Poczet skoczków polskich: Władysław Żytkowicz - Całą zimę chodził w swetrze...

  • 2006-01-18 10:28
[strona=1]

Całą zimę chodził w swetrze...

Żytkowicz i Bronisław Czech

Kolejnym z zakopiańskich zawodników, których prezentujemy w cyklu jest Władysław Żytkowicz. Uczestniczył on w Zimowych Igrzyskach w St. Moritz 1928 i w Ga-Pa 1936 i na obydwu pobiegł w patrolu wojskowym. Startował też na Mistrzostwach Świata w Zakopanem 1929. Był biegaczem, ale też niezłym skoczkiem narciarskim, a słynął w całym Zakopanem z tego..., że zawsze mu było ciepło i był, jak to się mówi, "gorącym chłopem". Przez całą zimę potrafił przechodzić tylko w swetrze narciarskim. W tekście podajemy też wiele informacji na temat ubioru dawnych zawodników, wiązań i sprzętu, aby okrasić opowieść o głównym bohaterze, skoczku z klubu SN PTT Zakopane.

Zawodnik SN PTT Zakopane...


Władysław Żytkowicz był zawodnikiem klubu SN PTT. Zaczynał od startów w kategorii młodzików. W 1923 r. startował w biegu młodzików klasy "B" i zajął w nim ostatnie 6. miejsce. No tak, ale od czegoś trzeba zaczynać, więc z pewnością nie zraził się swoim niepowodzeniem i zaczął więcej trenować. Na jubileuszowych zawodach TTN w Zakopanem zwyciężył w biegu juniorów, a sukces swój powtórzył na zawodach „Sokoła w Zakopanem. 18 stycznia 1925 r. Żytkowicz był 21. w biegu juniorów (w wieku 16-18 lat). W zawodach o Mistrzostwo Zakopanego (startował w nich w II klasie) był 4., a na skoczni w Jaworzynce zajął 12. miejsce. W klasyfikacji łącznej Mistrzostw Zakopanego zdobył 4. miejsce. W biegu rozstawnym sztafeta SN PTT Lankosz - Żytkowicz - Stanisław Motyka zajęła 1. miejsce. W 1926 r. na skokach w Jaworzynce zajął 2. miejsce w seniorach II klasy. W III zawodach o Mistrzostwo Zakopanego zwyciężył w skokach seniorów II klasy, przed Mietelskim z "Sokoła", Motyką i Lankoszem (obaj z SN PTT). Oddał skok na 20,5 metra, jeden z najdłuższych w konkursie1. Był też zwycięzcą konkursu skoków na Krokwi (24 stycznia 1926 r.), ponownie w kategorii seniorów II klasy (osiągnął skoki o długości 30, 28,5, 30,5 m), a więc znacznie poprawił się jeśli chodzi o długości skoków. Sądząc po wynikach był w końcówce lat 20. jednym z najlepszych seniorów w kraju. Startował też za granicą, w tym dwa razy na Zimowych Igrzyskach. Z początku kariery skakał słabiej, potem coraz lepiej (zwłaszcza w latach 1928-31). Nieźle biegał na nartach. W marcu 1926 r. był 2. w skokach na Krokwi, której sława zaczynała dopiero powstawać.

Przedstawiamy na początek wyniki tego zawodnika z Mistrzostw Polski, w których w skokach Okolice Krokwi podczas MŚ FIS 1929zdobył kilka medali. I tak w 1927 Władysław Żytkowicz był 5. w Mistrzostwach Polski w Zakopanem w skokach (trzeci z Polaków), w których najlepszy okazał się Franciszek Wende z HDW (Czechosłowacja), a trzeci był Józef Lankosz. W 1928 r. był czwarty, a skoki wygrał Bronisław Czech. Zajął też czwarte miejsce w kombinacji, 8. w biegu na 18 km. W 1930 r. ponownie 4. w kombinacji norweskiej i 6 w biegu na 15 km. W 1931 r. Żytkowicz zdobył srebrny medal w kombinacji norweskiej i drugi, także srebrny w biegu sztafetowym (pobiegła w składzie: Andrzej Krzeptowski II, Michał Stopka, Jan Skupień, Jan Marusarz i Władysław Żytkowicz)2. Rok później w sztafecie wywalczył brązowy medal (pobiegła w składzie: Stanisław Marusarz, Andrzej Marusarz, Jan Marusarz, Władysław Żytkowicz i Jan Dawidem). Był to z pewnością jeden z jego najlepszych sezonów sportowych. W późniejszych latach nie znajdujemy już informacji o jego jakiś wysokich pozycjach w zawodach o Mistrzostwo Polski.

Startował także poza granicami kraju. W 1927 r. Żytkowicz startował w konkursach skoków w Pontresinie, Klosters i Arosie w Szwajcarii (konkursy przeprowadzono na tych trzech obiektach od 14 do 24 stycznia 1927 r.). PZN wysłał na te zawody trzech zawodników: rekordzistę Krokwi Stanisława Gąsienicę-Sieczkę, Andrzeja Krzeptowskiego I i Władysława Żytkowicza. - Zawodnicy ci wzięli udział w trzech konkursach na najwybitniejszych skoczniach Engadinu i tournee przyczyniło się nie tylko do podniesienia ich klasy, ale przyczyniło się do wybitnego wzrostu zainteresowania sportem polskim i jego wynikami wśród zagranicznych sfer sportowych3. Na skoczni w Pontresinie nasi zawodnicy byli o krok od zwycięstwa. Sieczka zakończył skok 60-metrowy przypadkowym dotknięciem zeskoku ręką i to pozbawiło go zwycięstwa lub miejsca w czołówce. Polacy zajęli odpowiednio 8, 9 i 12. miejsce na 43. zawodników z 6. państw. Na następnym konkursie w Klosters Polacy wypadli już lepiej: 6. był Sieczka (36, 41, 44 m), 7. Krzeptowski I (28, 36, 38 m) i 8. Żytkowicz (36, 34, 36 m). Na skoczni w Arosie na 41 zawodników Polacy znowu byli w czołowej "10": 3. Sieczka (33, 35, 39 m), 5. Krzeptowski I (30, 33, 34 m), 7. Żytkowicz (26, 31 i 32 m). Tak, więc szwajcarskie tournee zakończyło się dla zakopiańczyków dużym sukcesem. Polacy zaczynali się powoli liczyć na europejskich skoczniach, reprezentując na skalę europejską wysoki poziom.


1Wyniki konkursu skoków z III. Zawodów o Mistrzostwo Zakopanego - 16-17 stycznia 1926 r. zorganizowanych przez Oddział Narciarski zakopiańskiego Sokoła i pozostałe wyniki W. Żytkowicza za: Narciarstwo Polskie, t. 1 i t. 2., s. 21.
2Składy sztafet z Mistrzostw Polski za :Józef Zubek, Zestawienie narciarskich mistrzów Polski w latach 1920-1960, xero w zbiorach Autora.
3 Narciarstwo Polskie, j. w., s. 227
[strona=2]

Starty w biegach patrolowych...

Polski patrol wojskowy ZIO 1928 w St. Moritz

Władysław Żytkowicz został jesienią 1927 r. włączony do szerokiej kadry olimpijskiej, przygotowującej się do startu w St. Moritz. Miał startować w patrolu wojskowym. Przypomnijmy pokrótce dla zainteresowanych, czym były patrole wojskowe. Patrole wojskowe były konkurencją pokazową na Zimowych Igrzyskach 1924-48. Patrol składał się z 4 zawodników: komendanta, który biegł bez broni oraz trzech strzelców, którzy mieli karabiny zawieszane przez ramię. Trzykrotnie w takich pokazach wzięli udział Polacy. W 1924 r. nasza drużyna w składzie: Z. Woycicki, S. Chrobak, S. Kądziołka i S. Witkowski nie ukończyła biegu, w którym zwycięzcami okazali się Szwajcarzy. W 1928 r. Polacy wywalczyli 7 miejsce. W 1936 r. polski patrol zajął ostatnią 9 lokatę. Po zakończeniu II wojny światowej tradycja biegów patrolowych zanikła, ale z cenną inicjatywą odrodzenia tej konkurencji wystąpili pod koniec lat 40. Szwedzi, potem powstała UIPMB, która wprowadziła nową konkurencję sportową - biathlon. I MŚ w biathlonie odbyły się w Saalfelden w Austrii w marcu 1958 r., a w roku 1960 biathlon stał się konkurencją olimpijską. U jego korzeni jednak legły właśnie biegi patrolowe. Tak przedstawia się pokrótce historia tej dyscypliny.

Teraz powróćmy do roku 1927 i do przygotowań do olimpiady w Szwajcarii. PZN w ramach Tak wyglądały pierwsze skoki na Krokwiprzygotowań olimpijskich stworzył Olimpijski Ośrodek Narciarski, którego kierownikiem został kapitan Jerzy Łucki. Zawodnicy zakończyli właściwy trening na 3 tygodnie przez Zimowymi Igrzyskami. Wobec braku śniegu w Zakopanem trening obejmował przede wszystkim marsze górskie z użyciem kijków. Ustalono skład patrolu na olimpiadę: komendant patrolu por. Zbigniew Woycicki, kapitan Mieczysław Niemiec - zastępca komendanta patrolu, st. strzelcy - Władysław Czech, Jan Skupień, Władysław Żytkowicz, Tadeusz Zaydel i Erwin Bathelt4. Patrol z Zakopanego wyjechał 31 stycznia 1928 r., do St. Moritz dojechali zawodnicy 4 lutego i zostali zakwaterowani w hotelu "Steffani". Po treningach ustalono ostateczny skład patrolu. Bieg patrolowy odbył się 12 lutego, a o godzinie 9 starter dał znać do startu. Warunki na trasie były trudne. - około 10 cm warstwa śniegu świeżego na podkładzie zmarzniętego i często głęboko zapadającego się. W górnych odcinkach trasy - miejscami łamiąca się szreń, gołoledź, miejscami nawiane głębokie zaspy. Nośność dobra. Ogólnie warunki trudne5. Trasa była iście wysokogórska - najwyższym punktem był szczyt górski Schlattain o wysokości 2850 m.n.p.m. Ogółem trasa ponad 20 km długości i miała ok. 1200 metrów różnicy wzniesień. Nasz patrol nieźle spisywał się na trudnej trasie, aż do momentu, gdy strzelec Zaydel złamał nartę, założono na nią dziób metalowy6. Po tym wydarzeniu patrol polski już systematycznie tracił i w końcu zajął 7 miejsce7. Z tego biegu zachowały się dwie fotografie polskiego patrolu: pierwsza, pokazująca zawodników w biegu, z Woycickim na czele (jako komendant patrolu biegnie bez karabinu) i 3 strzelcami. Drugie zdjęcie pokazuje naszą drużynę wbiegającą na metę. Po raz drugi Żytkowicz startował w patrolu na ZIO w 1936 r. Polacy zajęli wówczas ostatnie 9 miejsce. Żytkowicz był wtedy komendantem polskiego patrolu olimpijskiego. W 1929 r. w Mistrzostwach Polski wziął udział w biegu na 50 km i ukończył go na 10. miejscu z czasem 5.10.16. W skokach do biegu złożonego był 4. z notą 14.812 i dwoma skokami na 35 m. Po długości sądząc nie był wówczas w najwyższej formie sportowej.


4Skład polskiego patrolu na II. ZIO St. Moritz 1928 za: Narciarstwo Polskie, Kraków 1929, s. 83.
5J.w, s. 84.
6Dziób metalowy - był obowiązkowym wyposażeniem dawnych turystów-narciarzy. Na złamaną nartę nakładało się dziób wykonany z aluminium (ok. 15 - 20 cm długości) i przymocowywano go do narty 2 śrubkami z motylkami (oczywiście do wierzchniej części narty). Umożliwiał on kontynuowanie jazdy w przypadku, gdy doszło do złamania narty - przyp. W.S.
7Wyniki biegu patrolowego na II ZIO w St. Moritz (1928) 1. Norwegia - czas 3.50.27, 2. Finlandia - 3.54.37, 3. Szwajcaria - 3.55.04, 4. Włochy - 4.07.40, 5. Niemcy - 4.15.02, 6. Czechosłowacja - 4.15.07, 7. Polska - 4.33.45, 8. Rumunia - 5.20.16, 9. Francja - 5.00.26 - za: Narciarstwo Polskie, j. w, s. 86.
[strona=3]

Najzimniejszy konkurs w historii FIS?....

Skocznia na Krokwi ok. 1926 r.

Zakopane, luty 1929 r. około był śnieg, śnieg i jeszcze raz śnieg... i mróz. Ogromny mróz, jakiego wcześniej chyba nie było (podobno najstarsi nawet górale nie pamiętali takich jak wtedy mrozów) Żytkowicz startował w konkursie skoków podczas zawodów FIS 1929 r. w Zakopanem. Zaiste piekielny był to konkurs, a zawodnikom, którzy przecież skakali tylko w czapeczkach i swetrach, dał się mocno we znaki tęgi mróz, który spadł do poniżej minus 30 stopni8, nawet jak twierdzą niektórzy poniżej! Znana na Zachodzie "Encyklopedia skoków" Theinera i Jahna z roku 2005 podaje, że mróz sięgnął poniżej minus 40 stopni9, ale to jest po prostu błąd tych autorów. Dosyć ciekawe, że mając możliwość skontaktowania się w tej sprawie, zupełnie tego nie zrobili. Tak zimno, bowiem w Zakopanem nigdy nie było i jest to błąd niemiecko-austriackich autorów "Encyklopedii".Pewne jest natomiast jedno, dzisiaj w podobnych warunkach zawody narciarskie by się po prostu nie odbyły. Mimo mrozu liczne rzesze sportowych kibiców wytrwały do końca zmagań. Wyniki niedzielnego konkursu nie były zaskoczeniem, zwyciężyli Norwegowie. Niestety zawody straciły dużo na atrakcyjności, gdyż kolegium sędziów zadecydowało jednak o skróceniu rozbiegu. W konkursie wygrali, i to zdecydowanie, Norwegowie: pierwszy był Sigmund Ruud (skoki 57, 55 m), drugi Johansson (56, 56 m), stracił do pierwszego tylko 2 punkty, a trzeci Kleppen - skoki 54, 58,5 m. Polacy zajęli następujące miejsca: 10. Bronisław Czech, 17. Franciszek Cukier, 23. W. Mietelski, 25. K. Szostak, 27. Andrzej Krzeptowski I, 29. Rajski, 31. Kolesar, 34. Żytkowicz, 37. Rozmus, 38. Sieczka i 40. Graca. Wniosek z tych wyników jest jeden. Tak, więc 11. Polaków znalazło się w 40-tce zawodów w skokach o Mistrzostwo Świata FIS. Taki fakt notowaliśmy pierwszy raz w historii polskiego narciarstwa. Mimo, że jako organizator zawodów strona polska miała prawo wystawienia większej tj. liczniejszej reprezentacji niż rywale, to jednak poziom skoczków polskich, jak pokazał konkurs, znacznie się poprawił. Zbliżyli się oni pod względem swoich umiejętnoFlaga PZN na MŚ FIS 1929.ści do średniej klasy europejskiej, a Czech i Cukier do klasy skandynawskiej.

Mistrz Rumunii...



Jednym z większych sukcesów międzynarodowych Żytkowicza było zwycięstwo w Mistrzostwach Rumunii w 1929 r. Był tam: 3 w biegu na 30 km (po raz pierwszy w życiu startował na takim dystansie), 3 w biegu na 15 km i 2 w skokach. Tak wspominał tamte zawody: Mistrzostwa Rumunii: - Mistrzostwa Rumunii były dla mnie najbardziej tragicznym przejściem w mojej karierze sportowej, mimo że uwieńczone zostały sukcesem. Najpierw startowałem na 15 km i zająłem 3 miejsce. Potem start na 30 km. Ten dystans nie bardzo mi odpowiadał. Do tej pory najlepsze wyniki miałem na 10 km i w sztafetach. Trasa prowadziła po stromym, otwartym zboczu zakreślając duże łuki, upstrzone żółtymi chorągiewkami, oznaczającymi niebezpieczeństwo. Znalazłszy się na szczycie widziałem w dole sylwetki zawodników trawersujących podnóże zbocza. Widząc, że na łuku nie ma punktu kontrolnego, mimo ostrzegawczych chorągiewek, zaryzykowałem skrót. Gdy nabrałem dużej szybkości znalazłem się na...krawędzi kamieniołomu. O zatrzymaniu lub skręcie nie było mowy. Skurczyłem nogi, by ni uderzyć frontalnie w przeciwległy stok i odpowiednio ułożyłem tułów. Szybkość jednak była tak wielka, że uderzyłem twarzą w kolana, poczułem ciepło spływające po twarzy i ból w stawach skokowych. Zderzenie było gwałtowne i na chwilę straciłem przytomność. Uświadomiłem sobie jednak, że startuję w biegu i mam dobry czas. Wyszedłem z kamieniołomu i podszedłem na trasę. Zacząłem kontynuować bieg, myśląc tylko o mecie. Niedaleko kamieniołomu był punkt kontrolny. Musiałem wyglądać okropnie z zalaną krwią twarzą, gdyż usiłowano mnie na siłę zatrzymać. Uciekłem przed pościgiem i zdążyłem dojść do mety jako trzeci. Na drugi dzień wyznaczony był konkurs skoków. Mając dobre trzecie miejsce na 15 km, typowany byłem na zwycięzcę w kombinacji. Mimo zakazu lekarza wziąłem udział w konkursie skoków, w którym zająłem drugie miejsce, a w łącznej ocenie mistrzostwo Rumunii. Skakałem z bandażami na twarzy i nogach. Pobiłem Niemców, Czechów, Jugosłowian, nie mówiąc już o Rumunach. Wicemistrzostwo zdobył mój kolega, przyjaciel i wieloletni konkurent Józek Lankosz10.

Skoczkowie w krawatach...

Skok w terenie

Przy okazji tekstu o Żytkowiczu nie mogę odmówić sobie przyjemności napisania kilku zdań na temat ubioru skoczków z lat 20 i 30. Przeglądanie setek zdjęć z tego okresu pozwala na wyrobienie sobie jasnego poglądu: co, jak, gdzie i kiedy ubierali nasi reprezentanci. A więc w latach od 1918-1922 każdy ubrany był jak chciał. Zdjęcie z Mistrzostw Polski w Worochcie 1922 r. pokazuje, że każdy z zawodników był ubrany w inny strój: stojący po lewej stronie J. Zubek po góralsku, w bukowych portkach, cusze i kapelusiku z filuternym piórkiem. Za to stojący obok Heniu Mückenbruun wygląda jak żydowski kupiec korzenny, w długim kożuchu, sięgającym mu do kolan i w modnej wówczas czapeczce norweskiej z daszkiem tzw. "amundsence"11 . Andrzej Krzeptowski stoi jakby w mundurze, kurtce, podobnej do wojskowej. Piękna Ela Ziętkiewczowa prezentuje się nieźle w długim płaszczu, oraz modnej czapeczce na głowie, a niewątpliwego uroku jej postaci dodaje szeroki uśmiech. Aleksander Rozmus, tak jak Mückenbrunn w płaszczach, Andrzej Czarniak ubrany po góralsku, Kaliciński po pańsku (w płaszczu), a lwowianin Pawłowski w mundurze wojskowym. Istna zbieranina stylów, mód i czegoś tam jeszcze. Ale patrząc na tych ludzi, nie można oprzeć się wrażeniu, że byli bardzo szczęśliwi z tego, co robią...


8Narciarstwo Polskie, t.3, s. 170 czytamy: - Niedzielny konkurs skoków był najpiękniejszą częścią zawodów. Dał się co prawda we znaki nader silny - bo 30 stopniowy mróz, ale dzięki słonecznej pogodzie, bardzo szybkiemu przebiegowi konkursu i wysokiemu poziomowi walki, liczne rzesze widzów wytrwały do końca. Minus 30, a nie ponad minus 40 stopniowy mróz towarzyszył konkursowi. Obecnie, wg przepisów FIS konkurs nie odbyłby się w takich warunkach - przyp. Autora.
9Theiner podaje na s. 147 „Encyklopedii skoków, przy wynikach z MŚ FIS Zakopane 1929, - 47 Grad Kalte, czyli w tłum. "zimno minus 47 stopni", ale nie podaje skąd zaczerpnął takie, jak się okazuje całkowicie fałszywe informacje - przyp. W. Szatkowski. W Norwegii żyje jeden z uczestników tego konkursu p. Kleppen, ale najbardziej miarodajnym w tej kwestii (tj. mrozu w dniu konkursu skoków) źródłem jest prasa zakopiańska z tego okresu podająca nie -47 tylko ok. - 30.
10Józef Kapeniak, Tatrzańskie diabły, Warszawa 1971, s. 102-103.
11Czapeczka „amundsenka - bardzo popularna wśród skoczków i biegaczy oraz turystów tamtego okresu. Bardzo praktyczna, wykonana z szewiotu lub sukna, opatrzona była szerokim daszkiem, w razie mrozu mogła chronić także uszy i kark, za: Aleksander Bobkowski, Podręcznik narciarski, Kraków 1918, s. 44.
[strona=4]
Grupa polskich narciarzy. Żytkowicz 1 od lewejW latach 30. moda narciarska zaczęła się rozwijać z coraz większym rozmachem, a firmy produkujące ubiory bardziej się wysiliły, wprowadzając coraz ładniejsze i praktyczniejsze wzory. Wśród zawodników skaczących na nartach szczytem elegancji był wówczas wełniany sweter, dosyć ściśle dopasowany do ciała. Krótki, bo sięgający bioder, ze ściągaczem, z ładnym wycięciem w "serek", przeważnie granatowy lub czarny, ale bywały też i czerwone z białymi wstawkami. Takie swetry produkował zakład dziewiarski pana Leona Markowskiego, mieszczący się w kamienicy Krzysiaka przy zakopiańskich Krupówkach. Jego syn Jerzy wspomina: - Ojciec szył piękne swetry z wycięciem. Wykonywał je na zamówienie dla zakopiańskich klubów i ubierał reprezentacje Polski na Igrzyska Olimpijskie i Mistrzostwa Świata. Pracowało u niego 4 - 5 osób, pracownia dziewiarska zaczęła funkcjonować od lat 30. Po wojnie została zlikwidowana.

Na zdjęciach z Mistrzostw Polski z 1936 r. zawodnik norweski Andersen skakał w sweterku z reniferami z napisem "Reidar". Do tego obowiązkowo biała koszula i krawat. Spodnie wyprasowane w "kant", tzw. "narciary", dosyć szerokie w biodrach, zwężające się ku dołowi. Niektórzy używali tzw. "pumpek", a łydki zawijali owijaczami. Do butów dodawano "keksy" - kolorowe pomponiki. Głownie postępowali tak jednak nie skoczkowie, ale biegacze i turyści. Buty obowiązkowo ładnie wypastowane, z białymi skarpetami wyłożonymi na wierzch, ale chętnie używano także pokrytych kolorowymi wzorami skarpet w stylu skandynawskim. Rękawice wełniane np. na zawody FIS 1939 r. w Zakopanem reprezentanci Polski otrzymali piękne rękawice z wyszytymi inicjałami "FIS" i z reniferem w kolorze czerwonym. Do tego modny góralski kapelusik i granatowa, dwurzędowa marynarka z orzełkiem. Skoki narciarskie stawały się, więc domeną narciarskich elegantów. Ważnym elementem stroju była czapeczka z pomponem albo bez, przez niektórych noszona "na bakier". Bracia Ruud z Kongsbergu w Norwegii skakali w czerwonej czapeczce z przyszytą literą "K" jak Kongsberg, dla zamanifestowania umiłowania swojego miasta. Stanisław Marusarz zasłynął także z "czerwonej czapeczki", ale chętnie skakał też z odkrytą głową, albo w typowej narciarskiej czapeczce. Niektórzy wspominają, że młodzi zawodnicy z góralskich, biednych rodzin skakali...w kapeluszach góralskich, które... spadały im często zaraz po wybiciu się z progu. Nastał czas "skoczków w krawatach", narciarskiej elegancji, a narty stały się stylem życia, nie jedynym, ale dla niektórych bardzo ważnym, najważniejszym na tym ziemskim padole...Śniły się niektórym po nocach, a sprawy "narciarskie" były oczkiem w głowie narciarskiej zakopiańskiej kompanii.

Dawne wiązania narciarskie...

Podajemy też trochę informacji o dawnych wiązaniach narciarskich, używanych w skokach,Różne rodzaje wiązań narciarskich. biegach i zjazdach. Tym bardziej, że ogólnie te informacje nie są znane w literaturze. W końcu XIX wieku wiązania narciarskie nazywano więźbą, lub też uprzężą, dlatego pozostaniemy w niniejszym artykule przy terminologii sprzed lat około 90 - ciu. Podajemy także informacje o wiązaniach używanych przez skoczków narciarskich. Początki zakopiańskiego narciarstwa, a więc przełom XIX i XX wieku, są związane z turystyką narciarską - dlatego pierwsze wiązania były dostosowane do jej potrzeb. Wiązanie turystyczne z wolną, swobodnie unoszoną piętką umożliwiało podejście, zjazd i skok (w terenie). Generalnie wtedy nie było odrębnych wiązań do uprawiania biegów, a innych do skoków, były to więźby uniwersalne. Specjalizacja nastąpiła dopiero w latach 20. i później. Natomiast w zjeździe pomagało w precyzyjnym wykonywaniu łuków, musiało być też trwałe. Dopiero dużo później, wraz z rozwojem „białego szaleństwa pojawiać się zaczęły wiązania specjalistyczne, dla zawodników. Bogatą ofertę wiązań do popularnej niegdyś turystyki narciarskiej oferowały firmy Bujaka, Zubka i braci Schiele. Przedstawiamy około 20 różnego rodzaju wiązań, zdając sobie sprawę, że to oczywiście nie wszystkie.

Jednymi z pierwszych używanych w Zakopanem były wiązania Zdarsky’ego - więźba Zdarsky’ego, inaczej lilienfeldzka, lub Matterhorn, które pojawiły się najpierw w Lilienfeld w Austrii, gdzie rozwijał swoją szkołę jazdy na nartach znany instruktor i pionier „białego szaleństwa w Austrii, Mathias Zdarsky, a dużo potem w Galicji najpierw we Lwowie (około 1906 r.), a następnie lwowiacy z klubu KTN (Karpackie Towarzystwo Narciarzy) pokazali je zakopiańczykom, o czym wspominał Stanisław Zdyb. Zakopiańczycy chętnie używali tego typu wiązań aż do lat dwudziestych. Mariusz Zaruski, który hołdował przez długie lata szkole alpejskiej, stworzonej przez mistrza Zdarsky'ego, tak o nich pisał w swoim przewodniku: - Z wymienionych powyżej bezsprzecznie więźba Zdarsky'ego tak ze względu na swobodę ruchów nogi, jak i pewność manewrowania nartami zasługuje na wyróżnienie... Więźba ta składa się ze skombinowanej płytki metalowej jako podstawy, która się obraca około osi, przymocowanej pośrodku narty i dwóch rzemieni. Za pomocą śrubek, można tę płytkę, jak również i łapki boczne, do każdej długości i szerokości stopy zastosować. Koniec stopy powinien się zawsze znajdować nad osią. Sprężyna, umieszczona w głębi łyżwy przed osią, zapobiega kołysaniu się narty i sprawia, że tylna jej część zawsze do obcasa przylega. Przed przypięciem narty należy starannie ze śniegu oczyścić podeszwę i obcas buta. Najłatwiej uskutecznić to ostrym końcem kija. Nartę przypina się rzemykami jak łyżwę lodową, pamiętać tylko należy, ażeby końce rzemyków zwrócone były na zewnątrz.
[strona=5]
Fazy skoku z podr. BobkowskiegoAleksander Bobkowski także wychwalał ten typ więźby w swoim Podręczniku Narciarstwa z 1918 r. Więźba ta umożliwiała jazdę "pługiem" (Mariusz Zaruski nazywał ją "jazdą oporną", a "slalom" nazwał kiedyś "smokiem"!) i łuki nawet na stosunkowo dużych pochyłościach górskich i była wprost idealna dla narciarstwa tatrzańskiego i turystyki narciarskiej. Mathias Zdarsky dzięki tym wiązaniom, które sam wymyślił i krótszym od norweskich i fińskich nartom lilienfeldzkim (od miejscowości Lilienfeld w Austrii) stworzył własny, alpejski styl jazdy na nartach, zwany szkołą alpejską, który opisał w swym przewodniku "Alpine Skilauf Technik" (1896). Historycy narciarstwa uważają, że Zdarsky jeździł niezwykle śmiało i dynamicznie i nigdy nie siadał na kiju, był mistrzem stromych stoków, potrafił wykonać swój łuk alpejski na 50% spadku. Podobnie śmiało jeździł Mariusz Zaruski, czego przykładem jest na przykład zjazd narciarski Zdyba i Zaruskiego ze szczytu Kościelca (1911) oraz z Koziego Wierchu i Zawratu (1907). Szkoła Zdarsky'ego stała się niezwykle popularna wśród alpejskich i tatrzańskich turystów jako niezwykle prosta, a zarazem skuteczna w terenie. Początki tatrzańskiego i karpackiego narciarstwa to turystyka narciarska. Narty były środkiem, dzięki któremu można było zaglądnąć do serca gór zimą. Dlatego nikt nie jeździł dynamicznie, szybko, wiązania były przystosowane do jazdy opornej. Sam Zdarsky udzielił polskim narciarzom nauki jazdy na nartach we Lwowie w styczniu roku 1906, o czym pisał Roman Kordys. Ponadto, tak jak to było powiedziane, Zdarsky wymyślił krótszą od norweskiej nartę lilienfeldzką (od 190- 240 cm długości). Przewodniki i cenniki austriackie opisywały trzy rodzaje takich nart. Narta ta nie posiadała rowka, charakterystycznego dla nart norweskich, którego przeciwnikiem był sam twórca szkoły alpejskiej. Wiązania lilienfdeldzkie pasowały praktycznie do każdego buta, ponieważ było kilka możliwości rozsuwania lub zmniejszania wiązania. Były, więc bardzo praktyczne. Doświadczenia szkoły alpejskiej opisali w swym przewodniku H. Bobkowski i M. Zaruski w roku 1908.

Z pierwszych wiązań na przypomnienie zasługuje więźba gurtowa (norweska) - skórzana, zWiązania bezpiecznikowe Rysy z lat powojennych dodatkiem gurtu i takim napiętkiem gurtowym, z dwoma rzemieniami. Zaruski pisał o takim wiązaniu w sposób następujący: Z innych więźb polecić jeszcze można więźbę gurtową, o ile jest zrobiona ze sztywnego, mocnego gurtu. W napiętku tej więźby powinien być otwór zaopatrzony w kabzlę dla ścieku wody. Więźba ta łączyła nogę z nartą zdecydowanie luźniej od alpejskiej i wywodziła się z wiązań norweskich, przystosowanych do terenu falistego, niezbyt stromego, podobnego do gór Norwegii i Finlandii. Później wiązanie to zostało ulepszone i nazwane "kaloszówką" i głównie było używane przez dzieci.

Jednym z pierwszych było także wiązanie trzcinowe, norweskie, z trzciny obszytej skórą z jednym lub dwoma rzemieniami. Takich wiązań używali Marian Małaczyński i Józef Schnaider z towarzyszami podczas narciarskich wejść w Karpatach Wschodnich na Chomiak i Howerlę w roku 1897. Używali ich także narciarze zakopiańscy, między innymi Mariusz Zaruski, podczas wycieczki przez Tatry Zachodnie w roku 1906. Wiązanie to było zmorą spędzającą sen z powiek dawnym narciarzom, ponieważ trzcina często pękała i trzeba było ratować się "domowym sposobem" i naprawiać prowizorycznie uszkodzone wiązanie. Zdarzało się to nawet w czasie wycieczek, dlatego też stosunkowo szybko zrezygnowano z tego typu wiązań, gdyż były niepraktyczne. Narty z wiązaniami trzcinowymi, pochodzące z kolonii polskich narciarzy-leśników w Tatarowie, który w 1897 r. dokonali narciarskich wejść na Chomiak i Howerlę w Karpatach Wschodnich, znajdują się w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem.

Wielu narciarzy próbowało unowocześnić wiązanie Zdarsky’ego (było za ciężkie) i efektem tych Przykłady dawnych wiązań z lat 20. i 30.zabiegów, mniej lub bardziej udanych, było powstanie, w wyniku wielu "przeróbek" wiązania Bilgeriego (Bilgeribindung). Georg Bilgeri, jeden z pionierów narciarstwa w Europie, starał się połączyć dwie szkoły narciarskie: norweską i alpejską i jego wiązanie było zdecydowanie lżejsze od alpejskiego. W cennikach "Bracia Schiele i spółka" znalazły się dwa rodzaje tych wiązań: Bilgeri oryginalne i Bilgeri czeskie.
1. Bilgeri oryginalne. Wiązanie metalowe ze sprężyną, dające się bardzo szybko dopasować do każdego trzewika ( nie wymaga specjalnego narciarskiego obuwia) wskutek tego nadaje się do wypożyczalni i wszędzie gdzie są narty używane przez różne osoby, posiadające rozmaite trzewiki. Tak pisano o nich w cenniku firmy braci Schiele.
2. Bilgeri czeskie. Model taki sam - wykonanie tańsze, a prawie, że nieustępujące w jakości Bilgeri oryginalnym. Niestety cienkie blaszki tego wiązania, jak pisał Stanisław Barabasz, dosyć często się łamały. Georg Bilgeri gościł w Galicji i jeździł tam na nartach w Karpatach Wschodnich, dokonując wspólnie z narciarzami polskimi przejścia na nartach grzbietem Alp Rodniańskich i Czarnohory. Wiązania Bilgeri wprowadzono w Zakopanym już po zakończeniu I wojny światowej i pierwsi jeździli na nich żołnierze Kompanii Wysokogórskiej w Zakopanem. Narty z takimi wiązaniami znajdują się w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego. Bobkowski wysoko oceniał wiązania Bilgeriego i Zdarsky'ego, ale i pokazywał ich wady: - Obydwie (wiązania Bilgeriego i Zdarsky'ego) nie wymagają osobnego obuwia, dadzą się przystosować do każdej wielkości stopy, a naprawy uskuteczniać łatwo przez wymianę złamanych części, pozwalają też przyklęknąć na narcie, a przy odpowiedniej konserwacyi mogą przetrwać lat kilka. Wszelkie metalowe części uprzęży należy po każdorazowem użyciu wysuszyć, następnie, podobnie jak i rzemienie, napuścić tłuszczem. Wadą uprzęży metalowych jest wprowadzenie między stopę a nartę płytki stalowej oraz mechanizmu, powodującego wygięcie przodu stopy do góry, przez co zatraca się czucie między nogą a nartą. Tę niedogodność usuwają uprzęże rzemienne. Do typu uprzęży sztywnych zaliczamy jeszcze: Austria, Wiener, a do typu pośredniego uprząż Müllera.
[strona=6]
Skoki w starym styluAleksander Bobkowski w swoim przewodniku z 1918 r. na stronie 35 opisuje też lekkie wiązanie długorzemienne - podobnie jak uprząż Huitfelda, składa się z dwóch szczęk oraz z dwóch rzemieni: krótkiego, przebiegającego jak u Huitfelda nad palcami stopy i długiego na 60 - 80 cm, ok. 1 ½ cm szerokiego, miękkiego, dobrze natłuszczonego, opatrzonego na końcu pętlą... Uprząż ta ceniona jest przez wytrawnych narciarzy, używana jest też często do skoków. Jedyną może wadą, to nieco długa manipulacya tak z przymocowaniem jak i odwiązaniem nart. Ulepszonym wydaniem tej uprzęży, jest szwajcarska uprząż Smitha. Później pojawiły się także wiązania zawodnicze do biegów, zjazdów i skoków.

Rozpoczynają ich szeroką gamę wiązania Thorleifa Haga - zapoczątkowuje całą serię wiązań norweskich, przystosowanych głównie do narciarskich biegów, których mistrzami byli Norwegowie i Finowie. Thorleif Haug był mistrzem olimpijskim z Chamonix (1924) w biegu na 50 km, 18 km i był trzeci w konkursie skoków - dlatego uzyskał na tej olimpiadzie tytuł "króla nart". Rodzinne miasto Hauga wystawiło mu z wdzięczności pomnik! Jego wiązanie charakteryzowała przede wszystkim lekkość, swobodne połączenie buta z nartą poprzez wiązanie. W ogóle lekkość i nieskrępowanie nogi było cechą charakterystyczną wiązań skandynawskich np. stosowanych w regionie Telemark. Wiązanie Hauga było montowane śrubami na wierzch nart, było łatwe do przestawiania, zależnie od szerokości podeszwy, nie wymagało pasków napalcowych (przednich). Nadawało się do turystyki, biegów i skoków. ByłoWięźba długorzemienna to jak widać wiązanie bardzo uniwersalne. Popularne było też wiązania "Wujek"- twórcą tego wiązania był Zdzisław Ritterschild, popularnie w Zakopanem nazywany "Wujkiem", znany działacz narciarski w Polskim Związku Narciarskim, a wcześniej jeden z pionierów narciarstwa w Karpatach Wschodnich, autor wielu narciarskich przejść graniowych w tych górach, wreszcie autor podręcznika narciarskiego z lat międzywojennych. Tak o wiązaniach "Wujek" pisano w cennikach narciarskich: - Wiązanie jego pomysłu pozwalało się łatwo przystosować do każdego trzewika narciarskiego, a przez pomysłowe urządzenie pozwalało nie tylko swobodnie przyklęknąć na nartach, ale umożliwia nawet położenie się na deskach. Ostatnia ta zaleta zmniejszała wielce niebezpieczeństwo upadków na twarz, przy których to upadkach najczęściej występują nadwyrężenia mięśni. Jako wiązanie turystyczne należało ono do najwygodniejszych i najpraktyczniejszych.

W Zakopanem wiązania własnego pomysłu produkowała także firma Stanisława Zubka (wiązania "Zubek") ze ściągaczem sprężynowym (za 18 zł), lub z łapkami lub bez (za 11 zł), która oferowała także wiązania "Slalom", komplety wiązań "El-ge" (produkowane w Bielsku-Białej) lub "Eriksson" i ściągacze sprężynowe (patrz: cennik firmy Stanisław Zubek na sezon zimowy 1938/39; pozycja "wiązania do nart"). Wiązania te były bardzo praktyczne, bo dawały się dopasować praktycznie do każdego obuwia. W cenniku Zubka na sezon 1930-31 czytamy:
wiązania narciarskie "Zubek" model z roku 1928, montowane na wierzch nart (dlatego nie osłabiają nart) nadają się do każdego buta, łatwe do nastawienia i dopasowania z chwytami na podeszwę lub bez, o konstrukcji silnej, dają możliwość pewnego i niezawodnego Klasyczne lądowanie telemarkiemprowadzenia nart (cena 21.50 zł).
wiązania narciarskie "Zubek" model z roku 1930 Polski Patent (nagrodzone pierwszą nagrodą na konkursie, na najlepszą więźbę narciarską bez odkręcania jakiejkolwiek śruby, tylko za pomocą dźwigni dające się dostosować do każdej szerokości i do każdego buta w ciągu dwóch minut, nie potrzebując do tego żadnych narzędzi, nieskomplikowana i silna konstrukcja tej więźby gwarantuje silny uchwyt buta w szczękach i nadzwyczaj pewne prowadzenie nart. (cena 28 zł).

Stanowiły one, a także inne wiązania produkcji krajowej, istotną przeciwwagę dla wiązań sprowadzanych zza granicy i były bardzo popularne na krajowym rynku. W ogóle warto powiedzieć, że wiązania "Zubek" z pewnością nie ustępowały przodującym firmom produkującym wiązania w Skandynawii i na "Starym Kontynencie", przede wszystkim, jeśli idzie o ich funkcjonalność. Także, jeśli chodzi o jakość materiału.
[strona=7]
Skocznia na Krokwi MŚ FIS 1929Norweskie wiązania reprezentowały w okresie późniejszym wiązania Loipe, patent norweski, łatwe do przestawiania, montowane na wierzch nart, nadające się do turystyki i do biegów płaskich oraz wiązania Bergendahl, specjalne do biegów płaskich, bez żadnego spięcia z tyłu. Tak wspomina ten typ wiązań, które wkroczyły do narciarskiego wyczynu przedwojenny olimpijczyk z 1936 r. Marian Woyna-Orlewicz: - Z biegowych wiązań pamiętam "Bergendahle", przykręcane trzema śrubami i bardzo lekkie. Ja biegałem na nich często i były to naprawdę dobre wiązania, bo nie gubiło się narty. Pamiętam, że drut niszczył szycie buta z przodu i myśmy dawali do tych wiązań na wierzch kawałek skóry dla ochrony buta. Potem ulepszono te wiązania i odtąd nazywały się "Bergendahl - Seeberg". Z wiązań biegowych pamiętam jeszcze wiązania "Rotte Fella". Wiązanie Bror-With - norweskie, popularnie nazywane "łapką na myszy" albo „mysią łapką, nadawało się specjalnie do biegów płaskich, a przez swą lekkość i mocny chwyt buta było jednym z najlepszych wynalazków lat 20 - tych. Powszechnie przyjęły się do biegów narciarskich. Wiązanie "As"- jako wiązanie turystyczne odróżniało się konstrukcją od wszelkich innych wiązań. Wskutek oparcia żelaza o żelazo, zapewniało pewne prowadzenie nart. Wiązanie "Alpina"- patent szwajcarski, odznaczało się solidnym i dokładnym wykonaniem, nadawało się do turystyki oraz do skoków. Jednym z najbardziej rozpowszechnionych w tym okresie wiązań było wiązanie Bildsteina, które nadawało się dla turystów i skoczków, a sprężyny były prawdziwym ubezpieczeniem od wypadków. Jako wiązanie turystyczne rozprzestrzeniło się i było bardzo popularne. Dla dzieci skonstruowano wiązanie "Balata", wykonane z gurtu balata i skóry, które mogło być ubierane na trzewiki, kalosze, śniegowce i kapce.

Wśród więźb rzemiennych Aleksander Bobkowski w swoim przewodniku wymienia jeszcze: wiązanie Schuster-Hoecka, Luthra, Handla i Dethleffsena. Pisał: - Zaletą powyższych uprzęży rzemiennych jest lekkość, dobre kierowanie nartami przez silne wtłoczenie podeszwy między szczęki, doskonałe czucie między stopą a nartą, łatwość naprawy przez wymianę zerwanego rzemienia, w końcu zupełna swoboda stopy, nie uciskanej żadnym rzemieniem. Więźba Huitfelda, jak pisał z kolei Stanisław Barabasz: - rzemienna więźba Huitfelda, która okazała się najpraktyczniejsza ogólnie sięWieżą sędziowska FIS 1929 w Zakopanem. przyjęła. Wiązanie to, bez metalu, było lekkie i w całości skórzane. Wysoka szczęka dawała mocne oparcie palcom, co pozwalało na precyzyjne ewolucje. Jak podają współcześni autorzy było idealnym dla celów wojskowych i skoków narciarskich. Bobkowski w swoim przewodniku z 1918 r., na s. 33 tak o tym wiązaniu pisał: Z pomiędzy rzemiennych, najpopularniejszą jest uprząż Huitfelda. Składa się ona z dwóch szczęk, wyłożonych od środka skórą, między które wtłacza się but przez naciągnięcie rzemienia a) biegnącego wokół obcasa, za pomocą klamry Ellefsena b) rzemień, c) przechodzący przez obydwie szczęki nie powinien być mocno ściągnięty, aby nie tamował obiegu krwi w placach i nie spowodował tem samem odmrożenia, tembardziej, że nie wpływa to na umocowanie stopy. Rzemień a) powinien być zeszyty z dwóch rodzajów skór, t. j. z surowej i z natłuszczonej... Klamra Ellefsena umożliwia szybkie przypięcie, jakoż odpięcie nart. Wadą tej uprzęży - wielkie tarcie, wywołane przez gruby, tem samem sztywny rzemień, wychodzący koło szczęk z narty. Tę wadę starają się usuwać na różny sposób w rozmaitych odmianach typu Huitfelda12.

Z czasem liczba wiązań wzrastała. W armii szwajcarskiej dominowało wiązanie Arosa-Grindelwald, zmodyfikowane Bilgeribindung, typ Guardini-Quandesta, wiązania biegowe, a z czasem pojawiły się bardzo popularne wiązania Kandahar.

Wiązania Slalom do nart zjazdowychWiązanie "Kandahar", popularne już w okresie przed wybuchem II wojny światowej, składało się z rozsuwanych szczęk, dających się łatwo dopasować do różnych szerokości podeszwy, oraz ze stalowej linki, zakończonej sprężynowym zapiętkiem z drabinkowym zaczepem na linkę oraz z podwójnych zaczepów bocznych. Szczęki boczne miały około 85 mm długości. Wiązanie to było bardzo popularne, zarówno wśród turystów, jak i zawodników, zwłaszcza skoczków. Przyjęło się powszechnie i było bardzo długo stosowane. Jeszcze długo po II wojnie światowej skoczkowie używali słynnych "Kandaharów".

Podsumowując ten okres w historii narciarstwa należy zwrócić uwagę na dwa nasuwające się wnioski. Po pierwsze producenci nart zmierzali do polepszania materiału, z którego wiązania były wykonywane, począwszy od skóry, a skończywszy na metalu. Wiązania były ciągle polepszane i dopracowywane, przy czym wytwórnie oferowały wiele rodzajów wiązań własnego pomysłu. Ilość rodzajów wiązań narciarskich z lat 20. i 30. pokazuje też na jak wysokim poziomie znalazły się polskie przedwojenne wytwórnie nart Stanisława Zubka, Franciszka Bujaka, Józefa Fadena, braci Aleksandra i Kazimierza Schiele i inne, które oferowały tak szeroką gamę sprzętu turystycznego, w tym także wiązań narciarskich.

Dalsze losy Żytkowicza...

Powróćmy teraz do dalszych losów bohatera naszego tekstu. Władysław Żytkowicz potrafił Przykłady wiązań norweskichbardzo dobrze połączyć naukę ze sportem wyczynowym. Ukończył Centralny Instytut Wychowania Fizycznego, rozpoczął pracę w Zakopanem i zorganizował w Zakopanem na Cyrhli wczasy dla członków Pocztowego Przysposobienia Wojskowego. W czasie II wojny światowej przedarł się przez Węgry i Rumunię na Bliski Wschód i tam dostał się do Dywizji Strzelców Karpackich. Wziął udział w bitwach pod Tobrukiem i boju o Monte Cassino. Po wojnie Władysław Żytkowicz osiadł w Anglii, a potem przebywał w Stanach Zjednoczonych. W latach 60. zagościł jeszcze na krótkie odwiedziny w Zakopanem, oglądał piękną skocznię Wielka Krokiew, na której tyle razy startował, zawsze ubrany elegancko, w białej koszuli z krawatem, tylko w ciepłym, grubym, wełnianym swetrze, spodniach tzw. narciarach i kolorowych pomponach zawieszanych przy butach skokowych, które skoczkowie nazywali keksami. To były piękne czasy polskiego narciarstwa!

WOJCIECH SZATKOWSKI
Muzeum Tatrzańskie

Wojciech Szatkowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (21054) komentarze: (5)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

  • jozek_sibek profesor
    Poczet wybitnych skoczków Świata.

    Jestem za.Ale to ogromna ilość pracy.

  • anonim
    @Małyszomaniak

    po prawej stronie masz zakładkę "Artykuły" oraz po lewej stronie "Byli Mistrzowie" tam znajdują się wszystkie teksty Wojtka...

  • Malyszomaniak profesor
    @Szatkowski

    A ja mam równiez propozycjie aby ten wspaniały poczet artykółów poszeżyć o skoczków nie tylko Polskich. A mianowicie aby poszeżyć informacjie o kluczowych wybitnych skoczków zagranicznych i histori skoków oczywiście mogło by to być w oparciu i w tle Poslkiej Historii skoków .

  • anonim

    Mam pytanie, prośbę, propozycję (niepotrzebne skreślić). Wykorzystując swoją wiedzę, koneksje, jak również dostęp do różnorodnych źródeł, może by tak p. Wojciech Szatkowski scharakteryzował w podobny sposób któregoś z wybitnych skoczków radzieckich? Np Napałkowa, Biełousowa, Cakadze, Borowicyna, Kalinina, Boczkowa, czy Jurija Iwanowa? :) Mnie osobiście sprawiłoby przedstawienie jednego z nich olbrzymią frajdę. :)

  • Malyszomaniak profesor
    Autor

    Przydało by się aby te wszystkie artykuły pod jednym linkiem lub linkami.

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl