Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Adam Małysz: "To dla mnie bardzo przykre i czasem wolę o tym nie pamiętać"

- Przykro mi, kiedy patrzę, w jakim stanie jest ten obiekt – ubolewa Adam Małysz komentując sytuację, jaka ma miejsce na skoczni swojego imienia. Z najlepszym polskim skoczkiem w historii po jego rajdowym debiucie rozmawiała Gazeta Wyborcza.

- Przykro mi, kiedy patrzę, w jakim stanie jest ten obiekt. To przecież nowa skocznia, a już nadaje się do remontu. W wielu miejscach leje się woda, "jaja" są z tym wyciągiem. To dla mnie bardzo przykre i czasem wolę o tym nie pamiętać. Wątpię, czy ktoś poniesie za to odpowiedzialność. Gdyby sprawą zajął się prokurator, skocznia pewnie zostałaby zamknięta na amen i padła. Ale wszystkie usterki powinny zostać naprawione – uważa Małysz.

- Włączyłem się w rozbudowę małych skoczni w Wiśle-Centrum, żeby dzieciaki miały się gdzie uczyć. Jak czegoś z tym nie zrobimy, dzieci się zniechęcą, a skoki skończą – dodaje Wiślanin.

"Orzeł" z Wisły opowiedział również o wrażeniach ze swego rajdowego debiutu:
- W sobotę debiutowałem w Rajdzie Drezno - Wrocław. Jechałem z numerem zero i nie byłem klasyfikowany, ale stres był. Kiedy jednak usiadłem za kierownicą, wszystko odeszło. Wcześniej takie obrazki, jakie teraz mam na co dzień, znałem z telewizji. Teraz wiem, jak wygląda jazda rajdowca. Niedawno jako pilot jechałem ciężarówką. Na wielkich wydmach podskakiwaliśmy na dwa metry. Najdalej skoczyliśmy prawie na dziesięć. Parę razy się wystraszyłem, szczególnie kiedy w górę szło tylne zawieszenie. Na skoczni napięcie trwało kilkadziesiąt sekund i kiedy lądowałem, wszystko ze mnie spływało. Podczas jazdy nie ma chwili na dekoncentrację. To nie są rajdy płaskie, gdzie trasa jest objeżdżona po kilka razy. W terenie każdy zakręt czy mulda jest niewiadomą, trzeba ufać pilotowi, który czyta, jak wyglądają najbliższe metry. Wysoki poziom adrenaliny utrzymuje się długo.

Cały wywiad można przeczytać na www.sport.pl