Adam Małysz. Skoczek spełniony

  • 2010-02-21 21:42

Igrzyska w Vancouver, choć tak dramatyczne, zaowocowały w skokach narciarskich pierwszymi od dziesięcioleci bezdyskusyjnie sprawiedliwymi konkursami. Pomijając aferę z zapięciami, której echa nie umilkną co najmniej do następnych Igrzysk, konkursy te wspominać będziemy jako pokoleniową zmianę gigantów. Wśród nich pojawił się ten, który już wcześniej był skoczkiem spełnionym – najlepszy zawodnik XXI wieku – Adam Małysz. Dokładając dwa olimpijskie srebra, Motyl z Wąsami stanął na trzecim stopniu wśród indywidualnych multimedalistów w skokach narciarskich. Od teraz ustępuje już tylko swojemu idolowi – Weissflogowi (10 medali) oraz legendarnemu latającemu Finowi (13). Pierwsze miejsce w Whistler zajął ten, który przez lata niesłusznie uznawany był przypadkowym królem dwóch konkursów z Salt Lake. Szwajcarski zegarek nie zawiódł, a Gregor Schlierenzauer - geniusz młodości, lekko tylko skarcony, sprawiedliwie zasiadł na trzecim miejscu w obu olimpijskich konkursach. Czy cieszy się z brązu? Zdania są podzielone, lecz patrząc obiektywnie: powinien. Tym, którzy piszą, że młody Austriak ma jeszcze czas, warto chyba przypomnieć, iż mistrz z Turynu – Morgenstern – też miał 20 lat, gdy zdobywał medal. Jeśli myślał wówczas, że na olimpijski krążek ma jeszcze czas, to zmagania na kanadyjskich obiektach z pewnością przywiodły mu na myśl, jak cenne zwycięstwo w życiu osiągnął.

Trudno być prorokiem we własnym kraju. Kiedy przed MŚ w Sapporo 2007 zdarzyło mi się napisać suplement do opublikowanego po IO w Turynie artykułu z cyklu skoczkowie wszech czasów, wielu przekonanych o płonnych nadziejach medalowych pisało wówczas, że zapeszałem, wieszcząc czwartą młodość Adama Małysza. I mimo że nie zapeszyliśmy, piszę "my", bowiem ani ja, ani kibice, którzy mocno wierzyli, że zwycięstwo w Oberstdorfie to dopiero początek kolejnej w karierze Orła z Wisły drogi na szczyt, to jednak w tym sezonie powstrzymałem się od proroctw. Trochę w myśl przywołanego we wstępie akapitu przysłowia, a trochę też dlatego, że aby móc w pełni opisać skalę oczekiwań i pragnień kibiców wobec Adama Małysza, zwyczajnie brakowało metafor, epitetów, a polszczyzna – w zderzeniu z geniuszem Małysza – zdawała się nie dość doskonała.

Stało się, drodzy kibice. Adam Małysz osiągnął sportowe wyżyny. Wbrew niedowiarkom, na przekór kontuzjom, z mocą i precyzją, odnowiony przez Hannu Lepistoe raz jeszcze wrócił na szczyt swoich możliwości. I jeśli czegoś można dzisiaj żałować, to tylko bezpowrotnie utraconych lat pod opieką Heinza Kuttina czy ubiegłorocznych nieudolnych prób wpisywania Adama w schemat drużyny, której – poza małymi wyjątkami – nigdy nie było. A przecież żaden talent nie rozwija się w grupie. Wymaga indywidualnej ciężkiej pracy, odrębnego systemu szkolenia, osobnej opieki i własnego sztabu. My, naród znad Wisły, tak ubogi w przejawy sportowego geniuszu, dopiero do tego dojrzewamy. Austriacy wiedzą to już od dawna, a "siekierkowy" od wymachu chorągiewką jest bardziej menedżerem sportowym swoich podopiecznych niż wszystkowiedzącym ojcem i trenerem. I choć zdaniem wielu Austriacy ponieśli póki co na Igrzyskach klęskę, to jednak trzeba sobie otwarcie powiedzieć, że sukces idzie tam przede wszystkim w parze z indywidualnością każdego z wielkich zawodników. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że drużyna składająca się z indywidualnych mistrzów, wicemistrzów i brązowych medalistów olimpijskich, tryumfatorów generalnych klasyfikacji, zwycięzców Turnieju Czterech Skoczni, nie narodziła się pod okiem jednego tylko szkoleniowca.

Tymczasem w polskich realiach Adam Małysz miał stać się tym, którego podpatrywać będą młodsi i – biorąc z niego przykład – uczyć się od Mistrza. Iluzja, której ulegliśmy wszyscy, pozwalając – tak decyzjami sztabu, jak i niemym przyzwoleniem kibica – przez kilka sezonów na to, aby Adam i reszta zawodników trenowała wspólnie. Tymczasem potwierdziła się, bo i potwierdzić musiała, ta teoria, że najsłodsze są te owoce, które dojrzewają samotnie, łakomie pochłaniając słoneczne promienie.

Wiedział to drugi spośród skaczących Finów – Matti Hautamaeki, lecz nie zdążył z przygotowaniami. Wiedział to Thomas Morgenstern, lecz zabrakło mu tego, czym tak zachwycał w grudniu 2007 roku. Wiedział to też pierwszy spośród skaczących Finów – Janne Ahonen, ale i jemu nie udało się w Kanadzie. Wielki Janne wygrywając swój piąty w karierze TCS, skorzystał z okazji i odszedł w chwale, zajmując na koniec sezonu 2007/2008 znakomite 3. miejsce. Wrócił, lecz tylko po to, aby raz jeszcze udowodnić, że sprzedał duszę za tytuł króla TCS i po rocznym odwyku od skakania znowu stanąć na podium narciarskiego Wielkiego Szlema. Chichot historii tkwi w tym, że Ahonen, dojrzewając w cieniu wypalonego przedwcześnie Nieminena, królującego w Nagano Soininena, przebił ich wszystkich osiągnięciami. Poza jednym. Samotność długodystansowca – określenie to nasuwa się chyba każdemu, kto przygląda się temu, jak kształtował się medalowy dorobek wielkiego Fina.

Potwierdziło się raz jeszcze to, że sportowe królestwo to świątynia samotnych. Jelena Isinbajewa, Bjorn Dahlie, Aleksander Karelin – to tylko niektórzy z panteonu sportowych gigantów, którzy tak, jak Adam Małysz w Predazzo czy Simon Ammann w Vancouver, startowali w swoich własnych ligach. Konkurując tylko z własnym talentem, pozbawiali rywali złudzeń. Mimo uwielbienia tłumów, otoczenia kordonem dziennikarzy łakomych każdego zdjęcia, wyrywających z gardła ostatnie zdania, wielcy sportowcy są zawsze bardzo samotni w swoim dążeniu do ideału. My – kibice – możemy dzisiaj tę samotność Małyszowi osłodzić. Możemy upewnić go w przekonaniu, że dwoma medalami w Whistler spełnił się ostatecznie i że jesteśmy szczęśliwi i dumni, mogąc mu kibicować tak długo, jak długo będzie chciał zakładać narty. Smutną prawdą o nas samych jest to, że w kraju, który przez całą historię zimowych Igrzysk Olimpijskich poszczycić się może jednym tylko złotym medalem, każdy narciarski geniusz traktowany jest jako ten, który spłacić ma niepisany dług zaciągnięty przed laty przez Wojciecha Fortunę. A przecież ani Adam Małysz, ani Justyna Kowalczyk nie zaciągali u nas – drodzy kibice – żadnego długu. Ich medale to przede wszystkim nagroda za dziesięciolecia wyrzeczeń, morderczych treningów, za święta spędzane poza domem, za czas, którego nigdy już nie odzyskają. Zdobyć olimpijski medal – to sukces. Zdobyć go cztery razy w karierze, to już rzecz niebywała. Dotyk niewidzialnej ręki i iskra prawdziwego geniuszu.

Epilog.

Adam Małysz obiecał, że skakać chce jeszcze do Mistrzostw Świata w Oslo 2011. Minie wówczas dziesięć lat od pierwszego złotego medalu z Lahti, osiem lat od dubletu z Predazzo i tylko rok od srebrnego kompletu z Vancouver. To, czego możemy się po Małyszu spodziewać, to przekonanie graniczące z pewnością, że nie chce tam jechać jako turysta. Ale skoki to już nie tylko walka o wynik. To życie wielkiego sportowca. Geniusza i ikony naszych czasów. Jego wzloty i upadki śledziły miliony przed telewizorami. Simon Ammann miał powiedzieć po konkursie na K95, że wrócił na szczyt Świata. Nie tylko sympatyczny Szwajcar. Nie tylko on. Na szczycie tym jest od wczoraj także ten, który niczego już w skokach nie musi. Jeśli Petra Majdić zasłużyła na platynowy medal z brylantami, to Adam zasłużył na platynową koronę i kryształowe berło. Malkontentom i niedowiarkom udowadniając, że znają się na skokach narciarskich, jak koza na pieprzu. Spłatał figla im wszystkim, sięgając po czwarty olimpijski medal.

Pokłonić się Małyszowi w pas, to mało. Powiedzieć: dziękujemy, to jeszcze nie to. W wigilię uwolnienia Małysza od ciążących na nim wymagań i wiecznej presji możemy już tylko powtórzyć najbardziej znany slogan w historii polskiego sportu: leć, Adam, leeeeeeć!

Adam MałyszAdam Małysz
fot. Tadeusz Mieczyński
Adam MałyszAdam Małysz
fot. Tadeusz Mieczyński
Adam MałyszAdam Małysz
fot. Karolina Osenka

Mariusz Wesołowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (18574) komentarze: (78)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • deszczowiec początkujący

    Bardzo piękny, wzruszający artykuł. Oby więcej takich

  • anias początkujący
    -

    Swietnie napisane. Gratulacje dla autora.

  • anonim
    Adam

    Adama nie ma tylko w zimie i lato a w wiosne i jesie spokojnie trenuje w Wisile

  • kojot83 doświadczony

    Heh ,a mnie teraz niestety naszła jedna smutna myśl-przecież Adam oprócz sportowego życia-tudzież dla siebie i dla nas kibiców-ma także swoje życie prywatne-które na pewno jest bardzo zaniedbywane.Córka która dorasta-nie widząc praktycznie przez 80% roku taty,żona czekająca na męża ,który jest od Święta-może nie powinniśmy go już prosić o jeszcze-przecież jemu może uciec całe dorastanie dziecka,cała przyjemność młodego rodzinnego życia.heh.Wiem,że wielu z was powie,co on gada-pisze to pod wpływem nieprzemyślanej chwili,przecież oni na pewno są w jakimś stopniu dogadani-poruszali ten temat zapewne nie jednokrotnie-wiedzieli zakładając rodzinę na co się piszą ...bo w końcu to nasz Adam Małysz a nie przeciętny Kowalski,ale.....może w tym wszystkim są granice normalnego życia......

  • kojot83 doświadczony

    czytelnik (*mas.static.corbina.ru)-tego co napisałeś nie da się lepiej ująć-dokładnie,dokładnie,dokładnie tak-ale pięknie podsumowałeś.

  • kojot83 doświadczony

    Przepiękny felieton-przepiękny-nie żebym lukrował czy słodził-ale zgadzam się w 100% jak mało kiedy.

  • anonim
    ...

    szkoda tylko tych nieszczęsnych lat z Kuttinem...

  • anonim

    @Piort.

    Nie będzie problemu z tym.
    Mówił też i to, że jeśli Adam sam o to po prosi to na pewno to rozważy ale jeszcze o tym nie rozmawiają gdyż skupiają się na dalszej części sezonu a przecież są jeszcze MŚ w lotach.
    Ja nie mam wątpliwości, ze Hannu będzie jeszcze chciał prowadzić Adama, porozmawiają o tym po sezonie.
    Oby tylko zdrowie Hannu dopisywało, gdyż w maju kończy 64 lata i oby go coś nagłego nie dopadło, tfuuuuuu.

  • Piotr S. weteran
    -

    Autor ma niewątpliwie rację,że wybitni sportowcy powinni miec swój team. Zastawia mnie natomiast inna sprawa. Wiadomo, że Adam musi mieć osobnego trenera jeżeli chce jeszcze skakać, a wiele wskazuje,że jeszcze ma na to chęci. Oczywiście, najodpowiedniejszy jest Hannu Lepistoe. Problem polega na tym, że Hannu Lepistoe wypowiadał się, że myśli już o spokojnej emeryturze. Przekonanie go dalszej współpracy z Adamem nie będzie łatwe. Trzeba pamiętać w jaki sposób został potraktowany przez PZN. O klasie Fina świadczy fakt, że mimo to, zgodził się pomóc Adamowi, ale to nie oznacza, że musi się zgodzić na przedłużenie umowy. Co będzie jak Adam nie przekona go do dalszej współpracy?

    *** Komentarz zmodyfikowany przez Moderatora(12185), 2010-02-22 15:28:22 ***

  • Glon doświadczony
    Piękna dekoracja była

    Szewińska i Małysz - dwoje najlepszych sportowców Polski

  • anonim
    Ciekawostka - oglądalność

    Oglądalność skoków narciarskich:
    * konkurs na małej skoczni - 8,313 mln (7,4 mln w TVP 1)
    * konkurs na dużej skoczni - 10,034 mln (9,1 mln w TVP 1)

    A teraz biegi narciarskie kobiet:
    * na 10 km - 4,2 mln (3,7 mln w TVP 2)
    * sprint - 4,3 mln (3,9 mln w TVP 1)
    * bieg łączony na 15 km - 6,1 mln osób (5,6 mln w TVP 2)

    Rekord oglądania skoków został ustanowiony w 2002 podczas ZIO -
    13,3 mln osób.

  • anonim
    @ emilio (*119.adsl.inetia.pl), 21 lutego 2010, 22:58

    Za młody! Aby móc kandydować w wyborach prezydenckich, delikwent musi najpóźniej w dniu wyborów ukończyc 35 lat.
    Jednak proponuję poprawkę do Konstytucji o treści: Na Prezydenta Rzeczypospolitej może być wybrany obywatel polski, który najpóźniej w dniu wyborów kończy 35 lat (to treść artykułu, o którym piszę powyżej), chyba, że jest to skoczek narciarski Adam Małysz.
    Kto podpisuje się pod tą nowelizacją?

  • vcb716 bywalec
    :)))

    Piękny artykuł. Szczerze pozdrawiam autora. Racja jest taka, że ci którzy w medal nie wierzyli byli poprostu idiotami. Z Małyszem trzeba liczyć się zawsze. ZAWSZE

  • TAMM profesor

    Świetny artykuł.

    "czy Simon Ammann w Vancouver, startowali w swoich własnych ligach"
    Inna, własna liga sprzętowa.

  • Samo stały bywalec

    Artykuł przedniej marki, czyta się go jednym tchem.
    Dzięki i gratulacje Redaktorze.

  • maagda07 początkujący
    Adam Małysz

    jest wielkim , wspaniałym sportowcem, naszą duma, nikt nie potrafi tak porwać tłumów i wywołać takiej histerii, to już legenda, znakomity skoczek i długo nikt go nie zastąpi bo z całym szacunkiem reszta kadry to nieloty, wspaniały sukces Adama to zasługa jego talentu ciężkiej pracy i skromności , ciesze się ze mogę oglądać go na skoczni i mam nadzieje ze jeszcze poskacze a jego 2 srebra sa dla mnie cenniejsze i bardziej cieszą niż nawet możliwe złote Kowalczyk. Adaś jesteś najlepszy!

  • Kruk bywalec

    WYGRANA ADAMA

    Adam jest wielkim zwyciężcą. Jego wyniki w konkurach są wspaniałe i lepsze niż w treningach, podczas których bywało różnie. To wielu kibiców, Tajner itp pompowało ten balon, że będzie złoto. Do tego pompowania dołączył w pewnym momencie również i sam Adam. Jednak wtedy realia były takie, że przegrywał o kilka metrów nie tylko z Austriakami. Wtedy jeden medal nawet brązowy wielu wzięłoby w ciemno i to najwyżej na normalnej skoczni.

    A na igrzyskach pokonał Ich wszystkich. A Ammann?. A to inna bajka. Złoto było przyznane przed konkursem.

  • kibic skokow początkujący
    Rafał Stec

    falista czuprynka a'la Kurzajewski.

    *** Komentarz zmodyfikowany przez Moderatora(438), 2010-02-22 13:35:01 ***

  • kibic skokow początkujący

    To ja pokłonię się Adamowi i dodatkowo ucałuję jego stopy panie Wesoły:-)
    Przyjemnie się czytało:-)

  • anonim
    Mistrz jest jeden

    Super tekst, ale za mało dosadny! Ja mam ochotę nazwać tych pseudo fachowców "cienkimi bolkami" na czele z pudzianowskim, który Panu ADAMOWI do pięt nie dorasta choć sterydy robią co mogą...

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl