Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: "Długi, żelazny most"

Święta, święta i po świętach. Wyjątkowy tydzień ze skokami przeszedł do historii. Pierwszy Puchar Świata w Wiśle i pierwszy w Polsce konkurs drużynowy - rzadko zdajemy sobie sprawę, że żyjemy w historycznych czasach. Co to właściwie znaczy, że czasy są historyczne? Jak napisał pewien pisarz - znaczy, że dzieje się dużo i szybko. Takie tam bzdety. Każde czasy są historyczne. Zawsze się dzieje dużo i szybko, tylko nie zawsze wielu ludzi o tym mówi.

Zresztą, my byliśmy świadkami czasów bardziej historycznych, niż ten ostatni tydzień i pewnie jeszcze będziemy. Ale notujmy dalej - z kronikarskiego obowiązku. Pierwszy raz polska drużyna zajęła drugie miejsce na skoczni dużej. Pierwsze punkty PŚ zdobył Jan Ziobro. Piotr Żyła zajął najwyższe miejsce w dotychczasowej karierze. Długo by tak można...

Jak było? Każdy widział. W Wiśle mieliśmy pecha do wiatru (poza Żyłą), w drużynówce szczęście do wiatru a w sobotę już było w miarę normalnie. Ogółem - u siebie spisaliśmy się godnie, solidnie i z przytupem. Paradoksalnie - po raz pierwszy od dwóch lat Polak nie wygrał w Polsce konkursu. Ale i tak jest dobrze i jest to najlepszym dowodem na to, jak zmieniła się sytuacja od czasów, gdy co prawda mieliśmy skoczka z innej galaktyki, ale za nim ziała czarna dziura.

Rośnie nam drużyna i to jest budujące. Jeszcze cztery lata temu przyjęliśmy czwarte miejsce polskiego zespołu na Mistrzostwach Świata w Libercu jako niemal sensację. A teraz otwarcie oczekujemy, że nasza drużyna z Val di Fiemme przywiezie jakiś medal. A przecież nie ma już w niej Adama Małysza.

Dlaczego w Zakopanem nie udało się wygrać? Spójrzmy prawdzie w oczy. To nie słabe skoki Krzysztofa Miętusa zabrały nam pewną wygraną. To dobre warunki i odrobina szczęścia przyniosły nam drugie miejsce. W tej chwili nie mamy jeszcze takiej drużyny, która byłaby zdolna w bardziej sprawiedliwych warunkach wietrznych walczyć o zwycięstwo. Gdyby Austriacy mieli Schlierenzauera w pełni zdrowia a Norwegowie nie zrobili z naszej skoczni Ministerstwa Głupich Kroków, pardon, Skoków, skończyłoby się pewnie na czwartym miejscu. Z całą pewnością jednak mamy potencjał, by już teraz rywalizować jak równi z równymi z Niemcami i Słowenią. By pokonywać tych najlepszych wciąż potrzebujemy fury szczęścia. Dlatego też o to szczęście często prosi Łukasz Kruczek. On wie, że bez tego wciąż będzie trudno o zwycięstwa.

Ale nie jest już daleko. Piotr Żyła być może nie ma jeszcze takiej formy, jaką sugerowałyby jego miejsca z Wisły, czy konkursu drużynowego w Zakopanem, ale z całą pewnością skacze lepiej, niż na początku sezonu. Tak przy okazji Żyły, to po sobotnich zawodach na Wielkiej Krokwi dziennikarze maglowali go tyle czasu, że nie przypominam sobie, by jakikolwiek zawodnik, który zajął 18 miejsce w jakiejkolwiek dyscyplinie (wliczając w to rzut sedesem i jedzenie zimnej fasolki na czas) udzielił takiej ilości wywiadów. Krzysztof Miętus ma rozchwianą formę, ale przecież wychodzą mu pojedyncze skoki. Stefan Hula jest solidny, choć daleko mu do solidności sprzed dwóch lat.

Natomiast co do Dawida Kubackiego, to krążą plotki, że w trakcie Świat Bożego Narodzenia musiał pilnie wyjechać do Ameryki Południowej a na skoczni zastępuje go aktualnie jego mniej utalentowany brat bliźniak – Roman. Dawid ma podobno wrócić przed Val di Fiemme a Roman wróci do swojej małej kawiarenki pod Nowym Targiem, gdzie będzie do końca życia hodował begonie i czytał kryminały – daj mu Panie Boże Zdrowie i niech mu się nie znudzi. Jak Dawid wróci, Miętus się przekona, że jednak fajniej jest skakać po 136 niż 106 metrów a Żyła będzie w locie czuł się równie swobodnie jak w pokonkursowych wywiadach, to Łukasz Kruczek będzie miał ulubiony dylemat trenerski, albo się szybko przeforsuje zasadę, że podczas MŚ w drużynówkach skacze pięciu, nie czterech. I wtedy to nawet Austriacy i Norwegowie będą nam mogli nagwizdać. Usłużnie proponuję motyw z Mostu na Rzece Kwai bo to się fajnie gwiżdże a poza tym ja lubię tę melodię.

Wracając do szczęścia. W tym sezonie Kamil Stoch już drugi raz prowadził po pierwszej serii, ale nie wygrał konkursu. W piątek podobnież szczęście opuściło naszą drużynę w siódmej serii skoków. Tak sobie marzę, że jednak jakaś sprawiedliwość musi być i jeszcze sobie na losie odkujemy te przypadki.

Wisła Malinka. Jak to mawiał pewien znany fotoreporter sportowy „dobra skocznia, tylko nie dla ludzi”. Fakt, że obiekt nowoczesny i dla trenujących skoczków bardzo wygodny a jednocześnie wymagający. Ale na tym ciasnym grajdołku zorganizować imprezę rangi Pucharu Świata to zadanie na miarę wykąpania w umywalce wagonu drugiej klasy PKP sporego i w dodatku żywego aligatora.

Organizatorom mimo wszystko gratulujemy. Ciekaw jestem ilu kibiców stających w wariackim ścisku zemdlało podczas zawodów. Pewnie można było policzyć dopiero wtedy, jak po zawodach tłum się rozluźnił i zemdlone osoby mogły się swobodnie przewrócić...

W Wiśle miał miejsce pewien niesympatyczny incydent. Okradziono skoczków. Dzięki temu incydentowi przekonaliśmy się, jaką siłę ma plotka i jaką wyobraźnię mają polscy plotkarze. Zarówno policja jak i sami poszkodowani ograniczyli się do suchego komunikatu. Tymczasem już tego samego dnia wieczorem, gdyby złożyć do kupy wszystkie wersje krążące po skokowym światku i Internecie, to wyszłoby że skoczków okradły prostytutki przebrane za ochroniarzy z akredytacjami trenerów, będące w zmowie z hotelarzami z Wisły. W dodatku te, być może austriackie prostytutki, ukradły norweskiemu trenerowi laptop z najbardziej strzeżonymi tajemnicami sztabu trenerskiemu, więc zapewne były w zmowie z austriackim sztabem trenerskim. Tymczasem niemieckich skoczków okradli Czesi a Czechów Niemcy. A Ammann, choć tak naprawdę wcale nie został okradziony i nie zgłaszał żadnej kradzieży, to podobno zgłosił, że został okradziony, ale nawet jakby nie zgłosił, to plotkarze już wiedzą, że w ogóle nie został okradziony, tylko całą kasę przepił i zapomniał. Ten to ma łeb, tyle kasy przepić. Autorom plotek serdecznie gratulujemy...

Chłopaki ze Straconki! Na miłość boską! Czy Wy ten swój transparent malowaliście o północy przy czarnych świecach krwią nietoperza zmieszaną ze sproszkowanym rogiem jednorożca mrucząc pod nosem haitańskie zaklęcia? Chłopczyna miał tylko nie wygrać konkursu a nie paść na łoże boleści. Było, nie było, transparent poskutkował. Schlierenzauer wciąż jest o konkurs za Nykänenem.

A Latający Fin podobno po ostatniej odsiadce wziął się za siebie. Zaczął się odchudzać, powrócił do treningów i chce skoczyć w Soczi jako przedskoczek. Co tam jeszcze w fińskich skokach? Harri Olli zajął celę Nykänena. A Janne Ahonen chce w Soczi skakać nie jako przedskoczek, tylko na serio. Myślicie, że fińska prasa zmyśla to wszystko tylko po to, żeby nie pisać już o kolejnych batach zbieranych na skoczni przez reprezentantów? Słyszałem też, że fińskie ministerstwo zdrowia musiało przeznaczyć dodatkowe miliony Euro na liczne operacje łokci i przegubów. To od załamywania rąk nad stanem skoków...

Kraj Nykänena, Ahonena, Nieminena, Halonena, Nikkoli i Mattiego Hautamäki musi teraz co dwa - trzy lata importować sobie jakiegoś zawodnika z kombinacji norweskiej, by ktokolwiek zdobywał dla nich punkty. A i tak w Pucharze Narodów przegrywają nie tylko z Włochami ale i Ammannem. Ba, zgromadzili do mniej punktów, niż dwudziesty w klasyfikacji indywidualnej PŚ Rune Velta, nie mówiąc już np. O naszym Maćku Kocie. Tak sobie myślę, że gdyby ten Aho wrócił to i bez treningów z marszu stałby się liderem drużyny. Tylko na co mu ten pasztet?

Skoro już jesteśmy przy Pucharze Narodów, to rzućmy okiem na czołówkę PŚ


Klasyfikacja Pucharu Świata po konkursach w Polsce
Lp.ZawodnikKrajPkt.StrataStrata 2
1 SCHLIERENZAUER Gregor Austria 840 0 0
2 BARDAL Anders Norwegia 655 -185 - 185
3 JACOBSEN Anders Norwegia 578 -262 - 77
4 FREUND Severin Niemcy 565 -275 - 13
5 KOFLER Andreas Austria 450 -390 - 115
6 FREITAG Richard Niemcy 418 -422 - 22
7 STOCH Kamil Polska 385 -455 - 33
8 WELLINGER Andreas Niemcy 367 -473 - 18
9 HILDE Tom Norwegia 324 -516 - 43
10 MORGENSTERN Thomas Austria 312 -528 - 12

Gregor wciąż na czele, ale transparent kosztował go wiele punktów... Tuż za nim dwa norweskie wilki, które poczuły krew. To, w jakim tempie awansował do czołowej trójki Jacobsen, jest imponujące. Kofler nieco się odbudował. Kamil Stoch też winduje się do góry i oby tak dalej. Czy doczekamy się tej zimy w pierwszej dziesiątce Maćka Kota? Ja bym był zachwycony...

Po tabelce, czas na Cytat Zupełnie Nie Na Temat:

„-Wiesz bracie, życie jest jak długi, żelazny most.

- Czemu?

- Nie wiem!”

No i tyle w temacie polskich konkursów. Teraz skoczkowie obrali kurs na Japonię. Kalendarz nieco się zmienił, Japonia nie poprzedza w kalendarzu głównej imprezy sezonu, więc możemy się spodziewać niezłej obsady. Spodziewania spodziewaniami ale dwie rzeczy są pewne: Piotrek Żyła, żeby się pobudzić, walnie sobie piw... ekhm, ten, to się wytnie, soczek, a Kamil Stoch będzie się po zawodach szeroko uśmiechał. Czego jemu, Wam i sobie życzę.