Strona główna • Puchar Świata

Łukasz Kruczek: "Przygotowałbym zespół tak samo"

Za nami długi, a zarazem ciężki dla polskiej kadry sezon 2014/2015. W finałowych zawodach na obiekcie HS 225 w słoweńskiej Planicy dwóch Biało-Czerwonych zameldowało się w czołowej "10". O niedzielnych wydarzeniach na Letalnicy, a także całym minionym sezonie porozmawialiśmy z trenerem kadry A - Łukaszem Kruczkiem.


Czy szkoleniowiec polskiej kadry pamięta tak emocjonujący finał? - Nie. Chyba pierwszy raz w historii o Kryształowej Kuli zadecydowała liczba zwycięstw w sezonie. Chyba nikt się tego nie spodziewał, że po tylu miesiącach walki o końcowym triumfie decydować będą takie szczegóły. Do końca nie było to rozstrzygnięte.

Jurij Tepes zagrał na nosie koledze z kadry? - W skokach nie ma kalkulacji. Nie da się przewidzieć skoku przed jego oddaniem. Na tak dużej skoczni kombinacje są trochę niebezpieczne. To nie jest taka dyscyplina, w której można zastosować tzw. team orders.

Jak poukładać w drużynie taką sytuację, jakiej doświadczyli dziś Słoweńcy? - Nie wiem. Na początku pewnie byłaby chwila niesmaku, ale to jest sport i jego brutalność. Skoki takimi konkursami pokazują, że fajnie się to ogląda, bo napięcie jest do końca. Nieprzewidywalność sportu jest ogromna.

Takie wydarzenie było potrzebne skokom narciarskim? - Z pewnością nie zaszkodzi. Jest to dodatkowy bodziec dla całej dyscypliny.

Jaka atmosfera panowała w gnieździe trenerskim? - I po pierwszej i po drugiej serii było bardzo cicho. To nie była tak luźna atmosfera jak w minionych latach, gdy wszystko rozstrzygało się wcześniej. Wszyscy stali z kartkami i liczyli możliwe warianty. Takiego zakończenia chyba nikt nie wziął pod uwagę. Paradoks jest taki, że Peter Prevc wygrał Puchar Świata, ale nie otrzymał Kryształowej Kuli. Takie są przepisy. Ciężko było przewidzieć taką sytuację przy ponad 30 konkursach z cyklu Pucharu Świata.

- Ostatni konkurs wiąże się z innymi regułami, więc tym razem drużyna była dwuosobowa. Obaj skoczyli dobrze. Ostatni skok Kamil był może delikatnie słabszy, ale chyba jako jedyny w drugiej rundzie miał dodatnie punkty za niesprzyjający wiatr. Przy tak wyrównanej stawce nie ma marginesu błędu. Wszystko musi się zgrać, aby były dobre metry - powiedział 39-latek na temat niedzielnego występu swoich podopiecznych.

Spore oburzenie w środowisku wzbudziły noty sędziowskie. Jaka jest opinia naszego szkoleniowca w tej sprawie? - Drugi skok Jurija był na 20 punktów. Nie jestem sędzią, więc nie jestem w stanie ocenić. Pewnie w kilku powtórkach da się znaleźć błędy, ale na żywo ten skok był czysty. W pierwszej serii wystarczy spojrzeć kto dał Peterowi 20 pkt. W przypadku Kamila noty powinny być wyższe o punkt. 19 czy 18,5 były do zaakceptowania. Będziemy musieli spojrzeć na szczegółową analizę, w której widać za co odjęto punkty.

W Falun głośno było o kontrolach na górze skoczni. Jest szansa na włączenie tego na stałe do zawodów? - Tak, rozmawialiśmy już o tym z innymi trenerami po odprawie. Będzie stała kontrola na górze. Będzie ona bardziej istotna od tej na dole. Po kontroli zawodnik nie będzie miał możliwości dotknąć kombinezonu.

Ocena całego sezonu? - Trudny, ciężki i słabszy od poprzedniego. Przede wszystkim pierwsza połowa. Brakowało Kamila, a więc zawodnika, który pociągnie to wszystko. W trudnych momentach dobrze skaczący zawodnik zdejmuje presję z pozostałych. To było ciężkie. Druga część sezonu już w porządku. Zawodnicy zaczęli przebijać się i skakać tak, jakbyśmy tego od nich oczekiwali. Sezon, z którego trzeba wyciągnąć wiele wniosków. Sezon, który dużo nauczył nas i zawodników.

Czy zostały popełnione jakieś błędy w przygotowaniach? - Przygotowałbym zespół tak samo. Z jednym wyjątkiem - inaczej podszedłbym do startów w Letniej Grand Prix. To już też analizowaliśmy. Traktowanie w obecnych czasach tego cyklu, wyłącznie jako przerywnika, może powodować swego rodzaju rozleniwienie. To Grand Prix musi być jednym z celów sezonu.

Korespondencja z Planicy, Marcin Hetnał.