Strona główna • Puchar Świata

"Szkiełkiem, okiem i sercem": Weekend w Lillehammer – podsumowanie

Pociąg się rozpędza, karuzela rozkręca, emocje rosną. Za nami kolejne dwa konkursy – weekend w pięknym Lillehammer, które gościło Igrzyska Olimpijskie w 1994 roku. Co przyniosły nam te dwa konkursy?

Przede wszystkim przyniosły nam kolejny dublet Thomasa Morgensterna, który przejął żółtą koszulkę od swojego kolegi z drużyny – Andreasa Koflera. Morgi po raz czwarty w karierze wygrywa dwa konkursy w jednym mieście dzień po dniu. Poprzednio dokonywał tego w Trondheim (8 i 9 grudnia 2007), Villach (13 i 14 grudnia 2007) oraz w Sapporo (2 i 3 lutego 2008). Czy „Gwiazda Zaranna” zaczyna kolejny okres dominacji w swojej karierze? Po tłustych latach 2007-2008 przyszły na Morgiego dwa lata chudsze, a początek tego sezonu zdaje się zwiastować kolejne piękne chwile dla Karyntczyka. Ambitny zawodnik, obwołany cudownym dzieckiem austriackich skoków długo musiał oglądać plecy swojego młodszego i zdolniejszego kolegi, który przyćmił jego sukcesy – Gregora Schlierenzaeura. W międzyczasie triumfy święcił też Wolfgang Loiztl. Z pewnością nie był to dla Morgiego komfortowy okres. Teraz karta chyba się odwraca. Na razie na cztery występy ma dwa zwycięstwa i tylko raz, w Kuopio, był poza podium.

Za plecami Morgensterna czai się nowa nadzieja fińskich skoków – Ville Larinto. W niedzielę po raz drugi w tym sezonie (a piąty w karierze) stanął na podium i o dwa punkciki przeskoczył w klasyfikacji generalnej Andreasa Koflera. Postawa jego oraz Mattiego Hautamaeki pokazuje, że to Finowie a nie Norwegowie są w tej chwili najpoważniejszymi rywalami Austriaków. Finowie nieco utarli nosa sąsiadom zza miedzy, bo ich reprezentant jak na razie ma na koncie pucharowe zwycięstwo a Norwegom udało się na własnym terenie zając tylko dwa miejsca na podium w sobotnim konkursie. W niedzielę najlepszy z Norwegów – Evensen – był dopiero piąty. Tyle, że poza dwoma wymienionymi powyżej, Finlandia nie ma na razie kim się pochwalić, podczas gdy Norwegowie mogą wystawić względnie równą czwórkę do drużyny. Dlatego też na inauguracyjnym konkursie w Kuusamo Finowie przegrali u siebie nawet z Japończykami. Przewiduję, że jeśli Ahonen nie odbuduje wysokiej formy na TCS, Finowie szybko pogodzą się z Harri Olli. Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni.

Ta sytuacja przekłada się na klasyfikację Pucharu Narodów. Norwegowie wyprzedzają Finów i są na miejscu drugim. Polska wciąż na miejscu piątym (dzięki drużynówce w Kuusamo i Adamowi Małyszowi). Nadal wyprzedzamy Niemców, ale przed nami są Japończycy.

Warto przy okazji zwrócić uwagę na to, że Austriacy również mają dwóch wyraźnych liderów a Schlierenzauer i Loitzl spisują się na razie poniżej oczekiwań. Rośnie zatem szansa dla Manuela Fettnera, by zająć miejsce jednego z nich w konkursach drużynowych, a w tym sezonie drużynówki odbędą się jeszcze sześć razy, doliczając do startów pucharowych te najważniejsze - na MŚ w Oslo. No chyba że Pointner postawi na Kocha, ale ten również na razie zawodzi. Póki co Austriacy nie dominują tak, jak sezon czy dwa temu.

W czołówce mamy jeszcze Ammanna, który w czterech startach trzy razy stawał na najniższym stopniu podium. Jeśli Szwajcar chce uzupełnić swoją kolekcję trofeów o to jedno, którego mu jeszcze brakuje, czyli zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni, to musi się trochę spiąć, choć ma niezłą pozycję wyjściową. Na razie faworytem będzie Thomas Morgenstern który oba norweskie zwycięstwa odniósł w dość przekonującym stylu: odpowiednio o 5 i 10 punktów.

Pozostałe ekipy nie pokazały nic szczególnego. W drużynie niemieckiej przebłyski ma już od Kuopio Severin Freund, ale całkiem dobre skoki konsekwentnie przeplata słabymi. Japończycy, Słoweńcy i Czesi byli w Norwegii mniej widoczni niż w Finlandii a wszyscy Rosjanie do kupy nie zdobyli na razie nawet tyle punktów co samotny Francuz Emmanuel Chedal. Piszę samotny, bo Vincent Descombes-Sevoie jeździ na zawody chyba tylko po to, by Manu miał z kim pogadać.

Krok do przodu zrobiła w Norwegii polska drużyna. A raczej jej część. Adam Małysz wskoczył raz do czołowej piątki. Kamil Stoch pokazuje, że może regularnie punktować i jego skoki wydają się być coraz lepsze. Wskoczył już w konkursie do drugiej dziesiątki i niewiele mu brakuje, by zrobił to samo w klasyfikacji generalnej. To oczywiście mniej, niż od niego oczekujemy, ale postęp warto zauważyć. Pierwsze swoje punkty zdobył Stefan Hula i u niego też jakiś postęp można zauważyć. Marcin Bachleda, jeśli zrobił jakiś postęp to było go widać jedynie w seriach niepunktowanych. Pozostała trójka konsekwentnie zawodzi, bo jeśli po raz pierwszy przez kwalifikacje przebrnął (na ostatnim premiowanym miejscu) Dawid Kubacki, to tylko dlatego, że z konkursu na konkurs malała konkurencja. Być może dla tej młodej trójki PŚ to jednak wciąż za wysokie progi. Nie przyszedł jeszcze ich czas. Na pewno warto sprawdzić czy w kraju ktoś nie prezentuje się lepiej. Może doświadczony Rafał Śliż? Może Łukasz Rutkowski odzyskał już moc? Może drugi z braci Miętusów?

Trener Łukasz Kruczek ma wciąż ból głowy, ale chyba jest jakieś światełko w tunelu. Wystarczy spojrzeć na skoki Kamila Stocha – gołym okiem widać, że są lepsze, co odbija się zarówno w odległości jak i notach sędziowskich. Lepiej wyglądają też skoki Huli, szkoda że jeden ze słabszych w Lillehammer zdarzył mu się akurat w pierwszej serii niedzielnego konkursu. Tak czy owak norweskie zawody były dla nas nieco weselsze niż fińskie. Miałem więc rację pisząc kilka dni temu, że gorzej niż na inauguracji nie będzie. A co będzie w Harrachovie? Tylko dwie rzeczy są pewne: dobre piwo i knedliczki...