Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Łukasz Kruczek: "Byliśmy być może zbyt zachowawczy"

Dla większości polskich skoczków powołanych na Mistrzostwa Świata, najbliższe dni miną pod znakiem szlifowania formy przed głównym wydarzeniem sezonu. O nadchodzących Mistrzostwach Świata w Falun oraz kwestiach sprzętowych porozmawialiśmy ze szkoleniowcem naszej kadry A - Łukaszem Kruczkiem.


W ostatnim czasie sporo mówi się o dyskwalifikacjach na tle sprzętowym. Aleksander Zniszczoł w Sapporo został ukarany za buty, Kamil Stoch w Willingen za kombinezon, a Severin Freund w Titisee-Neustadt za narty. Jak do tej sytuacji odniesie się Łukasz Kruczek? - Dyskwalifikacji nigdy się nie uniknie. Kilka lat temu wspominaliśmy, że chcąc rywalizować, trzeba być cały czas na granicy. Kwestia dotyczy tylko interpretacji tej granicy. Jest to już problem bardzo subiektywnej kontroli. Trzeba być na granicy, ponieważ wszyscy liczący się na świecie są w jej okolicy. Zmniejszanie kombinezonu dla bezpieczeństwa przy kontroli, jest porównywalne ze skokiem z krótszego rozbiegu lub skokiem w gorszym sprzęcie. Tego z pewnością nie będzie. Trzeba być na bieżąco tam gdzie świat. Wszystko jest w naszej kadrze pod kontrolą. Sytuacja jest dynamiczna, wciąż startujemy w Pucharze Świata i jedziemy z całą resztą. Na początku sezonu byliśmy za bardzo odsunięci od wspomnianej granicy. Byliśmy być może zbyt zachowawczy.

Czy obecna dyspozycja polskich kadrowiczów wprowadziła spokój w szeregi naszej ekipy? - Nie byliśmy jakoś bardzo zdenerwowani na początku sezonu. Wszystko było nakręcane przez media. Prawdą jest, że początek nie był po naszej myśli. W zasadzie od polskich konkursów było tak jakbyśmy zakładali. Niestety połowa sezonu się nam trochę rozjechała, ale teraz jest lepiej. Jednak tego co straciliśmy, nie da się odrobić, nie można powtórzyć tych konkursów.

Czego możemy spodziewać się za niespełna dwa tygodnie podczas imprezy sezonu 2014/2015? - Mistrzostwa Świata nie różnią się niczym od Pucharu Świata. Nadal są dwa skoki konkursowe, ci sami kontrolerzy, zawodnicy czy sędziowie. Tam się nic nie zmienia. Jednak przez podwyższenie samej rangi zawodów robią się niespodzianki. Niektórzy wychodzą z cienia, a faworyci czasami zawodzą. Te zawody mistrzowskie zawsze mają cichych bohaterów i różnią się scenariuszem od konkursów pucharowych.

W niedawnym wywiadzie dla Przeglądu Sportowego pojawiły się pogłoski o tajnej broni reprezentacji Polski na Falun. Czego możemy spodziewać się w Szwecji? - Zostało to wszystko trochę wyolbrzymione. Nie będzie to tajna broń, ale niespodzianka. Każdy coś ma, nikt nie idzie w ciemno. Połowa drużyn nawet jak nie ma, to będzie twierdziła, że tak. Jest to ważne od strony psychologicznej. To samo było w Soczi, gdzie np. Niemcy pomalowali boki nart na czarno, aby coś się wyróżniało. Niektórzy się z tego śmieją, a niektórzy biorą to bardzo poważnie. Na najważniejsze imprezy sezonu, wszyscy starają dopiąć się wszystko na ostatni guzik.

Jakie są plany na finał tegorocznej zimy? - Po Falun nie ma mowy o odpuszczaniu startów. Zostaje nam tylko dawny Turniej Skandynawski i Planica. Szanse Kamila w klasyfikacji generalnej są już czysto matematyczne. Oczywiście, że ideą startów w PŚ jest zdobywanie punktów, ale co z tego wyjdzie to zobaczymy na koniec. Mimo, że zostało mniej niż połowa konkursów, jest ich jeszcze sporo. Do końca zamierzamy rywalizować o jak najwyższe lokaty.

Korespondencja z Titisee-Neustadt, Tadeusz Mieczyński.