Strona główna • Austriackie Skoki Narciarskie

Michael Hayboeck: "Jesteśmy szczęśliwi z Heinzem Kuttinem"

Michael Hayboeck swój debiut w Pucharze Świata zaliczył podczas Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 2009/2010. Czterokrotny mistrz świata juniorów w zawodach najwyższej rangi ośmiokrotnie stawał na podium. Swoje jedyne zwycięstwo odniósł w tym roku, w finałowym konkursie 63. Turnieju Czterech Skoczni - w Bischofshofen. Cały niemiecko-austriacki turniej zakończył na drugiej pozycji, tuż za swoim kolegą z kadry - Stefanem Kraftem. Hayboeck jest również drużynowym wicemistrzem olimpijskim z Soczi, a także drużynowym wicemistrzem świata z Falun. Podczas minionego weekendu, 24-latek wywalczył pierwsze indywidualne podium dla swojego kraju w tym sezonie. W Niżnym Tagile przegrał tylko z Peterem Prevcem. Zapraszamy do lektury wywiadu, który przeprowadziła z nim oficjalna strona Międzynarodowej Federacji Narciarskiej.


FIS: Michael, jak dużą ulgą jest dla Ciebie wynik wywalczony w Rosji?

Michael Hayboeck: To dla mnie wielka ulga, ponieważ po coraz lepszych skokach w Lillehammer, w tę sobotę zaliczyłem wpadkę, jaką było 28. miejsce. Mimo to pozostałem spokojny, gdyż warunki w moich obu skokach były bardzo złe. Drugie miejsce osiągnięte dzień później, jest doskonałym potwierdzeniem tego, co jest możliwe przy dwóch dobrych skokach. To bardzo ważny sukces dla mnie, jak i również dla całego zespołu. Koledzy widzą jak szybko mi się to udało i wiedzą, że mogą zrobić to samo.

Czy krytyka w Austrii po pierwszych konkursach nie była chwilami zbyt duża? Wkradła się nerwowość do zespołu, a może górowało przeświadczenie o tym, że jesteście na właściwej drodze?

Ta sytuacja w ogóle mnie nie stresowała. Jako sportowiec, naprawdę nie interesuję się tym, co piszą media. Wiedzieliśmy, że trenowaliśmy dobrze i pracujemy bardzo ciężko. W ostatnich latach mieliśmy zmianę pokoleniową, która jeszcze się nie zakończyła. Nie można wciąż oczekiwać jednej wygranej po drugiej. Ciężko pracujemy i mamy nadzieję, że wkrótce będziemy skakać dobrze. Jesteśmy bardzo zadowoleni z naszego trenera - Heinza Kuttina.

Po ostatnim weekendzie pojawiło się sporo dyskusji na temat wiatru. Niektórzy skoczkowie naprawdę mieli pecha. Jaka jest Twoja opinia?

Rozumiem tę krytykę. W pierwszym konkursie miałem pecha, przez co straciłem wiele miejsc. Dzień później wszystko się wyrównało. Skoczyłem o wiele lepiej, ale do sukcesu potrzeba również szczęścia. Jestem pewien, że zawodnicy przede wszystkim byli zadowoleni z tego, że oba konkursy udało się rozegrać na dużej skoczni. W Ruce odwołano zawody, a w Lillehammer dwukrotnie startowaliśmy na obiekcie normalnym. Wszyscy byli zadowoleni, że mogli skakać. Zawsze będzie tak, że niektórzy mają więcej szczęścia niż inni.

Jak bardzo zazdrościsz Miranowi Tepesowi?

Ani trochę! <śmiech>. To z pewnością nie jest praca dla mnie. Zwłaszcza, jeśli mój syn także uczestniczyłby w zawodach.

Jego syn Jurij miał najgorsze warunki. Myślisz o takich rzeczach?

Nie bardzo. Widziałem tę sytuację i zauważyłem, że to był ponownie on. Oczywiście nie jest to łatwe dla żadnego z nich. Nie ma jednak znaczenia, który skoczek siedzi na belce startowej.

Przed nami ostatni weekend przed Turniejem Czterech Skoczni. Jakie są Twoje cele na Engelberg?

Chcemy wyciągnąć nieco pozytywnej energii z mojego wyniku w Rosji i zabrać ją ze sobą do Szwajcarii. Chcę, aby dobrze wpłynęło to na mój występ. Jako zespół chcemy okazać się silniejsi. Byłoby to ważne.

Przez ostatnie osiem lat Austriacy bez przerwy triumfują w Turnieju Czterech Skoczni. Jak podchodzicie do tego wydarzenia? Chcecie skompletować "dziesiątkę", a może jednak nieco zrelaksować się po tylu sukcesach?

Można na to spojrzeć tak i tak. Najpierw skupmy się na Engelbergu, aby jak najlepiej przygotować się do Turnieju Czterech Skoczni. Turniej, a zwłaszcza domowe zawody w Austrii wyzwalają w nas dodatkową siłę. Trudno to wyjaśnić, ale to może być naszym atutem.

Jak optymistycznie podchodzisz do tego, że kolejnym zwycięzcą ponownie może być Austriak?

Bardzo optymistycznie. Już powiedziałem, że tym razem kolej na mnie <śmiech>. Mówiąc poważnie - nie myślę o tym, ponieważ wszystko musi się perfekcyjnie dopasować. Wiem też, że mamy kilku sportowców, których stać na końcowy triumf. To nie ma znaczenia, czy będę to ja, Stefan Kraft, a może Gregor Schlierenzauer. Być może wróci w bardzo dobrej formie. Chcemy wykorzystać przewagę własnej ziemi.

Mówiąc o przewadze domowych obiektów i własnej publiczności - po Turnieju Czterech Skoczni i krótkiej wizycie w Willingen, czekają nas Mistrzostwa Świata w lotach narciarskich w Austrii. Jak bardzo nie możesz doczekać się tego wydarzenia?

Bardzo mocno. Nadal mam wspomnienia z dzieciństwa i 1996 roku, kiedy Andreas Goldberger zdobył złoto MŚ w lotach w Kulm. Pomimo, że miałem zaledwie pięć lat, dobrze pamiętam tamte zawody. Rywalizacja tam będzie zatem swego rodzaju spełnieniem marzenia z dzieciństwa. Atmosfera będzie niesamowita, a czas do tych zawodów minie bardzo szybko. Nie ma czasu na odpoczynek.

Ostatnią przerwą będzie Boże Narodzenie. Jak spędzisz ten czas?

Bez wątpienia w domu z rodziną. Jestem rodzinną osobą i naprawdę cieszę się na ten okres. Lubię święta, dobre jedzenie i odwiedzających nas krewnych. Nie mogę robić tego zbyt często, szczególnie w zimie. To będzie kilka spokojnych dni, zanim znowu ruszę w drogę.

Ostatnie pytanie. Przed nami bardzo ważne sześć tygodni. Jaki nagłówek chciałbyś przeczytać pod koniec stycznia na temat austriackich skoczków?

Chciałbym przeczytać, że ponownie jesteśmy silniejsi jako zespół. Dodatkowo chciałbym, aby media zrozumiały, że Heinz Kuttin jest dobrym trenerem dla nas. Aktualnie nie ma najlepszej pozycji i niektórzy chcą już powrotu Alexandra Pointnera. Jesteśmy bardzo szczęśliwi z Heinzem i lubimy z nim pracować.