Strona główna • Puchar Świata

"Szkiełkiem, okiem i sercem": Szwajcarski Trójskok

Morgenstern. Bez żadnych wątpliwości. Jak długo? Nie będę się bawił w zgadywanki, ale chyba jeszcze długo. To był bezsprzecznie jego weekend. Austriak powiększa swą przewagę nad resztą stawki w Pucharze Świata.


Chyba tylko decyzja, by przeprowadzić pierwsza serię niedzielnego konkursu, w takich warunkach, w jakich ją przeprowadzono, oraz niedoskonałość systemu kompensacji za wiatr i belkę sprawiły, że Thomas Morgenstern nie wygrał wszystkich trzech konkursów. Choć... kto wie? Gdyby w pierwszej serii Adam Małysz, Andreas Kofler i Thomas Morgenstern skakali w takich samych warunkach, być może to Adam Małysz cieszyłby się ze swojego pierwszego tej zimy zwycięstwa? Póki co, średnio do tej pory przychylny Orłowi z Wisły Engelberg przyniósł mu dwa miejsca na podium. Po raz pierwszy w historii. Inna sprawa, że po raz drugi miał na to aż trzy próby.

Trudno z samych tylko wyników wyciągać daleko idące wnioski. Przecież reprezentatywny był tylko konkurs sobotni i połowa niedzielnego. Ten z piątku, jednoseryjny był wypaczony przez śnieg. Ten wczorajszy – przez wiatr. Ale kilka rzeczy jest oczywistych – rosnąca dominacja Austriaków (Morgenstern i Kofler) i zacięta pogoń Finów (Larinto i Hautamaeki). Ale Austriacy wciąż rządzą. Piatkowe podium należało do nich, w sobotę szyki pomieszali im Małysz z Hautamaeki a wczoraj tylko Małysz. Taki to naród, że nawet kontuzja Schlierenzauera im w niczym nie przeszkadza. Młody Tyrolczyk teraz trochę popauzuje, TCS ma z głowy. Kiedy wróci na skocznię? Na pewno przed najważniejszą imprezą sezonu. I tu od razu coś mi się przypomina. Simon Ammann i 2002 rok. Oby nie było powtórki z rozrywki. Bo Oslo jest królestwem kogo innego. Sie wie, kogo.

Adam Małysz nam się odradza w pięknym stylu. Dwa miejsca na podium, najdłuższe skoki serii, niedzielny awans o 14 pozycji a w generalnej o dwie. Tylko tego zwycięstwa wciąż brak! Oj, jak brak! Ostatnie w Pucharze było 25 marca 2007 roku, w Planicy. Czy uda się jeszcze w tym roku? Została już tylko jedna szansa. W każdym razie, jeśli nie w tym roku, to na pewno w tym sezonie. Jestem o to dziwnie spokojny.

Rozczarował u siebie Ammann. Szósty w piątek, dziewiąty w sobotę i dwunasty w niedzielę – czyli co konkurs to trzy oczka w dół. Nic dziwnego, że Szwajcar stracił swą czwartą pozycję w PŚ na rzecz Mattiego Hautamaeki. Tak wygląda teraz czołówka (pierwsza dziesiątka) Pucharu Świata:


Klasyfikacja generalna
LpZawodnikkrajpktstrata 1strata 2
1 Thomas Morgenstern Austria 605 0 0
2 Andreas Kofler Austria 480 - 125 - 125
3 Matti Hautamaeki Finlandia 351 - 254 - 129
4 Ville Larinto Finlandia 339 - 266 - 12
5 Simon Amman Szwajcaria 311 - 294 - 28
6 Adam Małysz Polska 290 - 315 - 21
7 Tom Hilde Norwegia 200 - 405 - 90
8 Johan Remen Evensen Norwegia 199 - 406 - 1
9 Daiki Ito Japonia 185 - 420 - 14
10 Wolfgang Loitzl Austria 179 - 426 - 6

Jak widzimy, najważniejszym dla nas ruchem jest to, że Adam Małysz przeskoczył obu Norwegów i zbliżył się do Szwajcara i poprzedzających go Finów. W porównaniu z tabelą po zawodach w Lillehammer Kofler awansował na drugie miejsce a do dziesiątki śmiało wskoczył Wolfgang Loitzl, wypychając z niej Andersa Bardala. Do trzeciego miejsca różnice punktowe są spore, ponad 100 punktów, potem robi się ciasno. Ale Małysz powiększył swą przewagę nad Hilde do niemal stu punktów.

Jeszcze bardziej niż Ammann, rozczarowali Norwegowie. Najlepszym Wikingiem w piątek był dziewiąty w konkursie... Rune Velta (!). Czyli skoczek, którego komentator TVP Włodzimierz Szaranowicz pomylił z żużlowcem Rune Holtą. W sobotę Hilde zajął ósmą pozycję, a w niedzielę Bardal dziesiątą. Cóż się dziwić, że w Pucharze Narodów Austriacy odstawili ich o prawie całą długość. Mają już 2008 punktów a Norwegowie 1197. Za to my wyprzedziliśmy Japończyków i wskoczyliśmy na czwartą pozycję.

A jeszcze w piątek nic tego nie zapowiadało. Tymczasem Adam znów szturmuje podium, Kamil przypomniał sobie jak się skacze, a Stefan Hula, przy odrobinie szczęścia osiągnął najlepszy wynik w życiu - po raz drugi w karierze (pierwszy był w słabo obsadzonym konkursie w Sapporo dwa lata temu) plasując się w pierwszej dziesiątce Pucharu Świata. Malkontenci mogą sarkać, że w pierwszej serii wydatnie pomógł mu wiatr. Niech sobie sarkają. Szczęście też trzeba umieć wykorzystać, a w drugiej serii szczyrkowianin oddał już bezdyskusyjnie bardzo dobry skok i jako jeden z nielicznych szczęściarzy z pierwszej serii, potrafił utrzymać wysoką pozycję. Niektórzy tracili po dziesięć, nawet kilkanaście pozycji. On stracił trzy. Brawo Stefan!

Swoje pierwsze punkty zdobył też wreszcie Marcin Bachleda, ale Diabełek ma tę irytującą właściwość, że jak jednego dnia zapunktuje, to drugiego przepadnie w kwalifikacjach. Cóż, najwyraźniej forma wciąż niestabilna, i lepsze skoki przeplata gorszymi. Fajnie, gdy słabszy skok przypada na drugą serię konkursu (jak w sobotę). Nieco gorzej, gdy na pierwszą (jak w piątek). A czasem ten słaby skok wypada Diabłowi w kwalifikacjach (jak w niedzielę). Diabły są złośliwe...

Ale ogólnie polski weekend należy ocenić pozytywnie, a niedziela to już miód na nasze serca. Tylko raz w historii (tak odległej, że niektórzy kibice znają te czasy tylko z podręczników do tego przedmiotu, albo nawet nie, bo na lekcjach historii często z tym materiałem ciężko się wyrobić do wakacji) czyli 27, stycznia 1980 roku, Polacy odnotowali lepszy występ w Pucharze Świata. I to na własnej Wielkiej Krokwi. Wygrał Piotr Fijas przed śp. Stanisławem Bobakiem a Stanisław Pawlusiak był piąty. Mamy więc po raz drugi w historii trzech Polaków w pierwszej dziesiątce PŚ a po raz pierwszy poza granicami Ojczyzny.

Dołóżmy do tego małe kroczki naprzód Kubackiego i Miętusa, zdecydowanie lepsze występy Polaków w Pucharze Kontynentalnym, który w ten weekend odbył się w tureckim Erzurum i nasz nastrój już nie musi być grobowy, jak na początku sezonu. Pniemy się w górę. I utrzymaliśmy kwotę sześciu zawodników na drugi period PŚ, tracąc tylko siódmego "bonusowego" za wyniki w PK.

Przy okazji od razu podam kwoty startowe na Turniej Czterech Skoczni:

kwoty startowe na III period
krajliczba
Austria 7
Niemcy 7
Polska 6
Norwegia 6
Finlandia 6
Czechy 5
Japonia 5
Rosja 4
Słowenia 4
Francja 4
Szwajcaria 3
reszta krajów 2

Zauważalny postęp zrobił Paweł Karelin. Aleksander Swiatow odgrażał się przed sezonem, że młody skoczek z Niżnego Nowogrodu będzie wkrótce jednym z pięciu najlepszych skoczków świata. Jeśli chodziło o jednorazowy występ, to słowo stało się ciałem w niedzielę, gdy Karelin znalazł się tuż za podium. Ale forma sportowa to nie zapałka, tu trzeba więcej niż raz. Na razie Paweł rzeczywiście zastąpił Dimitrija Wasiliewa w roli lidera kadry a w Engelbergu trzy razy zameldował się w "10".

Na innych frontach: Japończycy w Engelbergu przygaśli, niemiecka kadra jest w zaniku. Choć akurat niedzielny konkurs był pierwszym w tym sezonie, gdy więcej niż jeden Niemiec pojawił się w "10". Wcześniej udało się to zresztą tylko Neumayerowi w Kuopio. Czesi są, a jakby ich nie było, katastrofa u Słoweńców. Czy Miran Tepes pokłócił się z własnym synem, czy też stara się po prostu nie budzić żadnych podejrzeń, trudno ocenić. W każdym razie, jeśli Jurij nie będzie trzymał nerwów na wodzy, skończy jak Olli.

Tyle z Engelbergu. Teraz nas czeka świąteczna przerwa w PŚ. A co będzie potem, podczas Turnieju Czterech Skoczni? Tylko dwie rzeczy są pewne: system KO, oraz to, że niejeden "lucky looser" wyprowadzi nas z równowagi...