Strona główna • Artykuły

Groźny upadek ich ostatnim skokiem

Kwak, Hryniewiecki, Kobelev, Morgenstern. To nazwiska kilku z wielu skoczków, którzy mimo doświadczenia, nie potrafili opanować sytuacji w powietrzu, a ich lot zakończył się upadkiem. Wszyscy czekają wtedy w napięciu: żyje? Drobne stłuczenia - pozornie po upadku nie pozostaje ślad. Konsekwencje zostają jednak na całe życie....

W historii polskich skoków narciarskich możemy odnotować wiele nieszczęśliwych upadków. Zaliczyć do nich możemy niefortunny skok Franciszka Groń Gąsienicy w Zakopanem (1957) czy Piotra Fijasa w Vikersund (1980).

Wielu sportowców powraca na skocznię i walczy dalej o najwyższe lokaty, ale w historii skoków narciarskich zdarzały się także śmiertelne upadki. Tak oto odszedł Jan Kwak, który na zeskoku uderzył w drzewo natomiast Zdzisław Hryniewiecki (1960), słynny Dzidek, jak nazywali go koledzy, po złym wyjściu z progu nie mógł już uratować sytuacji w powietrzu i upadł na głowę. Od tamtego czasu został przykuty na stałe do wózka inwalidzkiego i już nigdy nie stanął na rozbiegu skoczni...

Przeważnie to właśnie na skoczniach mamucich zdarzają się najbardziej niebezpieczne i najcięższe przypadki upadków ze względu na zbyt silny wiatr i dużą prędkość. Pod tym względem w statystykach dominuje skocznia Velikanka w Planicy, gdzie już kilku skoczków doznało poważnych obrażeń.

Do pechowców zaliczyć możemy Valerego Kobelewa (2000), Roberta Kranjeca (2001) oraz Tomasza Pochwałę (2002). Podobne upadki miały miejsce na skoczniach w Lahti, Willingen, Kulm czy w fińskim Kuusamo, gdzie wypadek miał Thomas Morgenstern.

Zawodnicy przy oddaniu niefortunnego skoku, którzy często ryzykują życiem narażeni są przeważnie na liczne uszkodzenia kręgosłupa, wybicia stawów i złamania kończyn, wstrząs mózgu. Takie właśnie wstrząsające przejścia mają już za sobą między innymi Andreas Goldberger (1997) i (2001) czy Simon Ammann (2002).

Winą za te nieszczęścia obarcza się przede wszystkim FIS, który nie powinien dopuszczać do takich sytuacji aby zawody były rozgrywane "pomimo wszystko" przy warunkach niekorzystnych dla zdrowia i bezpieczeństwa skoczków tylko po to aby zadowolić sponsorów i media. Czy tylko dlatego warto ryzykować życie tych wspaniałych sportowców...?