Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Robert Mateja: "Cały czas się uczę"

Robert Mateja od zeszłej wiosny jest asystentem w sztabie szkoleniowym kadry A polskich skoczków. O swojej pracy, atmosferze w kadrze i tęksnotą za skakaniem opowiedział portalowi Skijumping.pl w Zakopanem.


Skijumping.pl: Jak się Pan czuje w sztabie trenerskim?

Robert Mateja: Cały czas się uczę, to dla mnie nowa funkcja. Patrzę na skoki z innej strony. To ciekawe doświadczenie. Będąc zawodnikiem zawsze byłem ciekaw jak wygląda praca trenera, teraz obserwuję to z bliska. Z Łukaszem Kruczkiem znamy się od dawna. Ze Zbyszkiem Klimowskim też skakałem gdy on był jeszcze zawodnikiem, więc współpraca układa się nam dobrze. Powoli nabieram doświadczenia i swoje obowiązki wykonuję coraz lepiej.

Skijumping.pl: Obowiązki, czyli?

Robert Mateja: Najważniejszą moją funkcją jest filmowanie skoków. Ale jestem asystentem, czyli pomocnikiem. A więc muszę pomagać skoczkom we wszystkim, w czym potrzebują pomocy, oraz trenerom w sprawach organizacyjnych. Obowiązków naprawdę mam dużo. W czasie wyjazdów jestem kierowcą, na zgrupowaniach księgowym, załatwiam sprawy w hotelu, rozliczam się za grupę. Pilnuję też kombinezonów. Na przykład tuż przed zawodami w Zakopanem trzy razy jednego dnia jeździłem do krawca do Poronina, bo ciągle coś trzeba było przeszywać. Pół dnia w samochodzie, bo wiadomo jak się jeździ po Zakopiance. Obserwuję też pogodę na skoczni, pilnuję siły wiatru. Czujniki nie zawsze są wiarygodne, podmuchy trzeba też obserwować samemu. Pomagam chłopakom przy rozgrzewce, podnoszę ich do góry przy treningach imitacyjnych. No i wspieram ich dobrym słowem.

Skijumping.pl: Tylko dobrym?

Robert Mateja: Czasem trzeba ich też przypilnować, by wykonywali swoje ćwiczenia prawidłowo. Mam na szczęście posłuch wśród młodych.Zdarza się, że trzeba któregoś skarcić, powiedzieć ostrzejsze słowo, żeby była dyscyplina i mobilizacja. Do trenowania się nie wtrącam, jeśli mam czasem jakieś uwagi co do skoczków, to przekazuję je trenerom a oni je analizują.

Skijumping.pl: Jak Pan ocenia to, co teraz dzieje się w kadrze? Wyniki są tak słabe, że Adam Małysz wraca do trenera, który został zwolniony rok temu właśnie za słabe wyniki.

Robert Mateja: Rola trenera w Polsce jest bardzo ciężka. Jak są sukcesy to wszyscy go noszą na rękach. Jak przyjdzie gorszy rok - natychmiast zapomina się o tym co było dobre i spada się na sam dół. Tak było z Tajnerem, gdy skończyły się pierwsze sukcesy Adama od razu nagonka. Tak samo było z Kuttinem. Gdy trenował juniorów, Mateusz Rutkowski zdobył pierwszy złoty juniorski medal dla Polski a drużyna srebro. A potem brak wyników i nagonka. I tak było z Lepistö. Takie są skoki. Skoro Adam pojechał do Lahti to na pewno dlatego, że bardzo potrzebował rady doświadczonego trenera. To nie znaczy, że stracił zaufanie do Łukasza, ale ja też wolałbym mieć nad sobą starszego trenera, nie równolatka. Ale gdy Adam był w Finlandii, to codziennie rozmawiał przez telefon z Łukaszem i konsultował to, co robił razem z Lepistö.

Skijumping.pl: Czy tęskni Pan za skakaniem?

Robert Mateja: Jasne że tak. Swój ostatni skok oddałem we wrześniu, na Malince. Chciałem ją przetestować. Zimą też chciałbym sobie skoczyć, ale na razie nie mam czasu. Jak byłem w Finlandii to widziałem, że wielu ludzi, również starszych skacze tam sobie rekreacyjnie, tak jak u nas się jeździ na nartach. Na pewno będę startował w corocznych mistrzostwach oldboyów, ale ja jeszcze nie mogę w nich startować. Przepisy są takie, że od ostatniego zawodowego startu muszą upłynąc trzy lata.

Z Robertem Mateją rozmawiał Marcin Hetnał