Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Kuttin o swojej pracy

Heinz Kuttin, trener naszej kadry B, udzielił wywiadu dziennikarzowi "Rzeczpospolitej". W kilku słowach opisał sytuację, którą zastał po przyjęciu oferty pracy w Polsce i nad czym pracuje ze swoimi podopiecznymi.

Jakie było pana pierwsze wrażenie?

Dosyć smutne, ale powiem o tym. Nie macie systemu szkoleniowego w skokach. Zawodnicy trenują w klubach, ale nie wiedzą, jaki powinien być ten trening. W mojej grupie miałem 27-letniego Wojciecha Skupnia, czyli skoczka już ukształtowanego, drugi miał 23 lata, potem czterech 17-letnich i jednego 16-letniego. Wszyscy oni, sportowcy w różnym przecież wieku, prawie nie mają mięśni brzucha oraz grzbietu. Byłem tym zdumiony. Bez tych mięśni cała praca, jaką wykonuje się na treningu, nie bardzo ma sens, a siła odbicia idzie w powietrze. Zabrałem się więc za usuwanie tych zaległości, bo moim zdaniem jest to konieczne. W Austrii mięśnie brzucha i grzbietu rozwija się u skoczków, kiedy mają dwanaście, trzynaście lat. Takie są moje doświadczenia jako skoczka i takie są ogólne treningowe zasady.

Pan sugeruje, że nasi trenerzy nie mają podstawowej wiedzy?

Nic podobnego. Jak się rozmawia z waszymi trenerami, oni to wszystko rozumieją, niektórzy nawet bardzo dobrze, tylko z jakiś powodów tego nie robią. Nie wiem dlaczego.

Czy skoczkowie pana grupy będą zwyciężać? Na co ich stać tutaj, na skoczni w Kuusamo, w sobotnich zawodach Pucharu Kontynentalnego?

Nie mogę obiecać zwycięstw, nawet dobrych wyników w tym sezonie. Ich trening jest ciężki, poza zadaniami bieżącymi muszą odrabiać zaległości, o których wspomniałem. Na początku naszej wspólnej pracy powiedziałem im o tym, jak oceniam ich stan fizyczny, potem zapytałem, czy chcą usuwać zaległości, a to znaczy po prostu więcej pracy na co dzień. Wszyscy powiedzieli, że chcą, więc robimy to wspólnie. Nie mam żadnych zastrzeżeń do ich motywacji. Oni bardzo chcą być wybitnymi skoczkami.

Łatwiej pracuje się z młodymi skoczkami w Austrii czy w Polsce?

Zaskoczę pana - chyba w Polsce. Statystyczny austriacki nastolatek nie jest zainteresowany sportem, również skokami, chociaż jest to dyscyplina u nas popularna. On jest pochłonięty komputerem, telewizją, lubi wygodne życie. Zniechęcające dla trenera jest to, że pracuje z takim chłopakiem kilka lat, angażuje się, a potem, kiedy podopieczny ma czternaście, piętnaście lat, z dnia na dzień przestaje przychodzić na zajęcia. Mamy w Austrii tylko 300 zarejestrowanych skoczków wszystkich kategorii wiekowych. Ci, którzy przychodzą do sportu wyczynowego, nie są specjalnie utalentowani i nasi trenerzy narzekają, że potrzebują dwa razy więcej czasu na uczenie ich tego, co muszą umieć. To nie jest problem uzdolnień, ale ucieczki młodzieży od sportu. My, trenerzy, nie wybieramy najlepszych, tylko cieszymy się, że są jacyś chętni. W Polsce jeszcze nie jest tak źle, chociaż macie inne problemy. Do skoków przychodzą utalentowani chłopcy, ale nie znajdują w klubach dobrych warunków.

Komentarz naszej redakcji:

Bardzo rozsądna, żeby nie powiedzieć mądra, wypowiedź Austriaka. Wydaje się, że będzie miał duży kredyt zaufania u kibiców a on sam, wraz ze swoimi podopiecznymi odwdzięczy się za to dobrymi wynikami. Może Polska właśnie potrzebowała takiego trenera z zewnątrz, który mimo przeciwności (brak infrastruktury, błędy w szkoleniu - czy słowa Kuttina "Jak się rozmawia z waszymi trenerami, oni to wszystko rozumieją, niektórzy nawet bardzo dobrze, tylko z jakiś powodów tego nie robią." nie są lekko kurtuazyjne?) wydobędzie z naszej młodzieży (a może i tych starszych) coś, co pozwoli im nawiązać walkę z kolegami z Niemiec, Austrii czy Finlandii.

Tylko żeby nikt tego nie zepsuł, np rozwiązując kontrakt i uzasadniając to wyższymi celami...

na podstawie wywiadu "Rzeczpospolitej"