Łuszczek Józef - bieg po złoto...

  • 2003-09-16 17:27
[strona=1]

Apogeum kariery sportowej - Lahti 1978



Lahti to miejscowość, gdzie już pięciokrotnie w historii FIS odbyły się mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym. Po raz pierwszy w 1938 r., potem w 1958, 1978, 1989, a ostatnio w 2001 r. Należy powiedzieć, że polscy sportowcy mają szczęście do Lahti, gdyż w 1938 r. Stanisław Marusarz wywalczył tam tytuł wicemistrza świata w skokach, a w 2001 r. dwa medale w skokach: złoty i srebrny zdobył w Lahti polski skoczek Adam Małysz. No i dwa, jak się miało okazać, zdobył w 1978 r. Łuszczek.

Skład polskiej ekipy na Mistrzostwa Świata w 1978 r. przedstawiał się następująco: Józef Łuszczek (narciarskie biegi), Stanisław Bobak i Piotr Fijas (skoki), Kazimierz Długopolski, Stanisław Kawulok i Jan Legierski (kombinacja norweska). Towarzyszyli im trenerzy: Edward Budny, Emil Pejko, Henryk Marek, Franciszek Klima, Tadeusz Kołder, lekarz - Wojciech Czajkowski, kierownik wyszkolenia - Janusz Pawlik i kierownik ekipy - wiceprezes Polskiego Związku Narciarskiego - Józef Gajewicz. Po raz pierwszy podczas imprezy tej rangi sportowej zawodnicy polscy mieli zapewnioną kompleksową opiekę lekarską. Piekne była ceremonia otwarcia tych już 32. Mistrzostw Świata w konkurencjach klasycznych na stadinie w Lahti. Barwną defiladę sportowców z 27 państw startujących w Lahti, prowadzili słynni fińscy narciarze: Paavo Korhonen, Klaes Karppinen i Veikko Hakulinen. Uroczystego otwarcia Mistrzostw Świata dokonał protektor tej imprezy - Prezydent Finlandii - Urho Kekkonen w asyście prezydenta FIS Marca Hodlera.

W 1978 r. do Lahti przyjechało wielu „wielkich światowego narciarstwa klasycznego. Na starcie stanęli najlepsi biegacze świata, w tym czołówka zawodników radzieckich, a więc: Siergiej Sawieliew, reprezentujący barwy klubu CSKA Moskwa, doskonały Jewgienij Bielajew z klubu „Trud Leningrad, wielokrotny mistrz olimpijski, Nikołaj Bażukow z klubu WS Syktywkar oraz Nikołaj Zimiatow. Oprócz nich reprezentanci gospodarzy: wśród nich Juhani Mieto, drwal, o rękach wielkich jak bochny chleba, jak wspomina Józef Łuszczek. Mieto reprezentował barwy klubu Kurrikan Rythi, był czterokrotnym olimpijczykiem i czterokrotnym medalistą mistrzostw świata. Groźnymi Finami byli ponadto Matti Pitkäenen, Arto Koivisto i Risto Kiiskinen. Także świetny Norweg, liczący się w klasyfikacji Pucharu Świata - Oddvar Braa. Obok nich startowało wielu innych świetnych biegaczy, jak choćby Szwedzi: Sven - Ake Lundback, Tommy Lingby i Tommy Lundberg oraz wielu innych. Józef Łuszczek, kierowany przez trenera Edwarda Budnego, był jedynym polskim zawodnikiem startującym w biegach narciarskich na tych Mistrzostwach Świata. Debiutował na zawodach rangi mistrzowskiej.

Trener Edward Budny wspomina, że jego wcześniejsze przypuszczenia co do klimatu spełniły się:
Zgodnie z wcześniejszymi danymi, temperatura w Lahti po naszym przyjeździe wynosiła - 25 stopni, a na trasie biegowej, którą zwiedzamy jeszcze tego samego dnia, dochodzi do - 27 stopni. Jednym z moich zadań jest rozplanowania punktów kontrolnych, które najpierw zaznaczam na mapie, by następnie odnaleźć i zaznaczyć w terenie. Na trasie muszą być rozłożone punkty kontrolne tak, aby Józek odżywiając się w czasie biegu nie stracił na to zajęcie cennych sekund. Pamiętamy z Józkiem tragedię jaką przeżył na tych samych trasach rok temu, startując w PŚ w biegu na dystansie 50 km. Byliśmy z zawodnikiem tylko we dwóch, a trasę biegu wyznaczały dwie standardowe pętle o długości 25 km. Z uwagi na to, że podawanie płynów odżywczych tylko co 40 minut jest zbyt rzadkie, zawarłem umowę z szefem radzieckiej ekipy Iwanowem. Zobowiązałem się podawać płyny zawodnikom radzieckim, a radzieccy trenerzy w rewanżu Józkowi. Już od pierwszych km po starcie Józek narzuca bardzo ostre tempo wychodząc na prowadzenie, co widząc trenerzy radzieccy nie podali płynów mojemu zawodnikowi. Niskie temperatury, brak elektrolitów, doprowadziły w konsekwencji do utraty sił i odwodnienia organizmu. Józek nadludzkim wysiłkiem zdołał pokonać ostatnie 10 km biegu. Na 40 km mój zawodnik miał jeszcze 40 sekund przewagi nad rywalami, by na mecie przegrać 17 minut. Słaniając się na nogach, z pomocą organizatorów, dostał się do szatni, gdzie skonsumował ogromną ilość bananów i wypił duże ilości płynów. Tak było rok temu, a najważniejszym zagadnieniem w tej chwili jest, jaki wpływ wywarła zeszłoroczna głodówka na psychice Józka. Czy zawodnik potrafi, jak przed rokiem, odważnie rozegrać bieg, czy od początku pobiegnie z asekuracją pomny niemiłych przeżyć. Jesteśmy zabezpieczeni na wszystkie okoliczności, tu w Lahti każdy punkt odżywczy będą obsługiwały dwie osoby. W tym celu przyjedzie również moja żona (oczywiście na własny koszt), która będzie moją prawą ręką w testowaniu i smarowaniu nart.
Zajęcia treningowe, a w tym sprawdziany mam opracowane w detalach, które dzień po dniu zawodnik realizuje, jednak sprawą najistotniejszą jest wyrwanie od menadżera firmy Kneissl, inżyniera Kurta Matza przyobiecanych wcześniej nart wyprodukowanych specjalnie na MŚ. Od pierwszego dnia pojawienia się w Lahti inżyniera staram się wybrać Józkowi narty adekwatne do Jego możliwości. Raz przedstawiciel firmy tłumaczył się pokrętnie, że jeszcze najlepszych nart nie otrzymał, a drugim razem umówił się ze mną na określoną godzinę, a gdy się zjawiłem okazało się, że pomieszczenie serwisowe firmy jest wypełnione reprezentantami Związku Radzieckiego, którzy byli oczkiem w głowie firmy. W końcu po pięciogodzinnym staniu na mrozie przy temperaturze sięgającej poniżej - 30 stopni mogłem wybrać narty, a raczej to co pozostało jeszcze do wybrania. Po dwu godzinnych próbach i testach wybrałem wreszcie upragnione dwie pary nart: jedne twarde na mokre i firnowate śniegi, a drugie cudownie elastyczne na suche śniegi. Narty na suche śniegi od pierwszego przyjrzenia się im wzbudziły mój zachwyt, a nie zostały pobrane przez Rosjan, bo miały w rowku, w końcu nart, wgniecenie na długości około 5 cm i szerokości 1 cm. Wybrałem te narty uważając, że drobny defekt na spodniej części nie powinien mieć wpływu nas ich zachowanie podczas biegu. Pieczołowicie przygotowane poddaliśmy testom i już przy pierwszym zetknięciu Józek zaakceptował nowy sprzęt1.


Trener Budny, pomny wcześniejszych przykrych doświadczeń, zwrócił baczną uwagę na właściwe obstawienie trasy. Tylko właściwa informacja, a zwłaszcza podanie we właściwym momencie zawodnikowi jedzenia i picia, dawały szansę na jego sukces. Zwłaszcza w tak wysokiej stawce zawodników. Budny wspomina ostatnie chwile przed startem na 30 km:

Starty kontrolne tu na miejscu w Lahti, miały za zadanie zaadoptowanie organizmu zawodnika do maksymalnego wysiłku w ekstremalnie niskich temperaturach. Wierząc w wysokie umiejętności Józka, jego wspaniałe przygotowanie do startu, ze spokojem przygotowuję ekipę techniczna, która będzie obsługiwała bieg na 30 km. Trzy dwuosobowe zespoły rozstawiłem na trasie. Jedna z osób miała za zadanie podawać zawodnikowi płyny, a druga różnice czasowe. Natomiast my z żoną zajmujemy się przygotowaniem nart do startu. Wieczorem tuż przed biegiem po losowaniu i odprawie technicznej zrozumiałem, że skończyły się żarty, a zaczęły się starty. Po czterogodzinnym smarowaniu nart, przy temperaturze - 30 stopni pierwszy przebiegłem na startowych nartach Józka 15 km, by je następnie oddać zawodnikowi. Wiedziałem z bogatego doświadczenia, że na nartach przy niskich temperaturach powinno się przebiec minimum 10 km. Wiedziałem również, że raz wyniesione narty z ciepłego pomieszczenia na niskie temperatury, nie powinno się ponownie wnosić do pomieszczeń o dodatniej temperaturze2.

W niedzielę 19 lutego 1978 r. rozegrano bieg na 30 km. Tysiące kibiców obstawiło trasę, a głównym ich skupiskiem był piękny stadion narciarski w Lahti. Na nim, na wielkich trybunach, tysiące fińskich miłośników narciarstwa wołało: - hop! hop! - po każdym odepchnięciu się kijkami wbiegającego na stadion zawodnika. Taki doping i spontaniczność fińskiej publiczności zawsze zagrzewały biegaczy do walki. Zapowiadał się więc piękny, wręcz porywający bieg. Pierwszy z zawodników wystartował około godziny 11. W biegu na 30 km startowało 71 zawodników z czterech kontynentów3. Było zimno. Temperatura powietrza spadła do - 13, a śniegu - minus 11 stopni Celsjusza (pomiar wykonano o godzinie 12). Trasa „trzydziestki miała podbiegi o łącznej różnicy poziomów 820 metrów, najdłuższy z nich mierzył 45 metrów różnicy poziomów. Panowała słoneczna, piękna pogoda.

Łuszczek, wówczas młody, 22 - letni zawodnik, był debiutantem w Mistrzostwach Świata. Trener Budny liczył na jego lokatę w czołowej „dziesiątce, ale o medalu tak naprawdę nikt nie myślał. Chociaż Budny twierdzi, że wiedząc o fenomenalnej dyspozycji Łuszczka, po „cichu liczył na jego dobry wynik., ale nic mu nie mówił. Zresztą może to dobrze, bo można było medalowymi nadziejami „spalić tego młodego przecież zawodnika. Łuszczek wylosował numer 62. i biegł pod koniec stawki. Ze startu pobiegł ostro, ale jak wspomina, na takich imprezach, jak Zimowe Igrzyska, czy Mistrzostwa Świata, zawsze biegł „na całego. Ci, którzy kalkulują swoje szanse, zostają w tyle...

Budny twierdzi jednak, że Łuszczek pobiegł trochę zachowawczo. Zbyt zachowawczo, by zdobyć złoty medal. Prześledźmy więc teraz bieg naszego zawodnika. Przez cały czas biegu na 30 km Łuszczek utrzymywał się w strefie medalowej. Po 10 km prowadził zawodnik ZSRR Bielajew, ze stratą około 6 sekund za nim na punkt pomiarowy wbiegł Łuszczek, a za nimi: Sawieliew, Zimiatow, Pitkaenen i Mieto - same sławy narciarstwa biegowego - medaliści mistrzostw świata i zimowych igrzysk olimpijskich. Po 15 km Sawieliew utrzymywał prowadzenie, a Polak „spadł w klasyfikacji na trzecią pozycję, za zawodnika ZSRR - Bielajewa. Na 25 kilometrze Łuszczek wyprzedził Bielajewa, który przesunął się na piąte miejsce, a do prowadzącego w stawce biegaczy Sawieliewa miał tylko 21 sekund straty. Do czołówki weszli ponownie Zimiatow i Pitkanen, na siódme miejsce „spadł fiński olbrzym - Juha Mieto.

Wiadomo było więc, że Polak sięgnie po medal. Zastanawiano się tylko jaki będzie jego kolor? Srebro czy brąz? Na ostatnim zjeździe do mety Łuszczek na chwilę wypadł z torów, co kosztowało go trzy, może cztery sekundy... i w konsekwencji na mecie był drugi. W biegu na 30 km wygrał Sawieliew, który powiedział na mecie: przez pierwsze pięć kilometrów nie byłem pewny swego. Człowiek musi się rozruszać, rozszyfrować rywali, więc narzuciłem od początku duże tempo. Potem już spokojnie biegłem po zwycięstwo. Wiedzialem, że nie może mi nikt odebrać złotego medalu. Na finiszu jeszcze przyspieszyłem.

Łuszczek wspomina, że na trzecie miejsce nie miało żadnego wpływu to wypadnięcie z biegowych torów, lecz fakt, że wiedział już o tym, że nie jest pierwszy, w związku z czym na finiszu trochę zwolnił. Wykorzystał to zawodnik ZSRR, biegnący za nim - Nikołaj Zimiatow, i wyprzedził go o cztery sekundy; zdobywając srebrny medal. Jego przewaga nad Polakiem polegała na tym, że gdy Łuszczek był już na mecie i nie mógł nic zrobić, Zimiatow, biegnący z późniejszym numerem (66), biegł jeszcze na trasie. Wiedząc, że ma szansę na srebro, zawodnik z ZSRR zawzięcie walczył o każdy metr biegowej trasy. Zagrzewany przez trenerów i kibiców pobiegł po medal i miał świetny finisz na wzgórzu Carpala (co oznacza borówkę - przyp. W.S). Na mecie Zimiatow powiedział: - Informacje miałem doskonałą, wiedziałem o wszystkim. Bieg Józka dopingował mnie. Okrzyki: jeszcze pięć sekund, jeszcze trzy sekundy, jeszcze dwie sekundy działały jak narkotyk. Na ostatnich kilometrach dałem z siebie wszystko.

Łuszczek zdobył więc w tym biegu brązowy medal. Był to doskonały wynik. Świetna promocja naszego kraju, tym bardziej, że w całej Skandynawii najbardziej cenieni są narciarscy biegacze. Narody północy potrafią bowiem docenić trud jaki włożył zawodnik w osiągnięcie wysokiej formy sportowej. Dlatego po zdobyciu medalu na 30 km o Łuszczku w Lahti pisano wiele. Sprawdziły się więc wcześniejsze przypuszczenia trenera Budnego i pułkownika Erikssona. Łuszczek stał się w ten sposób „czarnym koniem Mistrzostw Świata w Lahti.

Polak powiedział na mecie:
Opłacało się ciężko pracować. Radość bowiem z sukcesu jest nie do zapłacenia. Jestem wdzięczny trenerowi, który w wielu momentach zwątpienia utrzymywał mnie w wierze, że cel nasz jest blisko. Ta wiara pozwoliła mi wytrwać. Narzuciłem tempo od pierwszego kilometra. Na mistrzostwach świata nie można się oszczędzać. Ta słoneczna niedziela w Lahti to najpiękniejszy dzień w moim życiu4.

[strona=2] W podobnym tonie wypowiadał się trener Budny, bardzo zadowolony z udanego występu swego wychowanka, który był także jego osobistym sukcesem. Budny był tak zdesperowany, że po medalowym biegu Łuszczka powiedział, że może już kończyć karierę trenerską. On postawił na swoim i pokazał, że jego metody treningowe są naprawdę skuteczne i że wychował zawodnika najwyższej klasy światowej. Że nic nie warte były za to uwagi, a nieraz nawet złośliwe docinki, ze strony tych, którzy byli mu przeciwni.

Józef Łuszczek w sposób następujący wspomina po latach start na „30 w Lahti:
Już w grudniu 1977 r. był puchar świata w Szwajcarii, w Le Brassus, i tam byłem drugi. Przegrałem niedużo, bo tylko jedną sekundę. Z dobrych wyników warto wspomnieć jeszcze 1977 r., kiedy na Zimowej Spartakiadzie Armii Zaprzyjaźnionych byłem drugi i wygrałem wtedy z mistrzami olimpijskimi: Bażukowem i Sawieliewem z ZSRR. Startowało tam wielu bardzo dobrych zawodników - czołówka „demoludów. Już wtedy byłem w znakomitej formie. Zresztą ze Spartakiad mam cztery medale. Po Le Brassus „siła już była. Wiadomo, że do faworytów na miejsce medalowe w Lahti nie należałem, bo przecież był to mój pierwszy start na Mistrzostwach Świata, ale liczyłem się. Z trenerem Budnym zakładaliśmy, że powinno być nieźle. Pierwszy na MŚ w Lahti rozegrano bieg na 30 km, w którym byłem trzeci. A mogłem być drugi, wiedziałem, że z Sawieliewem już nie wygram i trochę zwolniłem na finiszu, a za mną biegł z późniejszym numerem Zimiatow z ZSRR i wygrał o kilka sekund. Ja się bardzo cieszyłem, bo miałem medal. Pogratulowałem zwycięzcy, ten trochę buńczucznie powiedział: „siewodnia ja był oczien silnyj. Pomyślałem wtedy „zobaczymy za dwa dni, jak będzie w biegu na 15 km. 5>

Po biegu na 30 km posypały się gratulacje. Prezydent FIS Marc Hodler powiedział : - Cieszę się zawsze, gdy ktoś spoza grona faworytów zdobywa medal. Rodzina narciarzy się powiększa. Gratuluję Polsce dużego talentu w biegach. Wiceprezydent FIS - Wiktor Andrejew dodał: - Gratuluję wam serdecznie sukcesu. To było wam potrzebne, aby podnieść rangę narciarstwa w Polsce. Łuszczek to klasa!.

Łuszczka czekał za dwa dni kolejny start - bieg na 15 km. Liczył się już w gronie faworytów. Dobry wynik Polaka na tym dystansie przewidywał także stary weteran biegowych tras, i trzykrotny mistrz świata w biegach narciarskich z Mistrzostw Świata w Oslo-Holmenkollen, rozegranych w roku 1966 - Gjermund Eggen. Stał on podczas biegu na „trzydziestkę na końcu najdłuższego z podbiegów i obserwował podbiegających zawodników. Powiedział: - Łuszczek pracował bardzo silnie i miał dużą szybkość, widzę przed nim szansę na 15 km większą niż na 50 km.
Wyniki biegu na 30 km techniką klasyczną - Mistrzostwa Świata w konkurencjach klasycznych - Lahti (1978)6
Zawodnik kraj czas biegu
1. Siergiej Sawieliew ZSRR 1.32.52, 00
2. Nikołaj Zimiatow ZSRR 1.33.48,23
3. Józef Łuszczek Polska 1. 33.52,21
4. Matti Pitkänen Finlandia 1.34.16,23
5. Jewgienij Bieliajew ZSRR 1.34.46,66
6. Sven Ake - Lundbāck Szwecja 1.34.56,08

Najlepszy start w życiu



Wtorek 21 lutego 1978 r. miał się okazać jednym z najszczęśliwszych dni w historii polskiego narciarstwa. Odbył się wtedy bieg na 15 km. Łuszczek rozmawiał przed startem z dziennikarzami, ale tak naprawdę, w czasie tych rozmów był nieobecny. On myślał o tym, jak będzie na trasie. Zdawał sobie sprawę z tego, że jest w gronie faworytów, ale wiedział doskonale jak silnych ma rywali. Wystarczy wypadnięcie z rytmu biegu, a medal wymknie mu się z rąk. Tradycyjnie był nieogolony („na szczęście). Wydawał się być rozluźniony. Przed nim była ostra trasa i silny mróz. Jak się potem miało okazać, w czasie tego biegu, przemroził twarz i ręce. Przed startem powiedział jeszcze do red. Matzenauera - czuję się świetnie. Dobrze spałem przez całą noc, zawalczę na całego, panie redaktorze!.

Ruszył ze startu o godzinie 13.36,30. Miał numer 73. Ten późny start spowodowany był ponownie panującymi w Lahti mrozami. Temperatura spadła do około minus 13 stopni Celcjusza. Było pochmurnie.

Jeszcze kątem oka rzuca na elektroniczną tablicę, na której właśnie w tym momencie pojawia się nazwisko Bieliajewa z jego międzyczasem na 5 km. W tym momencie Bielajew jest jeszcze najszybszy....7> Na międzyczasie po 5 km prowadził Juha Mieto, drugi był Łuszczek, trzeci Bielajew. Różnice czasowe pomiędzy pierwszą „piątką najlepszych zawodników były minimalne. Jeszcze wszystko mogło się wydarzyć. Po 10 km nadal prowadził Mieto, drugi był Bielajew, trzeci Łuszczek. Polak był 15 sekund za Finem i 9 za reprezentantem ZSRR. Mieto mocno pracował szczególnie na płaskich odcinkach trasy, gdzie dawał popis swej ogromnej siły fizycznej i potężnych pchnięć kijkami. Fińska publiczność zagrzewała swojego idola głośnym dopingiem. Wydawało się więc, że to Mieto będzie bohaterem tego dnia. Biegnący z numerem 45 Fin biegł naprawdę świetnie. W połowie dystansu miał tylko 3 sekundy straty do Bielajewa. Mieto, czterokrotny olimpijczyk, marzył przecież o tytule mistrza świata, zdobytym „u siebie w Finlandii.

Dobrze biegli też Norweg Martinsen, Andres z NRD, który zesłabł w drugim odcinku trasy, Rosjanin Roczew i Caldwell ze Stanów Zjednoczonych. Ale to była tylko „przygrywka, gdyż naprawdę liczącyła się druga część biegu, na której, z wiadomych przyczyn, niektórzy nie wytrzymali tempa. Ale nie nasz Łuszczek. Biegnący przed nim Pitkaenen (numer 72) miał 14 sekund straty do Mieto. Wreszcie na punkt mierzenia czasu, gdzie stali oprócz fińskich sędziów także trener Franciszek Klima i redaktor Krzysztof Blauth wbiegł Łuszczek. Biegł pięknie - lekko. „Masz tylko 6 sekund straty do Mieto, tylko 6 sekund - poinformowali oni polskiego zawodnika.

Trasa w Lahti była niesłychanie urozmaicona i trudna technicznie, obok stromych podbiegów, wymagających ogromnego „zdrowia i siły, miała też bardzo strome zjazdy. Trzeba było na tych zjazdach mocno i pewnie stać na nartach, by nie wypaść z torów lub nawet nie upaść. Łuszczka o jego sytuacji i aktualnej pozycji oraz stratach do czołówki informowali Polacy, którzy gęsto obstawili trasę biegu. Dodatkowym dopingiem dla Łuszczka był fakt, że biegł za jednym z najlepszych biegaczy Finlandii - Matti Pitkaenenem. Gdy zbliżał się do niego, a zwłaszcza gdy go minął, czuł się jakby dostał skrzydeł - przyznał w jednym z późniejszych wywiadów.

Na trzecim kole Łuszczek mocno przyspieszył. „Masz sekundę przewagi, sekundę - krzyknął mu trener Budny. Na ostatnich 5 km nadrobił 20 sekund do Bielajewa i 11 do Juhy Mieto. Wysunął się na pierwsze miejsce dopiero 1500 metrów przed metą! On wtedy już nie biegł, ale frunął na nartach. Długi, płynny krok z odbicia i niezwykle mocne pchnięcia kijami dawały szanse na medal, nawet na złoto. Nawet dzisiaj pokazywane w Telewizji Polskiej, niestety rzadko, fragmenty biegu na 15 km z Lahti, pokazują jak fenomenalną techniką biegu, kondycją i doskonałą rytmiką dysponował Polak. Tak potrafili biegać tylko najlepsi na świecie.

Kibice szaleli. Mimo, że może woleliby finisz w takim stylu fińskich biegaczy, Mieto lub Pitkaenena, ale nagradzali dającego z siebie wszystko Polaka gromkimi brawami. Ten doping dodawał mu sił. Łuszczek, poinformowany przez trenera, już wiedział o swoich szansach na „złoto i pobiegł ostatni odcinek wspaniale. Miał sekundę przewagi, jakże mało, a jednocześnie wystarczająco dużo by zdobyć złoty medal Mistrzostw Świata!

Obserwujący start Łuszczka w Lahti redaktor Krzysztof Blauth, wielki miłośnik i znawca narciarstwa oraz dziennikarz tak wspomina tamte chwile, kiedy ważyły się losy złotego medalu:
Sekunda na 15 km, sekunda na 49 minut biegu. Różnica zwiewna jak śnieżny pył, który z równym powodzeniem roztopić się może w zawodzie niedosytu co przejść do historii. My nie wiemy jeszcze. W uszy wwierca się ryk kibiców dopingujących chłopaka z Zakopanego... Nadszedł wreszcie nasz dzień, dzień, którego nie oczekiwaliśmy w najśmielszych marzeniach. Polski dzień 21 lutego 1978 r. w fińskim Lahti po raz czwarty organizującym już zmagania najlepszych narciarzy świata, w kraju, gdzie jak w całej Skandynawii narciarski, szczególnie zaś biegowy wysiłek w najwyższej jest cenie. 8

Łuszczek wpadł na stadion, nadal biegł w fenomenalnym tempie - meta: jest pierwszy! O dwie sekundy przed Bielajewem i 5 sekund przed Mieto. Ogromna radość! Zdobył pierwszy i jedyny jak dotąd złoty medal dla Polski w biegach narciarskich. I to w stylu, który zelektryzował rywali a zwłaszcza zgromadzoną publiczność. Polak osiągnął czas 49 minut 09.37. Zwyciężył Bielajewa o ponad dwie sekundy, a Mieto o pięć.

Łuszczek tak wspomina najlepszy start w swoim życiu:
Przed startem na 15 km chodzili koło mnie na palcach, bo lubiłem sobie pospać. Wstałem, zjadłem śniadanie i poszedłem na start. Wystartowałem i biegłem na trzeciej pozycji. Po „piątce byłem trzeci, po 10 km byłem trzeci i przegrywałem około 15 sekund, a prowadził Bieliajew, drugi Mieto. Ja najlepiej pobiegłem końcówkę biegu, prowadziłem pół sekundy, tak jakbym dostał wiatru, biegło mi się lekko. Stało się to wtedy, gdy dowiedziałem się, że mam szansę na złoto. Biegłem końcówkę biegu sprintem i wygrałem. Dobiegłem na metę w ogóle nie zmęczony, takie wtedy miałem zdrowie. Chociaż między siódmym i ósmym kilometrem miałem kryzys, który trwał około minuty. Potem biegło mi się już dobrze. mogłem przegrać, bo ciągle patrzyłem na tablicę świetlną, czy jeszcze mam przewagę. Wygrałem 2,5 sekundy z Bieliajewem i 5 sekund z Mieto, na ostatniej „piątce odrobiłem około 20 sekund. A zyskać 20 sekund i zwyciężyć z takimi zawodnikami to wielki sukces. Tamci byli zdziwieni moim wynikiem. Teraz ja podszedłem do Bieliajewa i powiedziałem „siewodnia ja był oczien silnyj...Trener Budny był ze mnie bardzo zadowolony. 9

Fotografia, przedstawiająca uśmiechniętego Edwarda Budnego, na tle tablicy świetlnej w Lahti, na której jego wychowanek ma numer 1 jest najlepszym dowodem na to co przeżywał trener Budny. Józef Łukszczek i  trener Edward BudnyOpłaciły się lata wyrzeczeń, nieprzespane noce, marznięcie na lodowcach i tysiące godzin spędzonych z Józkiem. Wreszcie przyszła pora na rzetelną ocenę jego pracy, a zwłaszcza pracy Józefa Łuszczka. W kraju wielu zarzucało mu, że poświęca się tylko Łuszczkowi, zaniedbując zupełnie pozostałych zawodników. Trzeba sobie zadać pytanie: co jest lepsze, wychować jednego zawodnika klasy światowej, czy też kilku „przeciętnych zawodników, którzy by zajmowali miejsce w „dziesiątce, ale nigdy nie wspięli się tak wysoko jak Łuszczek? Według znawców narciarstwa „tandem Łuszczek - Budny wykonał w ciągu czterech lat prowadzących do Lahti ogromną pracę. Tak naprawdę w Polsce nikt tak ogromnej pracy wcześniej w biegach nie wykonał. Mieliśmy dobrych biegaczy, świetnych trenerów, ale Polacy mieścili się z reguły w „20. Teraz trening totalny w połączeniu z ogromnym zdrowiem i talentem Łuszczka dał wspaniałe efekty. I choćby nie wiem jak krytykować Budnego, to jednak Lahti jest w dużej mierze jego zasługą. Taka jest prawda.

Tak trener Edward Budny wspomina ten jeden z najszczęśliwszych dni swego życia:
Punktualnie o godzinie 13.00 nastąpił start pierwszego zawodnika, Józek wystartował w najsilniejszej, czwartej grupie z numerem startowym 73. Widząc startującego zawodnika w akcji, pod którym od dynamicznych pchnięć uginały się kije, podświadomie zrozumiałem, że tego właśnie oczekiwałem od swojego podopiecznego. Na raz opuściło mnie całe napięcie ostatnich dni i zauroczony stałem i gapiłem się na świetlną tablicę, na której ukazywały się międzyczasy biegnących zawodników. Po przebiegnięciu 5 km Józek był trzeci, a do prowadzącego Jewgienija Bielajewa brakowało mu 3 sekund, a do drugiego Miety 2 sekundy. Na 10km trzech zawodników biegło nadal w trzech sekundach, a kolejność między nimi zmieniała się jak w kalejdoskopie.


[strona=3]

„Biegniesz po złoto!



Stojąc na 500 m przed metą, wspólnie z redaktorem Krzysztofem Blauthem, krzyczę przebiegającemu obok nas Józkowi, że wygrywa bieg z przewagą półtorej sekundy nad Bielajewem i dwie sekundy nad Mietą. Na czasomierzu redaktora pierwsza trójka biegła w tym samym czasie i nijak nie mógł pojąc, skąd na moim czasomierzu były takie a nie inne różnice czasowe. Nie odpowiadając redaktorowi na zadane pytanie co sił w nogach, przeskakując ogrodzenia, przy osłupieniu służb porządkowych, biegnę na stadion, by jeszcze raz popatrzeć na swojego podopiecznego i trzymać kciuki za ostatnie, finiszowe metry. Po przybiegnięciu Józka do mety stadion oszalał, a kierownik naszej ekipy, rzucając mi się w objęcia prawie odznaczył mnie krzyżem kawalerskim, ale mnie w tej chwili nie interesowały zaszczyty, a chciałem aby ta chwila tryumfu polskich nart i polskiej myśli trenerskiej trwała wiecznie. Józek udał się w asyście kierownika ekipy i lekarza na kontrolę antydopingową, a ja zaszyty w kąt szatni mogłem samotnie oddać się marzeniom i prześledzić całą swoją karierę zawodniczą i trenerską. 10

Wszyscy dziennikarze sportowi w Lahti dosłownie „oszaleli na punkcie sukcesu polskiego biegacza. Nie notowanego dotąd w historii polskiego narciarstwa. Oto na jednych zawodach, zawodnik z Polski, w jaskini lwa - Skandynawii wyrwał biegaczom północy i najlepszym dotąd biegaczom ZSRR aż dwa medale. W tym jeden złoty! Ich hegemonia na trasach biegowych świata została więc przełamana przez Polaka, który pierwszy raz w życiu startował w imprezie tej rangi. Cóż to była za sensacja! Na konferencji prasowej Łuszczek powiedział, że wiele pomógł mu... Pitkaenen, za którym zaraz wystartował. To był dobry doping. Łuszczek powiedział też , że nie liczył na złoty medal.

Setki dziennikarzy fotografowało polskiego biegacza. Ten wysoko, w geście zwycięstwa, uniósł parę żółtych „Kneissli, na których wywalczył tytuł mistrza świata. Ktoś ze zgromadzonych fińskich kibiców głośno zawołał - Hyve Puola! - niech żyje Polska! Oklaski długo nie milkły na stadionie narciarskim w Lahti. Łuszczek pokazał, że brązowy medal na 30 km nie był dziełem żadnego przypadku. Że należy do najlepszych na świecie i z nimi wygrywa w stylu rzadko spotykanym na światowych trasach. To było piękne. To był polski dzień Mistrzostw Świata w Lahti. Przykład Łuszczka i jego zwycięstwa w Lahti oddaje też piękno sportu, w którym, tak naprawdę, nigdy do końca nie wiadomo kto będzie najlepszy. Tak zwanych „pewniaków po prostu nie ma. Jest wielu dobrych zawodników, ale czasami zdarza się prawdziwy uśmiech szczęścia i zwycięża ktoś prawie zupełnie nie znany. Tak było z Łuszczkiem.

Po biegu Łuszczek udzielił wywiadu do fińskiej telewizji. Opowiadał nie tylko o sobie, ale i o trenerze Budnym, o tym, że przed MŚ w Lahti przebiegł na nogach, nartorolkach i nartach w ciągu ostatnich miesięcy aż 7-8 tysięcy kilometrów. Tłumaczenie słowne, w języku fińskim, ukazywało się na dole ekranu.

Na mecie sensacja, wszyscy powtarzali słowa: Luszczek - Puola, Polen, Poland, Polonia - w wielu językach świata! Młody biegacz ze Skibówek stał się największą sensacją Mistrzostw Świata w Lahti. W tak wyrównanej i wysokiej stawce zawodników, gdzie czołowa piątką stale się „tasowała, Łuszczek pokazał ogromną bojowość i konsekwencję. Pokonał sam zespół biegaczy norweskich. Warto zauważyć, że w biegu na 15 km, pierwszy z Norwegów - Aunli był dopiero na 10 pozycji.

Na trasie prezentował się wspaniale. Zwłaszcza na podbiegach Łuszczek wspiął się na wyżyny mistrzostwa. Stał się wzorem techniki ich pokonywania dla całego narciarskiego świata. Złoto na 15 km i brąz na 30 km były też najlepszymi wynikami w historii polskiego narciarstwa, osiągniętymi na jednych zawodach rangi mistrzowskiej. Poza Łuszczkiem tylko Wojciech Fortuna, złoty medalista olimpijski z Sapporo (1972) i Adam Małysz sięgnęli wyżej. Za zwycięstwo na skoczni olimpijskiej Okurayama Fortuna otrzymał złoty medal olimpijski i taki sam FIS. Małysz zdobył dwa medale: złoto i srebro na skoczniach w Lahti w roku 2001. Łuszczek w Lahti wywalczył dwie „śnieżynki FIS - złotą i brązową.

Start w Lahti należy więc postrzegać w kategoriach doskonałego wyniku sportowego. Najlepszego w historii polskich biegów narciarskich. Wynik ten bardzo wysoko oceniono w prasie sportowej Skandynawii i świata. Jeden z szwedzkich dziennikarzy powiedział nawet, że medale Łuszczka są więcej warte niż wszystkie dotychczasowe wyniki Norwegów i Szwedów w Lahti. Czy był do końca szczery, trudno powiedzieć. Sukces Łuszczka docenili też konkurujący z nim zawodnicy. Świetny biegacz fiński Juha Mieto, na konferencji prasowej powiedział, że nawet późniejszy numer startowy nic by mu nie pomógł. Dał z siebie na trasie biegu na 15 km wszystko i mimo to nie wygrał. Uznał zatem dominację Łuszczka. Stojąc na podium Juha Mieto podniósł do góry rękę Łuszczka - najlepszego biegacza świata tego okresu. I stali tak obok siebie: prawie dwumetrowy olbrzym z Finlandii i Łuszczek. Mieto zapowiedział rewanż w Holmenkollen w biegu na 15 km. Za swój złoty medal Łuszczek otrzymał 150 dolarów amerykańskich. Gdy w rok później spotkał Juhę Mieto i powiedział mu o swoich „super zarobkach, tamten nie uwierzył. Ale tak było. 150 dolarów było nagrodą za największy wyczyn w dotychczasowej historii polskiego narciarstwa biegowego.

Podobnie wypowiadali się i inni zawodnicy. „Luczek, jak o nim mówiono i pisano, stał się największą sensacją w Lahti. Wystarczy spojrzeć na tytuły niektórych gazet. W helsińskiej popołudniówce „Ilta Sanomat poświęcono Łuszczkowi aż cztery strony. Podobnie w innych czasopismach i dziennikach sportowych. Tym razem Skandynawowie, którzy raczej chętniej opisują rodzimych bohaterów, uznali wielkość sportową Polaka. Felietonista Jussi z „Helsingin Sanomat napisał: „polski teatr jednego aktora dał na fińskich śniegach spektakl znakomity. To chyba najlepsze określenie dla sukcesu Polaka. Gazeta norweska „Avisen zadawała pytanie: - czy narodził się polski Jernberg? Pisano „Luszczek - VM - kongen? (Łuszczek - królem Mistrzostw Świata). „Agderposten podawała „Polsk bombe og norsk katastrofe (Polska bomba i norweska katastrofa). Bo Łuszczek zwyciężył całą „koalicję biegaczy norweskich i to w takim stylu, który nie podlegał dyskusji. To był nokaut. „Stavanger Aftenblad w swoich ocenach poszedł jeszcze dalej, nazywając Łuszczka „najlepszym narciarzem MŚ (Luszczek bestemann i ski - VM). Na okładce gazety „Keskisuomalainen widoczny był wielki tytuł „Luszczekista maailmanmestart - Josefin vauhti alisti kaikki, co znaczy „Józef był za szybki, żeby go pokonać. Na łamach fińskiego czasopisma „Etela-Suomen Sanomat zacytowano wypowiedź fińskiego biegacza - Juhy Mieto. Ten powiedział, że doskonały wynik Polaka nie jest bynajmniej dla niego jakimś wielkim zaskoczeniem, gdyż rok przed startem w Lahti poznał wielką klasę Łuszczka na wielkich zawodach w Nowym Meste w Czechosłowacji. Już po dwóch kilometrach od startu Łuszczek dogonił biegnącego przed nim Mieto. Nie szczędzono Polakowi komplementów, a szwedzka gazeta „Hufvudstadsbladet napisała, że Łuszczek jest równy klasą Maentyrancie i Jernbergowi. Gazeta „Vaasa przypomniała, że dotąd na wszystkich Zimowych Igrzyskach olimpijskich i Mistrzostwach Świata bieg narciarski na 15 km wygrywali wyłącznie Skandynawowie. Łuszczek dokonał więc znaczącego wyłomu w imprezach Mistrzowskich. 11

Cieszyła się z niego także cała Polska. Niestety, tylko nieliczna Polonia mogła być w Lahti i obserwować wielki sukces swego rodaka. Kibiców z kraju, z wiadomych względów, nie było w Lahti. Polska była bowiem w tym krajem komunistycznym, w którym paszport i wyjazd zagraniczny były niezwykle trudne do uzyskania. Żyliśmy więc w państwie zamkniętym, stąd polscy kibice nie mogli oczywiście wyjeżdżać za granicę.

Łuszczka czekała jeszcze jedna wzruszająca ceremonia - wręczenie medalu i Mazurek Dąbrowskiego. Prezydent FIS - Marc Hodler wręczył złoty medal najpierw kierownikowi polskiej ekipy Józefowi Gajewiczowi i poprosił, by zawiesił go na szyi Łuszczka. Złota śnieżynka z wygrawerowanymi literami „FIS - marzenie najlepszych biegaczy świata, zawisła na szyi Polaka. Ten stał na podium i dyskretnie ocierał płynące do oczu łzy. - To były chwile nie do zapomnienia. Nie wytrzymałem i płakałem, gdy grano Mazurka i biało-czerwona poszła do góry. To był najpiękniejszy dzień mojego życia - wspomina mistrz świata.

Na najwyższym maszcie w Lahti zawisła polska flaga. Na stadionie sportowym huczały oklaski. Potem rozległ się Mazurek Dąbrowskiego. Gdy milkną dzwięki hymnu narodowego znowu koło polskiej ekipy robi się tłoczno. Znowu Łuszczka czekają gratulacje i rozdawanie autografów.


Wyniki biegu na 15 km techniką klasyczną - Mistrzostwa Świata w konkurencjach klasycznych - Lahti (1978) 12
Zawodnik kraj czas biegu
1. Józef Łuszczek Polska 49.09.37
2. Jewgienij Bieliajew ZSRR 49.11.62
3. Juha Mieto Finlandia 49.14.37
4. Matti Pitkäenen Finlandia 49.23.85
5. Nikołaj Zimiatow ZSRR 49.33.33
6. Sven Ake- Lundbāck Szwecja 49.50.86
Dzięki medalowi Łuszczka w Zakopanem zawrzało. Stanisław Marusarz, człowiek-legenda polskich skoków, medalista Mistrzostw Świata w Lahti z 1938 r. powiedział:
W Zakopanem panuje ogromna radość. Nareszcie spełniły się nasze marzenia, nareszcie polskie narciarstwo doczekało się sukcesu, na jaki dawno czekaliśmy. We wszystkich innych dyscyplinach sportu reprezentanci Polski odnieśli większe lub mniejsze sukcesy, tylko to biedne narciarstwo wlokło się w ogonie. Wyrażam głęboką nadzieję, iż ten nasz rodzynek, te jego medale, dodadzą bodźca do solidnej pracy nam wszystkim - i działaczom, i trenerom i zawodnikom. Łuszczek bowiem wykazał i udowodnił, że warto pracować, że są szanse na sukcesy, trzeba je tylko wykorzystać. Życzę temu wspaniałemu chłopcu jak najserdeczniej dalszej pięknej kariery, ale także i wstrzemięźliwości, aby nie pozwolił teraz rozmienić swojego talentu na drobne, bo taki jeden przypadek - przestrogę już mieliśmy. Chociaż znam dobrze Józefa Łuszczka, wiem, iż jest na tyle skromny, że w głowie sobie zawrócić nie da. Czterdzieści lat temu i ja walczyłem o złoto w Lahti . Bardzo żałuję, że nie mogłem świętować sukcesu wraz z Łuszczkiem, cieszę się jednak, iż zapoczątkowałem w tym wielce usportowionym kraju medalową szansę. Trochę mi szkoda, że nie zdobyliśmy medalu w „moich skokach, ale przecież i złoto i ten brąz Łuszczka pozostają w naszej wielkiej narciarskiej rodzinie, która bardzo tego potrzebowała. Muszę powiedzieć, że wraz z pierwszym trenerem i wychowawcą Łuszczka - Antonim Marmolem po cichutku liczyliśmy na lokaty w pierwszej piątce na 30 km, a w pierwszej trójce na piętnastkę, ale żeby przypadł Polsce aż złoty medal!... Teraz znowu po cichu marzę, aby Józef dorzucił jeszcze do kompletu srebrny medal na 50 km. No i żebyśmy mieli choć jeszcze jednego takiego Łuszczka.13

Jan Szczerba, prezes klubu „Start Zakopane, którego barwy reprezentował Łuszczek, powiedział:
Przez cały czas, w skrytości ducha liczyliśmy na wielką niespodziankę, bo przecież wiedzieliśmy ile Łuszczek jest wart i jak pracował. Jego sukcesy cieszą nas tym bardziej iż przypadły akurat na jubileusz 25-lecia klubu i taki sam jubileusz Zrzeszenia Start. Józef dorzucił już piąty medal do naszego skarbca, mieliśmy bowiem już dwa medale „Ałusia Bachledy za kombinację alpejską, jeden Jana Staszela, no i jeden Łuszczka. To złoto jest najbardziej radosne, ale człowiek jest nienasycony - czekamy na jeszcze jeden krążek. Wysiłek się opłacił. Jesteśmy pełni satysfakcji, iż udało się nam stworzyć Łuszczkowi dobre warunki do przygotowania formy i otoczyć go należytą opieką, jakiej bardzo potrzebował po wypadku ze skręceniem nogi przed igrzyskami w Innsbrucku. Udało się także pogodzić i doskonale zharmonizować wysiłki wychowawcy Łuszczka - Antoniego Marmola, trenera klubowego Tadeusza Fronka, trenera kadry - Edwarda Budnego, a także lekarza klubowego dra Leszka Allerhanda.

[strona=4] Zadowoleni byli także koledzy Łuszczka z klubu „Start Zakopane: Andrzej Truchan, Józef Kwak, Józef Zubek, Andzrej Fronek. Prtzy okazji wskazywali oni na Jana Staszela, który jako pierwszy Polak potrafił wygrywać z najlepszymi na imprezie rangi mistrzowskiej. Bardzo ciesezyła się oczywiście matka Łuszczka. Przedstawiciele klubu „Start Zakopane przyjechali do niej z kwiatami zaraz po uzyskaniu wiadomości o „złotym starcie jej syna. Pani Łuszczkowa-Urbaś nie kryła łez wzruszenia. Wierzyła w złoto po Biegu Sylwestrowym w Zakopanem, kiedy generał Zygmunt Huszcza powiedział jej, by zachowała łzy na złoty medal syna na Mistrzostwach Świata. Przepowiednia generała sprawdziła się, a jej syn zdobył złoty medal Mistrzostwach Świata14. Tak więc z sukcesu Polaka cieszono się nie mniej mocno w jego Ojczyźnie, a zwłaszcza w rodzinnym Zakopanem.


Narciarski „maraton"



Trzecim dystansem, w którym wystartował Józef Łuszczek w Lahti był bieg na 50 km. Odbył się on w niedzielę, 26 lutego 1978 r., tradycyjnie na zakończenie mistrzostw świata. Trasa biegu na 50 km miała w sumie aż 1435 metrów różnicy wzniesień, a najdłuższy z podbiegów miał 80 metrów różnicy poziomów. Startowało 57 biegaczy. Temparatura śniegu wynosiła minus 4,5 stopnia na najwyższym punkcie trasy, było pochmurnie.

Telewizja Polska wykupiła transmisję z tego biegu, by pokazać mistrza świata rodakom. Józef Łuszczek nie był już w tym biegu w pełnej dyspozycji fizycznej. Przeziębił się w Lahti i rano, przed biegiem na 50 km, miał stan podgorączkowy (temperatura 37,1). Trener Budny myślał nawet o wycofaniu swego zawodnika na najcięższym z mistrzowskich dystansów. Tym bardziej, że Łuszczek biegał „pięćdziesiątkę tylko trzy razy w życiu. Ale wspólnie z trenerem Budnym Łuszczek postanowił, że jednak wystartuje. Chciał pokazać się rodakom w kraju. To także świadczy o tym, że potrafił od siebie bardzo dużo wymagać. Bo pobiec pięćdziesiątkę to nie to samo co sprint na 15 km, czy „trzydziestka. To prawdziwie morderczy bieg, w którym doskonała technika i wytrzymałość musi być połączona ze znajomością rezerw własnego organizmu. I mimo nie pełnej dyspozycji Łuszczek wystartował w narciarskim „maratonie

Wystartował z numerem 54. Biegł dobrze, ale na punktach kontrolnych wiadomo było, że nie zdobędzie trzeciego medalu w Lahti. Mimo to cała polska ekipa w Lahti wierzyła mocno, że Łuszczek udanie zakończy swój występ w Lahti.

Po 10 km Łuszczek plasował się na dziewiątej pozycji, ze stratą około 49 sekund do prowadzącego wtedy Fina Pitkaenena. Za Finem był Lundback i zawodnik ZSRR - Iwanow. Narty ślizgały się polskiemu biegaczowi na podbiegach, ale mimo to biegł świetnie. Po 20 km prowadzenie objął Sven-Ake Lundback, a nasz bohater nadal był na 9 pozycji, ale jego strata do prowadzącego zawodnika wzrosła - wynosiła już 1 minutę 35 sekund. Megafony na stadionie w Lahti zaczęły wtedy podawać, że coś niedobrego zaczyna się dziać na trasie „maratonu z fińskim olbrzymem - Juhą Mieto. „Jussi, jak nazywano Mieto osłabł gwałtownie i ukończył bieg nas dalekiej pozycji. Słabnie też Sawieliew, a z biegu wycofuje się mistrz świata na 30 km z Falun (1974) - Szwed Magnusson. Trasę obstawili trener Budny, Henryk Marek i red. Krzysztof Blauth. Przed 20 km podają oni Łuszczkowi owsiankę w płynie, a potem płyny zawierające sole mineralne. Na dystansie 50 km nie można przecież zapomnieć o odpowiednim uzupełnieniu płynów. Grozi to katastrofalnym odwodnieniem i w konsekwencji osłabnięciem. Zdarzały się już w historii biegów na 50 km przypadki, że zawodnicy, którzy na czas nie otrzymali napoju, byli sprowadzani z trasy przez sanitariuszy. Po raz kolejny Łuszczek pije po 41 kilometrze trasy. Tym razem napój z soli mineralnych z domieszką glukozy, która ma dać zmęczonemu organizmowi dodatkowe siły.

Po 30 km Łuszczek trochę przyspieszył czego efektem było to, że „przeskoczył o jedno miejsce - był ósmy. Natomiast coraz lepiej biegł Francuz Pierrat. Po 40 km Łuszczek był piąty. Znów biegł swoim cudownym płynnym krokiem. Wydawało się, że teraz przyspieszy, pomny uwag trenera Marmola i Budnego, i rozpocznie finisz w swoim porywającym stylu. Ale i jego, między 40 a 50 km „złapał kryzys. Potem już meldunki z trasy były dla niego dużo mniej pomyślne. Wyprzedzili go Lars Erik Eriksen i reprezentant Czechosłowacji - Jiři Beran.

Bieg wygrał więc Lundback (biegnący z numerem 60) z czasem 2 godziny 46.43. 06, przed Bielajewem (numer 40), Francuzem Jeanem Paulem Pierratem (numer 45), Finem Matti Pitkanenem (numer 52), Szwedem Eriksenem (56), Beranem (44) i naszym Łuszczkiem. Łuszczek stracił do pierwszego Lunbacka niecałe pięć minut. Osiągnął czas 2 godziny 51 minut i 32.75 sek. Polak powiedział na mecie: - Mogłem pobiec lepiej, stać mnie było na to, lecz długa przerwa w normalnym treningu wytrąciła mnie z uderzenia. Potem to przeziębienie i kłopoty ze smarowaniem nart, które nie trzymały najlepiej na podbiegu.15 Obiektywnie trzeba przyznać, że był to jednak najlepszy bieg na 50 km w historii polskiego narciarstwa. Już nigdy później żadnemu zawodnikowi, w tym samemu Łuszczkowi, nie udało się zdobyć wyższej lokaty na 50 km podczas Zimowych Igrzysk i Mistrzostw Świata. A więc kolejny sukces biegacza z Krzeptówek, który był ogromnie zadowolony ze swojego występu w Lahti.

Łuszczek po latach wspomina swój start na „pięćdziesiątkę w sposób następujący:
Na 50 km znowu liczyłem na medal. Ale nie mieliśmy nowego smaru, białego „Swixu na temperatury od - 1 do plus 1. I bieg na 50 km wygrał Szwed Sven-Ake Lundback, bo miał posmarowane narty tym właśnie smarem. Doszedł mnie, a na podbiegach moje narty ślizgały. I „odjechał mnie na zjeździe. Na „pięćdziesiątkę byłem siódmy16. Ale i tak byłem najlepszym narciarzem Mistrzostw Świata w Lahti w 1978 r. Prezydent Finlandii, Urho Kekkonen, wręczył mi puchar dla „najlepszego zawodnika z własnym autografem. Wtedy wywalczyłem dla Polski tyle punktów, że pokonaliśmy Norwegię.

Więcej - sam pokonał Norwegię. W klasyfikacji generalnej MŚ w Lahti zwyciężył zespół ZSRR - 75 punktów, przed Finlandią - 66 pkt, 3 miejsce wywalczyli sobie narciarze NRD - 42 pkt, czwarte Szwedzi - 19 pkt, 5. Polska - 11 pkt, 6. Norwegia - 10 pkt, 7. Austria - 8 pkt, 8. Francja - 4 pkt, 9-11: Kanada, Szwajcaria i Czechosłowacja - po 2 pkt i 12. zespół RFN z jednym punktem. W ekipie polskiej dobre wyniki, obok fenomenalnych Łuszczka, osiągnęli: 9 Długopolski i 12 Kawulok w kombinacji norweskiej, 17 Fijas i 22 Bobak w skokach.

Na koniec zawodów w Lahti Łuszczek otrzymał piękny puchar dla najlepszego zawodnika Mistrzostw Świata od prezydenta Finlandii Urho Kekkonena. Na pucharze znalazło się wygrawerowane nazwisko „Kekkonen. W dowód uznania dla dokonań Polaka prezydent Finlandii zdjął przed nim czapkę. Wśród kobiet taki puchar najlepszej narciarki otrzymała najlepsza na tych Mistrzostwach Świata zawodniczka ZSRR - Zinaida Amosowa, za zdobycie dwóch medali: na 10 i 20 km. Wyróżnienie od prezydenta otrzymali też reprezentanci gospodarzy, Finowie: biegaczka Helena Takalo, zwyciężczyni biegu sprinterskiego na 5 km, oraz skoczek Tapio Raesaenen za zwycięstwo w konkursie na dużej skoczni. Znowu Łuszczek stał na najwyższym podium i dyskretnie ocierał łzy cisnące się mu do oczu. Owacja wielotysięcznych tłumów po raz kolejny odbijała się echem o wzgórze Carpala. Już po raz drugi na tych Mistrzostwach. Okazało się, że jestem najlepszym zawodnikiem na podbiegach, drugim na odcinkach płaskich, za Mieto i siódmym na zjazdach - wspomina Łuszczek. Pomiarów dokonywali na trasie Norwegowie.

Po starcie w Lahti trener Budny powiedział:
Józek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Przed mistrzostwami świata wiedziałem, że jest piekielnie silny, choć w żadnym ze startów nie biegł na sto procent swoich możliwości. Ma jeszcze spore rezerwy, może wzmocnić wytrzymałość, poprawić technikę. Nie zamierzamy długo fetować sukcesu, zaraz po powrocie do Zakopanego - wracamy na trasy treningowe, mamy zaplanowane starty w mistrzostwach Polski, potem w Skandynawii, w Holmenkollen. Pytają mnie często - czy Józkowi nie przewróci się w głowie od sukcesów? Czy będziemy dalej tak zgodnie współpracować? Odpowiem tak: jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Józek wie, że bez moich metod treningowych, nie zwojuje nic. Mnie do pełnego szczęścia w życiu brakowało sukcesów sportowych. Jako biegacz nigdy nie sięgnąłem po najwyższe laury. Całą swoją wiedzę, serce, umiejętności włożyłem w Józka. Do tej pory - nie zawiodłem się.17

W jednej z rozmów z red. Zbigniewem Ringerem Budny dodał kilka uwag świadczących o mocnym charakterze Łuszczka, a głównie o tym jak ogromną pracę wykonał ten zawodnik.
Jeżeli powiem Józkowi, że ma dzisiaj przebiegnąć 20 km, to wiem, ze nigdy nie będzie tych kilometrów 19, może być ich natomiast 25. Łuszczek jest wyjątkowo zdyscyplinowany i skoro jedna z tutejszych (chodzi o fińskie - przyp. W.S) gazet nazwała go „narkomanem treningu to w tym jest chyba jakaś prawda. Chodzi oczywiście o trening i całkowite zaprzedanie się sportowej pracy. Ale dziś inaczej nie można przygotowywać się do mistrzostw - tylko praca i samodyscyplina przynieść mogą efekty. A pan wie, że ja - kiedyś przecież nie najgorszy biegacz - nie mogę dorównać Łuszczkowi nawet podczas rozgrzewki? Po prostu rozsadza go siła, a szybkość ma piekielną. Osiem tysięcy kilometrów przebieganych przed sezonem i podczas pierwszych śniegów w Polsce musiało przynieść efekty właśnie w Lahti.


Zróbcie miejsce dla nowego „króla nart!"



Taki tytuł zamieściła szwedzka gazeta „Svenska Dagbladet. Tytuł mówiący wszystko. Pisano o Łuszczku, że dotąd żaden z biegaczy nie przebił się do absolutnej światowej czołówki, w takim stylu jak Łuszczek. Porównywano jego oszałamiającą karierę z karierą Hakulinena i Jernberga - największych „tytanów biegowych tras. Pisano „Polski Mazurek w fińskich lasach. Wszyscy sprawozdawcy sportowi byli pod ogromnym wrażeniem sukcesu Polaka, a zwłaszcza stylu w jakim Polak „ograł w Lahti światową czołówkę.

Prasa sportowa ZSRR była jednak dużo chłodniejsza w swych ocenach i pisała tylko „Mocny chłopak z Zakopanego. Mistrzostwa Świata w Lahti były zakończone. Dlatego wszyscy fachowcy światowego narciarstwa biegowego spoglądali teraz w przyszłość. Uważali, że 22-letni Łuszczek najlepsze lata kariery ma jeszcze przed sobą. Zdjęcie Łuszczka, całującego na mecie biegówkę firmy „Kneissl obiegło cały sportowy świat. Łuszczek był sławny. W Lahti otrzymał także depeszę gratulacyjną od premiera Piotra Jaroszewicza. „Z całego serca gratuluję Wam tytułu mistrza świata na 15 km oraz brązowego medalu w biegu na 30 km. Życzę dalszych sukcesów, rozsławiających polski sport. Piotr Jaroszewicz. Warto dodać, że sport w tamtych czasach był niestety cząstką rywalizacji pomiędzy komunistycznym wschodem i demokratycznym zachodem, więc i sukces sportowy był nieodłaczną cząstką politycznej rywalizacji. Ale on jej nie czuł, był upojony swoim sukcesem. Jak się miało okazać, największym sukcesem sportowym życia.

Lahti było więc dla nas - Polaków sportowym fenomenem. Nikt się nie spodziewał takiego wyniku. Świetnie atmosferę, która powstała w Lahti wokół „tandemu Łuszczek - Budny opisał Jerzy Iwaszkiewicz:
Mistrzostwa były dla nas teatrem jednego aktora, ale te mistrzostwa były dla polskiego narciarstwa niezwykle potrzebne. Jest to swego rodzaju fenomen, kiedy nie wiedzie się nam już zupełnie, kiedy na nic nie liczymy wtedy nagle przychodzi sukces, bo akurat uparł się jeden trener i jeden zawodnik, że pokażą na co ich stać. Mistrzostwa otworzyły jakby drzwi przed rzeczywistym rozwojem polskiego narciarstwa. Może wreszcie te drzwi nie zostaną przymknięte niedowładem organizacyjnym. Świetna atmosfera zapanował wśród narciarzy oraz hurraoptymizm wśród etatowych uzdrawiaczy polskiego sportu. Ci sami, którzy po Innsbrucku wzywali publicznie aby zwolnić Budnego, teraz stawiają go za wzór... Zawsze dalecy byliśmy od takich metod rozliczeniowych. Tu nie są potrzebne żadne rachunki, potrzebne są narty i wiązania w sklepach, trasy w górach i wykorzystanie tej wielkiej szansy jaką stworzył Łuszczek.18

[strona=5]

Po zakończeniu Mistrzostw czekał Łuszczka triumfalny powrót do kraju. Na lotnisku w Helsinkach trener i jego podopieczny czekali na odlot samolotu. Mieli godzinę czasu. Siedzieli w szczupłym dziennikarskim gronie, z dala od ruchu pasażerów. Nawet i to niewiele pomogło. Bystre oczy dwóch fińskich malców wyłowiły Łuszczka z tłumu i zaczęło się rozdawanie autografów, które trwało już do odlotu samolotu. Natomiast pilot radzieckiego samolotu Tu - 134 zachował się bardzo chłodno i nie złożył nawet Łuszczkowi gratulacji. Odwrotnie pasażerowie, którzy prosili polskiego mistrza świata o kolejne autografy. Kolejne zaszczyty i spotkania czekały go w kraju. Na lotnisku Okęcie na przylot mistrza świata czekali dziennikarze i zakopiańczycy, zwłaszcza ci, którzy przyczynili się do tego, że Łuszczek został biegaczem. Powitaniom i wiwatom na cześć mistrza świata nie było końca. Przewodniczący GKKFiT wręczył Łuszczkowi medale za wybitne osiągnięcia sportowe, a trener Budny otrzymał odznaczenie „Zasłużonego Działacza Kultury Fizycznej.

Potem był triumfalny powrót do rodzinnego miasta - Zakopanego. W domu czekały na niego setki gratulacyjnych telegramów. Łuszczek znalazł się w centrum zainteresowania dziennikarzy i zwykłych ludzi. Gdy szedł po Krupówkach pokazywano go palcami i mówiono: - Patrz, to Łuszczek! Jego popularność przypomina to, co dzieje się obecnie wokół osoby Adama Małysza. Obecnie mamy do czynienia z „małyszomanią, a wtedy w kraju szalała „łuszczkomania. Bez sukcesu Łuszczka nie byłoby Małysza - mówi trener Edward Budny. I po części ma rację, gdyż po sukcesie w Lahti zainteresowanie sportami zimowymi w kraju gwałtowanie wzrosło i końcowy okres lat 70. był dobrym w historii polskiego narciarstwa. Każdy Polak wiedział wówczas kim jest Łuszczek. Wielu chciało zobaczyć mistrza świata, uścisnąć jego rękę, dotknąć. Stał się niemal bohaterem narodowym. Tym bardziej, że osiągnął ogromny sukces w dyscyplinie sportowej ogromnie szanowanej i prestiżowej. W całym sportowym świecie.

Łuszczek, co warto w tym miejscu dopowiedzieć, dokonał wielkiego wyłomu w układach panujących w świecie narciarstwa biegowego. Dotąd na najpoważniejszych światowych imprezach wygrywali w biegach narciarskich najczęściej Norwegowie, Szwedzi, Finowie i zawodnicy ZSRR. Od czasu do czasu zamieniali się tylko miejscami na podium. Tymczasem w 1978 r. znalazł się Polak, który pokonał wszystkich najlepszych. W skostniałym systemie narciarstwa biegowego, w którym od lat panował pokazany powyżej schemat, Łuszczek wywołał rewolucję. Wpuścił doń dużą porcję świeżości. Stąd jego wielka popularność w Skandynawii. Ale nie tylko dla Skandynawów liczył się sukces biegacza ze Skibówek. W kraju Łuszczek ratował polskie narciarstwo, stając się jego „numerem jeden. On „ciągnął za sobą wszystko to, co pozostało po klęsce olimpijskiej w Innsbrucku. Jego sukces stał się w związku z tym gwarantem przyznania środków finansowych na rozwój sportów zimowych na najbliższe kilka lat. To był kolejny wielki sukces Józefa Łuszczka i polskiego narciarstwa.

Było o nim słychać w całym sportowym świecie. Słowa „Luszczek i Puola , czyli Łuszczek i Polska, otwierały mu w Lahti wszystkie drzwi i wszystkie serca - pisał red. Krzysztof Blauth. Więcej. Tak dobrej pasy nie miał w Skandynawii chyba żaden Polak. Był to także duży sukces naszego kraju. Niestety rodacy nie mogli, w przeciwieństwie do przypadku Małysza, jeździć za swoim idolem. Granice PRL-u były bowiem szczelnie dla nich zamknięte. Władze jednak sukcesu sportowego Łuszczka nie wykorzystały. Także PZN w perspektywie kilku lat nie doprowadził do tego, by biegi stały się bardziej popularne. Nie szukano także nowych talentów. Spowodowało to w późniejszych latach ogromny kryzys w polskim narciarstwie biegowym, który praktycznie trwa aż do dzisiaj.

Warto dodać, że Łuszczek, biegający w Lahti na żółtych biegówkach austriackiej firmy „Kneissl po zawodach znalazł się na reklamówkach nart tej właśnie firmy na rok 1979. Dzięki jego sukcesom sportowym polska kadra narodowa otrzymała narty tej firmy. Sytuacja taka trwała kilka lat.

Natomiast wymiernym sukcesem Łuszczka było także to, że otrzymał wtedy przydział na mieszkanie na osiedlu Lipki na Kasprusiach w Zakopanem, w którym mieszka do dzisiaj. Wręczał mu go, na uroczystym przyjęciu mistrza świata w Urzędzie Miasta, naczelnik miasta Zakopanego - Stanisław Żygadło. Łzy szczęścia uroniła matka mistrz a świata, wtedy Jan Staszel podbiegł szybko do niej z wiązanką kwiatów i serdecznie ją wycałował. Józef Łuszczek otrzymał list gratulacyjny od przewodniczącego Miejskiej Rady Nardodowej Zakopane i Gminy Tatrzańskiej oraz Złotą Odznakę za Zasługi dla Zakopanego. Takie same odznaki otrzymali również trener Edward Budny i prezes klubu „Start Zakopane - Jan Szczerba. Srebrne odznaki otrzymali wcześniejsi trenerzy Łuszczka - Tadeusz Gąsienica-Fronek i Antoni Marmol. Wzruszające powitanie mistrzowi świata zgotowali uczniowie Szkoły Podstawowej nr 2 w Zakopanem: Wojciech Sularz i Kasia Pańszczyk. Przypomnijmy, że Józef Łuszczek uczył się w tej szkole.

Józef Łuszczek otrzymał uroczysty dyplom z gratulacjami. Wręczył mugo Przewodniczący Rady Narodowej Miasta Zakopanego i Gminy Tatrzańskiej - Stefan Gustek. Tekst brzmiał:
Społeczeństwo Zakopanego i Gminy Tatrzańskiej z wielkim entuzjazmem przyjęło Wasze osiągnięcia na Narciarskich Mistrzostwach Świata w konkurencjach klasycznych, które odbyły się w Lahti w roku bieżącym.
Wasze wyniki są sukcesem Polskiego Sportu i zapiszą się złotymi zgłoskami na kartach jego historii. Daliście nam dowód, że tak wielkie osiągnięcia w sporcie są możliwe tylko dzięki wytrwałej i systematycznej pracy.
Niechaj gratulacje jakie Wam dzisiaj składamy w imieniu mieszkańców i władz naszego regionu, stanowią bodziec do dalszej pracy, która na pewno owocować będzie następnymi sukcesami, przysparzającymi chwały naszej Ludowej Ojczyźnie.
Niezmiernie cieszymy się, że zdobycie najwyższego trofeum w Narciarskich Mistrzostwach Świata, przypadło właśnie w roku 400 - lecia Zakopanego, stanowi to bowiem szczególnie ważny moment w obchodach tego jubileuszu.
Wierzymy, że Wasza pozytywna postawa w życiu codziennym i sportowym stanie się wzorem dla młodego pokolenia Polaków. Życzymy Wam dalszej wytrwałości, powszechnego uznania i najwyższych osiągnięć sportowych.19


Sam mistrz świata zachowywał się raczej skromnie, a przede wszystkim podziękował wszystkim tym, którzy trzymali za niego kciuki. Była oczywiście góralska muzyka i pozdrowienia oraz gratulacje. Do Łuszczka przyszły tysiące listów gratulacyjnych. Było ich tak wiele, że w przeglądaniu korespondencji pomagał mu kolega z reprezentacji, Jan Staszel. Łuszczek zaraz po powrocie pod Giewont wznowił treningi. Trener Budny apelował teraz o to by dać Łuszczkowi spokój, by mógł właściwie przygotować się do kolejnych startów, a zwłaszcza Mistrzostw Polski i cyklu zawodów w Skandynawii.

Wzruszające było także to, że gdy pojechał na kolejne zawody do norweskiego Holmenkollen, ambasador Polski w Norwegii wręczył mu aż 360 wycinków z norweskich gazet. Powiedział wtedy, że nigdy wcześniej w ciągu miesiąca nie napisano tyle o Polsce20. Wycinki te nadal przechowuje Józef Łuszczek w swoim mieszkaniu na Kasprusiach.


Fenomen narciarskich biegów



W początkowych dniach marca 1978 r. odbyły się Mistrzostwa Polski w konkurencjach klasycznych w Zakopanem, na pięknych trasach na Cyrhli. Na Cyrhlę przybyło aż około trzech tysięcy kibiców, którzy pragnęli zobaczyć start naszego mistrza świata. Łuszczek zwyciężył w biegu na 15, 30 km i w sztafecie. Na 30 km walczyli z nim Gębala, którego choroba wyeliminowała z udziału w MŚ w Lahti oraz Jan Staszel. Łuszczek miał nad drugim zawodnikiem ponad minutę przewagi. Kolejnym udanym startem był udział Łuszczka w 33. Memoriale im. Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Polak pięknie zaprezentował się w biegu sztafetowym trzy razy 10 km. Na pierwszej zmianie naszej reprezentacyjnej sztafety pobiegł bardzo doświadczony zawodnik - Wiesław Gębala i przyprowadził nasz zespół na strefę zmian na pierwszej pozycji, a zaraz za nim byli zawodnik NRD. Na drugiej zmianie biegł Staszel, który mimo dobrego startu „spadł na drugą lokatę. Teraz wszystko zależało od Łuszczka, który musiał nadrobić aż 31 sekund straty. Polak na półmetku objął prowadzenie, którego nie oddał już do mety. W pięknym stylu Polak wygrał także bieg na 15 km o Puchar Tatr w Szczyrbskim Jeziorze. Przy okazji ustanowił rekord czasowy tej trasy.

Niedługo pobył Łuszczek w rodzinnym Zakopanem. Już pod koniec marca 1978 r., wraz z trenerem Budnym, wyjechał na cykl zawodów narciarskich do Skandynawii. Wygrał wielkie zawody narciarskie w Kirunie. „Piętnastkę wygrał Mito, a Łuszczek był drugi. Za niepowodzenie w Lahti zrewanżował się Polakowi Juha Mieto, który wygrał ten bieg. Polak stoczył ciężką walkę o drugie miejsce z Norwegiem - Oddvarem Braa. Wygrał z nim zaledwie o 1 dziesiętną sekundy! Natomiast Mieto przegrał z Łuszczkiem bieg na 30 km, rozegrany w niedzielę w Kirunie. Niedługo potem Łuszczek wygrał zawody w Malmberget. Ponownie pokonał Mieto i zawodników ZSRR - Bekijewa i Bażukowa. W znakomitym stylu walczył w Kramfors i Solleftea. - Józek w tym okresie był w znakomitej formie, wygrywał z najlepszymi jak chciał - wspomina Edward Budny.

O tym, ze Łuszczek był w absolutnej czołówce światowych biegów narciarskich najlepiej świadczy fakt, że w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w tej konkurencji po czterech biegach w Telemark, Davos, Kastelruth, Reit im Winkl zajmował wysokie 7. miejsce z 32 punktami. W klasyfikacji prowadził Szwed Sven Ake Lundback (48 punktów), Thomas Wassberg (43 pkt), Włoch Giulio Capitanio (42 pkt), Norweg Lars Erik Eriksen (38 pkt), Finowie Torvi Heikki i Juhani Repo ( obaj po 33 pkt) 21. Cały czas Łuszczek w startach nie „wychodził z czołowej „dziesiątki najlepszych biegaczy świata.

Te wyniki upoważniają do tego, by podkreślić, że w sezonie 1977/78 Łuszczek był jednym z najlepszych na świecie i na niektórych z zawodów deklasował rywali. Przegrali oni z mistrzem świata po około dwie minuty. Po tych bardzo udanych startach kończących sezon 1977/78 Łuszczek powrócił do kraju.

Nieoficjalny Puchar Świata za sezon 1977/78 zdobył Szwed Sven Ake Lundback (zdobył 124 punkty), przed Norwegami Eriksenem (102 pkt) i Myrmo (96 pkt), czwarty był późniejszy arcymistrz tras biegowych - Thomas Wassberg (86 pkt), na piątym miejscu ex aequo Juha Mieto i Włoch Giulio Capitanio (obydwaj mieli po 84 pkt), a szósty Polak - Józef Łuszczek. Łuszczek w pucharowych biegach zdobył 80 punktów. Jak się miało okazać była to najlepsza lokata Polaka w łącznej klasyfikacji PŚ w biegach narciarskich w historii polskiego narciarstwa22. Tylko jeszcze raz, w sezonie olimpijskim 1979/80 Łuszczkowi udało się ją powtórzyć. Jego pozycja w sezonie 1977/78 mogła być jeszcze lepsza, gdyby Łuszczek startował we wszystkich pucharowych biegach. Ze źródeł wynika, że zrezygnował, na rzecz Mistrzostw Polski, z kilku startów.

[strona=6] Dziennikarze prawie że nie opuszczali teraz Łuszczka i jego trenera. Pytali trenera Budnego o źródło sukcesu jego podopiecznego. Wskazywał on przede wszystkim na zdolności Łuszczka, jego chęć do pracy. Pytano także o perspektywy rozwoju biegów w kraju. Budny powiedział:
Gdy tak mówili, że „zajechał intensywnym treningiem Jaśka czy Tadka, a niedługo „zajadę Łuszczka, człowieka wewnętrznie szarpało. Nie okazywałem tego po sobie, ale w domu rzucałem się jak lew w klatce. Najbardziej cieszę się, że dowiedliśmy z Łuszczkiem i skromną grupą fanatyków biegów, że w naszych warunkach można osiągnąć najwyższe wyniki i teraz te doświadczenia nie możemy zmarnować. Muszą nastąpić generalne posunięcia, by Łuszczek nie był samotny. Wiatr w żagle narciarstwo biegowe dostało dobry. Oby tylko Szaflary wyprodukowały odpowiednią ilość nart, Krosno - butów, a Bielsko - wiązań, wówczas biegi stałyby się w Polsce powszechne. To piękny sport, posiadający wyjątkowe wartości rekreacyjne. Termin przynajmniej jednego z biegów masowych nie został jeszcze dopasowany do kalendarzyka międzynarodowego, w przyszłości nie wolno takiego błędu popełnić. Każdy z czterech tysięcy startujących ma mieć nie tylko szansę walczenia o narty Łuszczka, lecz pochwalenia się w gronie przyjaciół: -„startowałem razem z Łuszczkiem!, jak w Biegu Wazów ma szanse każdy startować z najlepszymi na świecie! 23

Tyle trener Budny powiedział o perspektywach rozwoju biegów w Polsce bezpośrednio po sukcesie Łuszczka.

W styczniu 1979 r. Józefa Łuszczka spotkał kolejny miły zaszczyt. W plebiscycie „Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca roku 1978 r. zajął pierwsze miejsce. Wyprzedził kilku znanych i wybitnych polskich sportowców. Okazało się jeszcze raz, że jego sukces w Lahti będzie trudny do pokonania. I stało się. Narciarz z Zakopanego zwyciężył. Klasyfikacja przedstawiała się następująco:
1) Józef Łuszczek - narciarstwo
2) Janusz Peciak - pięciobój
3) Henryk Średnicki - boks
4) Bronisław Malinowski - lekkoatletyka
5) Krzysztof Sujka - kolarstwo
6) Sobiesław Zasada - wyścigi samochodowe
7) Grażyna Rabsztyn - lekkoatletyka
8) Wojciech Fibak - tenis
9) Adela Dankowska - szybownictwo
10) Bogdan Kramer - bojery.24

Honorowe wyróżnienia otrzymali ponadto: Krystyna Chojnowska - Liskiewicz -żeglarstwo, Wanda Rutkiewicz - alpinistka i trener Józefa Łuszczka - Edward Budny. Wręczenie nagród odbyło się w salach hotelu „Europejskiego w Warszawie. Łuszczek wyprzedził drugiego w klasyfikacji Peciaka o prawie 100 tysięcy głosów. Jako nagrodę otrzymał dmuchany samolot z napisem LOT i bilet na dowolną linię świata. Dodatkowymi nagrodami były torty od „Hortexu i słynnego warszawskiego cukiernika p.Bliklego oraz pieczony prosiak, ufundowany przez byłego kolarza Jachaczego. Po rozdaniu nagród odbyła się wspaniała zabawa w której uczestniczyły największe sławy polskiego sportu lat 60. i 70, był tam niepokonany. Między innymi oprócz nagrodzonych obecni byli: Irena Szewińska, Władysław Komar oraz przedstawiciele polskich władz sportowych.

Wojciech Szatkowski Muzeum Tatrzańskie _____________
1 Cytuję wspomnienia trenera Edwarda Budnego, „Droga do Lahti 1978, s. 89, w zbiorach autora.
2 Edward Budny, „Droga do Lahti 1978, s. 89, w zbiorach autora.
3 Lahti 1978 World Ski Championships. Official results. Lista biegaczy uczestniczących w biegu na 30 km, ze zbiorów Józefa Łuszczka.
4 art. Jerzego Wykroty, Mógł być medal srebrny, w: Narciarstwo Polskie 1977 - 78, Warszawa 1978.
5 Wypowiedź J. Łuszczka o biegu na 30 km podczas MŚ w Lahti z wywiadu z marca 1998 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski.
6 Wyniki z biegu na 30 km techniką klasyczną z MŚ z Lahti (1978) - z archiwum pana Harryego Bödo z Finlandii, w zbiorach autora.
7 Polski Związek Narciarski 1979, art. Józef Łuszczek: Najlepszy biegacz MŚ Lahti 78, napisał Lech Drapiński.
8 Art. Krzysztofa Blautha, Na śniegu pozostał ślad, w: Narciarstwo Polskie 1977 -1978, Warszawa 1978.
9 Wypowiedź Józefa Łuszczka o biegu na 15 km podczas MŚ w Lahti z wywiadu z marca 1998 r. Wywiad nagrał i opracował Wojciech Szatkowski.
10 Za: Edward Budny, Droga do Lahti, s. 92.
11 Większość cytatów z czasopism skandynawskich pochodzi ze zbiorów J. Łuszczka oraz z art. Lecha Drapińskiego „Mazurek Dąbrowskiego na stadionie w Lahti, „Sport nr 39 (5147) z 23 lutego 1978 r.
12 Wyniki z biegu na 15 km techniką klasyczną z MŚ z Lahti (1978) - z archiwum pana Harryego Bödo z Finlandii, w zbiorach autora 13 Wypowiedź Stanisława Marusarza z: „Przegląd Sportowy nr 38 (7085) z 22 lutego 1978 r. art. Stanisław Marusarz. Spełnione marzenia.
14 Art. Wojciech Jarzębowskiego, „Rozentuzjazmowane Zakopane , „Sport 23 lutego 1978 r., nr 39 (5147), tamże.
15 „Trybuna Robotnicza nr 47 (10.528) z 27 lutego 1978 r. art. Jerzego Wykroty, Józef Łuszczek najlepszym zawodnikiem MŚ w Lahti.
16 Wyniki biegu na 50 km - MŚ w Lahti (1978) - 1. Sven Ake - Lundbāck (Szwecja) - 2.46.43,06, 2. Jewgienij Bieliajew (ZSRR) - 2.47.34,48, 3. Jean Paul-Pierrat (Francja) - 2.47.52,27, 4. Matti Pitkänen (Finlandia) - 2.49.46,28, 5. Lars Erik Eriksen (Norwegia) - 2.50.44,82, 6. Jiri Beran (Czechosłowacja) - 2.51.17,86, 7. Józef Łuszczek (Polska) - brak danych - wynika za: Harry Bödo (Finaldnia), w zbiorach autora artykułu.
17 Art. Andrzeja Stanowskiewgo, „Złoto nie tylko dla Łuszczka, ze zb. Józefa Łuszczka.
18 Art. Jerzego Iwaszkiewicza, Puchar Prezydenta, „Sportowiec, bd, ze zbiorów Józefa Łuszczka.
19 Tekst dyplomu, wręczonego Józefowi Łuszczkowi w dniu 28 lutego 1978r. przez Przewodniczącego Rady Narodowej Miasta Zakopanego i Gminy Tatrzańskiej - Stefana Gustka.
20 Art. Beaty Zalot, Góral z krwi i kości. Józef Łuszczek - mistrz świata 1978, Gazeta Wyborcza z 26 lutego 1994
21 Patrz: Arbeitskreis Langlauf - Weltcup 1978. Zwiechenstand nach den vier Laufen in Telemark (1.Lauf), Davos (2. Lauf), Kastelruth (3. Lauf) und Reit im Winkl (4. Lauf) im Langlauf-Weltcup 1978, gestiftet von der norwegischen Zeitung Verdens Gang, ze zbiorów Józefa Łuszczka. Za 1 miejsce dawano wtedy zawodnikowi 26 punktów, za drugie - 22 pkt., za trzecie - 19 pkt., czwarte - 17 pkt, piąte - 16 pkt., szóste - 15 pkt. Itd.
22 Wyniki PŚ na sezon 1977/78 za: Wiesław Biedroń, Na światowych skoczniach i trasach. Narciarstwo klasyczne, Krosno 2000, s. 112.
23 Za: Jerzy Wykrota, Trener Mistrza, w: Magazyn „Niedziela, z 11 - 12 marca 1978 r., s.8.
24 Wyniki 42 plebiscytu „Przeglądu Sportowego na najlepszego sportowca 1978 r. z: „Przegląd Sportowy z 8-9 stycznia 1979 r. nr 5-6 (7309-7310)

Wojciech Szatkowski, źródło: Informacja własna
oglądalność: (13701) komentarze: (0)

Komentowanie jest możliwe tylko po zalogowaniu

Zaloguj się

wątki wyłączone

Komentarze

Regulamin komentowania na łamach Skijumping.pl