Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Żyje się tylko dwa razy

Żyjesz tylko dwa razy. Raz, gdy się rodzisz. I drugi – gdy spoglądasz śmierci w oczy. Takie haiku ułożył James Bond, bohater powieści Iana Fleminga, w książce Żyje się tylko dwa razy, której akcja rozgrywała się w Japonii. Skoczek żyje, gdy patrzy z belki w dół na rozbieg i czeka na zapalenie się zielonego światełka. Bicie serca odmierza sekundy, adrenalina kotłuje się w żyłach, choć wylano na nią oliwę treningu mentalnego, skupienia, wyciszenia. Czeka na swój lot, by poczuć, że żyje. Skoczek – jak każdy sportowiec - żyje po to, by zwyciężać.


Daiki Ito poczuł że żyje. Dwa razy. Dwa zwycięstwa dzień po dniu w jednym mieście. To drugi taki przypadek w tym sezonie. Niespełniona od wielu lat nadzieja japońskich skoków stawała na podium PŚ już siedem razy w swojej karierze. Ale dopiero za ósmym i dziewiątym razem był to jego najwyższy stopień. I to przed własną, japońską publicznością. Ito, nie urodził się co prawda w Sapporo, a w oddalonej o ok. 200 kilometrów Shimokawie. I to miejsce urodzenia nakłada na niego dodatkową presję, bo z tego samego, liczącego niespełna 4 tys. ludzi miasteczka pochodzą Noriaki Kasai i Takanobu Okabe. Ito od jakiegoś już czasu prezentuje się lepiej od obu starszych od siebie kolegów, ale póki co, gdzie mu tam do ich osiągnięć.

Sobotni konkurs zapamiętamy z kilku względów. Zaczęło się od rzezi Austriaków. Tylko trzech weszło do drugiej serii i to na odległych miejscach. Po raz dziesiąty w historii PŚ ktoś wygrał konkurs różnicą 0,1 punktu. Ito jest drugim Japończykiem, któremu się to przytrafiło, pierwszym był Kazuyoshi Funaki i zdarzyło się to na tej samej Okurayamie, niemal równo 7 lat temu. Sapporo to też już jedyne miejsce, w którym oglądać można starych mistrzów – Okabe i Funakiego. A i Kasai coraz rzadziej łapie się do składu na zagraniczne zawody. Oglądanie ich skoków to przyjemność raczej wątpliwa, ale kto ma sentyment do żywych legend, temu się łezka w oku może zakręcić. Niedziela to punkty czterech Polaków, po raz pierwszy tej zimy na obcej skoczni. Ile ich było, tyle było, ale były.

Kamil Stoch pnie się w górę, Kamil Stoch goni czołówkę, Kamil Stoch dwa razy na podium. Co z tego gonienia wyjdzie? Jeszcze nie wiadomo, ale Kamil założył sobie przed sezonem, że chce być w czołowej szóstce. Ciężko sobie wyobrazić, by tego celu nie osiągnął, a wszystko co wyżej, wypada nam na razie przyjąć jako wartość dodaną. Jestem pewien, że kolejne zwycięstwa to tylko kwestia czasu. W dodatku forma Kamila zwyżkuje, a Mistrzostwa Świata w Lotach coraz bliżej...

Piotr Żyła – liczyliśmy chyba na więcej. W sobotę było świetnie, w niedzielę już zupełnie nieudanie. Ale nawet, gdy konkurs jest nieudany, Piotr zdobywa punkty. Życzyć innym polskim skoczkom takich nieudanych konkursów. Maciej Kot na odwrót niż Piotr – pech w sobotę, trochę lepiej w niedzielę. Lepiej już ciułać po kilka punktów, niż bić rekordy w ilości konkursów bez nich. Podobnie uważa Krzysztof Miętus, który wreszcie się tej zimy przełamał i dwa razy zajął 20. miejsce. Może teraz już pójdzie?

Jeśli chodzi o Stefana Hulę, to mam nadzieję, że chociaż sobie zrobił jakieś zdjęcia przy rzeźbach lodowych, by wyjazdu nie uznać za całkiem zmarnowany. Najwyższy czas, by Łukasz Kruczek przestał rujnować psychikę szczyrkowianina, zabierając go na kolejne zawody Pucharu Świata. 15 startów, 4 nieudane kwalifikacje i zerowa zdobycz punktowa na koncie skoczka, który w zeszłym sezonie nazbierał ich blisko sto, pokazują, że trzeba już przestać próbować przełamywać klątwę rzuconą na Hulę juniora. Tej zimy Stefan punktu w PŚ nie zdobędzie i basta. Tymczasem występy na Pucharze Kontynentalnym w Neustadt pokazały, że w niższej lidze może stawać na podium. Niechże tam się odbuduje. Stefana po prostu dopadł syndrom Roberta Matei z 2007 roku. Przypomnę, że obecny trener naszej młodzieżówki zimą 2006/2007 w Pucharze Świata skakał fatalnie, na MŚ w Sapporo podobnież (jego dwa bardzo słabe skoki przekreśliły nasze szanse na drużynowy medal) a potem pojechał na Puchar Kontynentalny w Vikersund i wygrał jeden z konkursów.

No to czas na poczet zwycięzców, serdecznie witamy w nim Daiki Ito:

Poczet Zwycięzców 6.01.12
Lpzawodnikkrajliczba
1. Andreas Kofler Austria 5 1.
2. Gregor Schlierenzauer Austria 4 2.
3. Anders Bardal Norwegia 2 3.
4. Daiki Ito Japonia 2 7.
5. Thomas Morgenstern Austria 1 4.
6. Richard Freitag Niemcy 1 5.
7. Kamil Stoch Polska 1 6.
8. Robert Kranjec Słowenia 1 8.

A tabelka podiumowa wygląda po Sapporro tak:

Podium w PŚ 29.01.12
Lpzawodnikkraj[1.][2].[3.]ogółem
1. Andreas Kofler Austria 5 2 2 9 1.
2. Anders Bardal Norwegia 2 2 4 8 2.
3. Gregor Schlierenzauer Austria 4 2 1 7 3.
4. Thomas Morgenstern Austria 1 2 3 6 4.
5. Kamil Stoch Polska 1 2 3 6 5.
6. Daiki Ito Japonia 2 2 1 5 7.
7. Richard Freitag Niemcy 1 3 0 4 6.
8. Severin Freund Niemcy 0 1 1 2 10.
9. Robert Kranjec Słowenia 1 0 0 1 8.
10. Martin Koch Austria 0 1 0 1 16.
11. Taku Takeuchi Japonia 0 0 1 1 14.

Klasyfikacja generalna przed Japonią:

Klasyfikacja Generalna 27.01.2012
Lpzawodnikkrajpkt.strata1strata2
1 Andreas Kofler Austria 905 0 0
2 Gregor Schlierenzauer Austria 866 39 39
3 Anders Bardal Norwegia 809 96 57
4 Thomas Morgenstern Austria 730 175 79
5 Richard Freitag Niemcy 614 291 116
6 Kamil Stoch Polska 600 305 14
7 Severin Freund Niemcy 488 417 112
8 Robert Kranjec Słowenia 472 433 16
9 Roman Koudelka Czechy 429 476 43
10 Daiki Ito Japonia 420 485 9

... i po Japonii:

Klasyfikacja Generalna 29.01.2012
Lpzawodnikkrajpkt.strata1strata2
1 Andreas Kofler Austria 994 0 0
2 Anders Bardal Norwegia 907 87 87
3 Gregor Schlierenzauer Austria 866 128 51
4 Thomas Morgenstern Austria 774 220 112
5 Kamil Stoch Polska 740 254 34
6 Richard Freitag Niemcy 686 308 54
7 Daiki Ito Japonia 620 374 66
8 Robert Kranjec Słowenia 534 460 86
9 Roman Koudelka Czechy 524 470 10
10 Severin Freund Niemcy 492 502 32

Jak widać - Gregor Schlierenzauer niewiele stracił nie lecąc do Sapporo. Kofler zarobił w Sapporo jedynie 91 punktów. Absolutnym zwycięzcą weekendu jest oczywiście Daiki Ito, który zgarnął 200 punktów. Drugi wynik "zrobił" Kamil Stoch, który dzięki 140 punktom zdystansował Richarda Freitaga o 54 punkty a na 34 zbliżył się do Thomasa Morgensterna. Anders Bardal zainkasował 102 punkty i wskoczył na fotel wicelidera. Najsłabiej z czołówki wypadł Severin Freund, ale nawet dorobek 4 punktów pozwolił mu utrzymać się w "10". Tak się w tym sezonie złożyło, że ta pierwsza dziesiątka jest od kilku konkursów hermetyczna. Jedenasty w tej chwili Vegard Haukoe Sklett traci do Freunda blisko 200 punktów.

Za nami azjatycki akcent Pucharu Świata, wracamy do Europy. Val di Fiemme to miejsce dla Kamila szczęśliwe. Przyjechał do Predazzo raz, w 2008 roku i zajął najwyższe tej zimy (i na tamtą chwilę w karierze), 6. miejsce. Drugiego dnia był 19. Do Włoch powinno pojechać czterech punktujących z Okurayamy i jakaś nowa w PŚ twarz. Czy Łukasz Kruczek się na to zdecyduje? Nie mam pewności. Bo w Predazzo tylko dwie rzeczy są pewne – pizza i Trentino Chardonnay.