Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Turniej Czterech Rozczarowań

60 Turniej Czterech Skoczni przeszedł do historii. Jaki był – każdy widział. Emocji sportowych było w nim mniej niż innych. Denerwowała pogoda, irytowały decyzje sędziów. Obyło się bez większych niespodzianek. Skupię się więc na rozczarowaniach.


Gregor Schlierenzauer w końcu wygrał TCS, ale umówmy się, że on stawiał przed sobą inny cel. Marzeń pozbawił go jednak kolega z drużyny już w Innsbrucku i Sven Hannawald pozostaje jedynym zwycięzcą wszystkich czterech konkursów w jednym Turnieju. Kamerzysta bezlitośnie pokazał reakcję młodego Austriaka, gdy było już wiadomo, że z milionem franków może się pożegnać a marzenia o skompletowaniu zwycięstw w Wielkim Szlemie odłożyć na później. Rozczarowanie, to za małe słowo.

Ja też byłem kilka razy podczas tego turnieju bardziej niż rozczarowany. Ale, żeby nikogo nie zgorszyć, pozostańmy przy tym określeniu. Przedstawiam więc moje cztery turniejowe rozczarowania. Kolejność przypadkowa.

Dwóch Niemców na „F”: Nasi zachodni sąsiedzi bardzo gorąco wierzyli, że w tym Turnieju wreszcie jacyś ich reprezentanci rzucą rękawicę austriackim rywalom. (Szczerze mówiąc, ja też miałem nadzieję, że ktokolwiek będzie w stanie przełamać ich niemal już monopol w skokach narciarskich). Konkretnie, nadzieje pokładane były w Richardzie Freitagu i Severinie Freundzie, którzy stawali już tej zimy na podium a nawet zwyciężali (jak Freitag w Harrachovie). Zajmujący odpowiednio czwarte i szóste miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ Niemcy byli typowani do wysokich lokat a nawet do zwycięstwa. Freitaga wytypowało na triumfatora Turnieju Czterech Skoczni ponad 20% czytelników portalu skijumping.de, więcej zagłosowało tylko na Gregora Schlierenzauera. Tymczasem nie spełniły się nawet dość ostrożne przewidywania Svena Hannawalda, który widział obu rodaków w pierwszej „5”. Freund zakończył zawody na 7. lokacie a Freitag rozczarował zupełnie i zajął 14. miejsce. Niewiele lepszy wynik niż przed rokiem, gdy był 17. Jeśli połączymy to z zupełnie rozczarowującą postawą pozostałych niemieckich zawodników łatwo zrozumieć jakie nastroje panują w kraju, który przez dziesięciolecia był w skokach potęgą.

Austriacy dalej więc dominują. Wygrali czwarty z kolei Turniej. Po Wolfgangu Loitzlu, Andreasie Koflerze i Thomasie Morgensternie w tym roku Gregor Schlierenzauer sięgnął po prestiżowe trofeum. Austriacy również po raz drugi w historii obsadzili całe podium (pierwszy raz udało się to w 1975 roku, o czym pisałem w innym artykule). Ba, w poszczególnych konkursach wpuścili na podium tylko trzech skoczków z innych narodowości: Japończycy Ito i Takeuchi zajęli trzecie miejsca w Ga-Pa i Innnsbrucku a Bardal był drugi Bischofshofen. Był to więc jeden z najbardziej zdominowanych przez jedną nację Turniejów.

Polacy: Występ naszej drużyny na niemiecko-austriackim tournee to w zasadzie jedno wielkie rozczarowanie. Kamil Stoch nie spełnił pokładanych w nich nadziei. Jest z pewnością skoczkiem światowej klasy i należy do obecnej czołówki. Lider naszej kadry potrafi oddawać skoki fenomenalne i ma w tej chwili potencjał by wygrywać konkursy. A jednak jeszcze mu się to tej zimy nie udało. Nie do końca wiadomo, czy brakuje koncentracji czy ustabilizowania formy, ale z tak różnymi skokami zwyciężać się nie da. Kamil potrafi oddać w krótkim czasie skoki o rozpiętości 20, 30 metrów. W Oberstdorfie i Innsbrucku psuł skoki w drugich seriach i kosztowało go to wiele – być może nawet miejsce na podium 60. TCS?

Piotr Żyła zaczął sezon bardzo dobrze, potem było coraz słabiej, ale można było mieć nadzieję, że podczas długiej przerwy przed Turniejem wiślanin odbuduje dobrą dyspozycję. Tymczasem jego forma zupełnie się posypała. W Garmisch-Partenkirchen zdobył 3 punkciki, bo szczęśliwie dla niego, zdyskwalifikowano jego rywala z pary. W Innsbrucku po raz pierwszy od ponad dwóch lat przepadł już w kwalifikacjach. Nie wygląda w tej chwili na zawodnika, który mógłby regularnie zdobywać punkty. W TCS dwukrotnie zdobył je Maciej Kot, ale w ilościach nie wywołujących entuzjazmu. Wyniki reszty kadry pominę milczeniem.

Nie pominę tylko milczeniem dziwnej decyzji Łukasza Kruczka, by Aleksandra Zniszczoła wymienić na Dawida Kubackiego w ostatnim konkursie. Siedemnastoletni Olek dwukrotnie przebrnął kwalifikacje, jest to wynik dla nastoletniego debiutanta w PŚ przyzwoity. Brak kwalifikacji w Innsbrucku to chyba nie powód, by go odsuwać od kolejnych zawodów, tym bardziej, że w Turnieju zdobył więcej punktów od Stefana Huli. Dawid Kubacki miał już sporo szans tej zimy, by swoje punkty zdobyć. W Bischofschofen spisał się podobnie, jak w poprzednich konkursach.

Skończył się trzeci period obecnego sezonu. Na czwarty wciąż jeszcze, mimo kiepskich wyników, możemy wystawić pięciu skoczków. Wkrótce jednak z "55" WRL wypadnie Krzysztof Miętus. A niedługo pewnie również Adam Małysz, który przecież już nie zdobywa punktów. Ale czym tu się martwić. Po co nam więcej miejsc, skoro przyzwoite występy notuje w zasadzie tej zimy jednocześnie najwyżej dwóch skoczków...

Pogoda: To był brzydki i nerwowy Turniej. Pogoda nas nie rozpieszczała, tak jak zresztą nie rozpieszcza nas od początku tego sezonu. W każdym z czterech miast warunki atmosferyczne dały się we znaki. Najmocniej w Bischofshofen, gdzie najpierw trzeba było odwołać kwalifikacje, a w końcu udało się przeprowadzić tylko jedną serię konkursową.

Jury/System Kompensacji: W tych trudnych warunkach nie popisali się organizatorzy i jury. O ile nie ponoszą oni winy za upadek Toma Hilde w Oberstdorfie (bo pojawiły się takie głosy) to do bardzo niebezpiecznej sytuacji doprowadzili w Bischofshofen, gdy na siłę próbowano przeprowadzić kwalifikacje. Już po skoku Stefana Hocke, jeśli nawet nie przed nim, powinni byli przerwać serię. Wystawianie na ryzyko Jurija Tepesa (syn Mirana!) było skrajną nieodpowiedzialnością. Słoweniec jest chyba najczęściej krytykowaną osobą w Pucharze Świata. Nieprzypadkowo.

Ładnie ujął to po Innsbrucku Kamil Stoch w swojej wypowiedzi dla któregoś z dziennikarzy – jedni mieli warunki równe, inni równiejsze. Niby wszystko w porządku, żadne zasady nie zostały złamane. Asystent dyrektora PŚ ma przecież jasno określony „korytarz”, komputer nie pozwala na zapalenie zielonego światła skoczkowi, jeśli warunki są zbyt dobre, lub zbyt złe. A jednak w przypadku Austriaków, Niemców czy Simona Ammanna pilnowano, by nawet w ramach tego korytarza, warunki były podobne i czekano na uspokojenie wiatru. Daiki Ito – trzeciego skoczka turnieju i Kamila Stocha – lidera po pierwszej serii - puszczono w finale bez większego zastanowienia. Skutkowało to krótkimi skokami w fatalnych warunkach i utratą wielu cennych metrów. Czyli punktów. Czyli franków szwajcarskich.

A ja mam taki pomysł: skoro właściwie o wszystkim decyduje komputer, skoro wykresy wiatru są widoczne jak na dłoni, skoro tak wiele rzeczy jest już zautomatyzowanych, skoro FIS i dyrektorowi PŚ tak bardzo zależy na transparentności skoków, to czy zawsze jeden i ten sam człowiek musi naciskać przycisk? Czy doświadczenie i wiedza Mirana Tepesa są tu tak zupełnie niezbędne? Czy nie można zrobić tak, że za puszczanie zawodnika będzie odtąd odpowiedzialny jeden z pozostałych członków jury? Jeden spośród tych, którzy zmieniają się z konkursu na konkurs? Skoro wszyscy są zgodni, że wiatr odgrywa w dzisiejszych skokach rolę znacznie większą, niż punkty za styl, a o tym decyduje pięciu zawsze innych ludzi, z czego noty dwóch, którzy wyłamują się ze średniej są usuwane, to czemu decyzja co do tego, w jakich warunkach będzie szybował zawodnik, pozostaje w gestii jednego, zawsze od lat tego samego człowieka?

Ktoś powie – Kamil i tak popełnił błąd na progu, skok i tak był zepsuty i tak by nie wygrał konkursu. Może tak, może nie. Ale w jaki sposób zwalnia to z odpowiedzialności Mirana Tepesa czy Waltera Hofera, jego przełożonego? Dziwię się, że Łukasz Kruczek nie złożył protestu. Może ma ku temu jakieś ważne powody. Może ma też powody by uważać, że protest by bardziej mógł zaszkodzić niż pomóc. Ja nie mam żadnych powodów, by nie mówić głośno tego, co myślę. Znaczy – pisać - mocno i głośni stukając w klawiaturę.

Wiele kontrowersji budzi wciąż praca sędziów. Noty za styl przyznawana "za nazwisko" bądź też zasugerowane długością skoku wypaczają sprawiedliwą rywalizację i stawiają pod znakiem zapytania sensowność samych not.

Walter Hofer twierdzi, że nowy system oceniania skoczków nie jest stworzony po to, by całkowicie zlikwidować wpływ wiatru, a jedynie zmniejszyć jego skutki. Czego innego jednak zdaje się oczekiwać opinia publiczna, a także niektórzy skoczkowie i trenerzy, którzy oczekują przynajmniej zwiększenia ilości czujników mierzących siłę wiatru do 10. Dyrektor Pucharu Świata zresztą wciąż zapowiada, że czujników będzie 10. Na razie jednak na zapowiedziach się kończy. Tak czy owak system kompensacji za wiatr miał sprawić, że rywalizacja będzie bardziej sprawiedliwa (mniej uzależniona od wiatru) a także będzie sprawniej przebiegać. Przyznawanie punktów za długość najazdu i wiatr miało zmniejszyć prawdopodobieństwo, że konkursy trzeba będzie odwoływać a przerwy spowodowane pogodą nie będą zbyt częste czy długie. To ostatnie udało się to w pewnym stopniu osiągnąć. Od czasów wprowadzenia systemu mniej konkursów jest odwoływanych. Ale perypetie podczas zakończonego właśnie turnieju pokazują, że odwoływania czy przenoszenia serii skoków nie da się uniknąć. Sprzęt skoczków jest dziś tak bardzo uzależniony od wiatru, że nawet najlżejszy podmuch robi wielką różnicę. Zresztą wiatr to tak złożone i niekiełznane zjawisko, że pewnie nawet sto supernowoczesnych czujników nie byłoby w stanie go odzwierciedlić.

Wiatr sprzyjał komu sprzyjał (podobnie jak słoweński palec na magicznym guziczku) więc poczet zwycięzców po Turnieju Czterech Skoczni wygląda tak:

Poczet Zwycięzców 6.01.12
Lpzawodnikkrajliczba
1. Andreas Kofler Austria 5 1.
2. Gregor Schlierenzauer Austria 3 2.
3. Anders Bardal Norwegia 1 3.
4. Thomas Morgenstern Austria 1 4.
5. Richard Freitag Niemcy 1 5.

A jeśli chodzi o podium, to sytuacja prezentuje się tak:

Podium w PŚ 6.01.12
Lpzawodnikkraj[1.][2].[3.]ogółem
1. Andreas Kofler Austria 5 2 0 7 1.
2. Gregor Schlierenzauer Austria 3 2 1 6 2.
3. Thomas Morgenstern Austria 1 1 3 5 4.
4. Anders Bardal Norwegia 1 1 2 4 3.
5. Richard Freitag Niemcy 1 1 0 2 5.
6. Severin Freund Niemcy 0 1 1 2 6.
7. Kamil Stoch Polska 0 1 1 2 7.
8. Daiki Ito Japonia 0 1 1 2 9.
9. Martin Koch Austria 0 1 0 1 12.
10. Taku Takeuchi Japonia 0 0 1 1 14.

Tradycyjny rzut oka na czołówkę, przed TCS:

Klasyfikacja Generalna
Lpzawodnikkrajpkt.strata1strata2
1 Andreas Kofler Austria 508 0 0
2 Anders Bardal Norwegia 390 118 118
3 Gregor Schlierenzauer Austria 376 132 14
4 Richard Freitag Niemcy 348 160 28
5 Thomas Morgenstern Austria 336 172 12
6 Severin Freund Niemcy 269 239 67
7 Kamil Stoch Polska 248 260 21
8 Roman Koudelka Czechy 179 329 69
9 Robert Kranjec Słowenia 172 336 7
10 Martin Koch Austria 148 360 24

I po TCS:

Klasyfikacja Generalna
Lpzawodnikkrajpkt.strata1strata2
1 Andreas Kofler Austria 772 0 0
2 Gregor Schlierenzauer Austria 716 56 56
3 Anders Bardal Norwegia 589 183 127
4 Thomas Morgenstern Austria 576 196 13
5 Richard Freitag Niemcy 428 344 148
6 Severin Freund Niemcy 366 406 62
7 Kamil Stoch Polska 364 408 2
8 Roman Koudelka Czechy 332 440 32
9 Daiki Ito Japonia 290 482 42
10 Robert Kranjec Słowenia 267 505 23

Austriacy w natarciu, Schlierenzauer zastąpił Bardala na fotelu wicelidera a Morgenstern przeskoczył Freitaga i jest czwarty z niewielką stratą do Norwega. Za plecami Niemców czai się Kamil, do Freunda ma stratę symboliczną ale i do Freitaga odrobił prawie 40 punktów. Do pierwszej dziesiątki dzięki świetnej postawie wrócił Ito, wypadł z niej Koch. Największym wygranym Turnieju w perspektywie PŚ jest oczywiście Schlierenzauer, zdobył podczas niego aż 340 punktów - prawie połowę swego dorobku. Kofler - 264, Morgenstern - 240, Bardal - 199, Ito - 154, Koudelka - 153, Stoch - 116, Freund - 97, Kranjec 95 a Freitag - 80.

Tyle o Turnieju Czterech Skoczni. Za niecały tydzień pierwsze w tym roku loty. Zostajemy na austriackiej ziemi, bo konkursy odbędą się w Bad Mittendorf na największej naturalnej skoczni świata - Kulm. Na austriackim mamucie tylko dwie rzeczy są pewne: austriackie zwycięstwa. Niestety.