Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Życie jest nowelą

Życie, życie jest nowelą. Podobno. To w takim razie sport jest filmem sensacyjnym. Hiczkok normalnie. Jeszcze nie zdążyliśmy się nachwalić Olka Zniszczoła za występ w drużynówce i świetny niedzielnoporanny skok treningowy, gdy podwójny medalista z Erzurum przepadł w kwalifikacjach. Jeszcze żyliśmy rewelacyjnym skokiem Stocha w kwalifikacjach, gdy ten w odpadał w pierwszej serii. Jeszcze jeden z drugim narzekał na Żyłę i Kota za słabe skoki w treningu, gdy najpierw nieźle pokazali się w kwalifikacjach a potem solidnie w konkursie.


Ale od początku. Czyli od piątku. Bo już odwołane skoki w piątek i przeniesienie zawodów na skocznię normalną to były zapowiedzi tego, że wiatr kilku szczęściarzom przywieje dobre wyniki, a innym zdmuchnie sprzed nosa satysfakcję z dalekich skoków. W sobotę było jeszcze po japońsku, czyli jako-tako. Choć może Norwegowie by się z tą opinią nie zgodzili. Ale co tam. Polska po raz piąty w historii a po raz pierwszy bez Adama Małysza stanęła na podium drużynowego konkursu Pucharu Świata. Historia lubi się powtarzać, bo przecież nasza drużyna zajęła trzecie miejsce w Lahti (tyle że na skoczni obok) rok temu. Też zaraz po powrocie z mistrzostw świata (też rozgrywanych w sąsiedniej Norwegii). I pewnie znowu niejeden westchnął „to nie mogło tak być na mistrzostwach?” Ano nie mogło. Bo życie jest nowelą...

Taka ciekawostka – minął tylko rok, a z tamtego składu ostał się w drużynie tylko Kamil Stoch. Adam Małysz zakończył karierę, Piotr Żyła okazał się w treningach słabszy od Olka i Klimka, a Tomasz Byrt zamiast na PŚ w Lahti poleciał na PK w Predazzo. Nasi pokazali Wikingom, Słoweńcom i Japończykom, gdzie raki rosną a pieprz zimuje. I tylko można zgrzytać uzębieniem, że któremuś nie zmierzono pół metra więcej. Albo, że któryś z sędziów nie dał Kamilowi za pierwszy skok pół punktu więcej, a Freitagowi za drugi pół punktu mniej. Na przykład taki Amerykanin Daniel Warner. Warner, Brother, what’s up, co ci zależało? Albo Taki Jozef Ograjensek ze Słowenii nie mógł w ramach słowiańskiej solidarności dać o punkt wyżej Piotrkowi? Józek, nie daruję Ci tej noty! No, ale życie jest nowelą. Żebyśmy tak jeszcze przegrali o te 0,6 punkta z Pepikami... Ale porażki z Iwanami albo Helmutami zawsze bolą najbardziej...

Ale co my tam o bólu, trzecie miejsce, trzeba się cieszyć. Dzięki temu konkursowi wyprzedziliśmy w Pucharze Narodów Czechów. Kto się w sobotę nie cieszył, tylko żołądkował o te sześć dziesiątych, czyli mniej-więcej pół metra na osiem skoków, ten w niedzielę musiał bić głową w ścianę, aż łupież leciał. Powiedzmy sobie szczerze, jeśli w kolejnym konkursie wiatr znowu nie wykosi połowy z pierwszej dziesiątki (tylko innych, niż w Lahti) to Kamil może raczej zapomnieć o podium w generalce na koniec sezonu. Jury znowu nie potrafiło się zatroszczyć o równe warunki dla wszystkich zawodników. W pierwszej dziesiątce było trochę „na kogo wypadnie na tęgo bęc”. Bęc zrobili na przykład Koudelka, Freund, Kranjec i Stoch. Spoza dziesiątki skaczący ostatnio świetnie Koch i Tepes. No i z całym szacunkiem dla Hlavy, Koivuranty i Hvali – gdyby nie warunki, nie lądowaliby tam, gdzie lądowali. Żebym nie wyszedł na szowinistę – Kot i Żyła też skorzystali. Życie jest nowelą...

Daiki Ito – szacuneczek. W pierwszej serii skakał praktycznie w ciszy, w drugiej z mocnym wiatrem w plecy. Pokazał, że w takich warunkach też potrafi skoczyć. Wbrew obiegowej opinii (którą zresztą podzielałem), że gdy wieje z tyłu, można go spisywać na straty. Jak widać - nie zawsze. Myślę, że o jego zwycięstwo nie ma się co rzucać. Wygrałby w niedzielę z każdym. Ito to taki chłopak, co wprowadza do skoków narciarskich delikatny powiew Orientu. Szybuje niczym opadający płatek kwiatu wiśni, muska nartami zeskok niczym Beata Tyszkiewicz grzywkę. Po wygraniu konkursu spuszcza skromnie oczęta i czaruje uśmiechem nieśmiałym jak katechetka na koncercie Behemotha. Daiki Ito - skoczek cichy jak łan pszenicy o bezwietrznym świcie i łagodny jak zupa z tofu. Nartą nie rzuci, środkowego palca do kamery nie pokaże, skakać na kacu nie będzie. Takich skoczków to już Panie Szanowny chyba tylko w Japonii produkują....

Klasyfikacja Generalna przed zawodami w Lahti
Lpzawodnikkrajpkt.strata1strata2
1 Anders Bardal Norwegia 1139 0 0
2 Gregor Schlierenzauer Austria 1095 44 44
3 Andreas Kofler Austria 1061 78 34
4 Kamil Stoch Polska 961 178 100
5 Thomas Morgenstern Austria 910 229 51
6 Daiki Ito Japonia 816 323 94
7 Richard Freitag Niemcy 814 325 2
8 Roman Koudelka Czechy 701 438 113
9 Severin Freund Niemcy 672 467 29
10 Robert Kranjec Słowenia 600 539 72

Klasyfikacja Generalna po zawodach w Lahti
Lpzawodnikkrajpkt.strata1strata2
1 Anders Bardal Norwegia 1219 0 0
2 Gregor Schlierenzauer Austria 1135 84 84
3 Andreas Kofler Austria 1066 153 69
4 Kamil Stoch Polska 961 258 105
5 Thomas Morgenstern Austria 946 273 15
6 Daiki Ito Japonia 916 303 30
7 Richard Freitag Niemcy 834 385 82
8 Roman Koudelka Czechy 713 506 121
9 Severin Freund Niemcy 672 547 41
10 Robert Kranjec Słowenia 600 619 72

Bardal dzięki 80 punktom w Lahti przybliżył się trochę do Kryształowej Kuli. Schlierenzauer traci dystans, ale zapowiada twardą walkę. Ciekawe, co wyjdzie z tych zapowiedzi, bo teraz Bardal będzie startował uskrzydlony dopingiem rodzimej publiczności. Kofler specjalnie nad Stochem nie zwiększył przewagi, ale już mamy o ten jeden konkurs mniej, by go dogonić. W zeszłym roku Małysz ścigał się z nim o to samo i dopadł go w Planicy w ostatnim konkursie. Historia lubi się powtarzać, ale czy historia to zdarta płyta zacinająca się wciąż w tym samym miejscu? Matematyczne szanse na KK mają jeszcze Morgi, Ito i Freitag. Tak w ramach ciekawostki, żeby nie było, że ktoś poważnie rozpatruje ich szanse. No ale w końcu sport to sport a życie jest... tak, tak.

Warunki warunkami, ale oczywiście gratulacje Piotrkowi, Maćkowi i Klemensowi - temu ostatniemu za pierwsze punkty PŚ w życiu - się należą. Byli w Lahti i tacy, co warunki dostali na srebrnej tacy i nie potrafili ich wykorzystać. Nasi potrafili. Co jeszcze potrafią, pokażą, mam nadzieję, w Trondheim i Oslo. Trondheim i Oslo - te dwa miasta tak strasznie kojarzą mi się z Adamem Małyszem, że bardziej to już chyba tylko Wisła i Zakopane. Granåsen to niezapomniane 138,5 metra - Apoloniusz Tajner łapiący się za głowę i sam Adam szczypiący się w rękę. Drugie to oczywiście pięć zwycięstw, szalone ratowanie się przed podmuchami wiatru zamiast szóstego i ogłoszenie zakończenia kariery. Tak więc ostatnie przed planickim Le Grande Finale konkursy odbędą się w tych norweskich miastach. W obu tylko jedno jest pewne: że życie jest nowelą.