Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Za drogo na Wielkiej Krokwi

Wysokie koszty treningów i organizacji zawodów na skoczni imienia Stanisława Marusarza powodują, że obiekt staje się niemal wymarły. W okresie pomiędzy Pucharem Świata w styczniu, a Pucharem Solidarności w październiku, nie odbył się na nim ani jeden konkurs, a ze skoków na Wielkiej Krokwi rezygnują nawet miejscowe kluby.

We wrześniu w Zakopanem miał się odbyć Puchar Jesieni. Konkurs został jednak odwołany, ponieważ Polski Związek Narciarski nie był w stanie zapłacić 9 tysięcy złotych za wynajem skoczni, nie mówiąc już o opłatach za prąd, obsługę wyciągu oraz wynagrodzeniu sędziów.

Na Wielkiej Krokwi pojedynczy trening jednego zawodnika kosztuje aż 12 złotych. W Wiśle Malince opłata kwartalna dla całego klubu wynosi jedyne 50. PZN wydzierżawił wiślański obiekt od Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku, dzięki czemu działacze związkowi sami regulują ceny w taki sposób, aby kluby narciarskie były w stanie sfinansować zajęcia na skoczni dla swoich podopiecznych. Apoloniusz Tajner, prezes Polskiego Związku Narciarskiego tłumaczy, że częste treningi na obiekcie imienia Adama Małysza nasilają przypływ turystów. Turyści, z kolei, dostarczają środki na utrzymanie obiektu, co pozwala na obniżenie kosztów treningów. Brak skoków na Wielkiej Krokwi sprawia natomiast, że coraz mniej osób zwiedza skocznię, a więc coraz niższe kwoty wpływają do kasy COS-u. Co za tym idzie – ceny najmu są jeszcze wyższe, a treningi w Zakopanem stają się nieopłacalne nawet dla miejscowych zawodników.

W chwili obecnej na skoczni imienia Stanisława Marusarza ćwiczą jedynie kadry narodowe, ponieważ Polski Związek Narciarski dysponuje środkami tylko na te treningi. Co więcej, problemem zakopiańskich obiektów są nie tylko nieosiągalne dla klubów narciarskich ceny najmu. Profil Średniej Krokwi jest przestarzały, a wieża najazdowa straciła kontakt z podłożem. Istnieje ryzyko, że skocznia nie otrzyma nawet licencji narodowej.

Adam Małysz, najlepszy polski skoczek w historii, nie kryje zaskoczenia zaistniałą sytuacją.

"To śmieszne, bo przecież, kiedy nie mieliśmy obiektów w Wiśle, to my jeździliśmy do Zakopanego. Tymczasem teraz, choć w stolicy polskich Tatr są obiekty, to jednak zawodnicy jeżdżą do Wisły, bo są do tego zmuszeni" – mówi w wywiadzie dla portalu eurosport.onet.pl.

Apoloniusz Tajner ponownie wystąpił z pismem do Minister Sportu, Joanny Muchy, o wydzierżawienie zespołu skoczni i trasy biegowej w Zakopanem. W zeszłym roku otrzymał odpowiedź odmowną. W roku bieżącym decyzja jeszcze nie zapadła. Miejmy jednak nadzieję, że będzie ona pozytywna – szkoda, ażeby kwestie ekonomiczne decydowały o rozwoju młodych, utalentowanych sportowców.