Strona główna • Puchar Świata

Sezon 2008/2009 - czyli podsumowanie PŚ polskim okiem

Za nami kolejny, zimowy sezon w skokach narciarskich. Sezon, który skończył się dużo lepiej niż zaczął. Spróbuję jednak na spokojnie i bez emocji podsumować tę zimę, przyglądając się jej w całej rozciągłości.

Zaczęło się fatalnie. Tym fatalniej, im bardziej optymistyczne były zapowiedzi płynące ze środowiska kadry i Polskiego Związku Narciarskiego. Zapowiadano, że Adam Małysz wróci na szczyt, Kamil Stoch po kontuzji zacznie na stałe gościć w pierwszej 10 PŚ a drużyna będzie od pierwszego konkursu drużynowego w Kuusamo walczyła o podium. Tymczasem drużyna w bardzo słabo obsadzonym konkursie zajęła tylko 7 miejsce wyprzedzając jedynie Japonię i Ukrainę. Indywidualnie było tak słabo, że już po dwóch weekendach Łukasz Kruczek postanowił zrobić przerwę. Zamiast skakać w Pragelato, polscy skoczkowie trenowali w Ramsau. Ale w konkursach w Engelbergu mimo kolejnych uspokajających zapewnień wcale nie było lepiej. Adam Małysz dalej ciułał punkty, reszta drużyny miała problemy z wchodzeniem do konkursu jeśli punktowała, to rzadko i nielicznie. Turniej Czterech Skoczni okazał się katastrofą. Chaotyczne decyzje, wycofanie się Małysza po trzech konkursach i prezes Tajner który w tym czasie przebywał na urlopie w Azji i nie wiedział nawet jak się sytuacja rozwija - to wszystko spowodowało spore niezadowolenie kibiców.

Wtedy Adam Małysz podjął decyzję, która bardzo znacząco zaważyła na dalszej części sezonu. Zwrócił się o pomoc do byłego trenera kadry - Hannu Lepistö. PZN, reprezentowany wobec absencji prezesa Tajnera przez wiceprezesa Wąsowicza, mógł tylko milcząco ją zaakceptować. Na pierwsze efekty tego ruchu trzeba było czekać do konkursów w Kanadzie. Zamiast skakać w Kulm, Małysz ćwiczył w Lahti a reszta kadry w kraju. Ale przed Kanadą było jeszcze Zakopane - uważane za jedną z trzech najważniejszych imprez sezonu. Przeziębiony Adam Małysz nie był tam w stanie jeszcze pochwalić się efektami pierwszych treningów w Lahti, ale pewien progres był widoczny. Bardziej zaskoczyła jednak reszta kadry. Jeszcze nigdy tak wielu polskich skoczków nie zapunktowało w zakopiańskich konkursach. Jednak to przedolimpijska próba w Whistler pobudziła serca kibiców do szybszego bicia. Adam Małysz po raz pierwszy od dawna otarł się o podium. Później jednak przyszły słabsze występy w Willingen. Aby lepiej przygotować się do najważniejszej imprezy sezonu - MŚ w Libercu, kadra znów odpuściła kilka konkursów.

Mistrzostwa można zaliczyć jako imprezę umiarkowanie udaną - jednak bez znaczącego sukcesu. Czwarte miejsce Kamila Stocha i drużyny pokazało, że Łukasz Kruczek, na którym nie ciążyła już presja opieki na Adamem Małyszem, potrafi dobrze przygotować pozostałych kadrowiczów na najważniejsza imprezę sezonu. Dla Adama Małysza był to jednak występ słabszy nawet od tego z Oberstdorfu czy od debiutanckiego w Thunder Bay w 1995. Wydawało się, że Hannu Lepistö nie potrafi wykrzesać już wiele z najlepszego polskiego skoczka. Występy w Turnieju Nordyckim przyniosły potwierdzenie solidnej formy Stefana Huli, załamanie dyspozycji Kamila Stocha i pierwsze podium od dwóch lat dla Małysza. No i końcówka w Planicy. Trzy drugie miejsca - dwa Małysza i jedno drużyny oraz bardzo dobre skoki pozostałych kadrowiczów. Trener Łukasz Kruczek wreszcie wyciągnął z nich maksimum ich możliwości.

Tyle historii. Przejdźmy do wniosków. Jak można ocenić debiutancki sezon Łukasza Kruczka jako trenera? Wśród niektórych dziennikarzy pojawiły się głosy, że osiągnął sukces. Ja byłbym ostrożniejszy z takimi ocenami. Pierwsza część sezonu była jedną z najsłabszych w ostatniej dekadzie. Okazało się również, że Kruczek nie jest wystarczającym autorytetem dla Adama Małysza. Dopiero po włączeniu do sztabu Hannu Lepistö Adam zaczął odzyskiwać dawny blask. Oczywiście, bez pracy jaką wykonał Adam latem według wytycznych Kruczka, nie byłoby tych efektów. Nie można więc powiedzieć, że to Fin w 100% jest odpowiedzialny za dalsze skoki "Orła z Wisły". Ale faktem jest, że były one możliwe dopiero wtedy, gdy Lepistö dodał swoje doświadczenie do ambicji i wykształcenia młodego polskiego trenera. Tajemnicą kadry będzie na ile Fin pomaga Polakowi w kierowaniu resztą kadry, warto jednak zauważyć, że Kamil Stoch i Stefan Hula zaczęli lepiej skakać, gdy nawiązano współpracę z Hannu. Po drugiej części sezonu widać wyraźnie, że ten model się sprawdza.

Dzięki pracy sztabu trenerskiego wyniki naszych zawodników zaowocowały tym, że w Letniej Grand Prix wystawić będzie można aż 6 polskich zawodników. To jest oczywiście znakomite osiągnięcie, ale trudno teraz wymienić nazwiska 6 skoczków, którzy mogliby je efektywnie wykorzystać. Jeśli końcem lata limit sześciu skoczków uda się utrzymać, będzie to oznaczało, że polskie skoki naprawdę przeżywają rozkwit. Tymczasem poza czwórką, która była obecna w Planicy, reszta kadry A przeżywa wyraźny regres. A kadra B prezentowała się tej zimy wręcz fatalnie, co widać po wynikach w Pucharze Kontynentalnym. To jednak temat na inny artykuł.

Oceńmy pokrótce poszczególnych zawodników kadry A. Kamil Stoch miał trudny sezon po kontuzji i prezentował niestabilną formę. Zdarzało mu się nie zakwalifikować do konkursów a jednocześnie odnieść największy w karierze sukces. Choć sezon zakończył po raz trzeci z rzędu na 30 miejscu w klasyfikacji generalnej PŚ, to jednak można uznać go za lepszy od dwóch poprzednich. A to dlatego, że na MŚ w Libercu pokazał, że potrafi jak równy z równym walczyć z najlepszymi i prezentować równą formę przez dłużej niż jeden konkurs. Stefan Hula dowiódł, że jest solidnym członkiem drużyny i można na nim polegać. Pokazał też, że potrafi seriami zdobywać punkty w konkursach indywidualnych. Łukasz Rutkowski zadebiutował w tym sezonie na skoczniach mamucich i pokazał się w Planicy z dobrej strony. Z pewnością jest to skoczek obiecujący. Maciej Kot został wicemistrzem świata juniorów ale w Pucharze Świata był to dla niego sezon stracony. Marcin Bachleda okazał się skoczkiem przydatnym tylko w Pucharze Kontynentalnym. Zupełnie pogubili się Krzysztof Miętus i Piotr Żyła. Polscy skoczkowie zdobyli tej zimy 824 punkty. Bez Adama Małysza - 275. Punktowało aż 8 polskich skoczków. W Pucharze Narodów Polska zajęła 8 miejsce gromadząc 1574 punkty. Dla porównania rok temu punktowało 4 skoczków i zdobyło łącznie 804 punkty w tym 172 bez Małysza. A w Pucharze Narodów była 10 lokata i 804 punkty. Natomiast dwa lata temu pięciu polskich skoczków zdobyło nam 1685 punktów ale gdy odliczyć te zdobyte przez Małysza, było ich 232. W Pucharze Narodów zajęliśmy wtedy piąte miejsce z 1785 punktami.

Co zatem należy powiedzieć o nowym trenerze? Patrząc na grupę i sezon kompleksowo, trzeba jednak stwierdzić, że nawet bardzo efektowna końcówka nie zmieni faktu, że sezon ten był przeciętny, jeśli nie słaby. Łukasz Kruczek dowiódł jednak, że ma pomysł na prowadzenie kadry i potrafi z tymi skoczkami coś osiągnąć. Przy współpracy z Hannu Lepistö, który bierze na siebie odpowiedzialność za wyniki Małysza, młody trener zdaje się mieć koncepcję na funkcjonowanie młodej drużyny. Myślę, że wystarczy to za wotum zaufania na przyszły sezon. Drużyna po raz pierwszy w historii dwukrotnie nawiązała walkę o zwycięstwo w konkursie. I pierwszy raz od dawna obok Małysza jest przynajmniej dwóch-trzech skoczków, których stać na regularne, a nie incydentalne zdobywanie punktów. Tu jednak jeszcze raz trzeba wspomnieć cichego bohatera końcówki sezonu. Wydaje się to truizmem, ale jednak za mało się o tym mówi. Lepistö nie tylko odbudował Małysza by ten znów mógł walczyć o indywidualne cele. Gdyby nie Fin, również w zawodach drużynowych nie byłoby żadnych sukcesów, gdyż Adam w tej chwili znów jest najpewniejszym jej punktem. Jak już wspomniałem - ten model współpracy zdaje się przynosić owoce i ma dużą szansę sprawdzić się w przyszłym sezonie.


A będzie ten przyszły sezon sezonem wyjątkowym. Po pierwsze - olimpijskim. Po drugie - najprawdopodobniej ostatnim w karierze Adama Małysza. Czy rosnąca pod koniec zimy dyspozycja Mistrza z Wisły to dobry prognostyk? Być może będzie tak jak w 2000 roku gdy czwartym miejscem w Iron Mountain i siódmym w Planicy zapowiadał swą eksplozje formy w roku 2001? Być może będzie tak, jak w roku 2006 gdy poprzez podium w Kuopio i zwycięstwo w Oslo zasygnalizował swój powrót na szczyt zimą 2007? Ale może być i tak jak w 2005 gdy przyzwoity sezon z czterema zwycięstwami podkreślony został trzecim miejscem w Kuopio i piątym w Planicy a potem nastąpił dużo słabszy sezon 05/06? Obecny sezon był dla Mistrza chudy. Nie licząc trzech pobytów na podium jedynym wyróżnieniem był tytuł (nieco na wyrost) Człowieka Roku. Który wziął się stąd, że Adam najwiecej razy zdobywał w tym sezonie tytuł Człowieka Dnia. Ja mam nadzieję, że Człowiekiem Roku - będzie Adam w przyszłym sezonie. Ale nagrodą nie będą tym razem wafelki, tylko złoty medal olimpijski.