Strona główna • Mistrzostwa Świata

Łukasz Kruczek: "Kamil jest lepszy na dużych obiektach"

Pierwszy konkurs mężczyzn w Falun za nami. Polscy kibice mogą mieć bez wątpienia mieszane uczucia. Pozytywnie zaskoczyli zawodnicy, po których niewielu spodziewało się dobrych rezultatów, a liderzy kadry nie odegrali w konkursie większej roli. Oto co powiedział trener kadry A - Łukasz Kruczek.


- Gdy nie wygrywa się konkursu to zawsze jest niedosyt. W pewnym sensie mamy powtórkę sprzed dwóch lat pod kątem wynikowym. Nie do końca nas one satysfakcjonują. Jasiek i Klimek spełnili nasze oczekiwania. Jasiek nawet trochę lepiej niż sądziliśmy, a Klimek debiutował dziś na dużej imprezie. Nie wyszedł mu trochę finałowy skok. Kamil od początku na skoczni normalnej miał problemy. Seria próbna pokazała, że byliśmy bliscy złapania klucza, ale w konkursie nie zostało to powtórzone. Był to najsłabszy konkurs Kamila w tym sezonie, ale jest to skocznia normalna. Kamil jest znacznie lepszy na dużych obiektach. Przed nami cały tydzień treningu i rywalizacja na skoczni dużej. Piotrek kompletnie zepsuł skok. Miał duże szanse na dobry wynik. Skoki treningowe były skuteczne, a w I serii trafił na dobre warunki - powiedział Łukasz Kruczek, tuż po sobotnim konkursie.

- Kamil potrafi też skakać na obiektach normalnych, ale tutaj musi wszystko współgrać. Szczególnie w pierwszej fazie, gdzie mamy odbicie i ułożenie się za progiem. Trzeba znaleźć odpowiednią wysokość, aby później odlecieć. Nie da się nic odrobić w powietrzu oraz rozpędzić, tak jak na skoczniach dużych. Skacze się na dużo mniejszej prędkości. Efekt aerodynamiczny jest dużo mniejszy i jednocześnie zmniejsza się margines błędu - dodał 39-latek.

Jakie najbliższe plany? - Duża skocznia to jest kolejny cykl przygotowań, a także zupełnie inny obiekt. W przypadku tak doświadczonego zawodnika czeka nas reset i z czystą głową w poniedziałek podchodzimy do kolejnego wyzwania. W kwestii Kamila nie spodziewałem się takiego rozwoju wypadku. Nawet ze średnimi skokami liczyliśmy na walkę o czołówkę. Tym bardziej patrząc na skoki Jaśka i Klimka, bo przecież trenowali razem.

8. miejsce Jana Ziobry. Największy plus dnia? - To jest pozytywna niespodzianka. Patrząc na przebieg jego sezonu, można powiedzieć, że jest to super wynik. Stać go na takie skoki, w Soczi też był w okolicach "10", teraz jeszcze się poprawił. Dzisiaj jest naszym cichym bohaterem. Przed rokiem tutaj zaczął skakać gorzej, w tym roku może będzie odwrotnie. Po Igrzyskach stwierdził, że wyczerpały mu się akumulatory. Potem całe lato było mocno kulawe.

Czy dużo brakowało, aby 23-latek nie zmieścił się w składzie na ten konkurs? - Jaśniejsza sytuacja jest, gdy czwórka skacze lepiej od pozostałych. Tutaj wszyscy skakali na podobnym poziomie.

Co z Piotrem Żyłą po takiej wpadce? - To nie jest zawodnik, którego trudno się zbiera. Swoje musi wykrzyczeć i powiedzieć, natomiast lubi skakać. Do tego musi wrócić, aby skakać dla przyjemności. Dobre wyniki wychodzą z pasji i robienie tego, co się lubi najbardziej. Do takich postaw trzeba powrócić.

Czy są podstawy do tego, aby porównywać dzisiejsze zawody do tych sprzed dwóch lat? - W Val di Fiemme była całkiem inna sytuacja. Do ostatniej chwili był w gronie medalowym, a ostatnim skokiem zaprzepaścił szansę. Tutaj od początku był tylko jeden skok, który dawał szansę. Tutaj zabrakło być może dnia. W planie dla Kamila mieliśmy jeden trening. Pierwszego dnia jednej serii zabrakło, drugi dzień był zły i stąd taka burza mózgów u Kamila. Nie był nerwowy przed zawodami. Podchodziliśmy tradycyjnie, pomimo tego, że są to Mistrzostwa Świata. Konkurs jak konkurs. Warunki nie odegrały większej roli. Na takiej skoczni dadzą maksymalnie metr na plus lub minus. Ta skocznia jest nieco podobna do tej w Hinzenbach. Tutaj była minimalna obawa. Wiemy, że tamta mu nie leży. Patrząc na suche dane na certyfikacie, jest faktycznie bardzo zbliżona.

Korespondencja z Falun, Tadeusz Mieczyński.