Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz: "Co będę jutro robił" Nie wybiegam w przyszłość"

Wczorajszy dzień na długo pozostanie w pamięci Polaków. Benefis Małysza można by właściwie obdarzyć mianem święta narodowego. Niekorzystne warunki pogodowe przeszkodziły w odbyciu konkursu "Skoków do celu". Nie powstrzymały jednak naszego mistrza przed oddaniem ostatniego skoku w swojej karierze.

Po kilku symbolicznych skokach oddanych przez Adama i jego kolegów, nadeszła chwila dla dziennikarzy. Na początku konferencji prasowej Adam odebrał prezent od Hannu Lepistoe - obraz na którym skoczek i trener wymieniają uścisk dłoni na tle skoczni w Lahti. Dziękując za prezent Małysz powiedział: "Wiem, że Hannu był tu z nami sercem podobnie jak i w Planicy. Cieszę, się że dochodzi do zdrowia i zamierzam wraz z kolegami w najbliższym czasie go odwiedzić".

Adam, zapytany o wrażenia z dzisiejszego dnia, wyznał. "Przykro mi, że nie udało się przeprowadzić skakania do celu. Na tym przecież opierała się idea zakończenia. Myślę, że w przyszłości będzie można zrobić tu w Zakopanem taką imprezę. Zawodnicy z innych krajów chętnie do nas przyjeżdżają, to jest wielkie show. Oni uwielbiają Polskę ze względu na wspaniałą publiczność i świetnie się tu bawią".

Kibice rzeczywiście dopisali - realizując akcję "z wąsami" sprawili niesamowitą radość Adamowi. Skoczek przyznał, że myślał o zgoleniu zarostu przed imprezą, ale jak sam dodał, żona by mu na to nie pozwoliła, poza tym nie chciał zepsuć kibicom zabawy.

Warunki, które panowały wczoraj na skoczni zdecydowanie nie sprzyjały oddawaniu bezpiecznych skoków. "Jurorzy odradzali skoki ze względu na bardzo trudne warunki. Nawet ktoś przypominał upadek Jana Mazocha. Ale powiedziałem, że skoczę na własną odpowiedzialność, ponieważ chciałem pożegnać się z Wielką Krokwią i wspaniałą publicznością. Pamiętam lata z dzieciństwa, gdy skakało się w trudniejszych warunkach - do nich trzeba się po prostu dostosować" – mówił Adam, po chwili dodając. "Na Pucharze Świata skacze się >na maksa<, tutaj skakałem dla publiczności, żeby była zadowolona - nie tak agresywnie, tylko na tyle, na ile pozwalają warunki". Jak sam przyznaje, odległość w tym ostatnim występie nie miała znaczenia. "To nie był skok na 100% możliwości. Nikt nie mógł jechać tak aktywnie. To był normalny, pożegnalny skok"- stwierdził.

Chyba wszystkim nasuwa się pytanie, co czuł Adam "lecąc" po raz ostatni w karierze. „Do samego końca koncentrowałem się, aby dobrze skoczyć i nie myślałem o tym, że to jest ostatni skok. Czy podczas skoku przeleciało mi przed oczami całe życie? Nie. To dzieje się w krytycznych momentach, na przykład podczas upadku. Wtedy czuje się rozterki. Tutaj czegoś takiego nie było." – wyznał.

Skoczek podczas swojej długiej kariery współpracował z kilkoma trenerami, min. Janem Szturcem, Pavlem Mikeską, Apoloniuszem Tajnerem, Heinzem Kuttinem, Łukaszem Kruczkiem i Hannu Lepisto. Nie chciał jednak odpowiedzieć na pytanie, któremu zawdzięcza najwięcej. "Nie chciałbym mówić, którego trenera ceniłem najbardziej i z którym najlepiej mi się współpracowało. Każdy z nich dużo wniósł i każdy z nich dał coś, co procentowało potem wynikami" - tak tą kwestię podsumował Adam.

Podczas konferencji jak zawsze aktywny był Andrzej Stanowski (Dziennik Polski), którego - jak przyznał Adam Małysz - nazywano Gargamelem. Skoczek podziękował dziennikarzowi za wieloletnią współpracę, chwaląc jego zaagażowanie. "Tak specyficznego dziennikarza rzadko się spotyka. On wszystko wie, tylko potrzebuje potwierdzenia. Czasem zastanawiałem się, skąd pan Andrzej tyle wie. Nieraz, gdy rozmawialiśmy przez telefon, były pytania >czy to prawda?<. Mówię: >tak, panie Andrzeju, skoro pan wie, to po co pan dzwoni i pyta?<.

Na konferencji prasowej nie mogło oczywiście zabraknąć pytań o to jak będzie wyglądało życie polskiego mistrza po zakończeniu jego przygody na skoczni. "Co będę jutro robił? Nie wybiegam aż tak daleko w przyszłość" - zażartował Małysz, zapytany o jutrzejszy poranek, po chwili jednak dodając. "Będzie impreza z innymi zawodnikami, więc tam pójdę. Jutro rano pewnie będę spał".

W końcu wyznał jednak, że decyzję o tym co będzie robić w przyszłości, ogłosi w połowie kwietnia. "Propozycji mam sporo, ale teraz marzę o wypoczynku i porządnym wyluzowaniu się" - powiedział. "Mam nadzieję, że do Soczi na igrzyska pojadę, ale oczywiście już jako attache, ponieważ to właśnie zaproponował mi PKOl. Na pewno nie jako zawodnik, ponieważ jestem zawsze w swoich decyzjach konsekwentny"- dodał Małysz.

Jedno jest pewne - nadchodzą wielkie zmiany w życiu polskiego skoczka. Jedną z nich może być choćby zaprzestanie diety, której musiał przestrzegać przez kilkanaście lat. "Przestałem przestrzegać diety 1500 kalorii i powiem szczerze, że jestem zdziwiony, bo - mimo tego, że zacząłem trochę więcej jeść - prawie w ogóle nie przytyłem. W sumie przez ten czas 700 gramów. Nie ukrywam, że chciałbym, jednak zyskać nieco ciała przynajmniej od pasa w górę. Bądźmy szczerzy skoczkowie mają bardzo silne nogi, ale jeżeli chodzi o górę, to jesteśmy straszne chucherka. Czasem jest nam wstyd rozebrać się na plaży" - śmiał się nasz wspaniały zawodnik.

Rozpoczyna się więc nowe życie dla Adama. Jak sam jednak przyznał, nie przepada za słowem "pożegnanie". "Nie lubię określania mojego rozstania ze sportem, jako pożegnania. To słowo źle mi się kojarzy, bo z "ostatnim pożegnaniem". Jakby człowiek umierał i nic już nie było. Przede mną otwiera się nowe życie. Na pewno będę musiał się do tego przyzwyczaić, tak jak przywyczajałem się najpierw do skoków, potem do sławy. Cieszę się z jednego. W końcu pojadę na urlop w takim terminie jak wszyscy” – stwierdził na koniec zawodnik z Wisły.


Korespondencja z Zakopanego, Marcin Hetnał