Strona główna • Mistrzostwa Świata w Lotach

Kamil Stoch: "Nie zamierzam się poddawać"

Pomimo porażki w czwartkowej serii kwalifikacyjnej, Kamil Stoch postanowił nie wracać przedwcześnie do Polski, lecz pozostać w Bad Mitterndorf, gdzie w piątkowe przedpołudnie miał okazję oddać jeden skok treningowy w roli przedskoczka. 28-latek wylądował w okolicach 185. metra.


- Wczoraj krążyły mi po głowie różne myśli. Tak bywa. Czasem musimy przeżyć coś bardzo mocnego, co zadziała bardzo dotkliwie na nas samych. Żebyśmy później zdali sobie sprawę, po co to robimy, co chcemy osiągnąć i co my z tego mamy. Wczoraj dość mocno to przeżyłem, ale po powrocie do hotelu zdecydowałem, że jeżeli jest szansa, to dlaczego z niej nie skorzystać. W końcu po to tutaj przyjechałem. Nie przyjechałem oddać dwóch w miarę dobrych skoków, po czym trzeci zepsuć i wrócić do domu z podkulonym ogonem. Chcę dalej walczyć. Nie wiem czy wystartuje w konkursie drużynowym, ale na tę chwilę najważniejsze jest dla mnie, aby zbudować pewność siebie i radość z tego, co robię. Ale taką prawdziwą. Nie tylko z wygrywania i oddawania dalekich skoków. Z takich fajnych skoków, które dają mi poczucie spełnienia się. W sumie tyle. W dalszym ciągu nie zamierzam się poddawać. Wczorajsza sytuacja pokazała, że wiele pracy przede mną. Pracy ukierunkowanej. Muszę się cofnąć do tyłu, nawet kilkanaście kroków i wrócić na ścieżkę, którą miałem do tej pory, patrzeć tylko przed siebie i ciężko pracować - powiedział 28-latek.

- Emocje jak emocje, są zawsze. Czasami są dobre emocje, które towarzyszą nam podczas zawodów i one dodają nam energii. Pozwalają nam uwolnić to, co czasami jest schowane, ale coś dobrego, co wyzwala z nas jeszcze więcej. A czasami są te gorsze emocje, które nie pozwalają nam w ogóle zrobić nic. Nawet w najmniejszym stopniu tego, co potrafimy. Wydaje mi się, że takie złe emocje długo się we mnie zbierały i wczoraj dały upust wszystkiemu. Cieszę się, że poniekąd, co zabrzmi dziwnie dla wielu kibiców, ale być może tak miało być. Miało mnie aż zaboleć to, co się wydarzy, abym w końcu wrócił do swojego normalnego systemu i bycia - dodał mistrz świata z 2013 roku.

Czy można mówić o jednym z największych wstrząsów w dotychczasowej karierze? - Oj nie. Tych wstrząsów było wiele. Widocznie ja tego potrzebuję i taki jestem, że kiedykolwiek bym zabłądził, musi coś się stać. Wiadomo, że to nie jest nic takiego złego, że muszę rozpaczać, bo zawaliło się moje życie. Wiadomo, że tak nie jest. Zepsułem totalnie wczoraj skok i nie można się usprawiedliwiać, ale widocznie tak musiało być.

- Nie byłem do końca zadowolony z wczorajszych skoków, a poniekąd powinienem być, bo te skoki nie były tragiczne. Wystarczyło poprawić kilka elementów i to by po prostu ruszyło, a następnie wróciło do fajnego poziomu. Ja zamiast tego, zacząłem się skupiać nie na tym, czego mi brakuje, ale na tym, co chciałbym jak najszybciej zrobić i wszystko się posypało.

Te pojedyncze skoki treningowe w piątek i sobotę się przydadzą? - Nie chciałem opuszczać tego miejsca ze złym wspomnieniem i poczuciem zawiedzenia samego siebie i kibiców. Ja chcę oddawać dobre skoki i wyjechać stąd z poczuciem zrobienia dobrej pracy. Uważam, że dziś zrobiłem mały krok do przodu. Skok był niezły. Oczywiście skrócono nam najazd, co z Piotrkiem oceniliśmy jak zepsucie całej zabawy, ale poniekąd rozumiemy sędziów. Skaczemy w Pucharze Świata, przez co chcieli porównać rozbiegi, z jakich mogą pójść zawody. Nie był to skok na rekord, ale był solidny i cieszę się z niego.

- Nie wyłączyłem się wczoraj, ale nie miałem nic do powiedzenia. Co mogę powiedzieć po takim skoku? Przepraszam? To też nie jest dobre, bo nie mam za co przepraszać, bo robię to poniekąd dla siebie. Wspiera mnie bardzo dużo ludzi, za co im bardzo serdecznie dziękuję, ale nie chcę nic mówić w emocjach, czego bym później żałował. W takich skrajnych emocjach mogły paść różne słowa. Wolałem dziś na spokojnie porozmawiać i powiedzieć coś miłego. Powiedziałem, że nie będę się poddawał, że w dalszym ciągu chcę pracować. Być może to potrwa. Może to być tydzień, miesiąc, a może być też pół roku. Jestem gotowy do tego, aby znowu zacząć pracować. Być może trochę od początku. Nie samego początku, ale trzeba się cofnąć sporo, aby zbudować od początku to, co trochę się posypało.

- Jest kilka problemów. Jeden jest dość głęboki, a kilka jest płytkich, które mogę poprawić ze skoku na skok. Z tym głębokim muszę się pomęczyć, przez co będę nieraz przeżywał różne sytuacje, które mnie będą dotykać mocniej lub słabiej. Jestem gotowy to przyjąć i zacząć pewną pracę od początku. Chcę spokojnie budować dobrą dyspozycję. Taką, żeby znowu skakać na wysokim poziomie. Będę dopingował kolegów z kibicami.

Korespondencja z Bad Mitterndorf, Tadeusz Mieczyński.