Stephan Hocke: "Wciąż wyznaczam sobie nowe cele"

  • 2014-05-27 14:50

Dwanaście lat temu Stephan Hocke, utalentowany 18-letni skoczek z Jeny, zdobył wraz z kolegami z drużyny drugi w historii złoty medal Igrzysk Olimpijskich dla Niemiec. W grudniu 2012 r. postanowił zakończyć sportową karierę, a niedługo później podjął studia na Uniwersytecie Fryderyka Schillera w Jenie. O tym, jak dzisiaj wygląda jego życie, opowiedział jednemu z lokalnych dzienników w Turyngii, gdzie mieszka i studiuje.

Zagadnięty o to, jak przedstawia się sytuacja finansowa mistrza olimpijskiego po latach i czy jest tak komfortowa, jak na przykład w Bułgarii (gdzie zdobywca olimpijskiego złota otrzymuje prawie 500 tys. euro premii) czy dawniej w Korei Południowej (mistrzowie otrzymywali dożywotnie renty), Hocke odpowiada ze śmiechem: „Niestety, u nas tak nie jest, nie mogę póki co leżeć do góry brzuchem. Ale poważnie: to bardzo dobrze. Nie tylko dlatego, że szybko znudziłbym się, nic nie robiąc; przede wszystkim dlatego, że byłoby to niesprawiedliwe w stosunku do społeczeństwa, mieć tak daleko idące przywileje, tylko dlatego, że raz zostało się mistrzem olimpijskim. Poza tym chcę prowadzić aktywne życie. Gdybym pływał w pieniądzach, prawdopodobnie brakowałoby mi bodźca, żeby iść do przodu i ustalać sobie kolejne cele. Każdy chce się przecież ciągle rozwijać i poszerzać swoje horyzonty.”

Przyznaje, że nie jest tak, że przy okazji mistrzostwa olimpijskiego nie zarobił nic: „Ale w moim przypadku nie wystarczyło to, żeby do końca życia nie martwić się o pieniądze. Martin Schmitt i Sven Hannawald, jako wielkie gwiazdy, z pewnością zarobili więcej. Niewielu mistrzów olimpijskich w Niemczech może po swoim zwycięstwie powiedzieć, że zapewniło sobie beztroską przyszłość i nie musi już nigdy pracować.” W tym roku premie dla mistrzów olimpijskich w Soczi wyniosły 20 tys. euro. A ile dostali mistrzowie z 2002? „W naszym przypadku było to 15 tys. euro dla każdego z członków drużyny. Miałem wtedy zaledwie 18 lat, byłem bardzo młody i wydałem te pieniądze między innymi na Play Station i płyty CD. Tak naprawdę niewiele zostało – prawie połowę całej kwoty zainkasował urząd skarbowy.”

Okazuje się zatem, że przeciętny zawodowy gracz w piłkarskiej Bundeslidze zarabia znacznie więcej niż zdobywcy najważniejszych sportowych trofeów w innych sportach... „Można być zazdrosnym, oczywiście. Ale ja nie jestem. Zdaję sobie sprawę, że piłka nożna jest teraz w Niemczech dyscypliną numer jeden, która pociąga i zachwyca ludzi. Po części jest więc to uzasadnione, że piłkarze zarabiają więcej, chociaż bez wątpienia uprawiający inne dyscypliny mają dużo ciężej.”

Zapytany o marzenia z dzieciństwa, opowiada: „Sport zawsze odgrywał w moich planach naprawdę dużą rolę. Pamiętam, jak w czwartej klasie napisałem w wypracowaniu, że kiedyś zostanę mistrzem olimpijskim... Spełniłem to marzenie, ale nie było to takie proste. Jako dziecko czy nastolatek człowiek nie bardzo się zastanawia, jaka droga ma ku temu wieść. Wie się też, że później będzie się potrzebowało wykształcenia zdobytego w szkole. Na mojej liście priorytetów sport znajdował się na samej górze. Dziś powiedziałbym, że ta droga była właśnie celem. W moim przypadku przyszło to wszystko bardzo szybko – zostałem mistrzem olimpijskim, mając 18 lat, i później nie udało mi się już tego powtórzyć. Ale lepiej za wcześnie niż wcale. Trochę się złościłem, że nigdy nie udało mi się zdobyć medalu mistrzostw świata...”

Jeszcze jako aktywny skoczek należał do Bundeswehry, skąd jako żołnierz sportowy otrzymywał wsparcie finansowe, które pomagało mu w rozwoju kariery: „To była bardzo ważna podstawa, żeby móc dalej zajmować się sportem. Zresztą w wielu innych dyscyplinach bez takiej pomocy mieliby bardzo ciężko, by wspomnieć choćby kajakarstwo czy zapasy, w których do tych ważnych zawodów staje się na przykład tylko raz w roku. Zdecydowałem się więc na służbę wojskową, bo jakoś nigdy nie mogłem się oswoić z myślą, że mógłbym pracować jako policjant.”

Teraz Hocke studiuje na Uniwersytecie Friedricha Schillera w Jenie kierunek sportowy: „Miałem nadzieję, że będę po prostu jednym z wielu studentów. Ale wykładowcy w Jenie wiedzą, kim byłem jako skoczek. Studiuję dopiero od października i mam wciąż nadzieję, że moja sportowa przyszłość nie będzie miała wpływu na ocenę moich aktualnych osiągnięć naukowych. Zanim zdecydowałem się na studia, długo szukałem swojej drogi i zastanawiałem się, co mógłbym robić. Studia w Jenie sprawiają mi jednak ogromną przyjemność. Jako sportowiec nauczyłem się przede wszystkim skrupulatnie pracować, koncentrując się na swoich zadaniach. To z pewnością mi teraz pomaga.”

Jak przyznaje, poukładanie sobie życia bez skoków narciarskich nie było dla niego trudne: „Mam sporo nowych zadań, nie tylko jako student. W zeszłym roku współpracowałem z holenderską telewizją przy tworzeniu programu, w którym chodziło o przybliżenie skoków narciarskich prominentom. To było bardzo ciekawe doświadczenie.” Poza zawodowymi i uczelnianymi, Hocke ma także obowiązki prywatne – wraz z partnerką Nadine wychowuje dwóch synów, trzyletniego Miko i siedmiomiesięcznego Jakko: „Mieszkamy w Zella-Mehlis [miasto w Turyngii, ok 100 km na zachód od Jeny – przyp. red.]. Przez cztery dni w tygodniu dojeżdżam pociągiem do Jeny, na uczelnię. To cudowne, wracać wieczorami do domu i widzieć tam czekające na ciebie dzieci. Teraz mam dla nich więcej czasu, możemy na przykład spokojnie wybrać się na spacer do zoo.”

Gdzie widzi siebie Stephan Hocke za 10 lat? „Może będę pracował jako trener. Albo nauczyciel. Pracować z dziećmi – to byłoby niesamowicie interesujące.”


Katarzyna Lipska, źródło: Thüringische Landeszeitung
oglądalność: (7471) komentarze: (2)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl