Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Na Północy bez zmian

W pomieszczeniu wisiała nerwowa atmosfera. Była tak gęsta, że dało by się w niej zawiesić nie tylko siekierę, ale parę kowadeł. Dym papierosowy spowijał spocone twarze szarym całunem. Pot kroplił się na czołach. Pod czołami, z każdej pary oczu aż tryskał wysiłek umysłowy, w kilku było już widać widoczne otępienie. Pomięte notatki walały się po podłodze. Narada trwała piątą godzinę.

- Panowie – zaklaskał w dłonie Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego – proszę o skupienie. Wciąż jesteśmy dalecy od rozwiązania naszego problemu.
- Ale ja już muszę iść do domu – jęknął Kierownik Skoczni – moja żona przygotowała dziś na kolację Kalakukko a Kalakukko mojej żony...
- Wiemy, wiemy, Kalakukko Twojej żony nie ma sobie równych w całej Laponii i Ostrobotni Północnej. Mówiłeś to już sześć razy. Nie ma mowy, umawialiśmy się, że siedzimy, dopóki czegoś nie wymyślimy – wpadł mu w słowo Delegat Techniczny.
- Ale to ponad moje siły – wzdychał Kierownik Skoczni – ja nie jestem przyzwyczajony do takiego wysiłku umysłowego – marudził. – Z naturą nikt nie wygrał – dodał buntowniczo.
- Panowie, nie łamiemy się. Jest nas tylu, że z tej burzy mózgów musi się w końcu coś urodzić – podnosił na duchu zmęczonych kolegów Przewodniczący. – Mamy dwudziesty pierwszy wiek! Ludzkość ujarzmiała już żywioły. Na wiatr też musi się znaleźć sposób! A póki co – jeszcze kolejeczkę – nic tak nie potrafi rozruszać umysłu jak dobrze zmrożona Finlandia – dodał z animuszem.
Przedstawiciel Głównego Sponsora z wprawą rozlał wszystkim i postawił pustę butelkę pod stołem. Koło kilku już osuszonnych. Fakt – narada odbywała się już piątą godzinę i podawana do karelskich pasztecików wódka miała niebagatelny wpływ na jej tok. Pomysły były coraz ciekawsze i coraz bardziej – jak by to ładnie określić – nieszablonowe.

- Panowie! Przypominam o stawce, o jaką gramy. Dyrektor Pucharu Świata wyraźnie dał mi do zrozumienia, że jeśli jeszcze raz konkursy zostaną odwołane, Kuusamo może się pożegnać z organizacją zawodów na długie lata – zabuczał swoim głuchym basem Prezes Związku. Spotęgowanym przez katar. Wyjął z kieszeni chustkę do nosa i wysmarkał się w nią z odgłosem przypominajacym surmę trąbiącą na Sąd Ostateczny. – Wszystkie dotychczasowe pomysły okazały się nieskuteczne, lub są poza naszym zasięgiem finansowym. Musimy wysilić mózgownice. Polacy, Rosjanie, Kazachowie – wszyscy chcą miec u siebie konkursy i jeśli raz stracimy PŚ w Kuusamo, to raczej go już nie odzyskamy. Musimy myśleć nieszablonowo, think outside the box – jak to mówią Anglicy – dodał z emfazą. Prezes od kilku miesięcy intensywnie uczył się angielskiego metodą Callana i lubił się popisywać.

- Panie kolego – zwrócił się Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego do Kierownika Skoczni – pańska kolej.
- Znowu moja? - zdziwił się Kierownik. – No dobrze. Eeeee – zbudujmy więcej siatek.
- Nie no Panie Kolego, przerabialiśmy to już trzy razy – zdenerwował się Kierownik Zawodów. Siatki dają radę tylko przy lekkim wietrze, poza tym nie ma na nie pieniędzy. Prawda Panie Kolego? - Zwrócił się do Głównego Księgowego.
- Prawda.
- A może jednak Pan by spróbował, no tego, porozmawiać ze swoimi szefami, no tego – jeszcze raz? - Kierownik Skoczni zwrócił się nieśmiało do Przedstawiciela Głównego Sponsora.
Przedstawiciel Głównego Sponsora wypuścił w powietrze małe, zgrabne kółko z dymu. Jako jedyny w pomieszczeniu palił cygaro. – Więcej wódki - tak. Więcej siatek - nie. Przykro mi, nasz budżet też nie jest z gumy – burknął.
- Mam! – wykrzyknął Delegat Techniczny. - Oglądałem ostatnio tak film popularno-naukowy. Tam było o takim geniuszu komputerowym, który włamał się online do amerykańskiego satelity meteorologicznego. I tak namieszał w programie, że satelita sprowadził na jakiś kraj huragan i ulewy. Trzeba przez twórców filmu dotrzeć do tego faceta od komputerów!
- Hmm, ja też oglądałem ten film – mruknął Kierownik Zawodów. - To było w Wenezueli?
- Tak!
- Kościół się zawalił podczas lokalnego ślubu?
- Tak!
- A potem taki napakowany koleś w niebiesko-czerwonym wdzianku pokrzyżował geniuszowi od satelity plany?
- No... tak...
- To nie był film popularno-naukowy kretynie, tylko Superman III.
- Aha....

Zapadła niezręczna cisza. Przerwał ją Prezes Związku. – Panowie, tak sobie pomyślałem. W końcu jeden ze sponsorów Pucharu Świata produkuje wentylatory, prawda? Niech nam użyczy trochę tych wentylatorów, no, trochę, znaczy się całkiem sporo, tych najwiekszych, porozstawiajmy je wokół skoczni i dmuchajmy nimi w tym kierunku, z którego wieje wiatr. Co Pan sądzi? – zwrócił się do Doradcy Od Spraw Technicznych.
- Teoretycznie jest to możliwe – zaczął tamten nieśmiało. – Panie Kolego – Doradca odwrócił się do Głównego Księgowego – Pan nam to obliczy – no wie Pan, moc wiatru, kontra moc tych wentylatorów.
- Ja Panu obliczę co innego – koszty energii elektrycznej – wycedził przez zęby Główny Księgowy.
- No, ja mam chody w elektrowni, zięć tam pracuje. Mogliby nam to obliczyć hurtowo i po nocnej taryfie, wtedy jest trochę taniej – bąknął Prezes Związku.
Główny Księgowy westchnął ciężko, postukał przez chwilę w kalkulator i pokazał wynik Przedstawicielowi Głównego Sponora. Ten zerknął, wybałuszył w oczy, zakrztusił się dymem z cygara, upuścił na podłogę pasztecik, z wdzięcznością spojrzał na Kierownika Skoczni, który łupnął go kilka razy w plecy i złapał oddech.
- Więcej wódki – tak. Więcej elektryczności – nie – oznajmił.

Prezes Związku wyciągnął z kieszeni chustkę do nosa i zatrąbił ze smutkiem. Echo poniosło się po okolicznych wzgórzach płosząc spore stado reniferów. Wpatrujący się w niego Zastępca Przewodniczącego ożywił się gwałtownie. – Chusteczki! – wykrzyknął.
- Co: chusteczki? – spytał Przewodniczący.
- Chusteczki do nosa nie zużywają prądu! Zaprosiliśmy na zawody blisko pięciuset VIPów, tak? Za darmo oglądają zawody, za darmo się objadają i chleją, to niech coś dla nas zrobią! Niech machają chusteczkami i wentylatory niepotrzebne! – zawołał.
- Panie kolego, a kto dziś jeszcze używa takich chusteczek? Wszyscy kupują papierowe – sprzeciwił się Prezes. Ja mam tę po dziadku i stanowi ona dla mnie rodzinną pamiątkę, ale jestem chyba wyjątkiem – Prezes lubił się snobować. Prócz jedwabnych chusteczek używał też zegarka z dewizką a kawę zaparzał w staromodnej zaparzarce.
- No to niech wachlują akredytacjami! Jeszcze lepiej, bo są laminowane i mają mniejszą przepuszczalność, znaczy – robią więcej wiatru. Panie kolego – Pan to obliczy dobrze? – poprosił Głównego Księgowego.

Główny Księgowy uruchomił kalkulator. Szybko wprowadził najważniejsze dane – powierzchnię kredytacji, przepuszczalność, przeciętną długośc ramion. – No - zakładając, że chcielibyśmy zneutralizować podmuch wiatru o sile 5 m/s, potrzebowalibyśmy około 84 miliardów, 643 milionów, 600 tysięcy ludzi machającyh akredytacjami. Zaokrąglając w dół – zawyrokował. – Poza tym VIPy są mało zdyscyplinowane, zaraz by im się machanie znudziło, marudziliby, że oni tu nie po to są, robili sobie przerwy na żarcie i chlanie...
- Do bani - westchnął Przewodniczący. - Kolejny pomysł.

Wstał Rzecznik Prasowy. – Panowie, jak wiecie, tego lata zbankrutował pobliski aquapark. Tam mieli bardzo dużo zjeżdżalni. Komornik sprzedaje wyposażenie za bezcen. Konkretnie – zerknął w przygotowane zawczasu notatki – metr bieżący zjeżdżalni stoi po 1,20 euro. Potrzebujemy 140, no – może 150 metrów. A jak nisko ustawimy belkę startową, to może nawet wystarczy 130. Niech oni skaczą w tej zjeżdżalni – ona ich idealnie osłoni od wiatru! – wygłosił triumfalnie.
- Zwiariowałeś? Kto będzie chciał oglądać skoczka wskakującego do rury i wyjeżdżajacego na drugim końcu? Przecież nie będzie ich widać! – zaprotestował Zastępca Przewodniczącego.
- Właśnie że będzie! Co Ty myślisz, że ja głupi jestem? Wszystkie zjeżdżalnie były wykonane z prezroczystego pleksi! – zaperzył się Rzecznik Prasowy.
- Ale przecież taka zjeżdżalnia ma określony przekrój! A jak ich zniesie? – zgłosił wątpliwość Prezes Zwiazku.
- Jak ich ma znieść, jak przecież właśnie w środku nie będzie wiało – bronił się Rzecznik.
Spojrzenia wszystkich zawisły na Delegacie Technicznym.
- Kolego, Wasz pomysł jest w zasadzie dobry, ale niektórzy skoczkowie wybijają się z jednej nogi mocniej i znosi ich nawet bez wiatru. Taki Kubacki z Polski na przykład.
- Zdyskwalifikujemy Kubackiego jeszcze przed skokiem pod pretekstem nieregulaminowego kombinezonu! – zakrzyknął Asystent Delegata Technicznego.
- Nie, Polacy zgłoszą protest, zrobi się skandal – skrzywił się Prezes Związku. – Oni ostatni strasznie hardzi się zrobili. Poza tym jeszcze trzeba wziąć wziąć pod uwagę, że niektórzy skoczkowie mają wyższą trajektorię lotu od innych. Jaką średnicę mają te zjeżdżalnie?
- Te duże, co w nich zjeżdżali na takich dużych, żółtych pontonach, 4,5 metra – podrapał się za uchem Rzecznik Prasowy.
Delegat Techniczy i Główny Księgowy pochylili się nad kalkulatorem. – Nie da rady – za mała średnica – orzekli po chwili unisono. Rzecznik Prasowy spuścił głowę.

- Panie kolego, proszę polać kolejkę – zwrócił się do Przedstawiciela Sponsora Przewodniczący Komitetu. A o zgłoszenie swojego pomysłu proszę Kierownika Zawodów.
- Mój pomysł jest następujący. Do zawodów mamy jeszcze kilka tygodni. Trzeba namówić naszych polityków w Parlamencie Europejskim, żeby lobbowali, namawiali i przekonywali. Żeby Unia wydała specjalną dyrektywę, która jasno określi, z jaką siłą może wiać wiatr w Finlandii – wyrecytował nieco bełkotliwie Kierownik.
- Pani Kolego – roześmiał się rubasznie Przewodniczący Komitetu – a kto jeszcze bierze na poważnie Unijne Dyrktywy? Kolejny pomysł!
- Eeee – to może ja? – Asystent Delegata Technicznego czknął, odstawił kieliszek i podniósł do góry palec wskazujący. Na pewno czytaliście w gazetach, że ostatnio w całym kraju wrosło pogłowie wilków. Znacie tę bajkę o wilku co jak chuchał i dmuchał to zdmuchnął nie tylko chatkę ze słomy ale i drewna? Jakby tak wytresować całe duże stado wilków, to one by dmuchały za darmo no i były bardzie zdyclyplinowane, niż VIPy?
- To nie taki głupi pomysł – wyrwało się entuzjatycznie Głównemu Księgowemu – czytałem w Internecie że powierzchnia płuc dorosłego wilka jest kilkakrotnie większa niż człowieka, dlatego tak głośno wyją! Spróbujmy tych wilków!
- A skąd weźmiesz chłopie tresera? Unia Europejska w swoich dyrektywach już dawno zabroniła cyrkom tresować dzikie zwierzęta bo to okrucieństwo, łamie prawa zwierząt i tak dalej. No i treserzy się przekwalifikowali – westchnął smętnie Prezes Związku. – Poza tym, też by tych wilków chyba nie starczyło – dodał. Jako tradycjonalista był myśliwym. Pomysł asystenta wydawał mu sie w sumie niezły i aż zrobiło mu się żal, że utrzelił w swojej łowieckiej karierze wiele wilków, może jakby na nie nie polował, to by ich teraz mogli zgromadzić wystarczającą ilość?

- Te pomysły z robieniem wiatru są do bani. Ja mam lepszy i bardziej naukowy – Kierownik Zawodów przełknął pasztecik i otrzepał energicznie ręce, choć nie było na nich żadnych okruszków. Posadźmy więcej drzew wokół skoczni!
- Teraz? We wrześniu? Nie zdążą wyrosnąć. Zresztą na tych terenach w ogóle nie rosną drzewa wystarczająco wysokie i gęste, by powstrzymać wiatr – wyraził sceptycyzm Zastępca Przewodniczącego.
- Posadzimy sekwoje amerykańskie – zawołał Kierownik Zawodów.
- Człowieku, Ty wiesz ile czasu rośnie sekwoja? Jeśli się w ogóle przyjmie...
- A ja czytałem ostatnio w Internecie że jakiś rosyjski uczony – Miczorin czy Miczurek (Kierownik Zawodów nie miał pamięci do nazwisk) wynalazł takie nawozy sztuczne, że Sekwoja Amerykańska na naszej glebie i w naszych warunkach klimatycznych będzie rosła 2,5 metra dziennie – brnął Kierownk Zawodów.
Wszyscy patrzyli na Kierownika Zawodów z powątpiewaniem.
-2,5 metra dziennie? Trudno uwierzyć. Poza tym Sekwoja Amerykańska u nas? Na to się nie zgodzi Krajowy Inspektorat Środowiska – zaoponował Przewodniczący – w najlepszym wypadku dowalą nam karę. A kary za ingerencję w dziką przyrodę w naszym kraju – sami wiecie.
- Więcej wódki – tak, kary finasowe – nie – wydukał Przedstawiciel Głównego Sponsora.
- No to się po zawodach je szybko zetnie, zanim ktoś się zorientuje – nie dawał za wygraną Kierownik Zawodów.
- Sekwoje Amerykańskie! Szybko zetnie! Przecież potrzebujemy tego kilka hektarów! Ile po potrwa! Jakkie koszty! Siekiery, piły, dniówki dla drwali! – pukał sie w czoło Zastępca Przewodniczącego.
- Niekoniecznie – upierał się Kierownik Zawodów - czytałem w Internecie, że jakiś polski uczony – Bonienski czy Podbinienda - udowodnił, że drzewa można szybko i skutecznie kosić skrzydłami samolotów. Wsiadasz Pan do Tupolewa czy innego Airbusa i pijubździu! Im większa rozpiętość skrzydeł, tym lepiej. Obliczyłem sobie, że wystarczy nam wynająć samolot o rozpiętości skrzydeł około 60 metrów na trzy, może trzy i pół godziny. Koszty paliwa to równowartość dniówki jednego drwala. Opłacenie pilota – dniówka dwóch.
Zgromadzeni patrzyli na Głównego Księgowego w milczeniu.
- Panie kolego – spytał delikatnie Prezes Związku – czy ci dwaj uczeni – rosyjski i polski nie są z jednego ośrodka? Takiego co kitle mają tam o długich rękawach i ubierają je przodem do tyłu? Kolejny pomysł!
- Niech skaczą na golasa! – zawołał Rzecznik Prasowy.
- Pan też zwariował? – spytał Prezes Związku.
- No przecież wiatr ma taki straszny wpływ na skoki od czasu, jak wszyscy zaczęli kombinować z kombinezonami – Rzecznik Prasowy miał wyraźne problemy z wymową tego zdania, ale jakoś mu się udało. - Niech skaczą na golasa, to będzie można pozwolić sobie na silniejszy wiatr. No, wiadomo, stringi jakieś można dopuścić, ale tylko tyle. Przy okazji wzrośnie oglądalność. Szczególnie wśród kobiet...
- Świetny pomysł – podchwycił Zastępca Przewodniczącego. Zastępca był zdeklarowanym gejem i swoje stanowisko zawdzięczał specjalnej ustawie antydyskryminacyjnej przegłosowanej zeszłego roku przez fiński paralament a napisanej przez ministrę do spraw równego traktowania. Ustawa nakładała na wszystkie organizacje działajace w kraju parytety nie tylko płciowe, ale też dotyczące orientacji seksualnej, koloru skóry i stosunku emocjonalnego do boysbandów.
- Powolutku, a co z naszywkami sponsorskimi? – zaniepokoił się Przewodniczący Głównego Sponsora.
- Spoko, zamiast naszywek zrobi się naklejki albo użyjemy permanetnych markerów. W przypadku markerów zrobimy nawet oszczędności w stosunku do pierwotnego budżetu – zapalił się do pomysłu Zastępca Przewodniczącego.
- Koledzy, ja tylko chciałem delikatnie przypomnieć, że mówimy o Pucharze Świata, a nie Letniej Grand Prix – zauważył Delegat Techniczny. - Latem, to jeszcze rozumiem, ale w drugiej połowie listopada możemy mieć temperatury około minus dwudziestu. No powiedzmy że nasi, Norwegowie czy Rosjanie pewnie daliby rady, Japończycy też bo są skubańce zdyscyplinowane. Ale Włosi? Francuzi?
- Zdyskwalifikujmy Włochów! I Francuzów! – wrzasnął Asystent Delegata Technicznego.
- Nie no, ja z Wami zwariuję, co pomysł to gorszy – warczał Przewodniczący. Ale nikt go już nie słuchał. Ktos bąkał coś o indiańskich szamanach zaklinających pogodę, inny dowodził, czkając, o konieczności przeniesieniu zawodów do pobliskiej hali lekkoatletycznej i zastąpienia skoczni narciarskiej kozłem do skoków. Asystent Delegata Technicznego czołgał się pod stołem w poszukiwaniu choć jednej pełnej butelki i odrzucał ze złością puste, mrucząc pod nosem "zdyskwalifikować, zdyskwalifikować ich wszystkich...". Ktoś apelował, żeby w ogóle nie przejmować się wiatrem, tylko zabezpieczyć zeskok i bandy materacami, a Zastępca Przewodniczągo z uporem wołał, że jeśli wpuścić do Finlandii wszystkich uchodźców z Syrii i oni by wachlowali zabranymi z obozów namiotami, które przecież sa większe od akredytacji...

Rozgardiasz uciszył skutecznie Przewodniczący Komitetu, tłukąc ostatnią butelkę Finlandii o kant stołu.
- Cisza! – ryknął. Nie ma z Was żadnego pożytku – dodał bełkotliwie. – Sam muszę za Was myśleć a rozwiązanie jest banalnie proste. Wiadomo, że w Kuusamo zawsze wieje, tak? Wiatr – ten łobuz jeden, ta zaraza, ten złośliwy, upierdliwy skubaniec, kurza jego trędowata, w ząbek czesana, przez most żelazny z wiaderkiem wegla drutem kolczastym w te i nazad ganiana, zardzewiała morda - uparł się, że w listopadzie i w grudniu zawsze musi w Kuusamo pokrzyżować zawody? To my go przechytrzymy! W tym roku zmieniamy oficjalną nazwę zawodów i odbędą się nie w Kuusamo, tylko w Ruce! Wiatr niech sobie wieje w Kuusamo, a my w Ruce spokojnie zrobimy zawody!
Cisza rzeczywiście zapadła – jak makiem zasiał. Wszyscy wpatrywali się w Przewodniczącego i wstydzili się, że tak dobry pomysł nie wpadł im do głowy. Jeden Delegat Techniczny, wydłubując okruchy szkła z lewego ucha, miał wrażenie, że coś tu nie ten teges.
- Ale, zaraz – wybąkał. - Przecież to to samo miejsce. Ta sama skocznia. Zawsze stała w Ruce, tylko mówiło się, że to w Kuusamo, bo miasteczko większe i hotel i siedziba komitetu...
- No to co? - zaperzył sie Przewodniczący. Z jego czerwonej, nalanej twarzy biła taka pewnośc siebie i taki autorytet, że nikt nie śmiał zaprotestować. - Myslisz, że wiatr się zna na geografii? Wiadomo, że co roku wieje w Kuusamo a to już nie będą zawody w Kuusamo, tylko w Ruce! Wykiwamy skurczybyka! Jestem pewien, że się na to nabierze!

***
Niestety, wiatr się nie nabrał.

Cytat zupełnie na temat:
Sebastian Szczęsny: "Vincent Descombes Sev... UŁA! Kłopoty w powietrzu!"

Cytat zupełnie nie na temat:
"- Lubisz ryzyko?
- Nie. Latam na śmigłowcach bojowych i handluję opium, bo uznałem, że zostanie bibliotekarzem byłoby zbyt ryzykowne".

Za tydzień Lillehammer. A tam tylko dwie rzeczy są pewne. Pierwsza – że na wiatr nie ma rady. Druga – że Lillehammer to Lillehammer i tyle.

***
Felieton jest z założenia tekstem subiektywnym i wyraża osobistą opinię autora, nie stanowiąc oficjalnego stanowiska redakcji. Przed przeczytaniem tekstu zapoznaj się z treścią oświadczenia dołączonego do artykułu, bądź skonsultuj się ze słownikiem i satyrykiem, gdyż teksty z cyklu "Okiem Samozwańczego Autorytetu" stosowane bez poczucia humoru zagrażają Twojemu życiu lub zdrowiu. Podmiot odpowiedzialny - Marcin Hetnał, skijumping.pl. Przeciwwskazania - nadwrażliwość na stosowanie językowych ozdobników i żartowanie sobie z innych lub siebie. Nieumiejetność odczytywania ironii. Nadkwasota. Zrzędliwość. Zlosliwość. Przewlekłe ponuractwo. Funkcjonalny i wtórny analfabetyzm. Działania niepożądane: głupie komentarze i wytykanie literówek. Dzialania pożądane - madre komentarze, wytykanie błędów merytorycznych i podawanie ciekawostek zainspirowanych tekstem.