Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Olek Zniszczoł: "Robię swoje"

W sezonie letnim został triumfatorem cyklu Pucharu Kontynentalnego, ale naprawdę głośno zrobiło się o nim po ostatnich zawodach Pucharu Świata w Zakopanem, podczas których zajął świetne 9 i 14 miejsce.


Olek Zniszczoł, bo o nim mowa, treningi rozpoczął w 2002. Wówczas pod skocznią w Wiśle pojawił się jego tata prosząc trenera Jana Szturca o przyjęcie chłopca do sekcji skoków - To było chyba w 2002 roku, kwitła Małyszomania. Zapytał, czy mógłby zapisać syna na skoki, czy nie jest dla niego za późno - wspomina trener. - Powiedziałem, że jeśli chłopak dobrze sobie radzi na nartach zjazdowych, to tak. I tak z Mirkiem Kędziorem i Jankiem Kawulokiem zaczęliśmy Olka szkolić.

Mama Aleksandra marzyła, by syn został skrzypkiem, Olka jednak ponad wszystko interesował sport.

- Nie byłem stworzony do grania na tym instrumencie. W ogóle nie sprawiało mi to radości. Na lekcje chodziłem, bo mama namawiała. Ja wolałem jednak uprawiać sport. Przez trzy miesiące męczyłem rodziców, by pozwolili mi uprawiać skoki narciarskie i udało mi się ich przekonać. Skończyłem grać w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Nie ukrywam jednak, że o wiele trudniej jest skakać na nartach niż grać na skrzypcach - opowiada Zniszczoł.

Aleksander jak każdy młody talent nie może uniknąć porównań do Adama Małysza sprzed lat.

- Co łączy Olka i Adama Małysza? Pracowitość. Olek, tak jak kiedyś Adam, zawsze trenuje dłużej niż koledzy. Jeśli mamy w rozpisce osiem skoków on oddaje jeszcze cztery. Obaj są też przykładem profesjonalistów także poza skoczniami - wylicza Szturc. - A co dzieli? Poza wiekiem nic właściwie nie przychodzi mi do głowy. Może tylko to, że obaj zaczynali w kombinacji norweskiej, ale Adam zdecydował się na skoki, gdy miał 17 lat, a Olek dwa lata wcześniej.

Zniszczoł przez całe lata skakał w cieniu Klimka Murański, który uważany był za największy talent z rocznika 1994, teraz to on stał się liderem wśród naszych juniorów

- Robię swoje, trenuję, chcę skakać jak najlepiej i tylko to się liczy - opowiada zawodnik. - A Klimek? Na razie cieszę się, że to o nim było dotychczas głośniej, bo ja mogłem spokojnie trenować w Wiśle – kończy Zniszczoł.

- Nie byłem stworzony do grania na tym instrumencie. W ogóle nie sprawiało mi to radości. Na lekcje chodziłem, bo mam namawiała. Ja wolałem jednak uprawiać sport. Przez trzy miesiące męczyłem rodziców, by pozwolili mi uprawiać skoki narciarskie i udało mi się ich przekonać. Skończyłem grać w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Nie ukrywam jednak, że o wiele trudniej jest skakać na nartach niż grać na skrzypcach - opowiada Zniszczoł, który przyznał, że nie posiada tego instrumentu w domu i nie zamierza go mieć.
- Nie byłem stworzony do grania na tym instrumencie. W ogóle nie sprawiało mi to radości. Na lekcje chodziłem, bo mam namawiała. Ja wolałem jednak uprawiać sport. Przez trzy miesiące męczyłem rodziców, by pozwolili mi uprawiać skoki narciarskie i udało mi się ich przekonać. Skończyłem grać w trzeciej klasie szkoły podstawowej. Nie ukrywam jednak, że o wiele trudniej jest skakać na nartach niż grać na skrzypcach - opowiada Zniszczoł, który przyznał, że nie posiada tego instrumentu w domu i nie zamierza go mieć.