Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Wisła. Czy jest życie po Małyszu?

Przy wjeździe do Wisły stoi tablica z napisem "Tutaj lata nasz mistrz świata". Postawił ją za swoje pieniądze biznesmen Przemysław Gorzechowski, gdy Adam Małysz zdobył w Lahti tytuł mistrzowski w 2001 roku. Małysz jeszcze lata, ale już niedługo. Dzięki niemu miasto rozwinęło skrzydła. Żyło w rytmie wzlotów i upadków skoczka. Co będzie dalej? - zastanawia się Marcin Hetnał


3 marca 2011 roku, skocznia Holmenkollen w Oslo. Ta sama, na której Małysz odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata. Skończył się właśnie konkurs o mistrzostwo świata, wzruszony skoczek mówi do kamery: "To były moje ostatnie mistrzostwa, to jest mój ostatni sezon. Nie jestem robotem, zamykam ten rozdział w życiu". Każdy kibic w Polsce wiedział, że taka chwila nadejdzie, ale miał nadzieję, że nadejdzie jak najpóźniej.

"Z drugiej strony to chyba najlepszy moment. Lepiej odejść, będąc wciąż na szczycie. I tak to, co dla nas wszystkich zrobił, jest po prostu niesamowite" - mówi Jarosław Czyż, właściciel sklepu z pamiątkami przy dworcu autobusowym w Wiśle. Sklep elegancki, przestronny. Na półkach oprócz tradycyjnych ciupag, kierpców, drewnianych górali przepowiadających pogodę i struganych świątków mnóstwo gadżetów związanych ze skokami narciarskimi. Jest metalowa skocznia w Wiśle-Malince ze skoczkiem na progu, jest gra z wizerunkiem tejże skoczni, są strugani skoczkowie w locie, kubki z wizerunkiem Małysza.

"A to jest hit ostatniego sezonu, Myszka-Małyszka" - pokazuje pan Jarosław. Wystrugana z drewna mysz na nartach ma do głowy przyczepioną sprężynę. Gdy się ją łapie za czapkę, spada gwałtownie w dół i podskakuje do góry. Jest też w sklepie specjalny regał, a na nim zdjęcie syna państwa Czyżów i kilka pucharków. Bartek Czyż to utalentowany młody skoczek, wygrał już kilka konkursów dla dzieci i juniorów.

Podobnie jest z Tomkiem Pilchem, siostrzeńcem Małysza. Gdy miał trzy lata, dostał od wujka pod choinkę dziecięce narty. Potem razem chodzili na górkę, gdzie z usypanej ze śniegu skoczni Tomek oddawał swoje pierwsze skoki. Gdy miał sześć lat, rodzice zapisali go do klubu. Dziś ma już lat 11 i znawcy uważają, że talent do skakania ma po wujku.

Czyż i Pilch to już skoczkowie z ery tzw. małyszomanii. Każdy chciał znać Małysza Gdy skoczek z Wisły wygrał w 2001 roku Turniej Czterech Skoczni, a potem odnosił kolejne olśniewające sukcesy, wiślanie patrzyli na resztę kraju z uzasadnioną wyższością. W końcu oni już dawno poznali się na talencie Małysza, wierzyli w niego i wspierali, gdy przechodził głęboki kryzys po igrzyskach w Nagano. Reszta kraju machała wtedy ręką i twierdziła, że "z tego Małysza to już nic nie będzie". Bo w Wiśle skoczkom kibicowało się od zawsze, bo tu przecież mieszkają krewni, znajomi, koledzy. Dlatego w 2001 roku inny sławny wiślanin Jerzy Pilch pisał w "Polityce", że w Wiśle małyszomania miała swój specyficzny wymiar: "Socjologiczna odległość od Małysza staje się źródłem nowych tamtejszych hierarchii społecznych". Każdy chciał znać Małysza, albo kogoś, kto zna Małysza, albo kogoś, kto zna kogoś, kto zna Małysza.

Na forach internetowych fani pisali sobie miniprzewodniki po Wiśle "śladami Małysza". Tu trzeba wstąpić, bo tu pracuje jego mama, tam pomyszkować, bo można spotkać Apoloniusza Tajnera, tam zaglądnąć, bo Adam grywał tam jako dziecko w piłkę.

Jednym z miejsc obowiązkowych do odwiedzenia stała się cukiernia U Janeczki. Pracują tam krewne Adama. W 2001 roku cukiernia rozpisała konkurs na nazwę dla specjalnego ciastka: na czekoladowym cieście z bananowym kremem leży bezowa skocznia i sterczy czekoladowy skoczek. Pani Sylwia Czyż zaproponowała "Ciacho Mistrza AM AM". Nazwa się przyjęła i produkt trafił do sprzedaży. "Ciastko jest niezwykle popularne i odporne na wahania formy mistrza. Raczej obserwujemy sezonowość - więcej się go sprzedaje w zimie, gdy w telewizji skoki pokazują na okrągło. Ludzie mówią, że zjedzenie tego ciastka jest jak oddanie hołdu Małyszowi. My, tworząc je, też chcieliśmy mu oddać hołd. Zrobił dla rozsławienia naszego miasta tyle, co nikt inny i jesteśmy mu winni wdzięczność" - zdradza Janina Białas, szefowa cukierni.

Tak w Wiśle mówią wszyscy, łącznie ze starym-nowym burmistrzem Janem Poloczkiem. "Adam Małysz rozsławił Wisłę na cały świat. Żal, że tak szybko przeleciało te kilkanaście lat. Byłem burmistrzem, gdy Adam odnosił swoje pierwsze sukcesy [Poloczek był już burmistrzem w latach 1998-2006 - przyp. red.]. Teraz jest mi dane być ponownie burmistrzem, gdy Adam ogłasza zakończenie kariery. Zdecydowanie weselej było uczestniczyć w tych radosnych wydarzeniach. Ale takie jest życie, wszystko się kiedyś kończy, a Adamowi należy się uznanie, że nie rozmienia swej kariery na drobne, tylko odchodzi w glorii. Zdobył Brązowy Medal mistrzostw świata na zakończenie i należy mu się wielki szacunek" - mówi Poloczek.

Adam przez dziurę w płocie

Oczywiście miasto zamierza uhonorować skoczka. "Jestem po wstępnej rozmowie z Adamem. Wkrótce spotkamy się znowu i wyznaczymy wspólnie termin i formułę podziękowania za jego karierę, tak by wszystko mu pasowało. To musi być impreza o odpowiedniej randze" - zapowiada burmistrz. (Dziś już wiadomo, że ta impreza odbędzie się w Wiśle w czerwcu i zapewne weźmie w niej udział Prezydent RP, Bronisław Komorowski). I mówi, że nie ma obaw co do tego, jak poradzi sobie teraz Wisła. "Tracimy czynnego zawodnika, i to oczywiście duża strata. Ale Wisła musi i będzie dalej się rozwijać wielotorowo. Skorzystaliśmy z szansy, jaką dała nam olbrzymia popularność Wisły poprzez Adama Małysza i dziś to nie jest takie samo miasto jak 15 lat temu. Rozwinęła się baza turystyczna - wyciągi, stoki, hotele. Będzie tak nadal, bo nazwisko Małysz nie przestanie przyciągać turystów i inwestorów. Turystów może nawet bardziej, bo przecież Adama będzie teraz łatwiej tu zastać" - mówi burmistrz.

Na urzędowe podziękowania nie czekają mieszkańcy. Jan i Helena Legierscy już po olimpiadzie w Vancouver wywiesili na swojej restauracji - Chacie Olimpijczyka - wielki banner: "Adamie, jesteś wielki, dziękujemy!". "Takiej promocji miasta, jaką zrobił Adam, to 10-letni budżet miasta by nie załatwił" - mówi pani Helena. I przypomina czasy sprzed małyszomanii.

"Wisła zawsze była popularnym turystycznym kurortem. Ale za czasów Adama rozwijała się dużo szybciej" - mówi Legierska. Chata Olimpijczyka stoi na ulicy Bukowej. Zatrzymywały się tu całe pielgrzymki, które ciągnęły pod dom Małyszów, stojący 200 metrów wyżej. A swego czasu były one prawdziwym utrapieniem. Najbardziej namolni kibice połamali Małyszom żywopłot, a gdy gospodarze odgrodzili się od ciekawskich spojrzeń betonowym murem, wybili w nim dziurę! Gdy tuż obok wyrosły apartamentowce, z okien których ogród Małyszów jest widoczny jak na dłoni, Adam powiedział: "Dość!".Dziś Małyszowie mieszkają już w nowym domu, znów na Kopydle, bliżej rodziców.

"U nas zawsze czeka na nich stolik. Jak usłyszałam jego decyzję, to się z mężem popłakaliśmy. Ale moja pierwsza myśl potem brzmiała: 'Wreszcie pani Iza będzie go miała bardziej dla siebie'. Bo ja też jestem żoną sportowca i doskonale wiem, co ona przeżywała przez te lata" - mówi pani Helena. Jan Legierski był skoczkiem i kombinatorem norweskim, dwukrotnie startował w igrzyskach olimpijskich. Dlatego restauracja nazywa się Chata Olimpijczyka i jest kolejnym ważnym przystankiem małyszowej wycieczki przez Wisłę. Bywanie tam to moda również wśród celebrytów, których zdjęcia z właścicielami bogato zdobią ściany.

Odchodzi Małysz sportowiec

Największym pomnikiem Małysza w Wiśle jest jego skocznia w dzielnicy Malinka. Nazwany jego imieniem obiekt powstawał długie lata i on akurat chwały skoczkowi nie przysparza. Kłopoty z funduszami, ślimacząca się budowa, katastrofa budowlana, ciasne trybuny, a od jesieni na skoczni nie działa wyciąg, co utrudniało Adamowi treningi przed jego ostatnim sezonem. "Jest mi wstyd za ludzi zajmujących się tą skocznią" - mówił gorzko "Gazecie" Małysz pod koniec stycznia. Być może dlatego uroczyste pożegnanie Adama odbywa się w Zakopanem, nie w rodzinnej Wiśle, na skoczni jego imienia. Jak robić imprezę, gdy wjedzie na nią zaledwie kilka tysięcy kibiców, a wyciąg dla skoczków nie nadaje się do użytku?

Jest też inny pomnik Małysza - unikatowy w skali światowej. Odlana z białej czekolady postać Adama w skali 1:1 stoi w przedsionku restauracji Dom Zdrojowy przy placu Hoffa - głównym placu Wisły. Od 2007 roku w szklanej gablocie, bo czekoladowemu Małyszowi ktoś odgryzł kawałek ucha. Może uznał, że "Ciacho Mistrza" U Janeczki to za mało, by oddać hołd skoczkowi?

Kultowym miejscem w Wiśle jest oczywiście Bar u Bociana w rodzinnej dzielnicy Małyszów - Kopydle. Tu skoki swego syna ogląda zwykle Jan Małysz, otoczony kolegami z fanklubu Bocian. Fanklub zakładał właściciel baru Tadeusz Ficek. Zmarł w zeszłym roku. Teraz interes prowadzi jego żona Zofia. Nie martwi się o przyszłość ani baru, ani fanklubu. "Tu się skoki oglądało zawsze. I będzie się oglądać dalej. Takiego drugiego jak nasz Adaś pewnie już nie będzie, ale są młodzi, są utalentowani, za których będziemy trzymać kciuki. Jest Piotrek Żyła, jest Tomek Byrt, jest Olek Zniszczoł, jest grupa młodych skoczków, których menedżerem jest Iza Małysz. Będą następcy. A zresztą tu się kibicuje swoim, czy sukcesy są, czy ich nie ma" - mówi pani Zofia.

Podobnie myśli Kamil Raszka, który na wiślańskim targowisku sprzedaje góralskie serki i inne specjały. - Po śmierci Michaela Jacksona moda na niego rozkręciła się od nowa i ma się jeszcze lepiej niż za życia. A Małysz przecież nie umiera, odchodzi tylko Małysz sportowiec - argumentuje Raszka. Jakaś historia się kończy, ale inna się zaczyna. "Z tego, co wiem, Adam planował otworzyć własny wyciąg narciarski w Wiśle. Pan wie, ilu ludzi chciałoby pojeździć u Małysza na nartach?" - pyta retorycznie burmistrz Poloczek.

"Zasługi Adama już są nieocenione, niezwykle nam pomógł. Ale teraz mamy nadzieję, że jeszcze częściej będzie się pokazywał w mieście przy okazji różnych imprez. Kiedyś uniemożliwiały mu to liczne obowiązki, zawody, treningi, zgrupowania. Na pewno będziemy starali się organizować imprezy i byłoby to dla nas zaszczytem, gdyby się zgodził w nich uczestniczyć" - mówi Ewa Zarychta, szefowa działu promocji Wisły.

O przyszłość nie martwi się też Sylwester Bednarz, pracujący w Galerii Trofeów Adama. "On tak rozsławił Wisłę, że turyści tu będą przyjeżdżać przez sto lat. Nie ma strachu" - mówi. "To nie jest pożegnanie. To jest początek kolejnego etapu jego życia i jego kariery. I dla Wisły to też nowy etap" - dodaje Zarychta.