Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Maciej Kot: "Pech nas prześladuje"

Jedna, loteryjna seria treningowa – tylko na tyle pozwoliła zawodnikom i organizatorom kapryśna pogoda w Lillehammer. Po odwołaniu kwalifikacji Maciej Kot opowiedział nam m. in. o sposobach na nudę podczas oczekiwania na skok oraz o ostatnich treningach w Zakopanem.


Wyjątkowego pecha macie w tym sezonie. Udało się oddać ten jeden skok treningowy, ale chyba nie był on zbyt miarodajny...

– Tak, bardzo ciężkie warunki. Już nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać - rano nie dało się skakać, bo za dużo śniegu, po południu się nie dało skakać, bo zbyt mocny wiatr... Rzeczywiście, ten pech nas prześladuje i mam nadzieję, że się kiedyś się skończy. Trzeba też powiedzieć, że organizatorzy się nie popisali, bo rano można było skakać, te opady nie były tak obfite, ale widziałem chyba trzech czy czterech ludzi, którzy przygotowywali skocznię. Także organizacja się nie popisała. Przygotowano skocznię na wieczór, ale z wiatrem już ciężko walczyć, także – szkoda. Jeden skok udało się skoczyć, ale mieliśmy nadzieję na ten drugi skok w kwalifikacjach... Trudno – wszyscy są w tej samej sytuacji, także jutro kolejny dzień i kolejny dzień walki.

A jak zabijaliście ten czas w oczekiwaniu na wieczorne skoki?

– Cóż, graliśmy w karty... Była taka trochę powtórka z Kuusamo. Rzeczywiście w tym sezonie już nasiedzieliśmy się w hotelu, bo i w Klingenthal, i w Kuusamo, także doświadczenie mamy i już tych pomysłów jest sporo, których próbowaliśmy wcześniej. Także – karty, filmy, seriale, spacery i tak dalej... Ciężko jest tak czekać, szczerze mówiąc, bo to jest mimo wszystko troszkę męczące, i dla psychiki, i ogólnie dla organizmu. Na szczęście udało się ten jeden skok skoczyć, bo to zawsze jakiś ruch i zawsze jakiś skok. Trzeba być z tego zadowolonym, co jest.

W tym tygodniu udało Wam się skoczyć na Wielkiej Krokwi. Jak ocenisz tamten trening?

– Myślę, że to było to, czego nam wszystkim było potrzeba, bo rzeczywiście warunki były bardzo dobre. Można było oddać 5-6 takich spokojnych skoków, poprawić pewne błędy, a przede wszystkim wczuć się w śnieg, w taką zimową aurę i w te zimowe warunki, bo tego chyba najbardziej brakowało – nawet nie, żeby poprawiać jakieś błędy, tylko zacząć skakać tak, jak w lecie. Do tego trzeba było po prostu się wskakać i wyczuć śnieg.

Jakie cele na jutro?

– Pasowałoby zrobić pierwsze punkty w tym sezonie. A wiadomo – żeby to zrobić, trzeba po prostu oddawać swoje dobre skoki.

Korespondencja z Lillehammer, Dominik Formela i Tadeusz Mieczyński