Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Apoloniusz Tajner: "Nie można tak organizować Letniej Grand Prix"

Od kilkunastu godzin w polskich mediach trwa skandal związany z odwołaniem Letniej Grand Prix w Zakopanem. Z czasem pojawia się więcej pytań niż odpowiedzi, natomiast starcie między Centralnym Ośrodkiem Sportu w Zakopanem a Tatrzańskim Związkiem Narciarskim zaostrza się coraz bardziej. Jakie jest stanowisko prezesa Polskiego Związku Narciarskiego, Apoloniusz Tajnera?


- Znam cały przebieg wizytacji skoczni ze strony przedstawicieli Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, naszego Jacka Włodygi oraz wykonanych poprawek. Znam to wszystko. Natomiast w ostatnim czasie doszły do nas opinie trenerskie, a więc Łukasza Kruczka i Maćka Maciusiaka. Po treningach na Wielkiej Krokwi okazało się, że tory najazdowe są mocno wytarte. Dokładniej mówiąc te porcelanowe guziki, po których sunie płoza narty. Podobnie aluminiowe listwy, które są wzdłuż torów. Przy wysokiej temperaturze zaczyna to stwarzać zawodnikom poczucie wyhamowywania i przepadania. W tej chwili technika pozycji dojazdowej jest w zasadzie na granicy przepadnięcia. Jeżeli występują elementy hamujące, trzeba tę technikę zmienić, cofać się itd. Na tych torach Kruczek ze swoją kadrą trenować już nie będzie, ale stwarzało to zagrożenie podczas przyjazdu ekip zagranicznych. Po pierwszym skoku mogliby uznać, iż z torami jest coś nie tak, przez co konkurs w ogóle by się nie odbył. Wytarte listwy stwarzały pewne zagrożenie dla zawodników.

Co dokładnie wydarzyło się w ostatnich dniach? - W piątek odbyło się spotkanie wszystkich zainteresowanych, włącznie z władzami miasta. Centralny Ośrodek Sportu zadeklarował wymianę tych guzików oraz odświeżenie listw. Problem w tym, że zostałoby to wykonane na ostatnią chwilę. Tak jak powiedział prezes TZN Andrzej Kozak, nie było pewności czy to rozwiązanie się sprawdzi. Można to zrobić, ale najpierw trzeba to przetestować. Nie można tak organizować Letniej Grand Prix. To sytuacja poza związkiem, bo to komitet organizacyjny od początku do końca odpowiada za imprezę, a my tylko jako Polski Związek Narciarski załatwiamy imprezę w FIS-ie pod kątem wszelkich formalności. Następnie impreza wraca z FIS-u do związku, a my zlecamy ją do przeprowadzenia temu, kto o nią wystąpił. Rozumiem te wszystkie perturbacje, przez które doszło do takiego stanowiska. Chociaż ze sportowego punktu widzenia jest to dla nas niekorzystne. Zawody u siebie, obiekt znany, przez co można było zdobyć dużą liczbę punktów, co zimą mogło zaowocować większą kwotą startową dla naszej reprezentacji. Bardzo szkoda, że ta impreza nie dojdzie do skutku. Znam sytuację, przyjmuję stanowisko Andrzeja Kozaka, który reprezentuje komitet organizacyjny.

Nie dało się przewidzieć takiej sytuacji wcześniej, aby nie doszło do całego zamieszania? - Odbyły się komisje z udziałem Agnieszki Baczkowskiej. Eksperci FIS-u sprawdzają kąty nachylenia, stan techniczny skoczni oraz kilka innych poprawek, które wykonano. W ostatnim czasie doszedł jednak nowy element, który wcześniej nie był rozpatrywany, a wiec wątek sportowo-trenerski. Tory są już tak zużyte, że hamują zawodników, więc z tym nie da się nic zrobić i trzeba wymienić je na nowe. To zaważyło o końcowej decyzji.

Możemy spodziewać się konsekwencji ze strony FIS-u z powodu odwołania konkursu na dwa tygodnie przed jego planowanym terminem? - Nie sądzę. Należało być może przed wystąpieniem o imprezę zastanowić się nad gotowością Zakopanego na organizację letnich zawodów. Zimą jest tor lodowy, więc nie ma problemu. Wielką Krokiew czeka modernizacja, która zakłada m.in. zainstalowanie torów lodowych, poprawę kąta nachylenia najazdu, nachylenia progu, który będzie miał 11 stopni. Dodatkowo bula będzie obniżona o 1,5 metra, więc czeka nas spora inwestycja. Jeżeli chcemy mieć dalej Puchar Świata, musimy to wykonać. Świat idzie w kierunku rozbiegów lodowych, bo to stwarza pewność, że warunki atmosferyczne nie będą miały wpływu na przebieg konkurencji. Niech będzie to impuls dla COS-u, że trzeba to bezwzględnie zrobić, bo w przeciwnym wypadku zimowy Puchar Świata także będzie zagrożony. Na ten moment zagrożenia nie ma, ponieważ nie ma przepisu wymagającego torów lodowych. Co nie zmienia faktu, że wkrótce mogą się pojawić. Ta tendencja torów lodowych tworzy się od paru lat. Gdy byłem trenerem, zaczynało się o tym mówić, a teraz prawdopodobnie wszyscy będą musieli je posiadać, włącznie z obiektem w Wiśle Malince.

Korespondencja z Wisły, Anna Szczepankiewicz.