Piękna Ela, która ze skoczkami wygrywała…

  • 2005-12-06 10:26
[strona=1]
W czasach, kiedy Polski nie było na mapach Europy, a rekord świata w długości skoku Ela wygrała w 1922 r. skoki z mężczyznamiwynosił już ponad 40 m i należał do Norwegów, pojawiła się w Wiedniu piękna Polka, która nie dość, że świetnie jeździła na nartach, to zaczęła na nich całkiem nieźle skakać. I w dodatku potrafiła pokonać mężczyzn! Była nią Elżbieta Michalewska-Ziętkiewiczowa, bohaterka tego tekstu.

Elżbieta Michalewska urodziła się ok. 1894 r. Dokładnej daty nie znamy. Niestety nie znamy zbyt wielu faktów z jej życiorysu, ale... Przy przeglądaniu dawnych klubowych zdjęć w przebogatym archiwum SN PTT, pełnego różnego rodzaju skarbów, ta ładna, wiecznie uśmiechnięta dziewczyna, nie mogła być, niezauważoną. Ponoć całkiem nieźle grała na fortepianie. Dlatego pojawiła się w Wiedniu ok. 1911 roku. Miała wówczas 17 lat, wiek w którym mówi się, że ma się wiatr we włosach... Ona go miała. Przyjechała do stolicy Austro-Węgier uczyć się gry na fortepianie i studiować w wyższej szkole fortepianowej. Już wtedy pasjonowały ją jednak nie tylko fortepiany, ale i narty. Ela była jednak niepokornym duchem, zaczęła szukać towarzyszy do swoich narciarskich wypraw i znalazła ich. Jej towarzyszami byli: znani producenci nart w latach międzywojennych bracia Aleksander i Kazimierz Schiele - potem znani producenci nart w Polsce i właściciele browaru Haberbusch/Schiele, Walery Goetel i Rafał Malczewski. Razem odbyli wiele ładnych wycieczek narciarskich w Alpach. Warto dodać, że Polacy w Wiedniu byli bardzo aktywni zakładając klub "CAP", przy Austriackim Alpenvereinie. Klub ten powstał w 1912 r. Do klubu należeli między innymi: Aleksander i Kazimierz Schiele, Henryk Bednarski, Walery i Ferdynand Goetlowie, Szczur-Limanowski, Adam Staniszewski, Ela Michalewska, Kazimierz Tobiczyk i inni. Szczytem osiągnięć Elżbiety Michalewskiej w turystyce narciarskiej na terenie Alp Austriackich było narciarskie wejście i zjazd ze szczytu Gross Venediger w Wysokich Taurach (ok. 3670 m wysokości). Był to piękny zjazd o długości kilkunastu kilometrów, w terenie częściowo trudnym, po lodowcu, i do dzisiaj jest to ładna tura narciarska w Alpach Austriackich. Poza działalnością turystyczną członkowie CAP-u, zwanego też żartobliwie „Klubem Alpejskich Pieszczochów", startowali w zawodach narciarskich, osiągając szereg wartościowych wyników: w Raxie w 1913 r. na 24. startujących w biegu z przeszkodami 2. miejsce zdobył Aleksander Schiele, 4. jego brat Kazimierz, Ela Michalewska była 2. w kombinacji za najlepszą wówczas zawodniczką austriacką, Anną Beyer1 . To były wyniki świadczące, że była bardzo dobrą zawodniczką, gdyż sport narciarski stał w Austrii na wysokim poziomie. Ponadto narciarze CAP-u mieli dostęp do narciarskich nowinek i oni właśnie, jako pierwsi Polacy, wprowadzili używanie dwóch kijków do zawodów, zamiast długiego, ponad dwumetrowego "bambusa", zwanego w Austrii "alpenstockiem", czyli "kijem alpejskim". Dla Eli okres studiów wiedeńskich i działalność w CAP-ie były okresem ze wszech miar dobrze wykorzystanym. Nauczyła się jazdy na nartach wg zasad szkoły austriackiej, startowała w zawodach, podczas gdy na ziemiach polskich zawody narciarskie dla kobiet były dopiero w przysłowiowych powijakach. Jak pisał Kapeniak - jako pierwsza w świecie kobieta brała udział w skokach narciarskich, wykonując kilkunastometrowe skoki bez upadku i bijąc również w tej konkurencji wielu mężczyzn. Prasa sportowa Wiednia rozpisywała się o „fenomenalnej Polce". Jej nazwisko było na ustach wszystkich miłośników narciarstwa 2. Tutaj komentując ten tekst nie do końca można się zgodzić ze stwierdzeniem, że była pierwszą kobietą skaczącą na nartach, gdyż źródła norweskie wskazują, że już w latach 60. XIX wieku pojawiła się Norweżka skacząca na nartach (ok. 1863 r.) 3. Austriackie źródła mówią o Pauli Lamberg skaczącej w spódnicy w 1911 r. Ela byłaby, więc obok nich jedną z pierwszych kobiet uprawiających skoki narciarskie w Europie.


1Wyniki zawodników CAP-u za: Narciarstwo Polskie, t.1., Kraków 1925, dr Aleksander Fredro-Boniecki, Historia narciarstwa polskiego 1907-1914 r., s. 46- 47.
2J. Kapeniak, Tatrzańskie diabły, s. 50-51.
3Jak podaje "Munklia" ze strony poświęconej skokom narciarskim kobiet, w roku 1911 został ustanowiony pierwszy kobiecy rekord. Hrabina Paula Lamberg z Kitzbühel (Austria) regularnie pojawiała się na konkursach dla mężczyzn i w czasie jednego z nich oddała swój historyczny 22-metrowy skok. Zaznaczyć trzeba, że jak w owych czasach wypadało, hrabina przemierzała przestrzeń w... spódnicy. Nie przeprowadzono jednak badań nad zagadnieniem, czy spódnica lot utrudniała, czy wręcz przeciwnie - zwiększała powierzchnię nośną. Tymczasem w mniej liberalnej Norwegii dziewczęta startowały w lokalnych konkursach, lecz zmuszone były uciekać się do podstępu - przebierały się za chłopców! Było to więc w czasach, kiedy Ela Michalewska pojawiła się w Wiedniu, to ten sam okres.
[strona=2]
Elżbieta Michalewska-Ziętkiewiczowa w ChamonixPo powrocie do Polski trafiła do Zakopanego, była jedną z dwóch sanitariuszek w Kompanii Wysokogórskiej4 , która była formacją górską. Tam poznała swojego męża, wtedy kapitana, potem pułkownika Władysława Ziętkiewicza, popularnie nazywanego w środowisku zakopiańskim „Kociusiem", niezłego narciarza, taternika a potem także znakomitego działacza Polskiego Związku Narciarskiego. W tym okresie bardzo intensywnie uprawiała narciarstwo wysokogórskie. Wzięła ślub z Ziętkiewiczem ok. 1920 i 1921 i odtąd startowała jako Elżbieta Ziętkiewiczowa. Ich małżeństwo rozpadło się przed wybuchem II wojny światowej. W 1921 r. Ela zwyciężyła w biegu pań, przed Hołubianką z SN AZS Kraków i Schielową z SN PTT. To pierwszy ślad świadczący o jej sportowych startach5 . Trzykrotnie zdobywała tytuł mistrzyni Polski w biegach narciarskich: w 1921, 1922 i 1925 r. W 1922 r. na 7 pań była pierwsza z czasem o ponad 5 minut lepszym przed Węgierką Reichardt i trzecią Polką Schielową. Mistrzostwa Polski w Worochcie, rozegrane w dniach od 4 do 6 marca 1922 r. a zorganizowane przez kluby lwowskie, były popisem Pani Eli. Zwłaszcza w skokach narciarskich, które wówczas były domeną mężczyzn. W skokach seniorów II klasy, rywalizując z mężczyznami zajęła pierwsze miejsce z notą 2.100, przed J. Zubkiem (SN PTT) nota 2.775, S. Zagórskim (SN Czarni Lwów), nota 3.092. Z wyników widzimy, że startowało tylko trzech skoczków w tej klasie. Jest jednak faktem, że do Mistrzostw Polski PZN dopuszczono kobietę. Rzecz w europejskim narciarstwie w tym okresie bez precedensu! Pokonała, więc mężczyzn już po raz drugi w swojej karierze. W 1924 r. jak wskazują źródła, znalazła się w polskiej ekipie olimpijskiej, która wyjechała na I ZIO do Chamonix pod Mont Blanc. Niestety, przepisy MKOL i FIS zakazywały wówczas kobietom udziału w zawodach narciarskich. Ela nie wystartowała, a szkoda. Może pierwszy medal olimpijski dla naszych barw zdobyłaby właśnie będące wtedy w bardzo dobrej dyspozycji piękna Ela.

W kraju nadal była praktycznie niepokonana. 11 stycznia 1925 r. Ela startowała w zawodach międzynarodowych w Starym Smokowcu i wygrała w biegu pań. W 1925 r. wygrała w Mistrzostwach Polski w Krynicy, znowu z dużą przewagą ok. 4 minut nad następną., wygrała też w Mistrzostwach Zakopanego. 24 lutego 1927 r. zwyciężyła w międzynarodowych zawodach w Cortina d' Ampezzo we Włoszech, w „biegu pań o charakterze wybitnie zjazdowym". Startowała też w Chamonix we Francji, gdzie najlepsza w biegu okazała się Janina Loteczkowa, przedstawicielka młodego pokolenia polskich biegaczek. W 1928 r. wygrała bieg pań w Tatrzańskiej Polance w Czechosłowacji, pokonując 17 rywalek.

W 1929 r. startowała w biegu pań na Gubałówce. Tutaj Polski Związek Narciarski jeszcze raz MP w Worochcie 1922, 3 od lewej Ela Ziętkiewiczbardzo dobitnie pokazał, że inicjatywa włączenia narciarstwa kobiet do programu zawodów FIS. Wprowadzono, więc bieg kobiet do lutowych zawodów FIS 1929 w Zakopanem. Start do tego biegu znajdował się na szczycie Gubałówki (1123 m), potem wiódł do Blachówki, dalej przez Sobiczkową i Gąsienicowy Wierch, a stamtąd meta szła do Lipek i na Wierszyki. Trasa kobiet liczyła, więc 6 km, przy różnicy wzniesień ok. 300 metrów. Do biegu zostało zgłoszonych 29 zawodniczek, startowało 23, a konkurencję ukończyło 21. Bieg rozegrano 7 lutego 1929 r. Najlepsza okazała się góralka Bronisława Staszel-Polankowa, 2. B. Friendlaendrova-Havlova, a trzecia Ela Ziętkiewiczowi z czasem 35 minut 20 sekund, tracąc do zwycięskiej Staszel-Polankowej prawie 4 minuty. Startowała z powodzeniem przez wiele sezonów, aż do momentu kiedy w Zakopanem pojawiła się znana lwowiaka Janina Loteczkowa, która zaczęła coraz częściej wygrywać z dawną mistrzynią. Przez trzy lata wygrywała z Elą. Potem pojawiły się też góralki biegające w spódnicach, które wyparły już bezapelacyjnie stare mistrzynie. Były nimi Bronisława Staszel-Polankowa i Zofia Stopka-Olesiak. FIS 1929 był jednym z ostatnich ważnych startów międzynarodowych Ziętkiewiczowej.


4Witold i Zofia Paryscy, Wielka Encyklopedia Tatrzańska, Poronin 1994, s. 1415-16
5Narciarstwo Polskie, t.1, Kraków 1925, s. 99
[strona=3]
O Eli wiemy tyle, że do końca lat 30 mieszkała w Zakopanem. WybZawody kobiet, z numerem 17 Ela Ziętkiewiczuch wojny rozerwał losy Eli i Władysława, generał Ziętkiewicz walczył w kampanii wrześniowej, a potem w kampanii francuskiej. Zginął na polu bitwy pod Baccarat w czerwcu 1940 r., skoszony serią z karabinu maszynowego. Ela mieszkała w Zakopanem, prawdopodobnie przyjęła kartę „Volksdeutsch", a następnie wyjechała do Anglii, niektórzy piszą, że do Kanady i tam doczekała swoich ostatnich dni. Gdzie i kiedy nie wiadomo.

Józef Kapeniak, kończąc swój ciekawy wywód o Elżbiecie Michalewskiej-Ziętkiewicz napisał: - Dziś z perspektywy czasu można powiedzieć, że Pani Ela Michalewska - Ziętkiewiczowi nie została doceniona przez współczesnych i przez następne dwa pokolenia. Przecież miała wyniki pierwszorzędne nawet w skali światowej. Już nie mówię o niej jako tej, która pierwsza przywdziała narciarskie spodnie, ale tej, która pierwsza brała udział w skokach, gdy kiedyś zostanie wprowadzona dyscyplina skoków narciarskich dla kobiet, a to nie jest znów tak nieprawdopodobne6 . Dzisiaj wiemy, że słowa Józefa Kapeniaka sprawdziły się, kobiety skaczą na nartach i to z powodzeniem. Pewne jest jedno, w dziejach skoków kobiet Elżbieta Michalewska-Ziętkiewiczowa była jedną z pierwszych kobiet na świecie, które uprawiały tę dyscyplinę. Dlatego w historii skoków narciarskich kobiet może być uważaną za jedną z prekursorek. Także w historii polskiego narciarstwa mistrzyni Polski Elżbieta Michalewska-Ziętkiewiczowa, odegrała ważną rolę. Ciekawe, czy gdzieś jeszcze zachowały się zdjęcia z Mistrzostw Polski w Worochcie 1922, pokazujące piękna Elę skaczącą w portkach. Może kiedyś ktoś na nie natrafi...Być może we Lwowie, albo w archiwum Eli, które czeka na odkrycie w Anglii lub Kanadzie.

WOJCIECH SZATKOWSKI
MUZEUM TATRZAŃSKIE



6J. Kapeniak, Tatrzańskie diabły, Warszawa 1971, s. 52-53.

Wojciech Szatkowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (9806) komentarze: (34)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • anonim

    jesli chodzi o skoki skacze

  • Emu doświadczony

    Dzięki za ten materiał!!!!!!!!!!!!!
    Czy Wy wiecie, że do tej pory były DWIE mistrzynie Polski? 1922 - Elżbieta Ziętkiewicz, 2002 - Aneta Rosner. Ale za to ta pierwsza tak daaaawno... :D
    I tradycja, psiamać, poszła w las. :[

  • jozek_sibek profesor
    Kobiety-skoczkinie.

    A gdzie Polki kobiety-skoczkinie ????????

  • Matylda weteran
    Taki Wojtek Sz. mi się bardzo podoba

    I to jest męskie słowo, na to czekałam: krótko, zwięźle i na temat. Bardzo się cieszę, jeżeli mogę o coś usilnie prosić - "dawniej" proszę zastąpić pięknym staropolskim "drzewiej" bo... od drzewa, z drzewa powstaje... drewno, a z drewna z kolei... narty z tamtych lat.

    Duża buzia dla Ciebie i Tada!

  • anonim
    W sprawie cyklu

    Matyldo
    Napisałem do Tada maila w sprawie cyklu "Jak się dawniej nartowało..." w formie zbioru ciekawostek o historii polskiego narciarstwa i narciarstwa wogóle. Myślę, że pomysł wypali i wyjadzie z tego niezły cykl. Pomysł był Twój, dzięki!!!

    Ściskam po góralsku, niezwykle gorąco i mocno. Wojtek co się po forum chowoł, ale wyseł na ludzi...

  • anonim
    Popularyzacja tak

    Droga Matyldo!
    Jasne, że chcę popularyzować skoki narciarskie i lubię to jak kręcenie w puchu snieżnym... Tytuł też mnie nie razi, a te jak nazwałaś "perełki" będę nadal publikował. Bo pisanie sobie a muzom to nie moja droda. W takim razie wycofuję słowo "magalomania" i pisze do Tada maila i od czasu do czasu, w miarę wolnego, cosi tam podeślę...
    Jja też poprawiam zjeżone włosy, ale kurcze, czemu to trwa tak krótko...

    Teraz przeczytaj to wszystko, a dodatkowo opowieśc pod tytułem

    Niedźwiedź z Koprowej


    Było to w Dolinie Koprowej, po słowackiej stronie. Nad ranem, ledwo zaczęło szarzeć, towarzysz Oppenheima, przyciśnięty nie dającą się odłożyć na później potrzebą, wstał z pryczy i powlókł się do lasu. Józio spał w najlepsze. Wyrwał go ze snu przeraźliwy krzyk.
    – Ratunku!... Ratunku !...
    Wybiegł z izby i tuż za progiem natknął się na krzyczącego wniebogłosy towa-rzysza.
    – Ratunku!... – wołał ściskając w garści opadające portki. Józio postawił go na nogi, potrząsnął.
    – Co takiego ? Gadaj !
    – Niedźwiedź !
    „Ma gorączkę, albo mu się śniło”... – pomyślał Oppenheim, wciągnął towarzy-sza do izby i na wszelki wypadek zwymyślał od ostatnich, żeby majaczenia wy-płoszyć i równowagę ducha przywrócić.
    Wkrótce zasnęli obydwaj. Nocna przygoda prędko wywietrzała z głowy. Rano towarzysz zachowywał się normalnie. Jedyna zmaina, jaką zauważył Józio, to niechętne, rzucane półgębkiem odpowiedzi.. Oppenheim wzruszył ramionami i poczłapał do lasu. Tam zdębiał. Wyraźne ślady nie mogły wzbudzać najmniej-szej wątpliwości.
    – Zwracam honor. To był naprawdę niedźwiedź – powiedział wróciwszy do schroniska.
    Towarzysz pokiwał głową i uśmiechnął się cierpko.
    – Mnie przekonywać nie trzeba. O N się otarł o mnie. Czy ty to rozumiesz ? W takiej sytuacji !
    – Rozumiem.
    W najlepszej zgodzie opuścili schronisko.
    Po kilku dniach zaczęła krążyć w Zakopanem gadka sławiąca uprzejmość ta-trzańskich niedźwiedzi...
    – Ot, choćby ten miś z Koprowej – opowiadano – niby niedźwiedź, a jak się za-chował elegancko. Zobaczywszy człowieka w potrzebie, pośpieszył z kurierkiem. A że turysta narobił wrzasku, to już nie wina niedźwiedzia...

    W stronę Pysznej

  • Matylda weteran
    A pis sobie, pis, i tak nie psecytom

    Tego drugiego tys nie psecytom.
    Cekam na umiescenie w serii "Jak się drzewiej nartowało..."
    Poza tym jesteśmy tutaj samiuteńcy w zakurzonym już archiwum, nawet pies z kulawą nogą tutaj nie zagląda.

    Nadal zdenerwowana, włosy już ciutkę uładziłam

  • Matylda weteran
    Zaraz Ci sprawię lańsko, że mnie popamiętasz

    Trzymajcie mnie, bo uduszę...

    Do Wojtka Szatkowskiego

    Nie przeczytam tego ostatniego tekstu jak nie wycofasz słowa "megalomania". Co to w ogóle za podejście do tematu? Zaraz przełożę Cię przez kolano i ...
    Razi Cię tytuł? Nazwijmy ten kącik w takim razie inaczej, oto moja następna propozycja: "Jak się drzewiej nartowało..." Ale na miłość Boską
    - albo chcesz rozpowszechniać wiedzę o skokach
    - albo lubujesz się jako autor w chowaniu po kątach tego forum.
    Na to nie pozwolę!
    Niech chcesz wcale a wcale tego kącika? - W takim razie umieszczaj, bardzo proszę, te perełki w aktualnych wiadomościach, wtedy każdy je przeczyta. Przecież o to właśnie Tobie i całej Redakcji chodzi. A może Ty tak wyłącznie sobie i muzom (czasami Matyldzie) o tym śniegu i nartach prawisz, hę?

    Zdenerwowana M. z rozwichrzonym włosem jak Fryderyk Chopin po koncercie

  • anonim
    Uraźny Stasek

    I jeszcze jedna opowieść o przewodniku Stanisławie z lasa, to był chłop, echa, chłopci, opowieść o chłopcach co byli, ale sie mineni...

    Uraźny Stasek

    Opowiadoł Ujek Krzeptowski o tym jak jechali na nartach Pysnom. Jednej zimy pojechali-my ze Stanisławem z Lasa sukać pana bo się stracił kajsi w Cichej. Stanisław mioł takie narty, jesionki, co se som zrobił, a kręcił po staroświecku. Przy skręcie w lewo przekładoł oba kijki na lewo, klękoł na lewe kolano, a pote tak samo w prawo. Przejechalimy z Kasprowego ca-łom dolinom Cichom jaz do Podbańskiej, a pana nima. Wracome sie Kamienistom w góre na Pysniańskom Przełęc. Na Przełęcy Stanisław godo: – Trza będzie, kolego, narty odpiąć i sprawdzić, cy tam poniżej nima lodu. Ale mnie się nie bardzo kciało tyk nart odpinać i go-dom: – Stasiu, jo moze zjede nizyj, a jak będzie dobrze to ci zawołom. Nie ujechołek moze 20 metrów, kie mi narty ino roz podkiełzły i juzek był na dole. Wstołek, otrzepołek sie ze śniega i wołom: – Stasiu! Jedż śmiało, ino się przychyl do stoku !
    Nie usło ani pięć sekund kie ino tak cosi gwizdło koło mnie. Jedzie. Stasek na serdoku, co strak, i fuk w zospe, jakie sto metrów pode mnom. Ale nic. Wstaje. Dojechołek ku niemu. – Stasiu ! nic ci się nie stało ? Ale Stanisław nic nie godo. Jedziemy dołu Pysnom, nic. Przyje-chalimy na Pisanom, Stasek nic. Na Kirach przy Słowińskim godom: – No to miewoj się Sta-siu, bo jo tu na kwile ostane. Stasek się ani nie przypatrzoł ino godo: – A co sie bedzieme ze-gnać, kie się jutro zaś bedziemy widzieć ! I poseł. O jakie 3 dni spotalime sie w karcmie u Wójcika i kie my wypili po trzecim piwie Stanisław hip do mnie. – A co se mnie ty, kolego, bagatelizujes ! He ?!

  • anonim
    Do Matyldy

    Matyldo, dzięki za dobre słowo, ale czy taki kącik "Ciekawostki Wojtka Sz." nie byłby przypadkiem przejawem jakiejś megalomanii? Myślę, że dobrze jest tak, jak jest. A kiedyś, być może, opublikuję na www.skijumping.pl mój skromny tekścik "Technika narciarska sprzed lat 90" i razem się z tych opisów, naprawdę pierwszorzędnych, pośmiejemy Matyldo, co nam wyjdzie na zdrowie.

    Pięknego dnia. W

  • Matylda weteran
    Mam pomysł

    Drogi Wojtku,
    strasznie mnie rozpieszczach na tym forum serwując co i rusz interesujące wspomnienia z dawnych lat. Pomyślałeś kiedyś o tym, aby Redakcja zrobiła dla Ciebie specjalny kącik o nazwie "Ciekawostki Wojtka Sz." w menu? Teksty z serii Poczet skoczków można tam znaleźć, ale takie perełki jak poniższe opisy giną później w archiwum, a szkoda. A może ja niedokładnie szukałam w menu?
    Pozdrowienia i jeszcze raz wielkie dzięki za Twe starania.

  • Matylda weteran
    Młodość jest najpiękniejsza z perspektywy dorosłego życia

    Drogi Barnabo,
    umiliłeś mi swoimi wspomnieniami poranną filiżankę kawy. Przeczytałam Twoje słowa kilka razy z nostalgią i zadumą, tym bardziej, że wspominasz czasy już tak przecież odległe, kiedy ja chyba jeszcze raczkowałam. Oczami wyobraźni widzę Cię biegającego w sopockiej zieleni, stającego na podium, niosącego narty żony i syna na oślą łączkę... Tak, kochajmy sport i naturę, życie jest takie krótkie...

    A sopockie chaszcze to tylko mały epizod w moim życiu związany z nauką. Trójmiasto z bałtycką plażą, krzykiem mew nad drewnianym morskim deptakiem, korowody turystów na słynnym Monciaku i Długiej oraz kojący szum morza noszę w moim sercu do dzisiaj. Góry mają swój niepowtarzalny urok, jednak dla mnie ukochanym krajobrazem jest morska dal jak podróż ku wolności w nieznane i bezkres.

    Cytat:
    "Niestety, ja muszę Cię rozczarować, chociaż chciałbym oczarować."
    Potrafisz oczarować słowem kiedy piszesz od serca.

    Na tym muszę niestety kończyć. Redakcja uprasza o pisanie na temat. Byłaby jednak wielka szkoda, gdyby nasze wzajemne wynurzenia zostały usunięte. Mam ciche wrażenie, że są ozdobą tego forum i dowodem na to, jaką siłę mają Wojtkowe fascynujące wycieczki w śnieżną przeszłość. My po prostu podążamy za nim robiąc przystanek w naszym własnym życiu. Redakcję uprasza się wobec powyższego o łagodne traktowanie forumowych stałych gości.

    Pozdrawiam Ciebie Barnabo wraz z Twoją rodziną i czekam na następne oczarowanie.

  • anonim
    Do Matyldy

    Co się marzyło dawnym narciarzom czyli rzecz o szybkich zjazdach z bambusem

    Pierwszym narciarzom marzyły się długie zjazdy z „szybkością jaskółki lub z chyżością rena”, ale techniki nie znali. Stworzyli własną opartą na zimowych doświadczeniach wielodniowych wypraw w góry. Józef Schnaider, narciarz z Tatarowa w Karpatach Wschodnich tak wspomina swoje pierwsze doświadczenia ze zjazdu z Chomiaka (1544 m.n.p.m) i Howerli (2058 m.n.p.m). Zaczęła się jazda w dół. Miejscami, gdzie nie potworzyły się jeszcze większe zaspy śnieżne, pęd nasz był szalony. Wyznać muszę, że zjazd ten błyskawiczny należy do rzadkich przyjemności, człowiek czuje się ptakiem i leci niby w przestwór nieskończony Z kolei na Howerli ten zachwyt nad zjazdem, nad panowaniem nad deskami, był jeszcze bardziej wyrazisty: ...średni pęd równał się lotowi jaskółki, bo wynosił od szczytu do schroniska 45 metrów na sekundę, pomimo hamowania kijami W dalszych częściach przewodnika Schneidera czytamy: Przybiera jazda tempo takie, iż nie jest się więcej panem sytuacji, zjeżdżać należy skośnie, napoprzek, zataczać łuki lub koła, używać serpentyn lub zwrotu zwanego „telemark”...zwrot „telemark” jest jedną z najpiękniejszych figur w nartowaniu... Przy zwrocie należy jedną nogę wysunąć naprzód, zarzucić natychmiast w zamierzone położenie, zmienić kij i przyciągnąć drugą nogę...
    Taki był czas pionierów, wszystko było dla nich nowe, technika także. Do zwrotów dochodziło się drogą prób i błędów, na własnej skórze. Stanisław Barabasz, pionier narciarstwa w Tatrach pisał, że dopiero podczas wycieczki na Przełęcz Kondracką nauczył się jazdy zakosami (łukami). Wcześniej zmieniano kierunek jazdy padając na śnieg, przekładając deski w żądaną stronę i jechano dalej! Musiało to być bardzo męczące. O zjeździe z Małołączniaka tak pisał S. Barabasz: ...powrót za to był desperacki, niektórzy zjeżdżali na nartach, inni na plecach, jak się dało... Rezultatem tej wycieczki były 3 narty złamane, kilka niezłych stłuczeń i odrapań skóry Z czasem technika stawała się coraz bardziej zróżnicowana. Kontakty z narciarzami z Austrii i Norwegii zaowocowały nowymi ewolucjami. Norwegowie cenili szybkość, z kolei Zdarsky łuk z oporu na stromym zboczu, wykonywany wolno ale pewnie.

    Zachowano pisownię z przewodnika Schnaidera.
    Pozdr. W.

  • anonim
    do janusza

    Janusz!

    Powiem Ci też jeszcze jedno, każdy tekst publikuje dopiero po korekcie ale nie z ekranu, tylko go drukuję. Nanoszę korektę, poprawiam i dopiero wtedy. Ostatnio "padła" mi niestety drukarka, więc może to dlatego! Drukarka ruszyła, więc kolejne teksty postaram się napisac bez literówek. Twoje uwagi zmotywowały mnie do pracy.
    Pozdrawiam. W

  • manxz stały bywalec
    Wow!!!

    Ho, ho, widze, że mamy tu do czynienia z prawdziwym specjalistą! Drugiego takiego ze świecą szukać. :) Pan Wojtek jest jak - nie przymierzając - te słynne nożyce na stole ("Uderz w stół..."). Oczywiście w tym pozytywnym sensie ^_^ . Wystarczy jedno małe pytanko, a w opdowiedzi dostajemy kolejny artykuł! Miło, że redakcja znalazła sobie takiego współpracownika (a może odwrotnie???)!
    A jeśli chodzi o tekst, to... no cóż, kolejna ciekawostka do kolekcji. To jeden z powodów dla których SKIJUMPING.PL należy to moich ulubionych stron. Przecież normalnie w życiu bym o takiej Eli nie usłyszał. Ba, nie pomyślał bym nawet o tamtych czasach w kategorii sportów zimowych. 100 lat temu?.. Wtedy to chyba jeszcze po naszej planecie dinozaury stąpały! ^_^
    Dzięky!

  • anonim
    telemark

    A co do telemarku, w ostatnich latach na stokach w Francji, Austrii i Włoszech widziałem sporo osób jeżdżących, a właściwie skręcających klasycznym telemarkiem. Oczywiście nie na carvingach, tylko na długich nartach z wiązaniami typu kandahar. Były całe grupy osób szkolących się w tej szlachetnej technice jazdy, ale chyba to pozostanie hobby i nie przyjmie się na szerszą skalę.

  • anonim
    skoki kobiet

    No i jeszcze jedno- wiem że nieźle skakały bo sam to widziałem , siostry Bujakówny- córki Franciszka Bujaka. Chyba jeszcze żyją w dobrym zdrowiu, więc może Pan je Panie Wojciechu przepyta ?

  • anonim

    To wielka sztuka przyznać się do błedu, wiec tym większy mój szacunek dla pana Wojciecha.Ale mój kolega z AZS Zakopane świetny narciarz Jan Szatkowski też to potrafił, więc to może rodzinne ? Czekam z niecierpliwością na następne sylwetki słynnych narciarzy z dawnych lat, może nie tylko skoczków ? ( może bez literówek). To prawda że "byli chopcy byli, ale się minyli....

  • Matylda weteran
    Alpenstocki i inne kijki

    Wojtku,
    piękne dzięki za te wszystkie ciekawostki. Dla "bałtyckiego śledzia" białe szaleństwo to naprawdę fascynujący świat. Początki musiały być dosyć ryzykowne ale też i nie pozbawione humoru: zamykanie oczu i niech się dzieje wola nieba a później rzut na śnieg i czekanie na drugi oddech... Bronisław Czech i jego "walc na nartach" - mogę sobie doskonale wyobrazić, w końcu Polak potrafi!

    Moja narciarska kariera zaczęła i skończyła się jednego dnia. Obejmuje ona dwa zjazdy z małej górki w sopockim lasku. Pierwszy w moim życiu zjazd na nartach zapamiętałam jako wielki sukces laika w pożyczonych i za długich nartach. Intuicyjna serpentynka zaprowadziła mnie całą i zdrową na dół. Po powtórnym wdrapaniu się na górkę przystąpiłam - rozpromieniona i rozochocona sukcesem - do następnego pokonania stoku w pozycji pionowej. Niestety, drugi i ostatni w moim życiu szus zakończył się stratą ulubionych spodni. I tak oto dosyć mizernie wyglądają moje osiągnięcia na śniegu. Ale za to na lodzie i łyżwach pohulałam sobie że hoho... najlepsza na całym osiedlu... wtedy byłam jeszcze bardzo młoda, gibka, skoczna, elastyczna i zwrotna jak mały Fiat. To były czasy... Teraz jestem już tylko młoda... duchem...

    Pozdrufka i pisz nam dalej o prekursorach śnieżnych szaleństw.

  • anonim

    Wydaje mi się , że takie artykuly sa bardzo potrzebne,
    mozna na chwilę choć oderwać się od terażniejszości ,
    nie myslec , kto jest na czele klasyfikacji generalnej aktualnie :)
    lub kto wygra następne zawody :)
    choć to co pisze W.Szatlowski , to odlegle czasy , ale warto naprawdę poczytać.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl