Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu – Piekło poczeka

Gorący gniew polskich kibiców zdążył już dosięgnąć Łukasza Kruczka, który po zawodach w Norwegii i Finlandii znalazł się w ogniu krytyki. Ogniu gorącym jak samo piekło. Aliści, sportowego piekła, czyli dymisji uniknął i owo piekło jeszcze poczeka czas jakiś. Być może całkiem długi.

Czy dymisja była realna? Myślę, że nie. Sam trener wizją swej rezygnacji motywował co prawda zawodników a jego głowy chciała spora liczba kibiców i co bardziej krewcy dziennikarze, niemniej jednak (ulubiona fraza polskiego sztabu szkoleniowego skoczków) decydenci i fachowcy zapewniali, że tego typu nerwowego, bezsensownego i szkodliwego kroku na pewno nie będzie.

I jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, anioły z Góry Aniołów oddaliły diabelskie zakusy na głowę szkoleniowca. Może ze względu na pokrewieństwo? I anioły i Kruczki to skrzydlate istoty... Niby w Ramsau udało się naprawić tylko Stocha, ale i reszta ekipy jakby przypomniała sobie, że potrafi skakać. W Engelbergu Polscy skoczkowie zdobyli razem 186 punktów. We wszystkich poprzednich konkursach – 48. Szczególnie sobotni był udany. Ale nawet ten niedzielny, który zostawił nas z pewnym niedosytem, był w porównaniu z występami w Lillehammer, Kuusamo i Soczi – świetny. W dodatku Kamil i Maciej mieli w nim pecha, bo gdyby nie decyzja sędziów o obniżeniu belki po skoku Andreasa Wellingera, pewnie miejsca byłyby jeszcze lepsze.

Gregor Schlierenzauer wygrał 43. konkurs PŚ w karierze i obawiam się, że najpóźniej w Zakopanem pobije rekord Nykaenena. Chłopaki ze Straconki, macie jeszcze ten banner „Not in our home Janne”? To przeróbcie go na „Not in our home Gregor”. Może pomoże.
Engelberg należał do Austriaków, choć Niemcy nie odpuszczają. W sobotę Kofler wygrał nie tylko dzięki umiejętnościom sportowym, ale i dzięki taktyce. Albo jak kto woli łaskawym ocenom sedziów. Czy styl Kamila Stocha jest brzydszy niż Andreasa Koflera? Moim zdaniem co najmniej taki sam, jeśli nie lepszy. Czy konie, pardon, sędziowie mnie słyszą? Po raz trzeci w tym roku kalendarzowym a po raz drugi tej zimy różnica między zwycięzcą a tym drugim wyniosła 0,1 punkta. A to dopiero dwunasty taki przypadek w historii Pucharu Świata! Do Koflera uśmiechnął się los. A przecież on w na Igrzyskach w Turynie przegrał o tyle samo złoty złoty medal z Thomasem Morgensternem. Czy Stochowi też kiedyś los wynagrodzi tego sobotniego pecha? Jeśli w Val di Fiemme, to ja nie mam nic przeciwko.

Kaarel Nurmsalu nie zdobył punktów w swoim dwunastym w karierze starcie pucharowym. Tak, jak Schlierenzauer zbliża się do Nykaenena, tak Nurmsalu zbliża się do Kubackiego. Tak, Kubackiego, nie Kota, bo Kot zdobył punkty w swoim 18 występie w PŚ a Kubackiemu w Lillehammer, o czym nie pisałem, stuknęło 18 występów bez punktu. Na szczęście zdobył je konkurs później w Kuusamo a teraz to już tak się rozkręcił, że aż mi trochę głupio wypominać tamtą serię. No ale sentymenty sentymentami a kronikarski obowiązek kronikarskim obowiązkiem.

A propos obowiązków, odwlekałem jak mogłem, ale czas zabrać się za tabelki. Żeby się nie przepracowywać, zaczniemy Krok Po Kroczku - na razie tylko jedna.



Czołówka PŚ 16.12.12
Lpzawodnikkrajpkt.strata1strata2
1 Gregor Schlierenzauer Austria 448 0 0
2 Severin Freund Niemcy 430 18 18
3 Andreas Kofler Austria 396 51 34
4 Andreas Wellinger Niemcy 290 158 106
5 Andres Bardal Norwegia 286 162 4
6 Thomas Morgenstern Austria 223 225 63
7 Richard Freitag Niemcy 220 228 3
8 Wolfgang Loitlz Austria 187 261 33
9 Jaka Hvala Słowenia 180 268 7
10 Simon Ammann Szwajcaria 171 277 9

Tak więc w czubie mamy głównie Austriaków i Niemców oraz po jednym Norwegu, Słoweńcu i Szwajcarze (też mówi po niemiecku). W sumie na dziesięciu tylko dwóch szwargotania nie wyssało z mlekiem matki. Freund stracił plastron lidera na rzecz Schlierenzauera, Morgi się zepsuł a Hvala nauczył oddawać dwa w miarę równe skoki.

Zajmijmy się naszymi orzełkami.

Kamil Stoch (98 punktów w Engelbergu) – Rakieta z Zębu odpaliła. Znaczy się sorry, Śnieżny Jastrząb wzbił się w przestworza. Wygląda na to, że w Ramsau Kruczek ze Stochem znaleźli coś, czego bezskutecznie szukali wcześniej gdzie indziej. Optymistycznie oceniając początek sezonu umówmy się po prostu, że Kamil dał innym trochę fory, wiedząc, że wcześniej czy później i tak wszystkich łyknie.

Dawid Kubacki (43 punkty). Po zimie 2010/2011 przekonywałem, że Dawid ma potencjał i nie należy go skreślać/określać jako skoczka, który potrafi skakać tylko na igelicie. Trzeba poczekać, aż forma młodego zawodnika się ustabilizuje i będzie jeszcze z niego pociecha. Trzeba było trochę się naczekać, ale pociecha w końcu jest. Jedyny zawodnik, do którego właściwie od początku sezonu nie powinniśmy mieć specjalnych pretensji, pnie się powoli do góry i zajmuje coraz wyższe miejsca.

Maciej Kot (34 punkty). W Skandynawii mizeria, w Soczi ciułanie a w Engelbergu objawienie. Podobnie jak Kubacki, poprawia się z konkursu na konkurs. (A nawet bardziej, bo miał lepszą niedzielę od soboty, a Kubacki na odwrót). Też chce udowodnić, że potrafi dobrze skakać nie tylko latem.

Krzysztof Miętus (8 punktów)– zdecydowana poprawa. Nawet jeśli do drugiej serii niedzielnego konkursu awansował co nieco szczęśliwie (i punktów zdobyć się nie udało), to jednak w porównaniu z Kuusamo, a szczególnie Soczi, Titus wykonał skok do przodu.

Klemens Murańka (3 punkty) – znów zobaczyliśmy, że czasem przeskok z Pucharu Kontynentalnego o ligę wyżej bywa trudny. Klimek w Engelbergu zawiódł. To dobrze, że zawodnik ma ambicję i zawiesza sobie poprzeczkę wysoko. Ale jeśli deklaracje o pierwszej dziesiątce tak wyraźnie rozmijają się z późniejszymi wynikami, to rozczarowaniu winne są nie tylko wybujałe oczekiwania kibiców. Pomimo tego, Klimek zasłużył sobie na skakanie w Turnieju Czterech Skoczni i powinien tam wystąpić. Na pewno Klimek przekonał o swych możliwościach bardziej, niż Piotr Żyła czy Bartłomiej Kłusek.

Piotr Żyła (0 punktów). Treningi w Ramsau nic nie dały. Zalecane treningi w Wiśle pod okiem Jana Szturca. Być może klubowy trener powinien sprawdzić, czy Wewiórowi nie posklejały się jakieś kartki w planach treningowych, bo czegoś skoczkowi wyraźnie brakuje.

No i tym samym pierwszy period tego sezonu uważamy za zamknięty. Teraz czeka nas Turniej Czterech Skoczni, czyli szacowna impreza, którą interesują się nawet ci, którzy skoki oglądają od wielkiego dzwonu. A tam tylko dwie rzeczy są pewne: Niemcy i Austria. Geograficznie i sportowo.