Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: "Kryształy są na zawsze"

Stało się. Konkursy w Planicy odbyte, a wraz z nimi zakończył się kolejny sezon Pucharu Świata. Znamy już odpowiedzi na najważniejsze pytania, emocje powoli w nas wygasają, czas na refleksje i podsumowania.


Aha. Zanim zaczniemy tekst właściwy, proszę kliknąć w ten link. Kliknijcie „play”, dopasujcie sobie głośność, żeby nie przeszkadzała w czytaniu. No. Teraz możecie czytać dalej.

Puchar Świata trafił w ręce Gregora Schlierenzauera. Jego nazwisko po raz drugi zostanie zapisane złotymi zgłoskami w sportowych kronikach. Puchar Świata to trofeum największe, najpełniejsze, najlepiej oddające sprawiedliwość sportowcowi. Nieprzypadkowo puchary wręczane przez Międzynarodową Federację Narciarską mają kształt kryształowej kuli. Kula, to jak wiadomo, kształt doskonały. To Puchar najlepiej odmierza litry potu wylanego na treningach, tony przerzucone na siłowni, wartość samozaparcia i kandele błysku geniuszu. Kto wygra Puchar Świata, zapewnił sobie miejsce w historii jako ten, kto danej zimy był najlepszy. Medale Igrzysk Olimpijskich czy Mistrzostw Świata mają swoją niezaprzeczalną magię i swój niewymierny prestiż. Ale Puchar swoim czystym, jasnym, wibrującym dźwiękiem odpowie nam na pytanie - kto w przekroju tej zimy dał z siebie najwięcej. O jednokrotnym medaliście olimpijskim można powiedzieć - farciarz. O pojedynczym Mistrzu Świata - podwiało mu. O zdobywcy Pucharu nikt trzeźwy i rozgarnięty tak nie powie. Kryształowa Kula to świadectwo przynależności do elity twardzieli. Kto ją ma ten jest Top of a list, King of a hill i A Number One. Kryształy są na zawsze. Kryształy to nie wszystko, ale jak się ma wszystko inne a nie ma kryształu, to jednak lipa. Kto ma Kryształ, jest zwycięzcą pośród zwycięzców.

Skoro jesteśmy przy zwycięzcach, to w tym sezonie naliczyłem ich trzech. Zupełnie nieprzypadkowo zakończyli oni sezon na podium klasyfikacji generalnej. Przez większość zimy utrzymywali wysoką, w miarę równą formę. Zgarnęli też tytuły mistrzowskie na czempionacie w Val di Fiemme.

Gregor Schlierenzauer po raz drugi w karierze sięgnął po Puchar Świata. Przy okazji wygrał Turniej Czterech Skoczni i pobił rekord zwycięstw Mattiego Nykänena, śrubując ilość tychże do równych 50. Na Mistrzostwach Świata w Predazzo sięgnął w sumie po 3 medale. Czy jednak może czuć się zwycięzcą absolutnie spełnionym? W drużynówce panów skakał bez błysku, przysporzył drużynie mniej punktów niż Morgenstern czy Loitzl. Zdobył więcej niż Fettner, ale to ten ostatni został bohaterem dnia, dojeżdżając na jednej narcie do linii upadku. W zespole mieszanym też nie błyszczał. A jeśli chodzi o występy indywidualne, to skoczek tej klasy na pewno liczył na więcej niż jeden tytuł wicemistrza. Czy ma co świętować? Oczywiście, wygrał w ciągu sezonu 10 konkursów i z wielką przewagą nad Bardalem zdobył Kryształową Kulę. Czy jednak zdobył wszystko, co zakładał sobie przed sezonem? Na pewno nie.

Anders Bardal. Mistrz Świata ze skoczni normalnej. Co mistrz, to mistrz, czapki, kapuzy, kapelusze i mycki z głów. Ale przecież Norweg nie obronił Pucharu zdobytego w zeszłym roku. Ba, pożegnał się z nim bardzo szybko, już właściwie w połowie sezonu, bo nie potrafił nawiązać wyrównanej walki z austriacką supergwiazdą. Wygrał ledwie jeden konkurs, na Turnieju Czterech Skoczni był cieniem zarówno siebie, jak i kolegi z drużyny – Andersa Jacobsena. Na pewno Anders liczył też w Val di Fiemme na medal w drużynie. Jednak Norwegia i w mikście, i w rywalizacji panów uplasowała się na tak nielubianym przez sportowców czwartym miejscu. W dodatku w tym drugim przypadku – wszyscy pamiętamy niezwykle niefortunne dla Wikingów okoliczności. Więc sezon nie jest tak udany, jak zeszły. Zwycięzca? Niewątpliwie. Ma czego żałować? Ma.

I w końcu Kamil Stoch. Kamil to zawodnik, którego kariera rozwija się modelowo. Co sezon jest coraz wyżej i osiąga coraz większe sukcesy. Ta zima to zima triumfu. Myślę, że gdyby w listopadzie dżin z butelki oferował za darmo w zestawie trzecie miejsce w klasyfikacji końcowej PŚ oraz złoty indywidualnie i brązowy w drużynie medal, to nawet tak ambitny zawodnik jak Kamil miałby mocną pokusę, żeby wziąć to w ciemno. Jeśli jest jeszcze ktoś, kto nie rozumie, że Kamil jest w tej chwili absolutną światową elitą, to najprawdopodobniej będzie już trwał w herezji do śmierci i nie pomogą ani egzorcyzmy, ani psychoanalizy. Oczywiście, jeśli jakiś masochista chce się katować tym medalem ze skoczni średniej, który mu przeszedł koło nosa, to wolnoć Tomku w swoim domku. Jednak z perspektywy czasu, i punktu widzenia podsumowującego cały sezon, to wydarzenie zaczyna karleć i zacierać się w pamięci. Najważniejsze są medale zdobyte i nazwisko zapisane do kronik. Kamil naprawdę nie ma po czym płakać. Z trzech zwycięzców tego sezonu to właśnie Polak ma najmniej do rozpamiętywania i największe prawo, by cieszyć się pełną piersią. I jestem pewien, że Kamil bardzo się raduje. Ja też się bardzo raduję. Zatem i wam o tym przypomniałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.

Warto zauważyć, Kamil co zimę robi krok do przodu. Pomijając stagnację z lat 2007-2009, gdy trzy razy z rzędu kończył PŚ na 30. miejscu, co sezon plasował się wyżej. Trzy lata temu był 24., dwa lata temu dziesiąty, rok temu piąty, a w tym wskoczył na podium. Jeśli za rok tendencja się nie odwróci lub nie nastąpi krótkotrwały dołek... drżyjcie Bardale, Morgensterny, Ammanny i Schlierenzauery.

Skoro już jesteśmy przy Kamilu, to lećmy dalej z naszymi Orłami. Piotr Żyła. Od kiedy latem 2007 zobaczyłem go na żywo na treningu, czekałem na taką chwilę jak końcówka tego sezonu. Wewiór dysponuje potężnym kopytem, być może najmocniejszym w całej stawce skoczków, nie mówiąc już o kadrze, i to zapewne od początku czasów gdy Polacy zaczęli przypinać skokówki. Małysz to przy Żyle mały kangurek był. Jest to talent wrodzony, nie wyuczony. Uwierzcie mi, gdyby Piotr Żyła urodził się w XIX wieku w Meksyku jako Pedro Vena, zapewne zarabiałby na jarmarkach kopiąc się z osłami i szczerze mówiąc, nie chciałbym być w skórze tych osłów. Gdyby urodził się w USA na początku lat 60' ubiegłego wieku, szybko trafiłby do drużyny lekkoatletycznej i o Carlu Lewisie pisano by w encyklopediach "genialny sprinter i skoczek w dal, niestety trafił na epokę Petera "Plastic Fanstastic" Vein'a". Zresztą uważam, że jak Piotr zakończy kiedyś karierę skoczka i trochę przypakuje na siłowni również górę, to drogę do MMA ma otwartą. Low kickami będzie zmieniał przeciwników w piłeczki kauczukowe odbijające się od band.

Mając taki atut, żeby dominować na skoczniach, Piotr musi po pierwsze idealnie trafiać w próg, po drugie nauczyć się to mocarne wybicie skierować pod odpowiednim kątem i w końcu odnaleźć w powietrzu ten instynkt ptasi, który ze skoczków robi supermanów. Małysz oprócz bardzo mocnego wybicia potrafił wszystkie pozostałe elementy doprowadzić niemal do perfekcji. Żyła, jak widać, też się wyrabia. Szczególnie w tym ostatnim, bo Piotr wyraźnie wyrasta na świetnego lotnika.

Maciej Kot. Podobnie jak w przypadku Piotra Żyły - jest to drugi sezon, w którym pokazuje, że warto go było ciągać po skoczniach świata. Rok temu jeszcze dość nieśmiało, tej zimy bardzo wyraźnie udowodnił, że ma chłopak dryg. W dodatku ten chłopak już dojrzewa i do bycia mężczyzną już mu niewiele brakuje. Podpatrując Kamila Stocha, ma szansę nauczyć się, czym różni się ambicja chorobliwa od ambicji zdrowej. Momentami już imponuje mądrą postawą, chwilami jeszcze hormony biorą górę. W 2009 roku pokazał, że potrafi się świetnie przygotować na docelową imprezę. Za rok, w wieku 23 lat, czekają go pierwsze Igrzyska Olimpijskie. Bo trudno sobie wyobrazić obecnie kataklizm, który by sprawił, by Maciej do Soczi nie pojechał. I ja głęboko wierzę, że Maciej do tej imrezy przygotuje się perfekcyjnie.

Szczerze mówiąc, po Turnieju Czterech Skoczni byłem przekonany, że Kot stanie w tym sezonie na podium. Kilka razy zabrakło naprawdę niewiele - po prostu odrobiny szczęścia, i spokojnie idę o zakład, że następnej zimy stanie się to co najmniej raz.

Dawid Kubacki. Też ma niezłe kopyto na progu, ale parabola lotu jest po prostu za ostra. I to znoszenie na prawo... Czasem aż się boję, żeby nie skakał za daleko, bo bandy są z natury dość twarde. Potwierdził, że ma talent. Do oszlifowania... i będzie nieźle.

Krzysztof Miętus. Podobno w Japonii jakiś tajny agent odcyfrował ukryte znaczenie jego nazwiska. Niby zrobił postęp w porównaniu z poprzednim sezonem, ale ręka do góry, kto nie czuje się trochę rozczarowany jego występami. Stać na go więcej - bez dwóch zdań. Potrafił się sprężyć na drużynówki, w indywidualnych coś kulało. A i tak zdobył ponad 100 punktów.

Stefan Hula - pogubił się. Wracaj, Iza Stefciu.

Jan Ziobro - bardzo pozytywne zaskoczenie z Zakopanego, udowodnił swoją wartość w Pucharze Kontynentalnym. Moim zdaniem trzeba go poważnie brać pod uwagę, jeśli chodzi o grupę narodową przyszłej zimy. Jeśli nie pozbierają się nasze cudowne dzieci...

Krzysztof Biegun - ma chłopak smykałkę do latania. Tak jak Ziobro, bez kompleksów zaprezentował się w Pucharze Świata. Warto go obserwować.

Klemens Murańka i Aleksander Zniszczoł. Wyraźny regres w porównaniu z poprzednim sezonem. Nie panikowałbym, bo w tym wieku to dość normalne. Talentu im nagle Pan Bóg nie odebrał, więc trzeba cierpliwie poczekać. Bajdełej, czy pisałem już, że historia Murańki nadaje się na niezły sportowy thriller?

Bartłomiej Kłusek. Dostał kilka szans w PŚ, nie można powiedzieć, by je wykorzystał. Z MŚJ wywiózł z kolegami medal drużynowy, o mały figiel stałby na podium indywidualnie. Może przyszłej zimy wystrzeli z formą?

Powinienem coś teraz napisać o trenerze Łukaszu Kruczku, ale w sumie po co? Wystarczy sobie spojrzeć na wyniki i wszystko jest jasne. Stwierdzę tylko, że prędzej czy później w Buczkowicach powinien się pojawić jakiś marmurowy postumencik z brązowym popiersiem. Tak przy okazji, czy rondo powstałe w miejscu słynnego "Kolanka" ma już jakąś nazwę, patrona? Dawno tamtędy nie jechałem...

Te wyniki pięknie się przełożyły na zdobycze drużynowe oraz rekordową ilość punktów w Pucharze Narodów, choć tym razem do podium (na którym uplasowaliśmy się dwa lata temu) zabrakło sporo. Poniżej zestawienie na ostatnie 13 sezonów. (W sezonie 2000/2001 obowiązywała jeszcze inna punktacja).

Polacy w Pucharze Narodów
sezonpunktymiejsce
2000/2001 260 6.
2001/2002 2105 6.
2002/2003 1608 7.
2003/2004 702 8.
2004/2005 1630 7
2005/2006 786 9.
2006/2007 1785 5.
2007/2008 804 10.
2008/2009 1574 8.
2009/2010 1806 6.
2010/2011 3239 3.
2011/2012 2638 6.
2012/2013 3447 5.

W Pucharze Narodów właśnie skończyła się pewna epoka. Po raz pierwszy od ośmiu lat nie wygrała go Austria. O włos wygrała Norwegia. Ich przewaga nad Austrią wyniosła sześć punktów! Dla porównania przewaga Austrii nad Niemcami, którzy do końca szli niemal łeb w łeb z faworytami, wyniosła czterysta punktów. Czwarta Słowenia, my zgromadziliśmy 3447 punktów i wystarczyło to na zaledwie piąte miejsce. To oraz poniższe tabelki niech będą ilustracją, jak bardzo wyrównał się poziom tej zimy.

Poczet zwycięzców sezonu 2012/2013
LpzawodnikkrajilośćwPŚ
1 Gregor Schlierenzauer Austria 10 1.
2 Anders Jacobsen Norwegia 3 5.
3 Kamil Stoch Polska 2 3.
4 Severin Freund Niemcy 2 4.
5 Richard Freitag Niemcy 2 8.
6 Jan Matura Czechy 2 10.
7 Andreas Kofler Austria 2 17.
8 Anders Bardal Norwgia 1 2.
9 Robert Kranjec Słowenia 1 6.
10 Jurij Tepes Słowenia 1 13.
11 Piotr Żyła Polska 1 15.
12 Jaka Hvala Słowenia 1 16.

Podiumowo było na bogato. Aż 26 zawodników potrafiło tej zimy znaleźć się w pierwszej trójce zawodów.

Kto stawał na podium w sezonie 2012/2013
Lpzawodnikkraj123razemwPŚ
1 Gregor Schlierenzauer Austria 10 2 4 15 1.
2 Anders Jacobsen Norwegia 3 1 1 5 5.
3 Richard Freitag Niemcy 2 3 0 5 8.
4 Kamil Stoch Polska 2 2 1 5 3.
5 Severin Freund Niemcy 2 1 3 6 4.
6 Andreas Kofler Austria 2 1 1 4 17.
7 Jan Matura Czechy 2 1 1 4 10.
8 Anders Bardal Norwegia 1 2 3 6 2.
9 Robert Kranjec Słowenia 1 2 3 6 6.
10 Jurij Tepes Słowenia 1 0 1 2 13.
11 Piotr Żyła Polska 1 0 1 2 15.
12 Jaka Hvala Słowenia 1 0 0 1 16.
13 Peter Prevc Słowenia 0 1 1 2 7.
14 Simon Ammann Szwajcaria 0 1 1 2 14.
15 Andreas Wellinger Niemcy 0 1 1 2 20.
16 Rune Velta Norwegia 0 1 1 2 23.
17 Thomas Morgenstern Austria 0 1 1 2 25.
18 Daiki Ito Japonia 0 1 1 2 26.
19 Michael Neumayer Niemcy 0 1 0 1 9.
20 Tom Hilde Norwegia 0 1 0 1 11.
21 Andreas Stjernen Norwegia 0 1 0 1 19.
22 Taku Takeuchi Japonia 0 1 0 1 21.
23 Dmitrij Wasiljew Rosja 0 1 0 1 22.
24 Anders Fannemel Norwegia 0 1 0 1 26.
25 Andreas Wank Niemcy 0 0 1 1 28.
26 Stefan Kraft Austria 0 0 1 1 31.

Był to więc sezon wyrównany, ale z jednym wyjątkiem. Jeśli ktoś ma wątpliwości odnośnie tego, jak bardzo Gregor Schlierenzauer wyrósł ponad resztę stawki, to niech zrobi sobie z tej tabelki wykres słupkowy. Kto ma wyobraźnię, niech popatrzy na gołe cyfry. Schlierenzauer wygrał niemal tyle konkursów, co pięciu kolejnych zawodników w klasyfikacji zwycięstw. Tyle razy stawał na podium, co Stoch, Freitag i Jacobsen razem wzięci. Przewaga nad Bardalem – 621 punktów. Potem różnice między zawodnikami nigdy nie przekraczają stu, a rzadko pięćdziesiąt. Już szósty na liście Robert Kranjec miał stratę do lidera większą niż ilość uzbieranych punktów. Na przykład rok temu walka była tak wyrównana, że ponad tysiąc punktów uzbierało aż siedmiu zawodników. A Bardal wyprzedził Brzęczyszczykiewicza o 58 punktów.

Ale za Schlierenzauerem zionie w austriackiej kadrze wielka wyrwa. Po raz pierwszy od sezonu 1997/1998, czyli od piętnastu lat w pierwszej dziesiątce jest tylko jeden Austriak! Jest trzech Niemców, dwóch Norwegów, dwóch Słoweńców oraz Polak i Czech. Jedyna drużynówka wygrana przez Austrię w tym sezonie to ta najważniejsza – na MŚ. Ale o ile w poprzednich latach Alex Pointer przy wyborze kadry miał kłopot bogactwa, o tyle obecnej zimy coraz częściej rozglądał się po swojej kadrze jak minister Vincent Rostowski po budżecie…

Alexander Stöckl zrobił z Alexandrem Pointnerem małe "machniom". Rok temu Norweg odbierał Kulę indywidualnie, a Austriacy drużynowo. Tym razem Schlieri zamienił się miejscami z Bardalem, a Austriacy z Norwegami. I tak dwaj austriaccy Aleksandrowie dalej trzęsą austriackimi skokami. Ale to ten na usługach Norwegów miał tej zimy mocniejszą ekipę. Anders Jacobsen odrodził się jak z popiołów i teraz tylko trzeba mieć nadzieję, że kontuzja odniesiona w Planicy nie położy się cieniem na przygotowaniach do sezonu olimpijskiego.

Odrodzili się też Niemcy. Trudno powiedzieć, że znaleziono następców Schmitta czy Hannawalda, ale nasi zachodni sąsiedzi idą szeroką ławą i na pewno kolejnej zimy będą się liczyć zarówno indywidualnie, jak i drużynowo. Natomiast to, co zrobił ze Słoweńcami Goran Janus zasługuje na duże brawa. Byłyby wielkie, gdyby nie wtopa drużyny na MŚ w Predazzo. Nawiasem mówiąc, ostatni konkurs sezonu wygrał Jurij Tepes. Zawodnik, którego ojciec naciska wszechmocny guzik. Tepes ojciec powinien był przekazać kram komuś innemu, gdy Jurij debiutował w PŚ. Teraz to już naprawdę wygląda bardzo niefajnie. Ja wiem, że w praktyce warunków pilnuje już komputer a asystent dyrektora ma tak naprawdę niewiele do powiedzenia. Nieważne. Tym łatwiej przeszkolić w tej robocie kogoś innego i niech żona Hofera, przepraszam, asystent cezara.... znowu źle. Niechże Miran Tepes będzie poza wszelkimi podejrzeniami.

Jan Matura pokazał tej zimy, że nigdy nie jest za późno na wygrywanie. Niewiele brakowało, a jego puentę ukradłby Noriaki Kasai. Niestety, mężny samuraj nie stanął ostatecznie nawet na podium. Dlaczego nazywa się go (i jego kolegów - Okabe, Funakiego czy Haradę) samurajami? Pewnie dlatego, że mają mniej-więcej tyle samo lat, co aktorzy z legendarnego filmu Akiro Kurosawy... Drogie dzieci, gdy Noriaki Kasai zaczynał swoją karierę skoczka, w Europie były jeszcze dwa państwa na "E". Enerde i Erefen. Nie było za to rzeczy na "i" - Internetu i Ipadów. Margaret Thatcher składała wizytę generałowi Jaruzelskiemu, duet Roxette wydał album Look Sharp! a Bruce Willis wystąpił w pierwszym filmie z cyklu " Szklana Pułapka". Wierzcie lub nie, ale miał na głowie włosy. Jeśli chodzi o skoki, w Pucharze Świata obowiązywała jeszcze stara punktacja. Ba - punktacja. Kasai zadebiutował w grudniu 1988 roku w Sapporo. Tydzień wcześniej, w Lake Placid, Jan Boklöv po raz pierwszy wygrał konkurs dzięki zastosowaniu stylu V. Wszyscy inni skakali jeszcze wtedy stylem klasycznym. Blisko połowa skoczków, którzy tej zimy rywalizowali z Japończykiem, jeszcze się nie urodziła.

Gdy Noriaki Kasai wygrywał swój pierwszy konkurs 29 marca 1992 roku, (na harrachowskim mamucie), Gregor Schlierenzauer pewnie tego nie oglądał w telewizji. Raczej w pieluszce na tyłku próbował ustawiać na dywanie jakieś klocki. Niekoniecznie mu się udawało. Jaki Hvali, Władimira Zografskiego czy Stefana Krafta nie było wciąż jeszcze na świecie. Ludzie nie słuchali muzyki na iphonach, tylko walkmanach, do których trzeba było wkładać kasety. W Polsce, żeby zaoszczędzić na bateriach, które do walkmanów trzeba było wkładać po cztery, przewijało się taśmy przy pomocy ołówków. Napiszę to jeszcze inaczej - Noriaki Kasai jest jednym z bardzo niewielu skoczków, którzy podczas swej kariery rywalizowali zarówno z Nykänenem jak i Schlierenzauerem. Drugim był zresztą Takanobu Okabe. Jak oni to robią tam w tej Japonii? Warto by zadzwonić i spytać. Tylko skąd wziąć numer?

Na koniec najważniejsze zestawienie:

Klasyfikacja generalna sezonu 2012/2013 - czołówka i Polacy
Lpzawodnikkrajpkt.strata1strata2
1 Gregor Schlierenzauer Austria 1620 0 0
2 Andres Bardal Norwegia 999 621 621
3 Kamil Stoch Polska 953 667 46
4 Severin Freund Niemcy 923 697 30
5 Anders Jacobsen Norwegia 878 742 45
6 Robert Kranjec Słowenia 802 818 76
7 Peter Prevc Słowenia 744 876 48
8 Richard Freitag Niemcy 736 884 8
9 Michael Neumayer Niemcy 678 942 58
10 Jan Matura Czechy 631 989 47
15 Piotr Żyła Polska 485 1135
18 Maciej Kot Polska 460 1160
36 Dawid Kubacki Polska 142 1478
38 Krzysztof Miętus Polska 103 1517
54 Stefan Hula Polska 28 1592
65 Jan Ziobro Polska 11 1609
68 Aleksander Zniszczoł Polska 8 1612
75 Kelemens Murańka Polska 6 1614
81 Krzysztof Biegun Polska 1 1619

Plastikową Kulkę otrzymują w tym sezonie ex-aequo Junshirō Kobayashi oraz Peter Frenette. Kilku zawodników zajmowało 31. miejsce po dwa razy tej zimy ale ci dwaj panowie zrobili to pod rząd. Drużynową Plastikową Kulkę zgarnęła Japonia (Kobayashi, Watase, Shimizu) - razem 5 razy.

Cytat Zupełnie Nie Na Temat:

"- Otwieram 5467629. naradę wodzów. Na początek będę straszny i opowiem Wam dowcip.

- Ten o Gąsce Balbince?

- Ależ Wodzu, co wódz...

- To ja przepraszam..."

Pozytywne zaskoczenia: Jan Matura, Vincent Descombes Sevoie, Kaarel Nurmsalu.

Negatywne zaskoczenia: Thomas Morgenstern, Andreas Kofler, Daiki Ito,

I tak oto kończy się sezon zimowy 2012/2013. Na osłodę pozostaje nam jeszcze epilog, czyli Mistrzostwa Polski, ale saga jest już zakończona. Co nas czeka w następnym sezonie? A któż to wie? Może jakaś rewolucja? Przeciw zbyt skomplikowanemu systemowi oceniania zaprotestował sam prezydent FIS. Przeciw zbyt obcisłym kombinezonom pewien brodaty jegomośc, który w stroju hmmm... bardzo luźnym wdarł się na zeskok skoczni w Planicy. Przeciwko tak długim tekstom, pisanym zresztą do późna w noc przez całą zimę, zaprotestowała z kolei moja żona, która kazał mi natychamiast kłaść się spać, co też niniejszym czynię. Dobranoc.