Strona główna • Mistrzostwa Świata

Łukasz Kruczek: "Wystarczy normalnie"

Polscy skoczkowie opuszczą Szwecję z dorobkiem medalowym. W ostatnim konkursie skoków narciarskich na tegorocznym światowym czempionacie, drużyna kierowana przez Łukasza Kruczka powtórzyła wyczyn sprzed dwóch lat. Trzecie miejsce i brązowe medale to rezultat czwórki w składzie: Piotr Żyła, Klemens Murańka, Jan Ziobro i Kamil Stoch.


Przed konkursem drużynowym, trener polskiej kadry powiedział, że faworytami są Norwegowie, a reszta niech skacze. Skąd taka pewność? - Dokładnie tak to wyglądało podczas treningów i konkursów indywidualnych. Nie było drużyn poukładanych, poza Norwegami. Tylko oni mieli czwórkę, która wciąż skakała równo. Statystycznie wychodziło, że będą poza zasięgiem.

Który brąz smakuje lepiej? - Chyba ten. Zdecydowanie trudniej wywalczony niż w Predazzo, chociaż tam również nie było łatwo. W 2013 roku konkurs się skończył i nie mieliśmy tego brązu. Ten brąz pojawił się chwilę później. Patrząc na przebieg tegorocznych Mistrzostw Świata i oczekiwania jakie były, ten jest cenniejszy. Nikt nie musiał tym razem liczyć punktów za belki.

Czy pojawiły się nerwy w chwilach ściągania z belki Jana Ziobry i Kamila Stocha? - Cały konkurs nie był spokojny. Wiatr szybko się zmieniał, było dość niebezpiecznie na zeskoku, wszystko mogło się zdarzyć, więc czekaliśmy do ostatniego skoku.

Bardzo dobrze w finale skoczył Klemens Murańka. Wtedy pojawiła się pewność medalu? - Nie, to był tylko świetny skok Klimka. Pewnie jakby wszystko podsumować, to ten medal jest w dużej mierze jego zasługą. Pewny byłem po próbie Kamila.

Czy do Jana Ziobry padły słowa o treści "pokaż, że zasłużyłeś" ? - Absolutnie nie. Wszyscy mieli proste zadanie - skakać normalnie. Tego się trzymaliśmy.

Po pierwszym skoku tego zawodnika wzbudził niepokój? - Czeka się do ostatniego skoku w konkursie, więc nie ma nad czym dywagować. Patrząc na przekrój całego konkursu, wszyscy poza Norwegami zaliczyli jakąś wpadkę. Przy takich warunkach, można było tego przewidywać. W I serii Janek popełnił duży błąd na progu, ale w powietrzu zachował się dobrze i wywalczył maksimum.

Medal z dwoma debiutantami w składzie cieszy szczególnie? - To też jest ważne. Są to zawodnicy mało doświadczeni. Zdobywając je wraz z medalem na dużej imprezie, owe doświadczenie ma szansę zaowocować podwójnie w przyszłości.

Nareszcie z ośmiu skoków, siedem było normalnych. Wystarczy normalnie? - To jest święta zasada. Wystarczy normalnie.

Czy w finałowej walce o srebro Gregor Schlierenzauer i Kamil Stoch skakali w równych warunkach? - W całym konkursie nie było dwóch skoków z dwoma takimi samymi warunkami. Ten konkurs był szalony, ale z happy endem.

Jaka myśl przeważała po konkursie, radość z brązu czy niedosyt z braku srebra? - Było jedno i drugie. Z jednej strony skok dawał pewny medal, ale później pojawiła się myśl, że troszkę brakło do wicemistrzostwa. Najważniejsze na takiej imprezie jest po prostu zdobycie medalu.

Tegoroczne konkursy drużynowe były bardzo pechowe dla polskiej reprezentacji. Skąd taka zmiana? - Tak układał się ten sezon. Dwukrotnie nie byliśmy nawet w drugiej serii, przez co ciężko było ułożyć drużynę. Do rozpoczęcia Mistrzostw, nie mieliśmy czterech skoczków na poziomie pozwalającym walczyć o medale.

Co działo się pomiędzy seriami? - Nic konkretnego. Rozmawiałem z każdym zawodników jak podczas normalnego konkursu. Nie wieszaliśmy sobie krążków między seriami.

W porównaniu z ostatnim medalem w Predazzo, w polskiej ekipie wymieniono połowę składu. O czym to świadczy? - To nic nie oznacza. Akurat ci zawodnicy byli w najlepszej dyspozycji przed Falun. Najlepsza czwórka w kraju zdobyła medal.

Czy medal w sobotę uratował Mistrzostwa Świata 2015 w Falun? - Można to tak nazwać. Inaczej będziemy wyjeżdżać ze Szwecji mając medale, niż ich nie mając.

Korespondencja z Falun, Dominik Formela i Tadeusz Mieczyński.