Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Apoloniusz Tajner: "Jest postęp!"

Nie ucichła jeszcze burza wywołana przez niesamowite wyczyny Sigurda Pettersena, których świadkami byliśmy wczoraj. Norweska gwiazda zrobiła wczoraj prawdziwą furorę, ale nas-polskich kibiców-najbardziej interesowała dyspozycja naszego produktu eksportowego numer 1-Adama Małysza. O wczorajszym występie mistrza z Wisły wypowiada się Apoloniusz Tajner...

"Pierwszy skok Małysza był naprawdę pechowy pod względem warunków. Adam był w grupie tych skoczków, którzy nie mieli praktycznie żadnego noszenia i te 121,5 metra było dobrym rezultatem. Może to zabrzmi zaskakująco, ale drugi skok, który był o dziesięć metrów dłuższy, wcale nie był technicznie o wiele lepszy. Był on oddany w zupełnie innych warunkach. Nie szukałbym w każdym skoku Małysza jakiś drobnych błędów i nie dzieliłbym włosa na czworo. Przypomnę, że w zeszłym roku był on tutaj na trzynastym miejscu. Jest więc postęp."

Polski trener był wyraźnie zaskoczony postawą Sigurda Pettersena: ""Co do rekordowego skoku Pettersena i jego zwycięstwa, to dzień wcześniej nic na to nie wskazywało. Moim faworytem do zwycięstwa w klasyfikacji generalnej nie jest Pettersen, lecz Thomas Morgenstern. Austriak jest w podobnej sytuacji, w jakiej był Simon Ammann przed igrzyskami w Salt Lake City: po ciężkim upadku, po miesięcznej przerwie, wypoczęty. Skacze znakomicie. Może być przed Pettersenem na podium w Bischofshofen".

Tak czy inaczej-Norwegowie i Austriacy świętują, bo ich zawodnicy dają im wiele powodów do zadowolenia, a tymczasem zaniepokoić się powinni zakopiańscy kibice, gdyż po raz pierwszy od wielu lat w Turnieju Czterech Skoczni nie bierze udziału żaden zawodnik z tego miasta. Powody tego stanu rzeczy stara się wyjaśnić prezez Polskiego Związku Narciarskiego, Paweł Włodarczyk: "Widać lukę szkoleniową, dopiero 16- czy 17-latkowie są prawidłowo szkoleni. Z drugiej strony zakopiańskie kluby ledwie wiążą koniec z końcem. W skokach narciarskich nie wszystko można do końca zaplanować i przewidzieć. Czasami forma trwa przez kilka konkursów i gaśnie. Potrzeba trzech, może czterech lat, by dochować się skoczków, którzy będą się plasować w czołowej dwudziestce lub trzydziestce takich zawodów jak TCS. Rutkowski, Kowal czy Stoch to następcy Małysza, z którymi trzeba jednak postępować bardzo ostrożnie. Nie można eksploatować zawodnika tylko dlatego, że jest dobry w tym wieku. Taki fenomen jak Adam rodzi się raz na kilka lat, i to niekoniecznie w Polsce. On umie skakać, inni się tego uczą. Trzeba cierpliwie czekać, a za dwa czy trzy lata będziemy święcić sukcesy".