Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Piotr Żyła: "Lecę, bo żona mnie woła"

Piotr Żyła zajął w Wiśle dwunaste miejsce. Po zawodach jednak bardziej niż skokami, był zaaferowany fetą, jaką przygotowali dla niego organizatorzy i najbliżsi. Z okazji 27, urodzin, skoczek otrzymał fantazyjny tort, przedstawiający siedząca na szczycie skoczni wiewiórkę. Jak bowiem wiadomo, Piotr nosi przydomek "Wewiór".


"Urodziny mi wypadły w takim dniu, że raczej dziś nie będę świętował. Nie ma na to czasu. Trzeba wcześnie położyć się spać bo jutro czeka nas droga do Zakopanego a potem treningi i kwalifikacje" - mówił skoczek.

Piotr na środowym treningu miał niegroźny upadek, ale zapewnia, że nic mu się nie stało i w żaden sposób nie odczuwał już go podczas zawodów. "To właściwie nie był nawet upadek, delikatnie otarłem plecy o zeskok. Rano mnie troszkę bolały ale nie ma o czym mówić" - zapewniał Żyła. Dalsze pytania dziennikarzy urwał w swoim stylu: "Lecę, bo żona mnie woła, cześć".

Nie dowiemy się, czy Klemens Murańka po wygraniu kwalifikacji liczył na wyższe niż 18. miejsce w konkursie: "Nie wybiegałem zanadto myślami naprzód. Jak zawsze, skupiałem się na dobrych skokach. Te konkursowe nie były do końca dobre. Pierwszy - zdecydowanie zabrakło metrów, w drugim z kolei nie pomagały mi warunki. Ale nie załamuję się, rywalizacja trwa. Kibice? Słyszałem trąby i doping ale ja zawsze skupiam się na sobie i nie zwracałem na to aż tak dużej uwagi" - przyznał Murańka.

"Czy dziś wypełniłem zadanie powierzone mi przez trenera? Powiem, że częściowo. To znaczy w pierwszym skoku tak. Ten był dobry. Drugi nie był do końca udany. Był za krótki. Inna sprawa, że miałem tylny wiatr. Miejsce jest odległe, ale ten pierwszy skok to jest coś, na czym można bazować. Pracuję nie tylko nad samym kierunkiem odbicia, ale ogólnie nad całym odbiciem. Chodzi o to, by tak pchnąć nogami, by próg dobrze oddał. Bez tego ciężko jest odlecieć" - ocenił swój dzisiejszy występ Dawid Kubacki.

"Cele były dużo ambitniejsze. Może troszkę się zmieniły zaraz po powrocie z Kulm, bo przez pierwsze dwa dni w ogóle nie trenowałem. Dziś czuję się bardzo dobrze. Na pewno nie mogę narzekać na brak przygotowania fizycznego. Warunki też nie były takie najgorsze" - oceniał swój występ Maciej Kot.

"Na moim wyniku zaważyły błędy techniczne. Najgorsze jest to, że pojawiły się właściwie znikąd. Wcześniej ich nie było, pojawiły się już tu na tej skoczni i ciężki mi je wyeliminować. Ten drugi skok był w moim wykonaniu rozpaczliwą próbą wyeliminowania jednego z błędów. Po wyjściu z progu narty o siebie uderzają. Niepotrzebnie zaryzykowałem w konkursie. Zamiast awansować do dziesiątki, straciłem pozycje" - doprecyzował zawodnik.

"Sam się sobie dziwię, że w końcu zdobyłem punkty, bo po tych nieudanych treningach to był naprawdę udany konkurs. Pierwszy skok dobry, drugi spóźniony. Brakuje mi wciąż powtarzalności" - ocenił Krzysztof Biegun.

"Opłacało się trenować pozycję dojazdową, w pierwszej serii (na półmetku Krzysztof zajmował jedenaste miejsce) to zaprocentowało. Byle jeszcze przyszedł automatyzm. Myślę, że trener będzie zadowolony, bo w porównaniu z treningami jest postęp. Jasne, że cieszylibyśmy się bardziej, gdybym wskoczył do pierwszej dziesiątki. Ale jest co jest, cieszmy się z wejścia do trzydziestki" - stwierdził zawodnik z Gilowic.

Skocznia w Zakopanem jest uważana za łatwiejszą technicznie od Wiślańskiej. "Zgadzam się z tą opinią. I chociaż do Wisły mam bliżej, to chyba jednak więcej skoków w życiu oddałem w Zakopanem. Ale jeśli się skacze dobrze, to się skacze dobrze wszędzie. Mi się teraz skacze różnie. Zobaczymy jak to będzie, ale cieszę się, że dostanę tam szansę" - zakończył zwycięzca inauguracyjnych zawodów w Klingenthal.

"Dobry konkurs, dobre równe skoki. W skokach oprócz umiejętności trzeba mieć czasem szczęście do warunków, którego troszkę mi zabrakło w drugiej serii. Wyszło jak wyszło, ale miejsce szóste jest bardzo dobrym miejscem, z którego jestem zadowolony. Kamil jest drugi, inni chłopcy też fajnie poskakali. Dziękuje kibicom, że nas tak fajnie dopingowali, jak i co roku, było głośno, wesoło i fajnie" - powiedział Jan Ziobro.

Dzięki swoim skokom awansował w klasyfikacji generalnej z i znów nieco zbliżył się do pierwszej dziesiątki Pucharu Świata. "Powtarzam do znudzenia - takie rzeczy są dla mnie drugorzędne. Robię swoja robotę, chcę oddawać jak najlepsze skoki. Czy będę w klasyfikacji piąty, dziesiąty, szesnasty czy sześćdziesiąty - moje skoki mają być jak najlepsze i staram się do tego dążyć. Czy bardziej lubię skocznię w Wiśle, czy w Zakopanem? Jak powiem, że wolę w tę w Zakopanem, to będziecie tam ode mnie oczekiwali zwycięstwa. Lubię obie - zakończył sprytnie Janek.

Korespondencja z Wisły, Marcin Hetnał