Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Licencja na zadziwianie

Piękno skoków polega na tym, że wciąż nas czymś zaskakują. Owszem, pewne rzeczy są pewne. Stałe i niezmienne. Przewidywalne jak deszcz w Londynie, mróz na Syberii i brednie na mównicy sejmowej. Ale jest w skokach kilku gości, którzy mają po prostu licencję na zadziwianie.

Wstyd przyznać. Nie kibicuję skoczkom od wczoraj. Moje pierwsze wspomnienia związane ze skokami narciarskimi sięgają roku 1984. Najbardziej lubiłem wtedy tego zawodnika z przydługim nosem, który zaraz po wybiciu się z progu wołał „Sarajewooooooo!”. Chyba nazywał się Vucko. Więc stary ze mnie wyga i byle co mnie dziwić nie powinno. A jednak skoki wciąż mnie zadziwiają.

Kto zadziwił mnie wyjątkowo w ten weekend? Oto lista.

Kamil Stoch. Wiedziałem, że jest bez formy. Wiedziałem, że to zawodnik, który potrafi skoczyć bardzo dobrze, a potem bardzo słabo. Ale aż tak słabo? Nawet psując skoki trzeba się postarać, by skakać tak dramatycznie krótko. Rozdźwięk między skokiem z drugiego treningu a skokami w kwalifikacjach i pierwszej serii konkursu drużynowego był po prostu zbyt duży, by choć trochę się nie zdziwić.

Andreas Wellinger. Zaledwie półtora roku temu zadebiutował na zawodach międzynarodowych. W Lillehammer – w Pucharze Świata. I cóż to był za debiut. Po dwóch konkursach indywidualnych ma na koncie 104 punkty i zajmuje siódme miejsce w klasyfikacji generalnej. Był filarem konkursu drużynowego. Przypomnijcie sobie, kiedy ostatnio jakiś siedemnastolatek tak namieszał w czołówce. No właśnie. Pytanie brzmi, czy Wellinger to meteor jak Collins, czy gwiazda jak Schlierenzauer? A może ktoś pośredni, czyli Peterka? Tak czy owak, będziemy mieli trochę przyjemności dowiadując się, jak potoczy się jego kariera.

Jaka Hvala. Dwa lata starszy od Wellingera, od początku zimy prezentuje świetną formę. W konkursach na razie idzie mu nieco słabiej, niż w seriach niepunktowanych, ale imponuje formą. Kto by się po nim spodziewał takich skoków jeszcze zeszłej zimy?

Dawid Kubacki. Zdobył punkty zimą.

Włodzimierz Szaranowicz. Dawid Kubacki przy huraganie pod narty skacze w miarę - w miarę przyzwoicie, a nasz komentator cieszy się jakby wygrał w totka. Komentator, nie Kubacki.

Łukasz Kruczek. Stwierdził, że zapowiedział możliwość odejścia, by „zmotywować zawodników”. Ciekawy sposób motywacji, nie powiem. Tylko jak to wyglądało? „Zacznijcie skakać lepiej, to obiecuję Wam, że odejdę”? Czy „Proszę, zacznijcie skakać lepiej, bo odejdę”? Bo jeśli to drugie, to chyba tylko Kubacki zareagował po myśli trenera. A raczej był zbyt delikatny, by dobitnie wyrazić swoją opinię...

Moja sąsiadka. Wczoraj, gdy wyszła z domu... aha, to nie należy do tematu. Przepraszam.

Tak czy owak, Kuusamo mamy za sobą. Teraz kolej na Soczi. Czyli największy letni kurort Rosji, który ma w herbie palmę. W zeszłym roku w styczniu zanotowano tam 19 stopni Celsjusza. No dobra, ok, skoki tak naprawdę odbędą się w Krasnej Polanie, jakieś 40 km na północ od Soczi. Tam w górach śnieg leży przez pół roku i mróz w styczniu trzyma jak trza. W grudniu zresztą также. Więc dwóch rzeczy na pewno nie zabraknie – zmrożonej wódki i dobrego kawioru.