Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz: "Skoki zostają we krwi"

216 metrów. Tę liczbę warto zapamiętać, bo właśnie tyle przeleciał w swym ostatnim skoku kariery czynnego zawodnika Adam Małysz. Mistrz raz jeszcze, po raz ostatni, skradł trochę blasku Kamilowi Stochowi, bo choć zawodnik z Zębu triumfował w konkursie, wydarzeniem dnia, nie tylko dla polskich fanów, ale dla całego świata skoków narciarskich, było zakończenie kariery przez Adama Małysza.

Efekty tego 216-metrowego skoku to po pierwsze - trzecie miejsce w konkursie, po drugie - trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ, po trzecie - Adam (wspólnie z Kamilem Stochem oraz Stefanem Hulą) dźwignęli polską drużynę na trzecie miejsce w Pucharze Narodów."Ta trójka chodziła już za mną od jakiegoś czasu. I mówiłem >jak dziś nie wskoczy to nie wiem co<. I w końcu wskoczyła. Jednak Opatrzność nad nami czuwa, bo choć w sezonie miewaliśmy pecha, to jednak na zakończenie zimy dopisało szczęście. Ogromnie się cieszę, że na zakończenie kariery mogę przekazać pałeczkę Kamilowi. Mając takich zawodników jak chociażby Kamil, można być pewnym, że po moim odejściu nie nastanie pustka. Mam nadzieję, że to nie tylko Kamil i skoki narciarskie pozostaną naszym sportem narodowym" - mówił zmęczony ale szczęśliwy Adam.

"Kamilowi na pewno będzie ciężko, przy poziomie oczekiwań, presji, zainteresowaniu mediów. Wiem, to z doświadczenia. Ale mam nadzieję, że sobie z tym poradzi. Pracuje z psychologiem, są wokół ludzie, którzy dobrze mu życzą" - odpowiadał na pytania o młodszego kolegę trzeci skoczek sezonu 2010/2011.

Mistrz opowiadał też o swoim ostatnim konkursie. "Dziś było wietrznie, loteryjnie. Na górze każdy miał wiatr w plecy, ja też. Potem już było różnie, warunki się zmieniały. Ktoś chyba nawet protestował, że Kamil miał niby dobry wiatr a punkty dodatnie. Chyba Słoweńcy byli źli, że Kamil pokonał Roberta Kranjca. Taki jest ten nowy system - nie zawsze te punkty są adekwatne. Ale z drugiej strony, czasem pomagają. Gdyby ich nie było, to chyba byłoby jeszcze gorzej, wyniki byłyby zupełnie inne. Nie byłem zły, gdy ogłoszono początkowo, że jednak będzie druga seria. Byłem na to gotowy, narty już miałem przetestowane. Przecież zawsze powinny być dwie serie. Wiadomo, inaczej się patrzy na to, gdy się prowadzi, lub stoi na podium na półmetku. Ale byłem gotowy, bo nie ma się obaw, gdy jest się w formie i dobrze przygotowanym " - zapewniał skoczek.

Po skoku Adama bardzo długo nie wyświetlały się wyniki za belkę i wiatr. Mogło to irytować. "To jest bardzo duża skocznia a punktów pomiaru jest tylko pięć, jak na skoczniach normalnych czy dużych. Tak nie może być. Musi ich być więcej. O to trzeba walczyć, by system był ulepszany. I jeśli będę jeszcze miał coś do powiedzenia w skokach, jeśli ktoś będzie mnie o to pytał, to zawsze będę na ten temat mówił i protestował, apelował o ulepszenie. To jest najważniejsze dla zawodników - móc rywalizować w sprawiedliwych warunkach" - podkreślał Małysz.

Prawdziwego Mistrza poznaje się po tym, w jakim stylu kończy. W dodatku symbolika jest wyjątkowa w końcu pierwszy sukces Adama również naznaczony był "zmianą warty" - gdy Małysz wygrywał pierwszy konkurs, karierę kończył jego idol - Jens Weissflog. Było to 16 lat temu. "To rzeczywiście piękne. Dla mnie ważne też jest to, że moja kariera trwała długo. Oraz to, że moja praca nie poszła na marne. Moja dyspozycja była bardzo dobra do samego końca - tak, jak sobie wymarzyłem. I doczekałem się następców, którzy mogą pięknie walczyć w Pucharze Świata i na pewno dzięki nim niejedna łezka wzruszenia nam się poleje. A chciałbym nadal być blisko tego wszystkiego. Będę wspierał skoki narciarskie w Polsce. Skakałem od szóstego roku życia, to zostaje we krwi" - stwierdził skoczek z Wisły.

To był dzień Adama Małysza. Nasz skoczek cały weekend był w Planicy fetowany we wzruszający sposób przez słoweńskich kibiców, media czy spikera na skoczni. Ale dziś hołd wielkiemu Polakowi oddano w sposób szczególny - Simon Ammann, ten sam, który cztery razy wyprzedzał Adama w wyścigu o olimpijskie złoto zapuścił sobie wąsy. Tom Hilde je domalował. Kamil Stoch przed wejściem na podium zdjął kapelusz i zatańczył przed Adamem tradycyjny taniec góralski. "To wszystko było tak niesamowite i tak wzruszające. "Dziś miałem okazję poznać trochę lepiej niektórych zawodników. Simon Ammann to super gość, znałem go dobrze podobnie jak Gregora Schlierenzauera czy Thomasa Morgensterna. Ale dziś zaskoczył mnie bardzo Tom Hilde. Wiedziałem, że jest sympatyczny, ale nigdy nie był tak otwarty jak dziś. Przed próbnym skokiem rywale zaczęli do mnie podchodzić i prosić o autografy na plastronach a ja nie wiedziałem, czy naprawdę mam im podpisywać? No niesamowite. Cieszę się, że mogłem rywalizować z tak sympatycznymi ludźmi" - uśmiechał się Małysz.

Pożegnanie z Pucharem Świata było wzruszające. Adam skakał dziś na specjalnie przygotowanych na tę okazję nartach. "Miałem stracha. Wiało mocno. Zawodnik niechętnie skacze od razu w zawodach na nowych nartach, woli je przetestować. A tu przerwali serię próbną i nie miałem kiedy ich sprawdzić. Więc była wielka niewiadoma. Ale wyszło przyzwoicie. Do tego te napisy na nartach. Chciałem podziękować i żonie i córce i trenerowi, którego nie ma dziś tutaj (Adam miał wykonane mazakiem napisy "Dziękuję Hannu" i "Kocham Izę i Karolinkę" przyp. red.). No i kibicom, za te wszystkie lata. Spód nart było widać tylko raz podczas tego jednego lotu (na spodach widniały napisy - "thank you" na jednej i "good bye" na drugiej - przyp. red.). Flaga, którą machali mi wspólnie Maciek Maciusiak i Robert Mateja była osadzona na ciupadze. Ta ciupaga jest dla Hannu, napisaliśmy też na niej podziękowania. Hannu miał też przygotowany kapelusz i serdak. Jeśli nie przyleci do zakopanego na moje pożegnanie, a może się tak stać, bo w jego stanie lekarze mogą mu zabronić lotu samolotem, to wybierzemy się do niego do Finlandii, żeby mu ją wręczyć. Potem popłakałem się jeszcze w telewizji, gdy przypominano mi dawne czasy i dobre wyniki. Dopiero teraz do mnie dotarły pewne rzeczy, ciężka będzie ta podróż do domu" - mówił wzruszony Mistrz z Wisły.

"To było wymarzone - skończyć karierę na szczycie. Bo jak kończysz na szczycie, to jesteś gość. Cieszę się, że właśnie mnie to spotkało, że po ostatnim konkursie stanąłem i na podium konkursu i na podium klasyfikacji generalnej. Do tego dzięki Kamilowi usłyszałem na podium Mazurka Dąbrowskiego. Mam nadzieję, że Kamil będzie go słuchał jeszcze wielokrotnie" - powiedział też Adam.

"Żartowaliśmy sobie, że Kofler specjalnie skoczył trochę krócej, by mi odstąpić miejsce na podium. Ale to tylko żarty, bo sport to jest sport. Każdy walczy o swoje, jeden wygrywa a drugi przegrywa. Kofler był bardzo wkurzony, że stracił to podium. W sporcie zresztą nie sztuką jest wygrywać. Sztuką jest przegrać a potem się podnieść i być silniejszym" - podkreślał wiślanin.

"Jestem bardzo zmęczony. Choć był tylko jeden skok, to było tyle emocji, telewizja, kibice, podpisy...Ale jestem człowiekiem aktywnym. Nie wyobrażam sobie życia bez sportu, bez emocji, nie ma opcji żebym tylko na przykład pracował w ogródku. Mam wiele propozycji, wybiorę taką, która sprawi mi wiele satysfakcji. Tak całkiem nart na półkę nie odkładam, myślę, że czasem sobie rekreacyjnie skoczę, może się tak zdarzyć, czas pokaże" - zapowiedział Adam.

Co się jeszcze zmieni dla Adama Małysza? "Teraz będę mógł na pewno częściej jeść moją ulubioną kaczkę. Chętnie zjem też golonkę, barszcz czerwony uwielbiam. Ale pomalutku, żeby się nie roztyć i żeby wątroba wytrzymała" - śmiał się Adam.


***

I tak drodzy czytelnicy, rozstaje się z nami być może najwybitniejszy skoczek w historii dyscypliny - zmęczony, ale uśmiechnięty, zasmucający kibiców swą decyzją, ale pocieszający ich pięknymi skokami na zakończenie kariery. Adam Małysz odchodzi w chwale. Człowiek, który wprowadził skoki narciarskie w XXI wiek i nauczył miliony rodaków co to jest telemark i czemu wiatr w oczy to dobra rzecz. Polski Batman Skoczni, Orzeł z Wisły, chłopak z Kopydła, który zawojował świat i odcisnął swe piętno na skoczniach narciarskich wszystkich kontynentów, gdzie ludzie przypinają narty, by poszybować w powietrzu. Odchodzi, zostawiając po sobie pokolenie młodych skoczków, którzy zaczynali skoki z fotela na dywan, zerkając w telewizor na którym on regularnie zasiadał na belce, a dziś mają już znane nazwiska. Odchodzi, zostawiając po sobie moc wspomnień i wrażeń, wielkie dokonania, imponujące statystyki, liczne rekordy skoczni i jakąś pustkę - nie na skoczni, lecz w sercu.

To był zaszczyt, móc jeździć na zawody z jego udziałem i relacjonować Wam jego dokonania. Dziękujemy Ci Adamie.

Korespondencja z Planicy - Tadeusz Mieczyński i Marcin Hetnał