Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz: "Szum medialny był dla mnie horrorem"

Adam Małysz w wywiadzie udzielonym dla magazynu "Red Bulletin" opowiada o początkach swojej kariery i o tym, jak po wybuchu "Małyszomanii" musiał chować się przed dziennikarzami nawet w...szafie.

"To nie jest tak, że mam jeden cel i to wszystko. Dziennikarze często pytają czy najbardziej motywuje mnie kasa? I coś w tym jest, a szczególnie było na początku, gdy zaczynałem skakać. W latach 1993 i 1994, kiedy powstawała nowa Polska Kadra Narodowa w skokach narciarskich, często śmialiśmy się z kolegami, że gdy już wygramy Puchar Świata, to kupimy sobie po maluchu.
Potem marzeniem każdego z nas był używany VW golf, sprowadzany z Niemiec. Cały czas odkładałem na to auto, a gdy w 1996 roku wygrałem w Oslo, to pojechałem je kupić właśnie do Niemiec. Miałem farta. Nabyłem golfa III, czyli w ogóle rarytas. Wprawdzie był trochę rozbity, ale szwagier zaraz zrobił mi karoserię. W tamtych czasach to było wielkie przeżycie. Później największą motywacją były kolejne wygrane" - opowiada Małysz.

"Gdy w 1996 roku wygrałem PŚ i wróciłem do Polski z Norwegii, wybuchł wielki szał, a ja byłem skromnym chłopakiem z Wisły. Cały ten szum medialny był dla mnie prawdziwym horrorem. U nas zawsze dom był otwarty dla gości, każdy mógł wejść i spytać się o co chciał, nie musiał dzwonić dzwonkiem i czekać pod bramą. Wchodziło się prosto do babci, do kuchni. Aż od pewnego momentu zrobiło się tak, że ciągle ktoś wchodził i pytał tylko: "czy jest Adam?" i od razu ładował się z kamerami do środka" - wspomina najlepszy polski skoczek w historii.

"I co tu zrobić, gdy siedzisz w pokoju, a kamerzyści są już w kuchni? Zostawała mi tylko szafa. Po powrocie z Norwegii był taki moment, że dziennikarze jeździli za mną w zasadzie wszędzie. Raz jak przyjechali, to wszedłem do szafy i siedziałem tam ze trzy godziny, aż wyszli. Trzy godziny czekali w kuchni, myśląc że może wrócę do domu. To było bardzo trudne, choć teraz może miło powspominać. Jestem dumny, że nie odbiła mi tak zwana "szajba". Większość znajomych była przekonana, że jak osiągnę sukces, od razu pójdę w tango, rozpiję się albo ktoś mnie naciągnie i przepuszczę wszystkie zarobione pieniądze. Okazało się, że może być zupełnie inaczej" - zakończył podwójny srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich w Vancouver.