Strona główna • Artykuły

Sapporo – miejsce święte dla polskich skoków

Sapporo jest dla naszych skoków mniej więcej tym, czym Wembley dla polskiego futbolu - miejscem symbolicznym, niemal sakralnym. Wszystko to, rzecz jasna, za sprawą obrosłego legendą, złotego olimpijskiego skoku Wojciecha Fortuny z 1972 roku. Już niedługo, bo 11 lutego obchodzić będziemy 40 rocznicę tego wydarzenia, a w najbliższy weekend rozpędzona lokomotywa Waltera Hofera będzie miała swój przystanek właśnie w tym japońskim mieście. Chcieliśmy w związku tym na chwilę wrócić do wyczynu Fortuny oraz oczekując na dobre występy polskich skoczków przypomnieć największe sukcesy biało-czerwonych na Okurayamie i Miyanomori w zawodach różnej rangi. A przyznać trzeba, że to skocznie przyjazne naszym zawodnikom.

Charakterystyczną cechą polskiej mentalności jest maniakalne wręcz przywiązanie do symboli, apologia i gloryfikowanie sukcesów przeszłości. Tak, jak przy każdej możliwej okazji telewizja przypomina nam o cudownym "zwycięskim" remisie z 1973 roku, tak również lot na 111 metrów Fortuny z Sapporo często gości na naszych ekranach. Z drugiej strony czy trudno się temu dziwić? Jesteśmy bardzo zakompleksionym i niedowartościowanym narodem, który sukcesy na każdej płaszczyźnie odbiera niesłychanie euforycznie, a wobec ich braków, skłonny jest do chętnego ewokowania przeszłości. W tenże sposób Okurayama stała się dla polskiego sportu, a nawet dla naszej kultury miejscem niezwykłym i wyjątkowym.


Pierwsza skocznia narciarska w Sapporo powstała w 1931 roku. Był to obiekt K-60. Został on zaprojektowany przez barona Kishichiro Ōkura, którego imię skocznia nosi do dziś. W 1969 roku Okurayama stała się skocznią 90-metrową, a jej przebudowa miała związek z przyznaniem japońskiemu miastu praw organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 1972 r. Skocznia została też zmodernizowana z okazji pierwszych Narciarskich Mistrzostw Świata w Azji w 2007r., kiedy to Hill Size przeniesiono na 134 m. Przy okazji zbudowano platformę widokową na szczycie rozbiegu, z której można oglądać 1,8 milionowe miasto. Również specjalnie na igrzyska zbudowano w innej części Sapporo mniejszą skocznię, wtedy 70- dziś 90-metrową, Miyanomori, która od 1980r. do późnych lat 90 była regularnie gospodarzem konkursów z cyklu Pucharu Świata.

Pierwszym Polakiem, który odniósł znaczący sukces w Sapporo był już w latach 60-tych Ryszard Witke. Skoczek z Karpacza wygrał rywalizację w nieźle obsadzonych na zawodach na Okurayamie po skokach na 91,5 i 95 metrów. Na średniej skoczni także spisał się bardzo dobrze, stając na najniższym stopniu podium. Polskiemu skoczkowi , gratulując zwycięstwa, dłoń uścisnął sam cesarz Hirohito.

Na temat złotego skoku Wojciecha Fortuny wylano już całe litry atramentu i powiedziano wszystko, co można powiedzieć. Dlatego też nie chciałbym się rozwodzić szeroko na temat tego, co wydarzyło się na Okurayamie czterdzieści lat temu. Temu, kto chciałby powrócić na dłużej do tamtych chwil polecić mogę ten artykuł. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy jednak krótko najważniejsze fakty związane z pierwszym polskim złotym medalem zimowych igrzysk. Fortuna w ostatniej chwili dzięki naciskowi dziennikarzy zostaje włączony awaryjnie do ekipy olimpijskiej , która udaje się do Sapporo na Zimowe Igrzyska Olimpijskie. 19-latek z Zakopanego jest w formie. Świetnie skacze w treningach przed konkursem na mniejszej skoczni, a w samych zawodach zajmuje szóstą pozycję, zdobywając jeden punkt olimpijski dla polskiej drużyny. To co zdarzyło się kilka dni później na Okurayamie to niesamowita kumulacja szczęścia i sportowego farta połączona z życiową formą młodego Polaka.

Fortuna pojechał po rozbiegu innymi torami niż jego poprzednicy, gdyż pierwsze tory zostały uszkodzone. Te, po których poruszał się zakopiańczyk dały mu dużo lepszą prędkość najazdową, wiatr także był sprzymierzeńcem Polaka, ale przede wszystkim w tym najbardziej odpowiednim momencie fortuna oddał skok życia. W ostatecznym rozrachunku, mimo zepsutej drugiej próby wygrywa z drugim, Walterem Steinerem najmniejszą możliwą przewagą, o 0,1 pkt. A wszystkie te wydarzenia opatrzone są nazwiskiem Fortuna (w mitologii rzymskiej Fortuna to bogini kierująca ludzkimi losami). Gdyby tych zaskakujących zbiegów okoliczności było mało trzeba jeszcze dodać, że Fortuna wywalczył setny medal dla Polskiego olimpizmu. Warto jeszcze mieć na uwadze jedną rzecz. W tamtym czasie Mistrzowi Olimpijskiemu przyznawano też tytuł Mistrza Świata. Fortuna jest więc również pierwszym polskim Mistrzem Świata w skokach narciarskich.

„Skakałem na nartach piętnaście lat” – wspominał potem w książce „Szczęście w powietrzu Fortuna”-„Oddałem na nartach ze 20 tysięcy skoków. Długich, krótkich, udanych, z upadkami. Zaledwie kilka razy skok przynosił taką radość, jaką wówczas czułem na Okurayamie. Był to skok pokazowy. Można go było używać jako szablonu, uznać za wzorzec. W tym skoku, a japońska telewizja pokazała go 67 razy! – wszystko było udane. Byłem dumny z siebie, z tego co zrobiłem (…). Jednego jestem pewien. Na ten skok na Okurayamie złożyło się dziesięć lat skakania. Praca wiosną, latem, jesienią i zimą. Kina nie było, spotkań nie było, randek nie było. Był twardy reżim treningowy u <<Gąsiora>>, kołowrót z obozami, z miejsca na miejsce, z hotelu do hotelu, noce spędzone w pociągach i samochodach”.

26 stycznia 1986 roku w silnie obsadzonym konkursie Pucharu Świata na Okurayamie bardzo dzielnie o podium walczył Piotr Fijas. Ostatecznie do trzeciego miejsca zabrakło mu zaledwie 1,5 pkt., a polskiego skoczka wyprzedziły jedynie największe sławy tamtego okresu, Nykaenen, Vettori i Parma.

Inne wielkie chwile podczas zawodów w Sapporo przeżywaliśmy w 2007 roku dzięki Adamowi Małyszowi. Do Sapporo Małysz jechał pewny siebie. Czuł, że jest mocny: „Teraz będzie dobrze. Przyjechałem do Sapporo nie po to, by oddać dwa równe, dobre skoki, tylko żeby każdy następny był lepszy. Już mówiłem, że skoki muszą mnie bawić, sprawiać frajdę, dawać radość. Męczyć się nie miałoby sensu. Jeśli mojej klasy sportowiec zajmowałby miejsce w drugiej dziesiątce, musiałby się zastanowić, co dalej. Chcę skakać tak, by zawsze walczyć o zwycięstwo". W pierwszym konkursie, na skoczni dużej tak mocno wyczekiwanego złota nie udało się Małyszowi zdobyć. Nie udało się nawet stanąć na podium. Adam zajął najgorsze w sporcie, pechowe czwarte miejsce. Co się jednak odwlekło to nie uciekło. W zawodach na Miyanomori nasz najlepszy skoczek zdeklasował rywali. Drugiego Simmona Ammanna wyprzedził aż o 21,5 pkt. Pierwszy skok Małysza, na odległość 102 metry Hannu Lepistoe uznał jako jeden z najlepszych jakie widział w swojej długiej karierze trenerskiej.

"Dzisiaj to nawet się popłakałem. Ze szczęścia. Bo mnie szybciej ze szczęścia łzy po policzkach płyną, niż wtedy gdy mi smutno. Płakałem na skoczni. To moment wielkiego wzruszenia i ogromnego szczęścia" – wyznał rozradowany wiślanin.

Zwycięstwo w Sapporo stanowiło asumpt do kolejnych triumfów, jakie Małysz odniósł w końcówce sezonu. Szaloną zwycięską pogoń za przewodzącym w klasyfikacji generalnej Andersem Jacobsenem zwieńczoną zdobyciem Pucharu Świata zakończył trzema zwycięstwami na mamucie w Planicy.

Między pierwszym a drugim konkursem odbyły się jeszcze zawody drużynowe, w których polska reprezentacja zajęła piąte miejsce. Szanse na medal zniweczyły słabe skoki Roberta Matei, który tego dnia znajdował się w wyjątkowo kiepskiej dyspozycji. Krótko przed mistrzostwami w Sapporo zwycięstwo na Miyanomori odniósł Wojciech Skupień. Zawodnik z Poronina wygrał w tamtym sezonie konkurs Pucharu Kontynentalnego. Skupień nie znalazł jednak, mimo to, uznania w oczach sztabu trenerskiego i na mistrzostwa nie pojechał. Analizując polskie zwycięstwa w japońskich konkursach, jakie miały miejsce na przestrzeni lat, można by konstatując w nieco żartobliwy sposób rzec, iż niegdyś sukces w Sapporo wymagał Fortuny, teraz wymagał Skupienia. Kto wie czy Skupień nie byłby kluczem do medalu na tych mistrzostwach, ale tego nie dowiemy się już nigdy.

Przed triumfem w 2007 roku Małysz w zawodach Pucharu Świata w Sapporo zwyciężał trzykrotnie. Po raz pierwszy triumfował tu w 1997 roku na skoczni normalnej .Dwa kolejne zwycięstwa Małysza w Sapporo miały miejsce w 2001 roku. 27 i 28 stycznia skoczek z Wisły wygrał pewnie oba konkursy, odzyskując kosztem Martina Schmitta żółtą koszulkę lidera Pucharu Świata, która stała się od tej pory jego własnością przez blisko dwa lata. Należy nadmienić jeszcze, iż w drugim z tych konkursów rewelacyjnie spisał się Robert Mateja, który po skokach na 125 i 121 metrów zajął bardzo dobre piąte miejsce. Niestety kilka lat później pan Robert przywiózł z kraju kwitnącej wiśni dużo gorsze wspomnienia. W 2011 roku Małysz konkurs w Sapporo ukończył na 3 miejscu, jednak w tym przypadku mówić można o sporym niedosycie, bowiem na półmetku rywalizacji Polak przewodził stawce zawodników.

W Sapporo Polacy uzyskiwali również dobre wyniki podczas zawodów niższej rangi. 15 stycznia 2006 roku w zmaganiach na Okurayamie, rozgrywanych w ramach Pucharu Kontynentalnego zwyciężył Rafał Śliż. Polski skoczek uzyskał w swoich próbach 122 i 132 metry, pokonując w końcowym rozrachunku Manuela Fettnera o 0,7 pkt. O zwycięstwie Wojciecha Skupnia już wspomniałem, trzeba jeszcze zaznaczyć, że w styczniu 2010 roku na Miyanomori drugą pozycję zajął Maciej Kot, o jeden punkt przegrywając z Andersem Bardalem.

A teraz? Teraz czas na pucharowy sukces Kamila Stocha…