Skocznie w Wiśle-Centrum - "Nie ma w kraju lepszych warunków"

Choć kompleks nowych, małych skoczni narciarskich w Wiśle-Centrum rodził się w ogromnych bólach to jego dzisiejsza rola w kształceniu młodych adeptów skoków narciarskich jest nieoceniona. O znaczeniu powstania nowych obiektów dla portalu Wyborcza.bielskobiala.pl opowiedzieli Donat Zniszczoł i Wojciech Tajner.

Skocznie w Wiśle-Centrum

Przebudowany, a właściwie wybudowany na nowo kompleks składa się z trzech skoczni o punktach konstrukcyjnych K-40, K-20 i K-10. Pierwotnie miały one zostać oddane do użytku w 2013 roku, jednak trwające długie miesiące problemy z pozyskaniem funduszy storpedowały te plany. Obiekty zostały otwarte w lipcu 2015 roku. Brak bazy treningowej w postaci nowoczesnych małych skoczni spowodował brak możliwości rekrutacji nowych zawodników, co za kilka lat może mieć bezpośrednie przełożenie na liczbę zawodników, reprezentujących Polskę na arenie międzynarodowej.

- Nasi trenerzy nie mogli organizować naborów nowych skoczków. Najmłodsi adepci tego sportu nie przychodzili trenować, bo nie było ku temu odpowiednich warunków. Teraz skocznie spełniają wszystkie standardy i warunki. Jesteśmy z nich bardzo zadowoleni - mówi Donat Zniszczoł, wiceprezes miejscowego klubu, ojciec reprezentanta Polski Aleksandra Zniszczoła.

- Wszystko poszło niesamowicie do przodu. Poprzednie skocznie w centrum nie należały do bezpiecznych. Teraz jest zupełnie inaczej - twierdzi pracujący z miejscową młodzieżą trener, Wojciech Tajner. - Na starych skoczniach wiele dzieci się wykruszało. Teraz nowe obiekty przyciągają. Mamy świetną sytuację, bo jest tu dostępna najmniejsza w Polsce skocznia, więc mamy idealne warunki do oddawania pierwszych skoków. Lepszych w kraju nie ma. Na treningach oprócz ponad 20 chłopaków mamy również dziewczynki.

Oprócz skoczni Wisła dysponuje też trasami rolkowymi, dzięki czemu posiadana baza może służyć również rozwojowi kombinacji norweskiej począwszy od stadium najmłodszych zawodników.