednej z serii, potem anulowanej, uzyskał nawet wynik lepszy od rekordu świata (179 metrów), ale próby tej nie ustał. Rekord świata wynikiem 176 m. ustanowił przedskoczek z NRD Klaus Ostwald. Stanisław Bobak także debiutujący na mamucie, po pierwszym dniu rywalizacji plasował się na 14 miejscu, imprezę zakończył na 21 pozycji.

W 1983 roku Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich zostały po raz pierwszy rozegrane na najmłodszym, powstałym w 1979 roku mamucie w czeskim Harrachovie. Marcową imprezę miał bez problemu wygrać król sezonu 1982/83, Matti Nykaenen. Pierwszy dzień zmagań nie przyniósł niespodzianki. Fin oddał trzy świetne skoki i prowadził na tym etapie rywalizacji. W ciągu jednej doby zmienił się jednak nie do poznania - z mistrza skoczni w zawodnika co najwyżej przeciętnego. W klasyfikacji samego tylko drugiego dnia imprezy zajął... 17. miejsce. Być może znany z bardzo rozrywkowego trybu życia Fin zbyt wcześnie zaczął świętować zwycięstwo i koniec długiego i bogatego dla niego w trofea sezonu. Ostatniego dnia zmagań powrócił na właściwe tory, skakał znów tak jak przystało na wielkiego mistrza, ale wystarczyło to do zdobycia rzutem na taśmę brązowego medalu (Nykaenen o zaledwie pół punktu wyprzedził Koglera). Mistrzem świata został Klaus Ostwald z NRD, a v-ce mistrzem reprezentant gospodarzy Pawel Ploc, który podczas jednego ze skoków ustanowił nowy rekord świata uzyskując 181 metrów. Obrońca tytułu, Jari Puikonnen, został sklasyfikowany dopiero na 26. pozycji. Piotr Fijas zajął 14. miejsce, jego brat Tadeusz 31., a Janusz Malik 36.

Historia Simona Ammanna, który w 2002 roku doznał ciężkiej kontuzji w wyniku upadku na skoczni, a potem wygrał w cuglach dużą imprezę wcale nie jest bezprecedensowa. W sezonie 1989/1990 fatalnie wyglądający upadek na skoczni w Libercu zaliczył Dieter Thoma. Doznał wstrząsu mózgu i został odwieziony do szpitala. Bezpośrednio po tym wydarzeniu nie było wiadomo czy świetny niemiecki skoczek zdoła wystartować w mistrzostwach świata w lotach w Vikersund, które były wtedy główną imprezą sezonu. Thoma stanął jednak na starcie zawodów i dość pewnie zdobył złoty medal po skokach na 171 i 165 m.Drugie miejsce zajął Matti Nykaenen (171 i 155 m.), dla którego był to już piąty "lotniczy" medal w karierze i jednocześnie ostatni w karierze krążek dużej imprezy. Raczej zresztą niespodziewany. Fin po raz ostatni punkty Pucharu Świata zdobył w Ga-Pa podczas Turnieju Czterech Skoczni, zajmując czwartą pozycję. Następnie zanotował ogromny zjazd formy. Impreza w Vikersund była ostatnim sportowym zrywem w jego życiu. Trzecie miejsce zajął odwieczny rywal Fina Jens Weissflog (161 i 170 m), straciwszy zaledwie 1,5 pkt do Nykaenena.  Organizatorom w przeprowadzeniu imprezy mocno przeszkadzała wiosenna aura. Na 23 lutego zaplanowano oficjalne treningi, które trzeba było odwołać. Temperatura powietrza wynosiła dziesięć stopni na plusie i uniemożliwiła właściwe przygotowanie skoczni. Na końcowe wyniki zawodów miały składać się dwa dni rywalizacji, a każdego dnia miały odbyć się trzy oceniane serię. 24 lutego również nie dało się skakać, zatem całe mistrzostwa rozegrano w niedzielę. Każdy z zawodników oddał trzy skoki, z których dwa najlepsze liczyły się do ostatecznych rozstrzygnięć. Zawody rozegrano przy wypełnionych trybunach, które pomieściły 25 tysięcy widzów. Jednym z nich był ówczesny król Olaf V.  Rozczarowanie dla gospodarzy była dopiero piąta pozycja najlepszego z Norwegów, Ole Gunnar Fidjestøla. W Vikersund zabrakło reprezentantów Polski. Po zakończeniu kariery przez Piotra Fijasa żaden z ówcześnie skaczących polskich zawodników nie prezentował poziomu, który predestynowałby go do startu na mamucim obiekcie. 


Konkurs o mistrzostwo świata, rozegrany pod koniec sezonu 1991/92 roku, który po raz pierwszy był także zaliczany do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, z wielu powodów można uznać za nieudany. Na starcie zabrakło kilku zawodników ze światowej czołówki. Genialni nastolatkowie, Toni Nieminen i Martin Hoelwarth zrezygnowali z harrachovskich lotów na rzecz mistrzostw świata juniorów, które odbywały się w Vuokatti. Fin zajął tam pierwsze, a Austriak trzecie miejsce. W Harrachovie nie pojawili się też, czwarty w klasyfikacji generalnej na koniec sezonu, Ernst Vettori z Austrii i piąty Stefan Zuend ze Szwajcarii. Na zawody składały się trzy serie jednego tylko rozegranego konkursu, a ich przebieg był bardzo loteryjny. Czołowi skoczkowie sezonu nie odgrywali żadnych ról. Austriak Werner Rathmayr zajął 18 miejsce, jego rodak, Andreas Felder 31., a Frantisek Jeż z Czechosłowacji 32. Najwięcej szczęścia miał Noriaki Kasai, który wygrał te szalone zawody po skokach na 182, 182 i 146 m i zapoczątkował tym samym swoją bogatą kolekcję sportowych trofeów. Drugie miejsce zajął Andreas Goldberger, a trzecie, bardzo przeciętny w tamtym sezonie, dopiero 26. w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, Roberto Cecon. W zmaganiach na Czertaku nie wzięli udziału polscy skoczkowie.

Mistrzostwa Świata w lotach rozegrane w 24 i 25 stycznia 1998 roku w Oberstdorfie stanowiły próbę generalną przed igrzyskami olimpijskimi w Nagano. Były to też ostatnie tego typu mistrzostwa, których wyniki zaliczano również do klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Zawody odbyły się na specjalnie pod ich kątem przebudowanej skoczni. Pogłębiono zeskok i przystosowano profil obiektu do ponad 200-metrowych lotów, które wcześniej na tej skoczni były nieosiągalne. Spośród zawodników światowej czołówki na starcie nie stawili się trzej Japończycy: Harada, Okabe i Saitoh. Dwudniowe zawody były porywającym spektaklem. Walka o mistrzostwo toczyła się między Niemcami, Dietherem Thomą i Svenem Hannawaldem a Japończykiem, późniejszym mistrzem olimpijskim, Kazuyoshim Funakim. Po pierwszym konkursie prowadził Hannawald przed Funakim i Norwegiem Kristianem Brendenem, Thoma był 6. O wszystkim decydował ostatni skok drugiego konkursu. Dieter Thoma wykonał fantastyczny lot na 209 metrów, czym ustanowił rekord skoczni. Hannawald lądował na 203 metrze i było to za mało, by wyprzedzić kolegę z reprezentacji. Zwycięstwo odniósł Funaki pieczętując je lotem na 205,5 m, za który sędziowie przyznali mu pięć ocen po 20 punktów. Zmagania w Oberstdorfie z pewnością były jednymi z najbardziej pasjonujących w historii mistrzostw rozgrywanych na skoczniach mamucich. Odbyły się bez udziału reprezentantów Polski. Start w Oberstdorfie nie był przewidziany przez Polski Związek Narciarski. Jego prezes, Paweł Włodarczyk, oficjalnie powiedział, że jeżeli Małysz i spółka są zainteresowani startem w Niemczech, to on nie widzi żadnych przeszkód, oprócz tego, że muszą tam pojechać za własne pieniądze.

O ile zawody w Oberstdorfie były jednymi z najpiękniejszych i najbardziej emocjonujących, o tyle kolejne, zaplanowane na luty 2000 w Vikersund, z pewnością były najbardziej kuriozalnymi i chaotycznymi w historii. Vikersundbakken została przebudowana przed imprezą, by umożliwić zawodnikom ponad 200-metrowe loty. Piątkowe treningi przeprowadzono we względnie równych warunkach. Sven Hannawald, wówczas jako pierwszy (nie licząc przedskoczków), przekroczył na tej skoczni granicę 200 metrów, uzyskując odległość 206,5 m. W sobotę organizatorom przestało sprzyjać szczęście. Na Vikersund padał deszcz i wiał porywisty wiatr. Dramatycznie wyglądający upadek miał Rosjanin Artur Chamidulin, na szczęście nie odniósł poważniejszych obrażeń. Kiedy siedzący na belce Takanobu Okabe nie dostał od swojego trenera zgody na start i opuścił platformę startową, został zdyskwalifikowany. Kilka minut później w podobnej sytuacji w ten sam sposób został ukarany Niemiec Christof Duffner. W gnieździe trenerskim rozpętała się burza. Sobotnie zawody zostały odwołane. W niedziele sytuacja była jeszcze bardziej tragikomiczna. Po rekordowym (ale nieustanym) skoku Svena Hannawalda na 214,5 m jury podjęło decyzję o restarcie serii. Kiedy na cztery skoki przed jej końcem, Jani Soininen zepsuł wyjście z progu i ratował się przed upadkiem, organizatorzy zakomunikowali kolejny restart serii i przystąpili do naprawy uszkodzonej końcowej części rozbiegu. Kolejna oficjalna informacja cofała poprzedni komunikat. Ogłoszono, że anulowane wcześniej wyniki są jednak zaliczone i do końca serii pozostały cztery skoki. Wiatr cały czas się wzmagał. Andreas Goldberger zszedł do wieży trenerskiej i poinformował, że w takich warunkach skakać nie będzie. Rywalizację odwołano i wydarzyła się rzecz bezprecedensowa. O medale zawodnicy walczyli dopiero w poniedziałek. Po trzech rozegranych seriach zwyciężył faworyt Sven Hannawald, drugie miejsce zajął Andreas Widhoelzl, a trzecie Janne Ahonen. 16. pozycję zajął Adam Małysz, 25. Wojciech Skupień, 28. Robert Mateja, a 42. Grzegorz Śliwka.

Mistrzostwa Świata w lotach 2002 odbyły się w marcu, niespełna miesiąc po igrzyskach olimpijskich w Salt Lake City. Niespodziewany, podwójny mistrz z USA, Simon Ammann, do rywalizacji na Czertaku przystępował z, mogłoby się wydawać, bardzo kiepskim rekordem życiowym wynoszącym 142 metry. Odległość tą osiągnął jednak nie na mamucie, a na skoczni w Kuusamo, gdyż występ na harrachowskim czempionacie był jego debiutem na skoczni przeznaczonej do lotów. Adam Małysz ze Stanów Zjednoczonych przywiózł srebrny i brązowy medal, co w kraju przyjęto jednak z lekką dozą rozczarowania, liczono więc na nagrodę pocieszenia w postaci złotego medalu mistrzostw w lotach, tym bardziej, że Polak wygrał w świetnym stylu dwa konkursy na tej skoczni w poprzednim sezonie. Pogoda nie była łaskawa dla zawodników i organizatorów, problemy zaczęły się już podczas piątkowych treningów, nie lepiej było w sobotę. Małysz w pierwszej serii oddał przeciętny skok na odległość 185 metrów, który jednak dawał kontakt z czołówką, bo plasował go na piątym miejscu. Drugi skok wiślanina był jednak katastrofalny. Małysz spadł na 142. metr zeskoku i osiemnaste miejsce w konkursie. Słabo zaprezentowali się też pozostali Polacy. Tomasz Pochwała, Tomisław Tajner i Robert Mateja ukończyli zawody na kolejno 31., 33. i 34. miejscu. Po pierwszym dniu zawodów prowadził obrońca tytułu, Sven Hannawald, po dwóch skokach na 202 metry. Drugi był jego rodak, Martin Schmitt (182 i 202 m), a trzeci Matti Hautamaeki (202,5 i 182 m). Simon Ammann był piąty. Nazajutrz podmuchy wiatru na skoczni w Harrachovie osiągały w porywach do 10 m/s. Zaplanowany na godziny poranne konkurs przełożono na popołudnie licząc, że wiatr w tym czasie ucichnie. Nic takiego nie miało miejsca. Zawody trzeba było odwołać i jako końcowe uznać wyniki z soboty. Tym samym Sven Hannawald został pierwszym skoczkiem, który obronił tytuł Mistrza Świata w Lotach Narciarskich. Mistrzostwa te zachowały się w pamięci kibiców także z powodu incydentu, który szybko obiegł światowe media. Wjeżdżający wyciągiem na górę skoczni Sven Hannawald został obrzucony przez polskich kibiców śnieżkami. Dwa miesiące wcześniej, podczas konkursów PŚ w Zakopanem, skakał przy ogłuszającym akompaniamencie gwizdów. Po sobotnim konkursie Niemiec nie ukrywał swoich pretensji o zaistniałą sytuację: "Jestem bardzo zdenerwowany. Takie zachowanie nie fair nie może mieć miejsca. Pytam się, dlaczego z polskiej strony nie mogę być zaakceptowany. Nie ma żadnych problemów między mną a Małyszem. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej. Agresja wobec mojej osoby wzrosła jeszcze od PŚ w Zakopanem. Jutro na górę będziemy wyjeżdżać samochodem."

Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich 2010 rozegrane w Planicy na koniec sezonu, jak się okazało rok później, były ostatnią taką imprezą dla Adama Małysza. Najlepszy polski skoczek w historii, mimo że wielokrotnie wygrywał i stawał na podium zawodów Pucharu Świata w lotach, nie miał nigdy szczęścia do imprezy mistrzowskiej rozgrywanej na mamutach. Wydawało się, że teraz w końcu może zdobyć medal, będący jednym z niewielu trofeów brakujących mu do bardzo bogatej kolekcji. Wiślanin miał za sobą udany występ na igrzyskach olimpijskich w Vancouver, z których przywiózł dwa srebrne medale oraz niezłą końcówkę sezonu Pucharu Świata. Pierwszy dzień imprezy mógł zdecydowanie napawać optymizmem. Małysz po dwóch seriach zajmował drugie miejsce latając na odległość 217,5 i 215 m. Do prowadzącego Simona Ammanna tracił tylko 2,8 pkt. Niestety drugiego dnia skakał znacznie słabiej. Odległości 211 i 211,5 m nie pozwoliły mu nie tylko na nawiązanie walki z Ammannem, ale nawet na zajęcie trzeciego miejsca . Do Szwajcara stracił 42,2 pkt., do trzeciego Andersa Jacobsena zaledwie 0,4 pkt... Srebrny medal wywalczył Schlierenzauer. "Jestem załamany" – powiedział bez ogródek po konkursie Małysz. Kamil Stoch zajął 16. miejsce, a Rafał Śliż i Łukasz Rutkowski nie awansowali do "30". Dzień później pojawiła się dla wiślanina jeszcze jedna szansa na zdobycie medalu, tym razem w konkursie drużynowym. I tym razem się nie udało, choć znów brakowało niewiele. Czwórka w składzie: Stoch, Hula, Rutkowski i Małysz zajęła czwarte miejsce a pewny, brązowy medal straciła za sprawą fatalnego skoku Łukasza Rutkowskiego, kóry w drugiej serii uzyskał zaledwie 143 metry. Wygrała Austria przed Norwegią i Finlandią. Na starcie zawodów nie stanął czterokrotny mistrz świata w lotach (dwa razy indywidualnie i dwa razy drużynowo), Roar Ljoeklesoey. Pojawił się jednak w Planicy, by oddać swój ostatni skok w karierze. Norweg poszybował na odległość 197 metrów, a na zeskoku czekali na niego przedstawiciele FIS z Walterem Hoferem na czele, którzy wręczyli mu dużą butelkę szampana.

Przeczytaj pełną historię Mistrzostw Świata w Lotach:

Historia Mistrzostw Świata w Lotach Narciarskich, część 1
Historia Mistrzostw Świata w Lotach Narciarskich, część 2
Historia Mistrzostw Świata w Lotach Narciarskich, część 3


Adrian Dworakowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (10176) komentarze: (10)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • MK92 stały bywalec
    @MK92 @Madrek

    Oczywiście, chodziło mi o lata, czyli 2000-2009, 2010-2019 itd., a nie o dekadę, czyli 2001-2010, 2011-2020 itd. ;) To moja tzw. freudowska pomyłka.

  • madrek doświadczony
    @MK92 @MK92

    2010 to poprzednia dekada.

  • MK92 stały bywalec

    Certak i Vikersundbakken to najbardziej pechowe mamuty, jeśli chodzi o pogodę. Teraz dołącza do tej dwójki Kulm. Bardzo podobały mi się MŚ w lotach w 2006, 2008 i 2010 roku. W równych warunkach, ze wszystkimi seriami. Zwłaszcza rywalizacja W Bad Mitterndorf i Oberstdorfie trzymała do końca w napięciu, choć w Planicy w 2004 roku też było ciekawie... i wyjątkowo śnieżnie, ale to był akurat luty. W obecnej dekadzie mamy pecha do pogody, prócz otwierającej ją Planicy w 2010 roku. W zamykającym tę dekadę Oberstdorfie ta zła passa niestety będzie pewnie podtrzymana...

  • madrek doświadczony
    @kryska @kryska

    Nie no, to, że MŚwL są mniej ważne od klasycznych mistrzostw to jest fakt, a nie opinia. Można się kłócić, czy są ważniejsze od TCS, ale ze zwykłymi mistrzostwami świata trudno je porównywać.

  • kryska stały bywalec

    "Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich są imprezą cieszącą się dużo mniejszym prestiżem"
    ...w Polsce.

  • Major_Kuprich profesor
    Uwaga

    "a trzeci prowadzący po pierwszej serii Matti Hautamaeki (202,5 i 182 m.)."

    Hautamaeki nie prowadził po 1 serii - dostał słabsze noty za styl i zajmował 2 miejsce za Hannawaldem.

  • Wojciechowski profesor
    @Stalowy @Stalowy

    A zamienili się na konferencji, nie na podium. Nie wiem zresztą, czy nie ma gdzieś w sieci nagrania z tego. W każdym razie FIS po tym opamiętał się.

  • Wojciechowski profesor
    @Stalowy @Stalowy

    W tej regułę chodziło raczej o to, że za skoki powyżej 191 m nie dodawano już punktów za odległość.

  • Stalowy stały bywalec
    @Stalowy @Stalowy

    Oczywiście 1994 rok ;)

  • Stalowy stały bywalec

    A najbardziej kontrowersyjne mistrzostwa to te z 1995 roku z Planicy gdzie mistrzem został Jaroslav Sakala.
    Wtedy to było kuriozum bo obowiązywał tzw. Przepis 191 metrów i każdy zawodnik ,który przekroczył tą granicę mógł lądować na dwie nogi a przy tym dostawał noty po 19 jak w przypadku Okabe czy Cecona.
    Wtedy na podium srebrny medalista Bredesen zamoenił się medalem z brązowym medalostą Ceconem mając na celu pokazać im co myślą o tym przepisie.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl