Strona główna • Puchar Świata

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Wielka draka w góralskiej dzielnicy

Gdy emocje już opadną jak po wielkiej bitwie kurz, przychodzi czas podsumowań, refleksji, retrospekcji i weryfikacji. Nie wiem w sumie, czy wszystkim emocje opadły, niektórym chyba jeszcze nie, bo były podsycane jeszcze długo po konkursie, ale ja tam jestem już w nastroju refleksyjnym, retrospektywym i weryfikacyjnym, więc ruszam do podsumowań.

Dwie godziny i trzydzieści trzy minuty trwała pierwsza i jedyna seria konkursu indywidualnego w Zakopanem. Ten i ów bąknie, że krócej, bo w sumie o 14:40 był restart, a tę rozpoczętą o 14:00 anulowali ale ten i ów zobaczy wzrok zmarzniętego i przemokniętego kibica wracającego ze skoczni, który stał na trybunach może i od godziny 11:00 w deszczu i porywistym wietrze by zobaczyć farsę i kpinę i ten umilknie, żeby guza nie zarobić a ów nawet będzie udawać że jest zupełnie gdzie indziej i bąkało echo, bo przecież nie on.

Rekord z Klingenthal pobity. Przyczyną jest oczywiście pogoda, która nas nie rozpieszcza. Co to się porobiło. W Ameryce mrozy większe niż na Marsie w Jakucku niezwykle jak na tą porę roku ciepło, bo średnio tylko -41 a w Europie to już w ogóle. W ogóle duło w niedzielę od turni, płynęło torami najazdowymi, zmieniało okolicę skoczni w jedno wielkie błocko i sprawiło, że niedzielna rywalizacja była bardziej rywalizacją z pogodą niż z rywalami.

Ale zacznijmy od początku. Na początku było słowo była Wisła. Znów ten i ów mówił, że tam zawody były wypaczone przez pogodę, ale jak obejrzał sobie niedzielne zawody w Zakopanem to wlazł pod stół i odszczekał (ten) albo przepraszał czwartkowo-wiślańską pogodę i twierdził że w porównaniu z niedzielno-zakopiańską to był cud miód i ciasteczka (ów).

Konkurs wygrał Andreas Wellinger. Był to jego piąty raz na podium, a pierwsze zwycięstwo. Zwycięzca Letniej Grand Prix (latem w żadnym konkursie nie był poza podium) poznał co to smak zwycięstwa na śniegu. Zwycięstwa na śniegu są tej zimy tym cenniejsze, że trudno o ten śnieg gdziekolwiek poza zeskokami skoczni czy innymi sztucznie przygotowanymi miejscami, a jak wiadomo, co jest cenne, to jest rzadkie.

Nie udało mi się dowiedzieć, ile dokładnie kosztował kilogram śniegu kupiony przez organizatorów PŚ w Wiśle na Podhalu, ale gdybym wiedział że wyszło drożej niż za cukier, to pewnie bym trochę ukradł i przeszmuglował do Irlandii, gdzie śnieg to w ogóle rarytas. Tak tu sobie żartuję, ale organizatorzy w Wiśle naprawdę wykonali gigantyczną robotę. Mieli dużo trudniej niż w Zakopanem, gdzie też łatwo nie było i myślę, że w tym miejscu złożę im serdeczne gratulacje i podam do publicznej wiadomości, bo warto to docenić. Słyszałem, że prezes Wąsowicz przez kilka dni spał po dwie godziny na dobę. Też mi się to w życiu parę razy zdarzyło ale ponieważ robiłem zgoła inne rzeczy, niż prezes Wąsowicz, więc nie będę prychał że co to za sztuka.

Wygrał Wellinger (wedle quasiserwisu ciacha.net najbardziej uroczy z niemieckich skoczków), drugi był TutajlatanaszmistrzświataKaaaaaaaaaaaamilStoch! i było to jego 21. podium w karierze, czwarte w Polsce, ale pierwsze w Wiśle. Tu warto zauważyć, że Stoch, co łączy go z Wellingerem, nie schodził z podium Grand Prix w sezonie 2010. Trzecie miejsce i pierwsze podium w PŚ wyskakał sobie Michael Hayböck. I uwaga! Nie zgadniecie! Michael Hayböck... nigdy nie wchodził na podium żadnego konkursu LGP.

Wisła, jak Wisła, mało kto o niej pamięta, bo po Wiśle przyszło Zakopane. Pewnie też mało kto pamięta cokolwiek z piątku czy soboty. Usłużnie przypomnę, że w piątek z niezłej strony pokazali się Michaił Maksimoczkin i Jernej Damjan, obaj potwierdzili swą niezłą formę w następujących dniach. Warto też zauważyć zwyżkującą formę Dawida Kubackiego, choć u niego problemem jest przede wszystkim kierunek wybicia, więc w sobotę dwa razy świetnie trafił a w niedzielę nawet bez względu na wiatr było wyraźnie widać, że (jak kto powiedział ktoś dowcipny a ja tylko z niego zrzynam) Dawid zapomniał, że jest skoczkiem narciarskim, a nie skoczkiem w wzwyż.

Sobotni konkurs drużynowy rozczarował z racji braku choćby podium, ale trzeba pamiętać, że skakaliśmy w składzie nietypowym, co miało pomóc Łukaszowi Kruczkowi wybrać kadrę na Soczi. Jeśli osłabiony wciąż chorobą i mający braki treningowe Maciej Kot wróci na Igrzyska do dyspozycji pozwalającej mu nie raz zajmować miejsca tuż za podium, jeśli Piotr Żyła poprawi pozycję najazdową, lub Dawid Kubacki zacznie regularnie skakać tak jak skoczył w drużynówce, to w Krasnej Polanie optymizm będzie uzasadniony. Choć przecież konkurencja będzie większa, wrócą Japończycy, nie można zapominać o Norwegach, którzy na razie skaczą tak, jak pod koniec zeszłego wieku, ale mają przecież dużo większy potencjał.

Póki co potencjał pokazali Słoweńcy i to tak pokazali! Na półmetku zajmowali jeszcze czwarte miejsce, ale w drugiej serii rzucili się do odrabiania strat i rzutem na taśmę wygrali kolejny z rzędu konkurs drużynowy w Zakopanem. Szczerze mówiąc ja po pierwszej serii, byłem przekonany, że kwestia zwycięstwa rozstrzygnie się między Niemcami a Austrią a Słoweńcy będą walczyć z nami o trzecie miejsce. Podopieczni Gorana Janusa zadbali o dramaturgię i stworzyli naprawdę emocjonujące widowisko.

A po sobocie była niedziela. Już od rana wiało dość potężnie, ale to, co działo się momentami na skoczni w czasie konkursu wyglądało czasem bardziej na film katastroficzny, niż widowisko sportowe. Jak widać na pierwszym zdjęciu, jeszcze na początku zawodów na jednym z masztów skoczni wisiała szwedzka flaga. Gdzieś koło połowy konkursu między flagami Słowenii a Stanów Zjednoczonych sterczał już tylko pusty maszt. Nie jestem pewien, czy flagę zerwał wiatr, czy może ktoś ją ściągnął, bo się trzeciego, ostatniego dnia imprezy zorientował, że żaden Szwed do Zakopanego nie przybył. Zastanawiałem się, jaką siłę muszą osiągnąć podmuchy, by odwołano konkurs i wyszło mi, że zrezygnują z walki z naturą, gdy zaczną się chwiać maszty oświetleniowe.

Miran Tepes robił co mógł, by w przerwach między porywami wiatru puścić jak najwięcej zawodników. Jak wyszło - każdy widział. Ale z czasem do wiatru dołączył deszcz. Deszcz płynął sobie spokojnie rynnami lodowymi. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że te rynny niektórzy próbowali od czasu do czasu, czyli w przerwach między jednym huraganikiem a drugim, wykorzystywać jako tory najazdowe. I tu pojawia się problem tej natury, że o ile Dawid Kubacki czasem nie pamięta, czy jest skoczkiem narciarskim, czy skoczkiem wzwyż, o tyle Wellinger i Diethart doskonale wiedzą, że nie są narciarzami wodnymi i nie mają w tej dyscyplinie umiejętności wystarczających na rywalizację w zawodach o randze Pucharu Świata. W dodatku woda płynąca torami lodowymi tory te rozmiękcza i spłyca. Każdy widział te zabiegi na progu, więc nie będę przynudzał. Zamiast tego popatrzmy sobie (jeśli jeszcze ktoś nie widział) jak na próby przekwalifikowania skoczków narciarskich na narciarzy wodnych zareagował Alexander Pointner.

Śmieszne było też wtedy, gdy spytany o zdanie w temacie przeciągania konkursu Łukasz Kruczek powiedział, że to dla dobra kibiców. Najśmieszniejsze jest to, że on może zgadywać całkiem celnie.
Szkoda, że nie mogę Szanownym Czytelnikom pokazać żadnego filmiku z konfrontacji Waltera Hofera z owym przemarzniętym i zziębniętym kibicem, który już na początku tekstu wystraszył tego i owego. Nie wiem, czy taki kibic ciskałby chorągiewką o ziemię, czy w Waltera Hofera, ale na pewno należy pamiętać o tym, że kibice mają zwykle chorągiewki większe niż Pointner a trzonki dłuższe i grubsze.

O ile jestem w stanie zrozumieć, że dla dobra kibiców próbowano dokończyć pierwszą o serię, o tyle zapowiedź rozegrania drugiej tyle miała wspólnego z dobrem kibiców co krzesło ratanowe z krzesłem elektrycznym. Niektórzy zaraz po zakończeniu pierwszej serii kierowali się do wyjść, by się ogrzać i wysuszyć w pobliskich karczmach nad kubkiem grzańca i decyzja o drugiej serii zawróciła ich z drogi. Drugi raz zawracali po 15 minutach, gdy jednak ją odwoływano, zanim w ogóle spróbowano ją rozpocząć. Łażenie na darmo w te i wewte po błocie należy do rozrywek raczej rzadkich i mało kto przyznaje się publicznie do takiego hobby, choć z drugiej strony są przecież miłośnicy różnych triathlonów i biegów survivalowych. Ci mieli dodatkowy trening.

Notabene słyszałem że owe triathlony i biegi są ostatnio bardzo modne wśród celebrytów. I tu mam wątpliwość. Albo owi celebryci sprawdzili wcześniej prognozy pogody i właśnie z powodu zamiłowania do ekstremalnych rozrywek wykupili bilety na zwykłe trybuny, albo z tą modą to plotka, pijar, pic i fotomontaż. Bo jak tylko wiatr i deszcz dawały się we znaki zbyt mocno, to trybuna vipowska, gdzie przecież zwykle siadują celebryci, szybko pustoszała. Celebryci zmykali do wnętrza pawilonu, co nie uchodziło uwagi DJ’a zabawiającego publikę, który licznymi przytykami puszczał oczko (nomen omen) do publiczności zgromadzonej na zwykłych trybunach. Też niezły cwaniaczek. Stoi sobie pod zadaszeniem, a nabija się z tych co pod dach uciekają. I udaje takiego niby równiachę przed tymi, co nie mają żadnego wyboru.

Jeszcze więcej emocji niż niedzielny kabaret na skoczni wzbudził w niektórych polskich kibicach skład kadry na Soczi. Moje prywatne zdanie jest takie, że Murańce ten wyjazd może się i należał, ale trener podejmując takie decyzje musi się kierować czymś innym, niż tylko dobrem poszczególnych zawodników. Dawid Kubacki jest brązowym medalistą z Predazzo. Medal w drużynówce pomógł wywalczyć w stylu naprawdę solidnym, a wcześniej indywidualnie zajmował słabe lokaty. Również jego miejsca w Pucharze Świata bezpośrednio przed Mistrzostwami nie wróżyły nic dobrego. Pomijając jedno dziewiąte miejsce w Engelbergu były podobne jak w tym sezonie a w polskich zawodach w 2013 roku Dawid wypadł po prostu gorzej, niż w zeszły weekend.

W konkursie drużynowym Dawid pokazał, że uśpiony przez większą część sezonu potencjał może obudzić jednym kopem i to aż na dwa skoki pod rząd. Murańki żal, nazbierał póki co od Kubackiego znacznie więcej punktów, ale ostatni tak dobry skok jak Kubacki w sobotę oddał bodajże w Innsbrucku. Nie liczę wiślańskich kwalifikacji, bo to jednak kwalifikacje.

I tu mam apel:


Klimek! Chłopie! Ty masz 19 lat! Nie zachowuj się jakbyś miał 13! Posłuchaj sobie, co mówił o nominacjach Twój kolega z drużyny Krzysiek Biegun. Powiedział, że jest jak jest, drużyna jest mocna, a konkurencja ostra. Spośród siedmiu, trzeba było wybrać pięciu. Odpadł zwycięzca pierwszego konkursu pucharowego, chwilowy lider klasyfikacji generalnej i medalista Uniwersjady. Ten zawodnik nie jedzie na Igrzyska. A ma więcej punktów PŚ od Ciebie.

Ja wiem. To trudna decyzja i boli. Ale nie mów, że nie warto ciężko pracować, że nie warto marzyć! Warto! Dla tak utalentowanego sportowca to nie jest żadne wyjście - zrezygnować. Ty masz 19 lat! Nie 13 ale i nie 39! Przed Tobą jeszcze wiele Igrzysk Olimpijskich, to jest dla mnie oczywiste. Przed Tobą medale do zdobycia o czym jestem głęboko przekonany! Taki jest sport. Na początku grudnia pewnie nikomu się nie śniło, że na Igrzyska poleci Janek a nie poleci Krzysiek. Przed drużynówką w Zakopanem nikt by specjalnie nie stawiał na Dawida. Ale sytuacja cały czas się zmienia.

Klimek! Ty nie tragizuj, tylko bierz się do roboty! Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Paleniem czegokolwiek w ognisku niczego nie zmienisz, ale i niczego nie udowodnisz! Dla sportowca jest tylko jeden sposób udowodnić trenerowi, że popełnił błąd – jeśli tak uważasz i tego pragniesz. Trzeba zagryźć zęby, pracować jeszcze ciężej i pokazać na skoczni, że warto na Ciebie stawiać. Nie miejscami w drugiej dziesiątce. Ciebie stać na zwycięstwa. Może jeszcze nie dziś i nie jutro, ale na pewno Cię stać. Głupio byłoby z tego rezygnować, głupio byłoby załamywać ręce na progu kariery.

Są kolejne konkursy Pucharu Świata, są Mistrzostwa Świata Juniorów, są i w Lotach. Udowodnij, że jesteś lepszy od kolegów, jeśli trzeba udowodnij dwa, trzy, pięć razy. Nikt Ci nie obiecywał, że życie jest sprawiedliwe, a jeśli obiecywał, to łgał. Życie nie jest sprawiedliwe. Niektórzy muszą udowadniać swoją wartość częściej i bardziej niż inni i nikt tego nigdy nie zmieni. Jedź do Harrachova, zdobądź medal indywidualnie, czy w drużynie. To jest sposób w jaki zachowują się sportowcy. Ja w Ciebie wierzę, wierzą w Ciebie tysiące kibiców, Ty też nie trać tej wiary. Popatrz na ten piękny kask, który Ci namalował Twój kolega z drużyny. Odklej, coś zakleił. Widzisz tego człowieka? Tego samego człowieka, którego masz też na tatuażu? Miliony go kochały nie dlatego że opowiadał o kremówkach i całował dzieci w czółko. Miliony go kochały i ceniły bo nie poddał się nigdy aż do samego końca choćby nie wiadomo co. Jego też zresztą nie wybrali za pierwszym razem. Jego druga szansa przyszła dużo wcześniej, niż się spodziewał.

Dobra, popadłem w patos. Zejdźmy na ziemię. A nie ma nic tak przyziemnego jak tabelki – równe kanty, chłodna błękitna barwa, spokój równych rządków cyferek.

Poczet Zwycięzców 20.01.2014
LpZawodnikKrajliczbaw PŚ
1 Kamil Stoch Polska 2 1
2 Gregor Schlierenzauer Austria 2 2
3 Thomas Diethart Austria 2 9
4 Peter Prevc Słowenia 1 3
5 Simon Ammann Szwajcaria 1 4
6 Anders Bardal Norwegia 1 5
7 Noriaki Kasai Japonia 1 6
8 Andreas Wellinger Niemcy 1 7
9 Severin Freund Niemcy 1 8
10 Thomas Morgenstern Austria 1 10
11 Jan Ziobro Polska 1 13
12 Anssi Koivuranta Finlandia 1 23
13 Krzysztof Biegun Polska 1 29

Po ostatnim felietonie wytykałem Norwegom, że jeszcze żadnego konkursu nie wygrali. I proszę, jak się zaraz Bardal wziął na ambit. Skoro to tak działa, to ja wytykam polskim skoczkom: chłopaki, halo! Czy skoczkowie mnie słyszą? Nie macie jeszcze złotych medali olimpijskich! Taki Ammann ma a Wy nie??? Swoją drogą w Polsce wygrywali tylko Andrzeje. Andrzej Wellinger w Wiśle i Andrzej Bardal w Zakopanem. Gdyby Kruczek wiedział, że tak będzie, pewnie wystawiłby do obu konkursów Andrzeja Zapotocznego, no ale nie wiedział. Ciekawe, czy już tak do końca sezonu będą wygrywali sami Andrzeje? Andrzeje Kofler, Wank, Jacobsen, Fannemel oraz Daniel-Andrzej Tande bardzo by się ucieszyli. I Reruhi Shimizu też. Mało kto zna japoński, więc zawsze można spróbować komuś wmówić, że to po japońsku Andrzej.

Podium 20.01.2014
LpZawodnikKraj123razemwPŚ
1 Kamil Stoch Polska 2 3 1 6 1
2 Gregor Schlierenzauer Austria 2 1 1 4 2
3 Thomas Diethart Austria 2 0 1 3 9
4 Simon Ammann Szwajcaria 1 2 2 5 4
5 Peter Prevc S?owenia 1 3 1 5 3
6 Thomas Morgenstern Austria 1 1 2 4 10
7 Noriaki Kasai Japonia 1 0 2 3 6
8 Jan Ziobro Polska 1 0 1 2 13
9 Severin Freund Niemcy 1 0 0 1 8
10 Anssi Koivuranta Finlandia 1 0 0 1 23
11 Krzysztof Biegun Polska 1 0 0 1 29
12 Anders Bardal Norwegia 1 2 1 4 5
13 Andreas Wellinger Niemcy 1 2 0 3 7
14 Taku Takeuchi Japonia 0 1 0 1 12
15 Marinus Kraus Niemcy 0 1 0 1 11
16 Richard Freitag Niemcy 0 0 2 2 17
17 Jurij Tepes Słowenia 0 0 1 1 19
18 Michael Hayböck Austria 0 0 1 1 20
19 Daiki Ito Japonia 0 0 1 1 21

W tabelce podiumowej witamy Michaela Hayböcka.

Czołówka PŚ 20.01.2014
LpZawodnikKrajpkt.strata1strata2
1 Kamil Stoch Polska 721 0 0
2 Gregor Schlierenzauer Austria 670 51 51
3 Peter Prevc S?owenia 632 89 38
4 Simon Ammann Szwajcaria 608 113 24
5 Anders Bardal Norwegia 598 123 10
6 Noriaki Kasai Japonia 546 175 52
7 Andreas Wellinger Niemcy 492 229 54
8 Severin Freund Niemcy 467 254 25
9 Thomas Diethart Austria 445 276 22
10 Thomas Morgenstern Austria 438 283 7

Jak wyraźnie widać, najwięcej punktów w Polsce zdobył wcale nie Peter Prevc (127) ale Anders Bardal (129). Natomiast wystarczy spojrzeć na szczegółowe wyniki konkursu indywidualnego, żeby zobaczyć, kto w jakiej jest formie. Prevc jako jedyny (!) z czołowej jedenastki (!) miał wiatr w plecy. Niektórzy (Maksimoczkin, Kraus, Naglic, Kofler) mieli pod narty huragan. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby nawet w bardzo wietrznych warunkach Prevc ugrał w Sapporo tyle, żeby w Willingen skakać w żółtym plastronie. Wszystkim którzy z powodu absencji Stocha w Sapporo żądają dymisji Kruczka, Tajnera, Tuska i Ban Ki-Moona, zalecam jednak wizytę u psychiatry a tym, którzy z tego powodu zwieszają nos na kwintę przypomina, że skoki narciarskie to nie tenis ziemny i jedyny moment w którym wypada się podniecać koszulką lidera jest zakończenie sezonu. Jasne, widok żółtej koszulki na polskim torsie to przyjemny widok, ale ja osobiście znam jeszcze przyjemniejsze i nie będę szlochał, jeśli żółty plastron trafi na grzbiet Słoweńca. Niech go trochę pouwiera.

Sporo punktów zdobyli zdobyli też w Polsce Andrzej Wellinger (100), Michael Hayböck (96) i Kamil Stoch (94) . Severin Freund zdobył 63 a Gregor Schlierenzauer tylko 46. Jestem bardzo ciekaw formy Ammanna a jeszcze bardziej tego, czy będzie w stanie ją pokazać. Ktokolwiek założy plastron w Willingen, wciąż jeszcze zostanie 9 indywidualnych konkursów a w Pucharze Świata nie tak straty już odrabiano. Przed Igrzyskami będą jeszcze dwa konkursy w Willingen, których pewnie nikt z czołówki już nie odpuści i będzie to ostatnia okazja by zobaczyć kto jest w jakiej formie przed Soczi. Ammann i Kasai odpuścili sobie Polskę. Stoch i Schlieri odpuszczają Sapporo. Tylko Prevc nic nie odpuszcza. Zobaczymy, jak na tym wyjdzie w Soczi. Ale w PŚ na pewno najlepiej. Nie ma się co śmiać, że ci, co lecą do Sapporo, rozczarują się bo na wietrznej loterii można nie ugrać punktów, a stracić pewność siebie. Równie dobrze można by się śmiać z tych, co przylecieli do Zakopanego.

Polacy w klasyfikacji PŚ
LpZawodnikpunkty
1 Kamil Stoch 721
13 Jan Ziobro 282
14 Piotr Żyła 274
16 Maciej Kot 265
29 Krzysztof Biegun 144
30 Klemens Murańka 130
43 Dawid Kubacki 55

Znów nasza etatowa szóstka mieści się w pierwszej „30” PŚ. Potem jeszcze jest Kubacki, ale on też etatowy. Gorzej, że poza nimi nikt na razie nie punktował. W polskich konkursach żaden skoczek z grupy krajowej. To niepokojące w kontekście rywalizacji w Pucharze Narodów bo Niemcy mają jeszcze zawody w Willingen, gdzie co prawda nie mogą już wystawić kwoty krajowej, ale ściany i tak będą pomagały gospodarzom.

Cytat zupełnie na temat (choć już nie na czasie). Maciej Kurzajewski: „Kamil Stoch nie wybrał jeszcze kadry na Igrzyska” W związku z czym Łukasz Kruczek wciąż żyje w niepewności i codziennie rano parzy sobie ziółka uspokajające.

Cytat zupełnie nie na temat: "Marian milczał. Wiedział, że musi milczeć i czekać. Wokół było pusto i cicho. Ta cisza krzyczała."

Moim drodzy czytelnicy, mam dla Was kolejną niespodziankę. Jeśli jeszcze kogoś nie zanudziłem na śmierć tym potwornie przydługaśnym felietonem, to dobiję go specjalnie przygotowaną fotogalerią z Polskich zawodów. Mówią, że jedno zdjęcie warte jest tysiąca słów. Jeśli w to wierzycie, przygotujcie się na 37 tysięcy słów. Ja tam nie dowierzam i na wszelki wypadek pod zdjęciami przygotowałem kolejne tysiące. Mówią, że prawdziwe dziennikarstwo to sztuka a prawdziwa sztuka obroni się sama. Ale nie przede mną...

I tą galerią zamykamy temat polskich konkursów. Kolej na Japonię. W Sapporo reprezentować nas będą Bartek Klusek, Krzysiek Miętus i Stefan Hula, który nie leci do Soczi. Jak już obliczono, Stefana po raz pierwszy od ośmiu lat zabraknie na dużej imprezie. Znaczy, komu zabraknie, temu zabraknie. Na pewno nie zabraknie Internautom, bo oni do flekowania za niesłuszną nominacje mają teraz Dawida Kubackiego, więc rachunek się zgadza. Czy warto być tak małostkowym?

Na pewno warto być człowiekiem pozytywnie nastawionym do życia. Jak bowiem powiedział Apoloniusz Tajner: "Ale konkursów w Sapporo nie odpuszczamy. Pojedzie tam kadra rezerwowa i każdy z tych zawodników będzie miał szansę na zwycięstwo w tych zawodach". Tym, którzy w tej chwili parsknęli śmiechem zalecam by cofnęli się w wyobraźni do połowy listopada i wyobrazili sobie, że ktoś im mówi: „Tej zimy konkursy wygrywać będą Biegun, Ziobro, Koivuranta i Kasai”. I tym optymistycznym akcentem zakończymy ten felieton, bo przecież w Japonii tylko dwie rzeczy są pewne: sushi i wiatr.

PS Proszę zwycięzcę konkursu-zagadki z poprzedniego felietonu o pilny kontakt mailowy na adres m.hetnal@skijumping.pl.