Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Rozwalanie zespołu?

Informacja o zwolnieniu dr Jana Blecharza i prof. Jerzego Żołądzia podziałała na sympatyków skoków narciarskich w kraju jak prawdziwa ostroga. Wypowiedzi obu naukowców, którzy mieli istotny wpływ na wielki sukces Adama Małysza i polskich skoków, wyraźnie mówią, że Polski Związek Narciarski nie przedłużył z nimi umowy, której ważność upłynęła w dniu 31 maja br. Więcej. Obydwaj panowie wysłali do PZN listy z podziękowaniami za owocną współpracę i tyle...

Nikt się z nimi jednak nie skontaktował. Dlaczego? Czyżby stwierdzono, że ich wpływ na sukces Małysza jest nieistotny? A może to „dygnitarze” z PZN są jego twórcami, a nie zespół trenera Tajnera? Pytań na które naprawdę trudno odpowiedzieć jest więcej. Czy zadecydowały względy finansowe, jak twierdzi prezes PZN Paweł Włodarczyk? Naukowcy twierdzą, że nie. Prezes Włodarczyk, że jednak tak, były decydujące. Trudno powiedzieć, gdyż jak to się ma do zatrudniania za 20 tysięcy zł miesięcznie austriackiego trenera, Heinza Kuttina. Jeżeli jest tak źle z finansami w PZN to dlaczego zatrudnia się tak drogiego trenera jak Kuttin? Jakoś to wszystko nie trzyma się w wydaniu PZN przysłowiowej kupy, a rozwalanie zespołu w momencie jego największego sukcesu przypomina trochę podcinanie gałęzi na której się siedzi... I zaskakuje. Po wczorajszych (2 lipiec 2003 r.) audycjach w telewizji i „szumie medialnym” wobec sprawy stanowisko PZN jakby uległo zmianie i „zmiękło”. Dzisiaj w „Rzeczpospolitej” i „Dzienniku Polskim” znalazły się obszerne artykuły na ten temat i prezes Włodarczyk stwierdził, że on wcale nie zamierzał rozwalać zespołu, lecz obydwu naukowcom zaproponuje po powrocie trenera Tajnera z Austrii współpracę w charakterze konsultantów. Zmienią się tylko zasady współpracy... Na razie odstawmy te kwestie ad acta i wróćmy do momentu, gdy rozpoczęła się współpraca dra Blecharza prof. Żołądzia z kadrą polskich skoczków.

Współpracę z naukowcami rozpoczął już trener Pavel Mikeska w latach 90, ale to Apoloniusz Tajner zrozumiał, że trening fizyczny musi iść w parze z podbudową naukową na najwyższym światowym poziomie. Dlatego prof. Jerzy Andrzej Żołądź i dr Jan Blecharz zostali włączeni do sztabu. Zaczęła się współpraca, której efektem były medale Adama Małysza na mistrzostwach świata i zimowych igrzyskach olimpijskich. Polski team był na ustach wszystkich dziennikarzy sportowych, został oceniony bardzo wysoko. Taką ocenę za swój profesjonalizm usłyszeli obaj naukowcy także z ust Adama Małysza. Zacznijmy od przedstawienia warsztatu obydwu naukowców, by lepiej zrozumieć wartość ich pracy. Jan Blecharz był w „teamie” polskich skoczków odpowiedzialny za ich przygotowanie mentalne. Bardzo ważne, bo czasy, kiedy nie przywiązywano doń żadnej wagi dawno się skończyły. Jan Blecharz uważa, że umysł można i trzeba trenować tak samo jak ciało. Harmonijne połączenie umiejętności fizycznych i psychicznych zawodnika decyduje o jego powodzeniu. Dr Blecharz od dawna jest związany ze sportem i wspomina:

Uprawiałem lekkoatletykę, najpierw w „Unii” Tarnów, potem w AZS Kraków. Byłem biegaczem na średnich dystansach. Nie osiągnąłem jakiś sukcesów, ale poznałem „smak” sportu. Po zakończeniu studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim rozpocząłem pracę ze sportowcami, między innymi z Renatą Mauer-Różańską. Moja przygoda ze skoczkami narciarskimi rozpoczęła się przed Zimowymi Igrzyskami w Nagano. Był to jednak kontakt sporadyczny, ale poznałem całą grupę. Ta na serio moja praca zaczęła się, gdy grupę zaczął prowadzić Piotr Fijas, a potem Apoloniusz Tajner. Od tego momentu rozpoczęła się systematyczna współpraca. Wkrótce dołączył profesor Jerzy A. Żołądź i powstał team o którym dzisiaj głośno. Obowiązuje w nim zasada partnerstwa, wzajemnego szacunku, ustalania pewnych planów. Powstała w ten sposób, mam wrażenie, unikalna grupa na skalę światową. Obowiązują mnie zasady tajemnicy zawodowej i pewne rzeczy, które robimy pozostają między nami. Być może kiedyś po latach pewne nasze metody ujawnimy. Tajemnica sukcesu Adama Małysza polega na dobraniu pewnych metod naukowych i ich zastosowaniu. Uważam, że psychikę możemy trenować jak ciało. Rozwój musi być równomierny. Sport dzisiejszy jest bardzo wymagający i związany z maksymalnym wysiłkiem psychicznym i fizycznym. Rywalizacja toczy się na oczach milionów ludzi, przy ogromnej presji. To wszystko wymaga odpowiednich przygotowań psychicznych. Sport dzisiaj rozpatruje się w kategoriach pracy i to perfekcyjnej. Dlatego uważam, że pozostawienie zawodnika samego w takiej sytuacji jest wręcz niehumanitarne. Start w zawodach najwyższej rangi niesie za sobą nie tylko koszty energetyczne, lecz również wyczerpuje zawodnika w sensie energii psychicznej. Trzeba więc mu pomóc w odnowie i regeneracji. My lansujemy pogląd, że budujemy zawodnika kompletnego. Widzimy człowieka, a nie automat do oddawania skoków, który chcemy wykorzystać. Twierdzimy, że sport ma przygotować tego młodego człowieka także do późniejszego życia. Sport wyrabia przecież w człowieku cechy charakteru pożądane we współczesnym społeczeństwie: dyspozycyjność, konsekwencję w dążeniu do celu, nastawienie, że tylko rzetelna praca da mi efekt. Przecież medalu olimpijskiego, czy z mistrzostw świata nie zdobywa się bez ciężkiej, systematycznej pracy.

W swoich publikacjach dr Blecharz dużo pisze o stanie psychiki, który określa jako – flow – przepływ. Ten swoisty stan najwyższej koncentracji jest zdecydowanym sojusznikiem w zdobywaniu sukcesów polskich skoczków.

Stan flow jest stanem idealnej koncentracji, kiedy koncentrujemy się na określonym zadaniu. Gdy z jednej strony mamy poczucie zrelaksowania naszego ciała, a z drugiej koncentrujemy się na zadaniu, a nie na dystraktorach .Zawodnik ma wtedy poczucie lekkości wykonania, jakby rzeczy dzieją się same. Z drugiej strony ma poczucie lekkości sytuacji. Stan flow jest dostępny nie tylko sportowcom. Ludzie często doznają stanu flow w pracy zawodowej. Większosć jednak wchodzi w taki stan w sposób przypadkowy. W sporcie profesjonalnym chodzi o to, by taki stan uzyskiwać w danej chwili, na konkretnych zawodach – zwłaszcza mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich. Myślę, że w ubiegłym sezonie Adam Małysz najlepiej potrafił wyzwalać ten stan i najlepiej potrafił się koncentrować. Dalszej pracy wymagają Mateja, Skupień i młodzi zawodnicy. Ja osobiści jestem bardzo zadowolony z pracy w tym teamie. Tutaj wielka rola przypada trenerowi Tajnerowi, który jest człowiekiem bardzo otwartym i umie kierować chłopcami. Bo fakt, że ja z profesorem Żołądziem mogłem wykorzystać pełnię swego warsztatu, to jego zasługa. Wielka jest też rola trenera Piotra Fijasa. Po prostu zebrała się czwórka ludzi, idących do jednego celu. To wszystko w połączeniu z ogromnym talentem Adama Małysza dało fenomen, bo o fenomenie Małysza można już mówić. My się cieszymy, że jest sytuacja, która stymuluje nas do aktywności. Nie zapominamy bowiem, że nasi rywale są wielcy. To są świetni zawodnicy, świetnie zorganizowane teamy, jak niemiecki, fiński, austriacki czy japoński. Dysponują oni wielkimi środkami, wykształconymi ludźmi i nie możemy „spoczywać na laurach”, lecz stale pracować. Trzeba cały czas być czujnym i podejmować nowe wyzwania. W tej chwili wszyscy patrzą na nas, gdzie jedziemy, jak trenujemy i co robimy. To wszystko świadczy o tym, że jesteśmy „pod lupą”, ale podejmujemy wyzwania. Nie mamy innego wyjścia.

Zapytany jak ocenia obecną grupę dr Blecharz odpowiada:

Myślę, że mamy do czynienia z bardzo ciekawą grupą. Jest Adam Małysz, grupa starszych zawodników – jak Skupień i Mateja i młodsi – Pochwała, Tajner i Bachleda. Jest to więc mieszanina dojrzałości, rutyny i młodości. Ci młodsi mają w Małyszu wzór do naśladowania, co tworzy dobrą dynamikę grupy. Jeśli chodzi o Adama Małysza to jest on w obecnej chwili sportowcem profesjonalnym. Jest człowiekiem odpornym psychicznie. Okazuje się, że poradził sobie z tą ogromną popularnością, co jest bardzo trudne. Jest bardzo życzliwy kibicom, ale nieraz te przejawy popularności są uciążliwe. Ale kibice chyba to rozumieją. Wolą przecież oglądać Adama zwycięskiego, daleko skaczącego. Przypadek Adama Małysza pokazuje, że sport nadal łączy ludzi i dostarcza im naprawdę pozytywnych emocji. Może być czysty, spontaniczny. Co więcej, przykład Adama Małysza pokazał ile jest w nas tęsknoty za sukcesem, autentycznością. I myślę, że jest to jeden z mechanizmów zjawiska zwanego „małyszomanią". To przejdzie do historii. Ponadto Adam nadal jest naturalny, sukces go nie odmienił. Jest taki jaki był i to też jest wielkie. Pokazał też, parafrazując już pewne wyświechtane hasło, że „Polak potrafi”. Że Polak jest dobry, nawet najlepszy na świecie. Okazało się, że ciężka praca i wysiłek dają taki a nie inny efekt.

Kolejnym można rzec „filarem” zespołu pracującego z polskimi skoczkami był profesor Jerzy Andrzej Żołądź. Z zawodu fizjolog i pracownik krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego, zdobył za granicą bogate doświadczenie i zajmuje się „mocą” mięśni Adama Małysza i pozostałych polskich skoczków. Podczas międzynarodowej konferencji „Sporty zimowe u progu XXI wieku oraz tradycje i perspektywy Zakopanego”, zorganizowanej w czerwcu 2001 r., profesor Żołądź przedstawił współczesne metody badań wydolności fizycznej sportowców. Zarysował badania mechanizmów fizjologicznych zachodzących w mięśniach sportowca i ich historię, przedstawił też najnowocześniejsze dokonania w tej dziedzinie jak np. metodę spektroskopii, czyli pobierania próbki mięśnia u sportowca. Profesor Żołądż stworzył też słynną już platformę do ćwiczeń odbicia. Trener Apoloniusz Tajner w sposób następujący wypowiada się o współpracy z fizjologiem i psychologiem.

Współpraca układa się bardzo dobrze. Nasz układ oparty jest na partnerstwie, koleżeństwie i przyjaźni. Dlatego dobrze jest to przyjęte przez zawodników. Mamy jednolity wpływ na grupę. Wszyscy zawodnicy mają w nas jednakowo mocne oparcie. Mocnym filarem zespołu jest też drugi trener – Piotr Fijas. Tworzymy wszyscy wyjątkowo zgrany, równy zespół – powiedział Apoloniusz Tajner.

Tak mówili naukowcy ze sztabu szkoleniowego oraz trener Tajner jeszcze pół roku temu. Niestety spójność tego wyjątkowo zgranego i dobrze zorganizowanego zespołu została mocno naruszona przez decyzję działaczy PZN. Czy rzeczywiście dojdzie do porozumienia po powrocie Apoloniusza Tajnera z Ramsau naprawdę trudno powiedzieć. Sami zainteresowani: prof. Żołądź i dr Blecharz twierdzą dyplomatycznie, że mogą się spotkać z prezesem Włodarczykiem i owszem, ale... na kawie i powspominać dobre czas, ale tylko tyle, bo do kadry już nie wrócą...

Wojciech Szatkowski - Muzeum Tatrzańskie