Strona główna • Puchar Świata

"Szkiełkiem, okiem i sercem": Zadyma w Harrachovie

Co zapamiętamy z tegorocznych zawodów w Harrachovie? Wielką zadymkę na skoczni i ciągłe przesuwanie terminu rozpoczęcia konkursu. Tak częste, że w końcu nawet w biurze prasowym zawodów powstał bałagan i nie było wiadomo, czy z pierwszego konkursu zostanie rozegrana jedna seria, czy dwie, czy przed niedzielnym będą jeszcze kwalifikacje, czy nie, czy już zapadła decyzja o odwołaniu, czy wciąż tylko o opóźnieniu.

Gdy ostatecznie zdecydowano o odwołaniu, chyba wiele osób odetchnęło, że przynajmniej wszystko wiadomo. Organizatorzy z uporem godnym lepszej sprawy uparcie przekładali rywalizację na dalsze godziny, licząc na łut szczęścia, na to, że prognozy jednak się nie sprawdzą. Bo te niemal od samego początku nie pozostawiały złudzeń. Pewnie wpływ miały na to doświadczenia z zeszłego roku. Wtedy zawody odwołano na tydzień przed terminem z powodu braku śniegu. I jak na złość śnieg wkrótce spadł i zawody dałoby się przeprowadzić przy wykazaniu pewnego poświęcenia i samozaparcia. Tym razem determinacji było aż nadto i – jak na ironię – nic to nie dało.

Rok temu zawody w Harrachovie odwołano - jak stoi wyżej - z powodu braku śniegu. Trzy lata temu z dwóch konkursów na mamucie odbyła się jedna seria pierwszego. Akurat ta przełożona z soboty na niedzielny poranek, więc skoczków dopingowało kilkuset kibiców, bo mało kto wiedział, że na skoczni coś się będzie działo. W grudniu 2006 też odwołano harrachowskie konkursy z powodu braku śniegu. Łukasz Kruczek wspominał mi, że gdy na Certovej Horze po raz pierwszy zamontowano siatki osłaniające obiekt od od wiatru, to po jakimś czasie wichura zwaliła na zeskok te siatki razem z rusztowaniem. Trochę się tego uzbierało przez ostatnie lata.

Czy to znaczy, że to miejsce pechowe? Niekoniecznie, wielu twierdzi, że to tylko kwestia terminu. Że w grudniu lepiej pozostać w Skandynawii, a w Czechach konkursy rozgrywać w styczniu. Na pewno jest wtedy większe prawdopodobieństwo śniegu. Czy styczeń jest lepszym terminem – będzie okazja sprawdzić już w tym roku, gdy skoczkowie wrócą do Harrachova na zawody w lotach.

Nie było zawodów, nie ma więc wygranych ani przegranych. Niektórzy twierdzą, że wygrali ci, co na zawody Certaku się nie stawili i spokojnie sobie trenowali (np. Gregor Schlierenzauer czy Janne Ahonen). Czy rzeczywiście na tym wygrali, to zobaczymy za tydzień, w Engelbergu. Jeśli oczywiście zawody dojdą do skutku. Bo ten wietrzny weekend przypomniał nam, jak bardzo skoki są zależne od pogody. W skokach nic nie jest pewne. Poza Walterem Hoferem i Adamem Małyszem - rzecz jasna. W Engelbergu pewne będą też punktualne zegarki i fioletowe krowy. Jak to w Szwajcarii.