Trener Tajner: Rozumiem decyzję prezesa

  • 2003-07-05 09:17
Zwolnienie dwóch naukowców współpracujących dotąd ściśle z trenerami Tajnerem i Fijasem wzbudziła wiele namiętnych polemik i dyskusji. Aby bliżej jeszcze naświetlić tę bardzo kontrowersyjną sprawę, przedstawiamy wywiad, jakiego udzielił w ostatnich dniach Apoloniusz Tajner dziennikarzowi Gazety Wyborczej – Robertowi Błońskiemu.

Jak Pan przyjął decyzję o tym, że Jan Blecharz i Jerzy Żołądź nie podpisali nowych umów z Polskim Związkiem Narciarskiem?

- Ze spokojem. W tym sezonie, po czteroletniej współpracy, chciałem, by wszystko odbywało się na zasadzie konsultacji. Ja jako trener zgłaszałbym się do "doktorów" z jakimś zagadnieniem i dyskutowalibyśmy o tym. Mówiłem im to już kilka miesięcy temu, wiosną rozmawiałem o tym telefonicznie. Nie odpowiadali. Nie mówili ani tak, ani nie. Okazało się, że w tym samym czasie rozmawiali z PZN-em o pieniądzach. Nie wiedziałem o tym. Ja jestem od tego, by wszystkiego pilnować, ustawiać tak, by funkcjonowało bez zarzutu. Nie było tak, jak sobie życzyłem, więc zareagowałem. Chciałem rozluźnić współpracę.

Dlaczego?

- Po czterech latach naukowcom ciężko wymyślać ciągle coś nowego. Najwięcej najbardziej pozytywnych zmian wprowadzili w pierwszych dwóch latach. Wtedy to miało ogromne znaczenie. Teraz wszystko ustawione jest na właściwych torach. Naukowcy zaangażowali wtedy całą swoją wiedzę oraz fachowość i za to im chwała. Ale już w poprzednim sezonie to ich nowatorskie podejście było ograniczone. Doktor Żołądź praktycznie nie jeździł z nami na zgrupowania. Poza tym ta współpraca nie spełniała moich oczekiwań. I doszedłem do wniosku, także po rozmowach z zawodnikami, że obecność "doktorów" na każdych zawodach czy zgrupowaniach nie jest konieczna. Uważam, że prezes Włodarczyk ma sporo racji w swojej decyzji. Po prostu Związek nie byłby w stanie udźwignąć oczekiwań "doktorów". Ale wszystko obyło się bez żadnej kłótni.

A nie było tak, że "doktorzy" zaczynali już więcej znaczyć niż trenerzy?

- Oczywiście, że nie. Ja przecież chciałbym, żeby współpracowali dalej. Ale jako konsultanci. Zawsze starałem się pokazywać to, jak wielkie jest ich znaczenie. Nie umniejszałem ich roli.

A Adam Małysz na tym nie straci?

- Najwięcej szkody robią nam właśnie takie afery jak ta. To jest moim zdaniem robienie wideł z igły. My jesteśmy teraz w Ramsau, realizujemy swój program. Adam skacze bardzo dobrze, pozostali chłopcy stale robią postępy. Wszystko funkcjonuje jak dobrze naoliwiona maszynka. A ja się do tego całego zamieszania mieszać nie chcę, jestem od trenowania.

Czyli usprawiedliwia Pan decyzje prezesa?

- Nie wiem, co mam usprawiedliwiać. Po prostu ją rozumiem. Oczekiwania naukowców przerastają możliwości Związku, a i ja widziałem ich raczej jako konsultantów.

Jak przyjęli to zawodnicy?

- Normalnie, nie ma żadnej rewolucji.

Da Pan sobie radę bez psychologa i fizjologa?

- Tak. Ten element zapalny, mam nadzieję, jest już za nami. Rozumiemy rozterki prezesa. Naprawdę teraz chcieliśmy rozluźnić współpracę, by zacieśnić ją być może przed olimpiadą w Turynie. Jest z nami biomechanik, który ma najnowsze oprogramowania, i analiza skoków jest na takim poziomie jak choćby w ekipie Austrii.

Jak układa się Panu współpraca z PZN-em?

- Lepiej. "Czyścimy" wszelkie zaległości, wyjaśniamy nieporozumienia i właściwie wszystko zaczyna się od nowa. Najważniejsze, że wózek pchamy w jedną stronę.

Dodatkowe informacje zamieszczone w Gazecie Wyborczej:

Kontrakt z każdym z naukowców obowiązujący do wygaśnięcia umowy: po siedem tysięcy złotych brutto (kwota po negocjacjach, bo początkowo chcieli nawet 20 tys. zł).

Dla porównania w tym samym czasie trener Apoloniusz Tajner miał etat w Związku wynoszący 5 tys. zł brutto (po odliczeniu podatku - niewiele ponad trzy tysiące), a jego asystent Piotr Fijas zarabiał 2950 zł brutto (czyli ledwo ponad dwa tysiące netto).

Dodatkowo w sezonie olimpijskim obaj naukowcy mieli drugi etat - z Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Wynosił on trzy tysiące złotych.

Za medale olimpijskie i mistrzostw świata w Predazzo psycholog i fizjolog chcieli premie w wysokości 100 tys. zł za każdy krążek. Czyli - po 400 tys. zł dla każdego.

Dla porównania: za medale olimpijskie trenerzy nie dostali ani złotówki. Medal MŚ w Predazzo został wyceniony na 10 tys. zł każdy (dla Tajnera) i 7,5 tys. dla Fijasa. Czyli pierwszy trener dostał 20 tys. zł, a drugi 15 tys.

To tyle następnych, podstawowych informacji. Czy pomogą one naszym czytelnikom zrozumieć całą tę bulwersującą sprawę, tego nie wiemy, ale jako redakcja jesteśmy zobowiązani do wszechstronnego naświetlenia problemu, wnioski nasi czytelnicy muszą sami wyciągnąć. Polecam inne artykuły na ten sam temat, które ukazały sie w naszym serwisie. Linki znajdują sie pod komentarzami.

Jaala, źródło: Gazeta Wyborcza
oglądalność: (5139) komentarze: (6)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim

    no coa..jezeli trener Tajner mowi ze nie potrzebuje ich na stałe to pewnie wie co robi:-)Tylko czy tak na prawde mlodsi zawodnicy nie potrzebuja psychologa?Pewnie na konkursach sie o tym przekonamy.

  • anonim
    ściemka

    To jest jakaś ściemka. Czytajcie uważnie teksty w prasie. Dzień pierwszy: Tajner jest zdezorientowany, nie rozumie decyzji prezesa, popiera „doktorów”. Dzień drugi: już rozumie prezesa, współpraca nie była najlepsza, wychodzą jakieś sprawy z kasą.
    Typowa polska sytuacja, krętactwo, kombinowanie.

  • anonim
    Ehm

    Hmmm, moim zdaniem każdy zawodnik potrzebuje psychologa. I młody, i ten bardziej doświadczony. Każdemu mogą zdarzyć się trudne chwile, jakieś załamania, i wtedy dopiero odczuje się kadrową pustkę !!

  • anonim

    no tak.. wypowiedź pola wspaniałego jest w stylu: murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść.

  • anonim
    wypowiedz tajnera

    ale Tajner mówi, że chce ich jako konsultantów, a konsultant konsultantem, po coś jest, więc myślę, ze w przypadku doktora Żołądzia jest uzasadniona.

  • anonim

    Wszystko jest ustawione na właściwym torze---może to prawda ale dla Małysza , a pozostali skoczkowie !!!! Dla nich nie potrzeba fizjologa czy psychologa ??? Oni chyba jeszcze nie trafili na właściwy tor tak jak Adam. Z tych wypowiedzi wnioskuję że dla Tajnera najważniejszy jest Małysz a inni???...... jak zwykle...robią postępy.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl