Strona główna • Puchar Świata

Maciej Kot: "Konkurs dzisiaj nie miał wielkiego sensu"

W niedzielę pogoda pokrzyżowała plany organizatorom zawodów Pucharu Świata w Oslo. Rywalizacja indywidualna została odwołana po półtorej godzinie od jej planowanego rozpoczęcia. Pomimo że wszyscy Polacy biorący udział w piątkowych kwalifikacjach awansowali do konkursu i można było mieć nadzieje na ich dobry występ, nasi zawodnicy nie złościli się na podjętą przez jury decyzję.


Maciej Kot nie miał zbyt wielu okazji, by zaprezentować się kibicom zgromadzonym na Holmenkollbakken. Nie znalazł się w składzie Polaków na sobotni konkurs drużynowy, a zawody indywidualne zostały odwołane, nim zdołał oddać skok. Mimo to uważa, że decyzja podjęta przez jury była słuszna: - Chcieliśmy skakać, ale tak po trzech godzinach czekania troszkę ta chęć się ulatniała – przyznał. – Wiadomo, cały czas byliśmy w gotowości, ale jest ulga, że w końcu zapadła jakaś decyzja, bo chcieliśmy po prostu wiedzieć, co robić. Takie trzy godziny czekania w pełnej gotowości, co chwila dogrzewanie się, przebieranie, wjeżdżanie na górę, zjeżdżanie, to nie jest coś co skoczkowie lubią. Szkoda, że się nie udało, ale dobrze, że ta decyzja nie była przekładana nie wiadomo ile.

Prognozy pogody na weekend w Oslo od początku nie były najlepsze. Najpierw intensywne opady śniegu i deszczu, a później mgła utrudniały życie kibicom, realizatorom telewizyjnym, a przede wszystkim skoczkom. Jednak zakopiańczyk był powściągliwy w ocenie warunków panujących na skoczni w niedzielę: - Nie oddałem dzisiaj ani jednego skoku, myślę, że Bartek byłby w stanie lepiej ocenić sytuację, bo oddał tutaj dwa skoki. On wie, jakie warunki panowały rzeczywiście na skoczni. Ale myślę, że ten konkurs dzisiaj nie miał wielkiego sensu, bo po pierwsze byłby bardzo loteryjny, ten wiatr rzeczywiście mieszał. Może nie był jakiś bardzo niebezpieczny, ale bardzo mieszał. Po drugie skacze się po to, żeby kibice mieli z tego radość, żeby oni to oglądali, a kibice na dole nic nie widzieli. Ja w telewizji oglądałem skok Bartka i właściwie też nic było nie widać. Tak że rozegranie tego konkursu i tak mijało się z celem, bo oglądalność tego byłaby zerowa jeśli chodzi o widoczność. Nie skakalibyśmy dla ludzi, ten konkurs byłby bardzo loteryjny, nie do oglądania i pewnie ta jedna seria przeciągałaby się w nieskończoność, bo trzeba byłoby wyczekać dobrych warunków. Tak że myślę, że dobra decyzja. Mam też nadzieję, że ten konkurs odbędzie się na innej skoczni, nie zostanie całkowicie anulowany.

W piątek Maciej Kot nie był zadowolony ze swoich skoków treningowych i kwalifikacyjnych. Jednak trener Wojciech Topór, a także sam zawodnik zapewniali, że wiedzą, co poszło źle i konkurs indywidualny był szansą na wyeliminowanie błędów: - Tak, właśnie mam taki lekki niedosyt, że nie udało się tego sprawdzić – przyznał. - Jakby seria próbna się odbyła, to wiedziałbym, czy to było to o co chodzi, czy nie. Byłem w stu procentach przekonany do takiego mojego jasnego planu i rzeczywiście był on fajnie w głowie ułożony i podejrzewam, że byłoby okej, ale póki się nie sprawdzi czegoś w praktyce, to nigdy nic nie wiadomo. Ale rzeczywiście plan był i z takim jasnym planem polecimy do Trondheim, tam będziemy dalej walczyć.

Zakopiańczyk nie oczekuje z utęsknieniem występów na Granasen: - Nie jest to moja ulubiona skocznia – śmiał się. – Norweskie skocznie nie bardzo trafiają w mój gust, ale wiadomo, na każdej skoczni trzeba walczyć, a jeśli jest forma, to na każdej z nich potrafi się skakać. Mam nadzieję, że tak będzie tym razem. Tutaj rzeczywiście było ciężko, ale na pewno wnioski, które wyciągnąłem wczoraj i ten plan, który mam w głowie pomoże mi w tym, żeby w Trondheim od razu od pierwszego skoku zacząć z lepszego poziomu i później się rozpędzać, tak że jestem dobrej myśli.

Korespondencja z Oslo, Tadeusz Mieczyński i Dominik Formela.