Strona główna • Polskie Skoki Narciarskie

Okiem Samozwańczego Autorytetu: Klątwa przełamana!

W pomieszczeniu wisiała nerwowa atmosfera. Była tak gęsta, że dało by się w niej zawiesić nie tylko siekierę, ale parę kowadeł. Dym papierosowy spowijał spocone twarze szarym całunem. Pot kroplił się na czołach. W końcu jeden z przebywających w pokoju mężczyzn rzekł po niemiecku z pięknym naddunajskim akcentem: Teraz panowie, to nie wygramy TCS przez kolejne dwadzieścia lat.


Klątwa przełamana! Po raz pierwszy od siedmiu lat skoczek spoza Austrii wygrał Turniej Czterech Skoczni! A komu światowe skoki zawdzięczają tę miłą odmianę? Jam to – nie chwaląc się – sprawił. Udało mi się zapeszyć!

W tym artykule zastosowałem podstęp, typując do zwycięstwa samych Austriaków. Ponieważ najczęściej mam pecha i rzadko kiedy moje przewidywania się sprawdzają – zapeszyłem. Austriakom na pocieszenie udało się zrywem w ostatnim konkursie chociaż ocalić obecność na podium, czym podtrzymali trwającą już teraz 10 lat passę. Ale ta najważniejsza – zwycięska – się skończyła. Austriacy jeszcze nie zdążyli przetrawić tego faktu, a tu jak grom z jasnego nieba gruchnnęła wiadomość, że Gregor Schlierenzauer odstawia skokówki do kąta co najmniej do końca zimy i nie wiadomo, kiedy znów je przypnie. Zapewnił co prawda, że powróci, ale ja prywatnie nie jestem tego taki pewien. Trudno będzie znaleźć motywację, gdy wygrało się w życiu tak wiele. Prawie wszystko. I właśnie to "prawie" może być motywatorem. Temu dominatorowi, być może drugiemu obok Nykaenena najwybitniejszemu skoczkowi w historii, brakuje w kolekcji tego najcenniejszego – tytułu indywidualnego mistrza olimpijskiego. Jednak to tylko "może". Nie musi. Dodajmy jeszcze do tego informację, że twórca najwiekszych austriackich sukcesów – Alexander Pointner – zdecydował się trenować Bułgara. Świat austriackich skoków zatrząsł się po prostu w posadach.

Ale narobiłem, nie? Jednym artykułem. Zaprawdę – słowo jest potężniejsze niż wszelki miecz obosieczny... No – jako człowiek słynący z uczciwości muszę oczywiście przyznać, że nie dokonałem tego sam. Swój skromny udział miał w tym też pewien dwudziestotrzyletni Słoweniec, który nabrał już poprzedniej zimy takiego szwungu, że najprawdopodobniej przeleci nim przez całą tegoroczną zimę zgarniając w locie koszącym wszystkie najważniejsze trofea.

Prevc ma po Bischofshofen 924 punkty i przewagę ponad dwustu nad Freundem. Niemiec jako jedyny tej zimy wygląda na zawodnika, który mógłby podjąć ze Słoweńcem walkę. Ale patrząc wstecz – w ciągu ostatnich dwudziestu sezonów, skoczek który po Turnieju Czterech Skoczni zgromadził ponad 800, nie mówiąc już o 900 punktach – zawsze wygrywał Puchar Świata i to zazwyczaj w cuglach. Wyjątek stanowi sezon 1998/1999. Wtedy zwycięzca TCS i zarazem lider PŚ Janne Ahonen miał 893 punkty. A PŚ zdobył Martin Schmitt. Też Niemiec zresztą. Tyle że tamten Niemiec miał tylko nieco ponad 100 punktów straty do lidera. I na początku zimy to on dominował. Do Garmisch-Partenkirchen nie schodził z podium, wygrywając 6 z 8 konkursów, w których startował! Dopiero dwa słabe (najsłabsze w sezonie) występy w austriackiej części Turnieju pozbawiły go zarówno plastronu lidera jak i zwycięstwa. Potem jednak Schmitt szedł jak burza i tylko kilka absencji na zawodach spowodowało, że wyprzedził Ahonena dopiero na finiszu w Planicy. Tej zimy to Prevc jest zdecydowanym dominatorem. Żaden Niemiec mu niestraszny. Jeśli nie przydarzy się żaden kataklizm, będzie mógł u siebie w Planicy świętować triumf, który zeszłej zimy minął go o ćwierć włosa.

Jak już jesteśmy przy Niemcach. Niemcy też wreszcie utarli nosa Austriakom – Freund finiszował wyżej w Turnieju od Hayboecka. I choć Austriacy w pierwszej piątce mieli jeszcze Krafta, to kolejnego Austriaka trzeba szukac dopiero na 18. miejscu. A Niemcy w pierwszej "12" zmieścili aż czterech. Wrzeszcie się trochę odkuli na sąsiadach i współorganizatorach.

Nasi w pięciu przez cały TCS uzbierali 64 punkty. Dwóch Francuzów w tym samym czasie uzbierało 62 punkty. W sumie wszyscy Polacy (w zeszłym sezonie brązowi medaliści MŚ) od początku sezonu zdobyli ich mniej od Stefana Krafta. Czy ja długo mam się tak znęcać? Kiedy wreszcie coś drgnie? Nie dość, że okres przygotowawczy przygotował naszych co najwyżej na heroiczną walke o wejście do drugiej serii, to w dodatku z biegiem czasu nie tylko nie widać żadnej poprawy, ale wręcz pogorszenie. A tu za chwilę półmetek sezonu i najważniejsza impreza zbliża się wielkimi krokami.

Ale może za wysoko mierzę, że porównuję w tej chwili Polaków z Francuzami? Było nie było, żabojady właśnie łyknęły w Pucharze Narodów Finlandię. Co to się panie dzieju porobiło. Wydawało się przez dwa ostatnie sezony, że Finowie jakoś powoli się wygrzebują z tej swojej czarnej dziury a tu czarna dziura zrobiła mlask i póki co wystaje z niej tylko czubek nosa Asikainena. Tak. Jedynym Finem, który zdobył w tym sezonie punkty, jest były kombinator norweski. To trochę tak, jakby w szwajcarii zegarki produkował już tylko jeden człowiek, w dodatku do niedawna producent pozytywek. Albo jakby w Rio w karnawale maszerowała ulicą tylko jedna tancerka, z nogą w gipsie, w dodatku emigrantka z Argentyny. Albo jakby Barcelona, bez żadnego Katalończyka w składzie, przegrywała do przerwy ze Swornicą Czarnowąsy. Ale nie będę przynudzał o Finach, bo ktoś z PZN przeczyta i będzie dowodził, że z nami wcale jeszcze nie jest tak źle... Zresztą nie znam fińskiego, może tam też jest ktoś, kto twierdzi, że Finowie też mają kontakt z czołówką i szansę na medale w Kulm? W końcu świat to fascynujące miesce, pełne niepodzianek, dziwów i zaskoczeń.

A Vincent Descombes Sevoie zrobił wynik życia w Turnieju Czterech Skoczni. Już w zeszłym sezonie pokazał, że jest przywoitym skoczkiem. Jeśli w tym ustabilizuje nieco formę to i w generalce PŚ może wykręcić wynik życia. Najlepszy TCS w karierze zaliczył też Hula. Polak – podobnie jak Francuz – jeśli ustabilizuje formę, też ma szansę na najlepszy sezon zimowy w karierze. To byłaby jedyna na razie pozytywna informacja z polskiego obozu. Oblężonego. Dość poważnie. Taki właśnie obrazek mi się rysuje – działa milczą, prochów brakuje, obrońcy potykają się o własne nogi szukając po ciemku karabinów, dowódca gapi się na mapę sztabową i trzymając ją do góry nogami, zastanawia się, czemu opisy są po mandaryńsku. I tylko dzielny rezerwista starszy szeregowy Stefan Hula hasa po wałach, machając małą, wystrzępioną biało-czerwoną chorągięwką i zawzięcie strzela do wrogów ze swojej procy żołędziami...

Podobno w TVP ktoś chlapnął (TCS oglądałem niemal w całości w Eurosporcie) że wciąż mamy kontakt z szeroką czołówką. Nie wiem nawet kto, może ktoś zacny, może nawet go lubię, ale jeśli faktycznie tak powiedział, to ja przytaknę. Oczywiście. Jasne. Mamy. Mniej więcej taki, jaki ten ktoś z rzeczywistością. No chyba, że ta szeroka czołówka to dziś Francuzi, drugi sort Japończyków i grupa krajowa Austriaków. Taka wiecie czołówka, co to jest szersza, niż dłuższa.

Norwegowie muszą być trochę rozczarowani. Rozpoczęli tę zimę z przytupem, ale tandem liderów coraz bardziej im odjeżdża a do walki o zwycięstwa i podia włączył się Hayboeck. Tande zupełnie zgubił formę. Niby odżyli Stjernen i Fannemel, ale to jednak nie to. Z Norwegami jest trochę dziwna sprawa. Szczególnie w Pucharze Świata. Nikt nie kwestionuje, że to stały uczestnik Wielkiej Czwórki. Trofeów, medali, tytułów, sukcesów mają na pęczki. Ale jesli chodzi o wygrywanie... Po pierwsze Kryształowych Kul mają tylko 3. To już my mamy 5. Ktoś powie, ok – Niemcy też mają ledwie jedną więcej od Norwegów a mniej od Polaków. Ale Norwegowie – w przeciwieństwie do Niemców - nie wychowali sobie nigdy takich dominatorów, wygrywających seriami. Wielkie imprezy – tak. Mają medali i trofeów, że hoho i jeszcze trochę. Ale w Pucharze Świata trudno szukać norweskich nazwisk, które rzucaja na kolana. Czy ktoś z pamięci potrafi teraz wymienić nazwisko norweskiego skoczka, który ma najwięcej pucharowych zwycięstw w swojej karierze? Tak, to Roar Ljøkelsøy. A ile ich ma? 11. Nie robi to wrażenia przy 53 Schlierenzauera czy nawet 23 Freunda. Prevc ma już tyle samo co Norweg. A wygląda na to, że chłopak dopiero się rozkręca.

Na liście skoczków z największą ilością zwycięstw w PŚ Ljøkelsøy zajmuje... 24 miejsce! Wyżej od niego figuruje ośmiu Austriaków, pięciu Niemców, trzech Finów, po dwóch Japończyków i Polaków, Szwajcar, Słoweniec i Kanadyjczyk! Tak – Horst Bulau nastukał w dwunastoletniej karierze więcej pucharowych zwycięstw, niż najlepszy z Norwegów. Norwegowie zawsze szli ławą. W Pucharze Narodów wygrywali 6 razy. Konkursów drużynowych wygrali 13 – mniej tylko od Austriaków i Finów. Ale na podium drużynówek stawali 43 razy i tu ustępują tylko Austriakom. Czyli w kupie u nich siła. Ale w temacie indywidualnych gwiazdorów – to już gorzej.

Czołówka PŚ 0701.2016
LpZawodnikkrajpkt.strata1strata2
1 Peter Prevc Słowenia 924 0 0
2 Severin Freund Niemcy 719 205 205
3 Kenneth Gangnes Norwegia 595 329 124
4 Michael Hayboeck Austria 487 437 108
5 Johann Andre Forfang Norwegia 452 472 35
6 Richard Freitag Niemcy 334 590 118
7 Stefan Kraft Austria 328 596 6
8 Daniel Andre Tande Norwegia 303 621 25
9 Noriaki Kasai Japonia 278 646 25
10 Domen Prevc Słowenia 276 648 2

Poczet Zwycięzców 0701.2016
LpZawodnikkrajliczbawPŚ
1 Peter Prevc Słowenia 6 1
2 Severin Freund Niemcy 3 2
3 Keneth Gangnes Norwegia 1 3
4 Daniel-André Tande Norwegia 1 8

Poczet Podiumowiczów 0701.2016
LpZawodnikkraj123razemwPŚ
1 Peter Prevc Słowenia 6 3 1 10 1
2 Severin Freund Niemcy 3 2 2 7 2
3 Kenneth Gangnes Norwegia 1 2 2 5 3
4 Daniel-André Tande Norwegia 1 0 0 1 8
5 Michael Hayböck Austria 0 3 1 4 4
6 Johann André Forfang Norwegia 0 0 2 2 5
7 Andreas Stjernen Norwegia 0 0 1 1 13
8 Joachim Hauer Norwegia 0 0 1 1 17

Plastikowa Kulka 07.01.2016
LpzawodnikkrajliczbawPŚ
1 Killian Peier Szwajcaria 2 54
2 Radik Żaparow Kazachstan 1 n
3 MacKenzie Boyd-Clowes Kanada 1 54
4 Karl Geiger Niemcy 1 51
5 Dawid Kubacki Polska 1 42
6 Ronan Lamy Chappuis Francja 1 41
7 Jan Matura Czechy 1 37
8 Gregor Schlierenzauer Austria 1 31
9 Anze Lanisek Słowenia 1 19
10 Manuel Fettner Austria 1 19

Cytaty zupełnie na temat:

Igor Błachut: "Trener Stoeckl z kolei szczęśliwy, jakby w totka wygrał."

Przecież każdy wie, że pieniądze szczęścia nie dają...

Igor Błachut: "Jest trzech Polaków w drugiej serii. Już nawet zdaje się szampan strzelił z tej okazji w pomieszczeniu gdzie ogladają rywalizację nasi koledzy."

...and the Oscar in cathegory "szpila wbita w tyłek konkurencji" goes to...

Igor Błachut: "Taki duży skoczek i taki mały telemark"

Trzecie Prawo Skokowe Błachuta: Rozmiar telemarku jest wprostproporcjonalny do rozmiaru skoczka.

Pierwszy Wyjątek Pieczatowskiego: Powyższe prawo nie obowiązuje szwajcarskich złotych medalistów olimpijskich.

Jakub Pieczatowski: "To było znacznie dalej, niż 125 metrów, bo o 100 centymetrów dłuższy skok."

Panie Jakubie, ja też oglądałem ten film i byłem pod ogromnym wrażeniem, ale już mi przeszło...

Cytat zupełnie nie na temat:

"Kumotrowie okrutnicy! Czyńcie swoją powinność!"

64. Turniej Czterech Skoczni przeszedł do historii. A konkursy w Willingen wzięły mnie z takiego zaskoczenia, że nawet nie wiem, jakie dwie rzeczy będą tam pewne. Ale jakieś będą. Chyba.