Strona główna • Amerykańskie Skoki Narciarskie

Nick Fairall: "Moje życie jest teraz jak tabula rasa. Ode mnie zależy jak ją zapełnię"

Nick Fairall, po raz pierwszy od wypadku, odwiedził skocznię w Bischofshofen. To właśnie tam, rok temu, podczas kwalifikacji, doznał poważnego urazu kręgosłupa.


Na konferencji prasowej ze szczegółami opowiedział o tym, co odczuwał zaraz po upadku. - W momencie uderzenia, wiedziałem już że będę kontuzjowany, nie wiedziałem tylko w którą częścią ciała – wspomina - Odczuwałem spory ból w dolnej części kręgosłupa. Nigdy nie straciłem przytomności. Z butami skokowymi już tak bywa, że jak masz je na nogach przez dłuższą chwilę, zaczynasz czuć ból i jest dość niewygodnie. Pamiętam jak poprosiłem personel medyczny o ich zdjęcie, wtedy usłyszałem, że już je zdjęli. To był moment, w którym zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji.

Niestety, było to zgodne z prawdą odczucie. Kilka godzin później zawodnik znalazł się na stole operacyjnym. Konieczna była szybka ingerencja chirurgiczna. Fairall doznał złamania dysku L1 z przemieszczeniem, co doprowadziło do uszkodzenia rdzenia kręgowego. Oprócz tego miał złamane 2 żebra, pęknięte płuco, potłuczoną nerkę i krwawienie wewnętrzne. - Po rozmowie z lekarzami wiedziałem już, że wyjście z tego zajmie mi mnóstwo czasu – twierdzi.

Kolejny rok jego życia skoncentrował się wokół rehabilitacji. Ale nie tylko. Końcem lipca wybrał się, aby obejrzeć mistrzostwa USA w Park City. - Fajnie znów było zobaczyć przyjaciół ze skoczni – mówi. Z kolei we wrześniu pojechał nad jezioro Tahoe, gdzie ćwiczył "neuro kinetic pilates." - To było wspaniałe uzupełnienie mojej terapii. Wtedy tak naprawdę po raz pierwszy zauważyłem postępy. Jeździłem też na nartach wodnych, na monoski, grałem w golfa, uprawiałem skydiving, a także grałem w rugby na wózkach – wylicza sportowiec.

Jak na razie tylko w niewielkim stopniu, ale udało mu się odzyskać czucie w nogach. I jak mówi, nie zamierza się poddawać. - Moje życie jest teraz jak tabula rasa, ode mnie zależy jak ją zapełnię. Wszystko idzie w dobrym kierunku, a ja zamierzam nadal ciężko pracować, aby osiągnąć zamierzony cel – zapewnia.

A planów ma wiele. Chciałby wrócić do szkoły, zrobić licencję pilota oraz napisać książkę adresowaną do tych, którzy znaleźli się lub znajdą w podobnej do niego, trudnej sytuacji. - Konsekwencją wypadku był wybór, jaki został przede mną postawiony. Mogłem albo usiąść w fotelu, załamać się i litować nad samym sobą. Ale mogłem też wyjść do ludzi i robić rzeczy, na których mi zależy. I taką właśnie podjąłem decyzję. Bez względu na wszystko prę do przodu i cieszę się życiem. Zachęcam wszystkich, aby czynili tak samo – apeluje.

Jego największym marzeniem pozostaje powrót na skocznię. - Będę ciężko pracował, zrobię wszystko, aby tak się stało. Skoki to sport ryzykowny, każdy z nas zna ryzyko jakie niesie. Paradoksalnie jednak bardzo bezpieczny. Upadek był tylko i wyłącznie z mojej winy. Zawsze zdawałem sobie sprawę, że coś takiego może się zdarzyć, ale nie zamieniłbym go na żaden inny – kończy.

Poniżej filmik z konferencji prasowej z udziałem Nicka: