Strona główna • Artykuły

Sven Hannawald – marzenia się spełniają

Jazda bolidem – to marzenie Svena Hannawalda wreszcie się urzeczywistniło. RTL nie mógł sprawić mu większej przyjemności, jak zaprosić go na test Formuły 1 do francuskiego Le Luc-en-Provence. W czwartek, 26 czerwca Hanni zjawił się na torze wyścigowym. Podróż w inny, niż skoki narciarskie sport, rozpoczęła się od popołudniowej lekcji teorii.

Sven Hannawald: To było niezwykłe interesujące. Dowiedzieliśmy się wszystkiego o drodze hamowania, niebezpieczeństwach, sposobach jazdy i środkach bezpieczeństwa. Do tego doszły jeszcze wskazówki, jak radzić sobie w sytuacjach skrajnych, jak zmienić biegi, zahamować albo dodać gazu. Poznaliśmy funkcjonowanie całego mechanizmu jazdy. Instruktorzy przygotowali nas na każdą ewentualność tak, że miało się wrażenie, iż nic złego się nie stanie. Dobrą decyzją było, że nie wsiedliśmy od razu do samochodu, ale mogliśmy się przespać z nowymi wiadomościami.

Żeby nikt niczego nie zapomniał, następnego dnia odświeżono najważniejsze informacje. Potem nadeszła wielka chwila.

Sven Hannawald: Zaczęliśmy od jazdy Oplem Lotus. Podzielono nas na dwie grupy. Każda grupa miała prawo do ośmiu rund.

Odcinek liczył prawie 2,5 kilometra długości, był szeroki na 9 metrów i posiadał 9 rozmaitych zakrętów.

Sven Hannawald: W pierwszych ośmiu rundach jechałem z pilotem. Nauczyłem się, jak należy hamować 425- kilogramowych samochodem o mocy 180 koni mechanicznych. Szybko doznałem wspaniałego uczucia. Nie przekazywano nam żadnych instrukcji przez radio. Byliśmy zdani tylko na siebie. Podczas kolejnych ośmiu rund jechaliśmy bez pilotów, ale mieliśmy ograniczoną liczbę obrotów. Przy ostatniej kolejce wszystko było dozwolone. Wyczuwało się ogromną różnicę. W żadnym wypadku nie chciałem spanikować ani zbyt wiele zaryzykować. Nie miałem ochoty wypaść z toru, ani dojść do granicy wytrzymałości. Chciałem po prostu rozkoszować się jazdą. Wszystko inne wprawiało mnie w stres, a na to nie miałem ochoty.

Szybkości jednak nie zabrakło.

Sven Hannawald: Nie mieliśmy tachometrów, ale według instruktora jechałem przynajmniej 250 km/h.

Potem był obiad jako wzmocnienie przed nadchodzącą chwilą w prawdziwym już samochodzie Formuły 1.

Sven Hannawald: To wydarzenie należy zdecydowanie do najbardziej ekscytujących w moim życiu. Byłem potwornie zdenerwowany, kiedy wciskałem się w wąskie auto. Miałem ten przywilej startowania jako pierwszy. Różnica między Lotus- em a Formułą 1 była ogromna. Na początku nie potrafiłem się przełamać, aby dodać gazu i w porę nacisnąć hamulec. Kiedy mi się udało pokonać samego siebie, krzyczałem z radości. Byłem coraz szybszy, szybszy, szybszy. Droga, którą podczas jazdy Lotus- em miałem wciąż przed oczami, teraz mignęła mi w ułamku sekundy. To szaleństwo, że samochód Formuły 1 ma podobną drogę hamowania jak Lotus, mimo iż jest o ponad 250 kilogramów cięższy. Dałem nieźle po oponach, kiedy zobaczyłem przed sobą kratkowaną flagę. Było już po wszystkim. Najchętniej jechałbym dalej aż do ostatniej kropli benzyny.

To była dobra wycieczka we właściwym czasie.

Sven Hannawald: Mogłem się wyłączyć. Po długim okresie poświęconym na treningi miło było zatopić się choć na chwilę w innym świecie.