Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz: "To nie był mój dzień"

Drugi z zakopiańskich konkursów był średnio udany dla polskich skoczków. Lepiej będą go na pewno wspominać Łukasz Rutkowski i Kamil Stoch, nieco gorzej Adam Małysz, który w sobotę spisał się przecież dużo lepiej. 


Łukasz Rutkowski podszedł do nas z wafelkiem Prince-Polo, który dostał od siostry Warszawskiej: "Siostra jest fajna, trzeba jej dziękować, że przychodzi na każde zawody, żeby nam osładzać życie. Mam powody do zadowolenia, moje skoki się stabilizują mam nadzieję, że do zimy będzie jeszcze lepiej. Wiem już, że do Japonii nie lecę, ale zapewne wystąpię w Klingenthal i chciałbym się tam pokazać z jak najlepszej strony" powiedział nam.

Adam Małysz nie miał szczególnych powodów do zadowolenia, ale nie wyglądał na przygnębionego. Nie bawił się też w żadne wymówki czy usprawiedliwienia: "To nie był mój dzień. Oba skoki wyraźnie spóźniłem i potem już tylko "pchałem powietrze". Zupełnie inaczej, niż wczoraj. Nie czuję się za dobrze, choć nie chcę zwalać na samopoczucie. Po prostu moje skoki były dużo gorsze, niż wczoraj. Ale nie załamuję się, trenuję dalej" - skomentował Adam.

Wiślanin odniósł się też do warunków atmosferycznych: "Mgła była strasznie gęsta. Jak siedziałem na belce, to ani nie widziałem trenera, ani go nie słyszałem. Czekałem ile się dało a potem pojechałem sam. A na dole trenerzy mi powiedzieli, że machali i wołali do mnie we trójkę. Ale mgła nie przeszkadza w skakaniu. Doświadczony skoczek skacze na wyczucie. A szczególnie jak jest w formie, jak jest w gazie. Widoczność wynosiła na rozbiegu około pięciu metrów, ale to wystarczy, żeby się dobrze wybić. Trenerzy nie podjęli jeszcze decyzji czy pojadę do Klingenthal, ale jeśli tak, to będę tam walczył o jak najlepszy wynik. Wczoraj pokazałem, że jestem w formie. Więc mam nadzieję, że po prostu to nie był mój dzień, że to był zwykły przypadek" - zakończył Małysz.

Kamil Stoch odpowiadał na pytania dotyczące nowego systemu: "Jeszcze mi się nie zdarzyło, by trener stosował ze mną jakieś zagrywki techniczne z obniżaniem belki. To się stosuje raczej dla zawodników ze ścisłej czołówki. Ale wszyscy się powoli przyzwyczajamy do tego nowego systemu nie oceniamy już swoich skoków zaraz po wylądowaniu, tylko patrzymy na monitor i sprawdzamy punkty" - powiedział Kamil.